niedziela, 31 grudnia 2023

Wyimki, fragmenty, intuicje, błyski _ cz. 33

Piszę przez siebie, stwarzam niewidzialne piekło, którego nie można dotknąć, jest to bezpieczne, bo tego nie ma, nie było nigdy, nigdy tego nie będzie.

Powiedzieć do jakiegoś ważniaka, publicznie: pierdol się bucu. No dobra, ale co to zmieni, ważniak dostanie zawału albo ważniaczka, może i lepiej, jednego chuja mniej.

Jeśli nie piszesz jajami, to lepiej zrobisz dla siebie i pisania, jeśli pójdziesz się wysikać i przestaniesz pisać.

W tym świecie dobrze bawi się jedynie kilku, do znudzenia przewidywalnych despotów.
Reszta, aby przetrwać, musi udawać, że z nabożną czcią słucha ich brzmiącego jak kataryna pierdolenia.

Ludzie wewnętrznie uporządkowani, często posiadają głęboką wrażliwość. Problem w tym, że nie da się z nimi gadać.

Celowo przeginam w tych Wyimkach w nadziei, że dotrę z tym przesłaniem do tych wszystkich do głębi dotkniętych i oburzonych imbecyli.

Rano zapewne obudzę się z poczuciem, że coś solidnego przeskrobałem… W nocy wszystko olewam, bo nigdy nie dowierzam, że Pan Bóg jeszcze zechce mój zrezygnowany do szczętu łeb kolejny raz  podnieść.

Mam bardziej pojemne serce niż Marian Stala. Gorzej z inteligencją krytycznoliteracką, ale coś za coś, to sercem zbawisz ten świat, nie rozumem.

Od dwudziestu lat mieszkam w szpitalu psychiatrycznym, wierzcie mi, to nic przyjemnego.

Kiedy rozmawiałem z Marianem Stalą o moich Wyimkach, wydał mi się krytykiem o dobrym sercu, jakoś życzliwym w stosunku do mnie. Ciekawe, co by Błoński powiedział.

Teraz, jak dostosować ten bezpośredni, Wyimkowy język do języka konwencjonalnej, napuszonej gawędy słownej. Nie obronię się nigdy. Poproszę mojego przyjaciela Mirka, żeby mi zawczasu zbudował gilotynkę na własny tylko użytek.

Nie ma niczego bardziej nudnego i konserwatywnego aniżeli awangarda, dlatego jako z koziej dupy trąba krytyk, zajmuję się tzw. poetami awangardowymi.

Wejść tak w gorset konwencji, aby nie uwierał, poczuć miłość do gorsetu i być luzakiem.
To prawdziwa miłość, za którą idą ludzie.
Ci którzy się o mnie troszczą, przeważnie mnie nie rozumieją. Reszcie służę jako obiekt do badań.

Żyję w tak do cna przeżartym zawodowym egoizmem bańkach świecie, że nic, zupełnie nic mi z żadnej strony nie grozi. Pisz se Pan, ile wlezie, i tak Cię nigdzie nie ma.

Wierzę w Boga, w Wyimki nie. Świat przez Niego stworzony jest mądrzejszy, aniżeli ta dłubanina tutaj.

Kiedy przychodzą prawdziwe obowiązki, znika wszelkie napięcie.

Wejść w coś od środka jest o wiele ciekawiej, aniżeli fanzolenie na zewnątrz tego. Dlatego terapia, choć przeważnie nudna, jest jednak o wiele ciekawsza, aniżeli wszelakie teorie, które wokół niej powstały.

Rozmowa między ludźmi? Dzisiaj nie istnieje.

Niechaj emotikony i profile przychodzą na spotkania autorskie, szkoda sobie zawracać głowę czymś tak błahym, jak owa, symulowana rzeczywistość życia literackiego, symulacrum jest prawdziwsze w tych czasach, nieliczne grupki żywych kryją swoje rzekome przewagi w bardzo zamkniętych kręgach, udając, że nic nie wiedzą o profilach i emotikanach, to strategia wygodna, ale możliwa.

Jakże często geniusz mylony jest dzisiaj z nieludzką inteligencją. To znak choroby tych czasów. Przemożne pragnienie siły.

Czy wierzę w obietnicę rajskiej szczęśliwości? Wierzę. Wszak niebyt jest w rzeczy samej rajski.

Znałem kiedyś pracownicę kultury, bardzo złośliwą i peplającą na prawo i lewo o cudzych intymnościach, o mentalności baby z targu, teraz, kiedy ona pojawia się w lokalu, ja z niego znikam.

Odbijam się w Urbanowskim jak idiota, osiołek. To jest to niby głębokie, „prawicowe” patrzenie, niesłychanie powierzchowne i do tego przemocowe.

