środa, 8 stycznia 2014

Praca

Dzisiaj, kiedy niosłem ten mój, wydrukowany i zbindowany doktorat mojemu promotorowi do skrzynki na Gołębią, runąłem jak długi, nie dostrzegając pode mną trzech stopni schodków, zaczytawszy się uprzednio i próbując znaleźć mocne punkty tego, co trzymałem w rękach. Kiedy powiedziałem o tym dziadkowi, powiedział, żeby tylko pecha nie przyniosło. Być może, tak, być może trzeba uznać to za fakt symbolicznej klęski, niemniej z kolan podniosłem się, otrzepałem i doktorat do wskazanej skrzynki zaniosłem. Więcej, byłem na basenie, żeby podreperować nieco bolącą nogę (pewnie naciągnąłem sobie jakieś ścięgno), posmarowałem maścią i powróciłem do tego mojego Bunina. Pierwsza księga "Młodości" Bunina: plamy światła w dzieciństwie rozsiane gdzieniegdzie po kuchennych sprzętach, drzewach okalających ziemiański dworek, kryjówki dziecięce, plamy światła, słoneczne plamy dzieciństwa (nasuwają się sceny z "Obłomowa" w reżyserii Michalkowa). Druga księga: jesienny i zimowy czas, zawieja i mróz, zamarznięta żebraczka, ciche światło przytulnego domostwa, przedziału pociągu, świece, które palą się jednocześnie wbrew zimie i zupełnej z nią zgodzie, w harmonijnym przenikaniu. Trzecia księga przede mną. Ale na ten czas wybrałem jak sądzę idealnie lekturę z biblioteki osiedlowej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wyimek _ Poemat nowy _ cz. 2

Wieniu, kiedy będę umierał, powiem Tobie w zaufaniu: pamiętaj stary, najważniejsze jest lizanie gnata. Przegrać z Panem Bogiem to jak wygrać...