Zostałem wydany na świat wskutek aktu przemocowego i teraz muszę napierdalać się ze wszystkimi, którzy tej przemocy są nauczeni – ja jestem na tego myślenia antypodach.

Po rozmowie z Lamprechtem, całą noc chodziłem nagi i pijany po klasztornych ogrodach, w nadziei, że spotkam katów, szpiclów i tchórzy, którzy mnie zaaresztują.

Lamprecht chciał mnie wpuścić w maliny. Jego zdaniem mu się to udało.

Pozwolić patrzeć innym na ciebie ich oczami. To właśnie owa nagość, na którą im pozwalasz, jakbyś chodził nieustająco z chujem na wierzchu.

Umiem genialnie bić się w ringu. Poza ringiem jestem uśpiony nieco i wszystkiego zapominam, bo tam już, poza ringiem, panuje wolna amerykanka.

Szukasz przyjaciół wśród pisarzy? Prędzej ich znajdziesz wśród płatnych morderców.

Przychodzi Lamprecht, „wielki dekonstruktor” i jako alternatywę mojego pisania tutaj, daje mi klatkę z kanarkami. To ciągle klatka, co z tego, że są w niej kanarki?

Jeśli czegoś nie rozumiemy, albo coś zgoła jest dla nas niewygodne, odkładamy to do klatki z napisem choroba psychiczna. I uspokojeni, wcale nie speszeni, wracamy do swoich obowiązków. Zbyt dufni jesteśmy bowiem we własne siły, aby czemuś należytą i należną uwagę poświęcić.

Przegrałem. Czas się napierdolić.

Nie ma schizofrenii ten, który zna z czego składa się materia życia. Schizofrenicy mają to do siebie, że przyspieszają zejście swoje z tego łez padołu i już zawczasu bujają po niebieskich łąkach, najczęściej z kim tam popadnie.

Rozszczepienie mojej duszy, a zarazem moja śmierć za życia, łatwe to nie jest, ale broni przed wszystkim, jak umarłemu zadać możesz śmierć? Nie możesz.

Podobne rozszczepienie obserwuję w życiu społecznym. Ludzie wolą sobie walnąć fotę z kimś, aniżeli z tym kimś pobyć, tym samym wybierają śmierć na starej fotografii, aniżeli ulotne carpe diem.

Odkąd moim zawodem stało się bycie pacjentem psychiatrycznym, muszę się do tego zawodu dostosować i udawać pierdolniętego. Gorzej, kiedy pozostali członkowie rozmaitych grup, w żadne rolę nie wchodzą, ale są, nazwijmy to, autentyczni; to wyjątkowo męczące, trzeba mieć do tego zdrowie.

Zapytaj o to, jakich masz przyjaciół, gdy coś ci się w końcu uda.

Ludzie najczęściej oburzają się, kiedy im ktoś powie, że głupio się bawią; czy to w spisek na swoje życie, czy w bycie Mesjaszem, czy w cokolwiek innego… Podobno dojrzały człowiek ma dystans do zabawy, niedojrzały nie… Ale ci niedojrzali właśnie z zabawy owej czerpią wielką radość. Czy radość ową odbierać jest czymś naprawdę moralnym?

Artyści ze swej natury, zawsze skrajnie infantylnej, dążą w swoim, przeważnie nędznym i marnym żywocie, do dwóch rzeczy: sukcesu, oby był wielki i niespodzianki, oby była cudowna. Sęk w tym, że dramat zaczyna się w momencie, kiedy stan nieustającego, wielkiego sukcesu i nieustającej, cudownej niespodzianki, nie trwa permanentnie. Wtedy ten i ów, najczęściej sięga po to, co ów stan może imitować: alkohol, towarzystwo, śpiewy, tańce, do rana. Dziecko w artyście domaga się nieustającej uwagi oraz nieustannej pieszczoty, dziewuchy spierdalajcie od takich jak najdalej.














niedziela, 17 grudnia 2023

Wyimki, fragmenty, intuicje, błyski _ cz. 32

 Jaką funkcję pełnią wulgaryzmy w moich Wyimkach? Są substytutem realnej obecności kogoś naprawdę bliskiego, wołaniem o miłość, krzykiem zrozpaczonego samotnika.


Jest już za późno, żeby się wycofać. Ale z czego? Przecież ty w niczym szczególnym tak naprawdę nie jesteś. Niektórzy nazywają to niszą, co w nomenklaturze realnej zwie się głęboką dupą.

Gadowski w „Obronie świata” bardzo dobrze opisuje procesy, które doprowadziły do tego kulturowo i kulturalnie ogołoconego obszaru, który mamy. Ktoś ma w tym interes widać, żeby ludzi oduczyć wrażliwości normalnej i nauczyć nowej – diabelskiej, nazwijmy to wprost.

To, że świat idzie w fatalnym kierunku, nie jest zgoła żadnym odkryciem. A nie chcę też snuć spiskowych teorii dziejów, lecz być może w tych wszystkich szczepionkach również było jakieś świństwo. Zauważcie Państwo, że większość podobne wytwarza teraz mechanizmy. Lewackie myślenie cechuje się tym, że nie ma różnic między ludźmi. A są i to ogromne. Natomiast teraz wszystko zmierza do totalnego ujednolicenia. Komunizm już był lepszy, bo te wszystkie uniformy były jeno idiotyczną fasadą, pod którą zgoła kryły się zawsze światy różnorodne, stąd jego fiasko, pseudo kultura nie mogła pokonać odruchów naturalnych. Natomiast dziś owo ujednolicenie staje się realnością. Lucyfer zawsze bracie będzie cię kusił obietnicą szczęśliwości, byś potem zawył w bólu spotykając się z pustką.

Coraz bardziej uświadamiam sobie, że realna prawda kryje się zawsze w tym, co małe, skromne, niepozorne, nigdy nie wywyższające się.

Każda historia, aby zostać wielką, musi najpierw być historią lokalną. Gdy ktoś od wielkości zaczyna, ten chujem jest i bucem.

Tak, jestem nim, to ja nim jestem, jestem Waszym Mesjaszem ze Zwisu, możecie za mną podążać.

Nagłe przeczucie: z pomocą Chrystusa wygram tę batalię.

Ktoś pomachał mi ręką i powiedział: miłość. Nie zwróciłem na to uwagi, nie odmachałem.

Ci, którzy zobaczyli we mnie Boga, zapalili światło w moim pokoju.

Jestem odpowiedzialny za białą różę, tego chciał Pan Jezus. Biała róża jest językiem.

Miała prawo do własnej biologii i do świętości, Szinedka.
Poruszają mnie niewidzialne dłonie.

Bywam strasznym chujem, ale niechcący. Niech mi wybaczą ci, których skrzywdziłem, bo mogę nie zdążyć im zadośćuczynić.

Węszenie w cudzych sprawach celem rzekomego pomagania, być może ma u swojego źródła wściekłość i cel naprawy swojego mocno nadszarpniętego wizerunku kosztem tytłania się nieustającego w biedzie i upokorzeniu innych.

Nie wiem, do czego doprowadzi mnie to niewyobrażalne wręcz szaleństwo, w którym tkwię już od kilku dobrych lat.

Dzisiaj, po całym dniu pracy, od rana do późnego wieczora, poczułem się stary.

Co trzeba robić? Cieszyć się każdym dniem i każdą chwilą i nie czekać na to, że kiedyś będzie lepiej, bo zapewne nigdy lepiej nie będzie.

Chrońcie Króla, mnie chrońcie.

No nie udało mi się, czas się dźwignąć. Choć wydaje mi się, że bardzo dużo materiału jest już przygotowanego, teraz czas go dźwignąć.

Jeszcze zobaczą o co mi chodzi, ale już będzie za późno na cokolwiek, bo mnie już nie będzie.

Poważnie myślę o eutanazji. Zbyt rozczarowany jestem światem oraz postawą rozmaitych skurwysynów wobec mojej osoby.

Kafka splamił honor urzędnika. Ośmielił się posiadać poczucie humoru.

Wierzący w Boga zawsze cieszą ryja, bo nawet kiedy koń ich kopnie w jaja to też prezent od tego Pana z Brodą, uroczego sadysty, co syna swego z rozkoszą zajebał.

Klechy kopać nie wolno. W Boga napierdalać do woli wolno.

Wraz z obecnym wynikiem wyborów, można się w sumie już zawczasu otruć tabletkami.

Na razie trwa walka i bywa bardzo krwawo (dlaczego Jezu?). Ale o tym, kto miał rację, zdecyduje jak zawsze czas przyszły.

Możecie mi mówić wszystko, robić wszystko, dźgać, nienawidzić, szydzić, ale mam to w dupie, wiecie czemu? Bo ja się kurwa nazywam Michał Piętniewicz.

Daj im byle powód, żeby Ciebie zarżnęli, zarżną Cię.
Czuję, że żyję w bunkrze, dookoła którego krąży drapieżne ptactwo wszelakiego skurwysyństwa, które ino czyha, aby wpierdolić moją wątrobę.

Zażartować z siebie samego? Nikt się na tym nie wyzna…

Prawdziwe mistrzostwo i ból największy? Zobaczyć siebie oczami tych, którzy na Ciebie patrzą i Tobie zazdroszczą i Ciebie nienawidzą i nazwać to prawdą, dać się ukrzyżować.

Samemu sobie wielki talent odebrać? Ku zbawieniu wielu, by dusze ich uspokoić i cofnąć ten świat o dekad wiele.

Co jest zbawienne? Zbawienna jest logika, nawet jeśli jest głęboko schowana, najistotniejsze dla tej lub owej terapii, życiem zwanej, jest dobrać odpowiedni puzel do puzla pasującego.

Czymże nas jeszcze Pan zaskoczy, Panie Piętniewicz, czekamy… Chuj wam w dupę, na waszych rautach i przyjęciach, będę udawał takiego samego kretyna jak wy, aby nie psuć wam waszej zabawy.

Jest Pan niesprawiedliwy, wobec naszego, opartego na głęboko humanistycznych wartościach świata. Wasz świat jest powtórzeniem czegoś dawno już znanego, który jedynie syci wasze nienasycone głody aplauzu, przede wszystkim ze strony takich samych umundurowanych sztywniaków jak wy, walcie się.

Pana postawę usprawiedliwiać może jedynie Pańska schizofrenia. Moja schizofrenia jest zbawienna dla Was, nudnych gogusi pod krawatami i dla Was, niedojebanych, profesorskich dziw.

Pan żeś to wszystko wykoncypował, masz Pan nad tym kontrolę i walisz Pan? Mnie się jedynie wydaje, że walę; w rzeczywistości, gdybym naprawdę potrafił strzelać, to by mnie już tutaj, w tym waszym pierdolniku, dawno nie było.

Przypomnieć sobie, co znaczy kochać? Ukryta w zamrażalniku flaszka, przypomni Ci, kim jesteś.

Piślu, które z nas pierwsze dało ciała, a które ostatnie zawiedzie? Ja wiem…

Konieczność społecznego przetrwania nakłada na Ciebie, bracie, konieczność bycia tym, kim nie jesteś. Powszechnie ta strategia uchodzi za całkowicie normalną i zgodną z wszelkimi, obowiązującymi normami oraz konwenansami.

Przeważnie ludzie o dużej wiedzy, są bardzo mało utalentowani. Utalentowani z kolei to często głupcy. Ludzkość zawsze będzie bardziej kochała talent aniżeli wiedzę, bo to ludzie utalentowani ratują ludzkość.



 








sobota, 9 grudnia 2023

Wyimki, fragmenty, intuicje, błyski _ cz. 31

Nie ma bardziej błędnego stwierdzenia aniżeli to, że Piętniewicz nienawidzi kobiet. Wręcz przeciwnie: jest tak nimi onieśmielony, że nie może zrobić niczego innego, aniżeli owe wyłgać, zakłamać, wyrzucić i opluć. Piętniewicz gier nie lubi, to chłop jednoznaczny, a kobitki teatr uwielbiają przeważnie.

Kim jest genialny poeta? To taki, który posiada naiwność dziecka i dogłębną przenikliwość myśliciela.

Tracę czas pisząc te Wyimki, to horrendalne wręcz bzdury. Dziwne, że ktoś je tam jednak czyta, a nawet więcej, przeżywa je i pyta mnie o to i owo, bardzo owym bądź tamtym zaniepokojony. Jak mogę na ten bądź tamten niepokój zareagować? Robię to samo, co robiłem zawsze: łgam, łgam w żywe oczy.

Podobno nie umiem kłamać, cały będąc ulepiony z nieprawdziwych zlepków: szumów, zlepów, ciągów: to mój pancerzyk z trocin, moja zbroja słomiana stracha na wróble.

Dzisiaj być profesorem od literatury znaczy nie mieć grama talentu do literatury, który w o wiele większym stopniu zapewne posiadają fizycy i chemicy pracujący w laboratorium.

Najbardziej lubię kobiety wściekłe i wściekle pijące, albowiem to na co są wściekłe, tajemnicą jest nieprzeniknioną.

Ludzie zajmujący się akademicko humanistyką to przeważnie ludzie bardzo infantylni, albowiem używają w koło Macieju tych samych zabawek, aby udowodnić swoją przewagę. Ten ma strzelbę, tamten łuk, inny szablę, jeszcze inny miecz, tamten z kolei dzierży tarczę. Ich zabawa zdaje się nie mieć końca i nawet kiedy mama zawoła na rosół, oni od zabawy swej oderwać się po prostu nie potrafią.  

Zawsze opowiadałem się, opowiadam się i opowiadać będę się do końca dni moich po stronie wartości konserwatywnych i tradycyjnych, nie wiedząc i nie chcąc sobie zdawać w ogóle sprawy, że owe były, są i będą przyczyną mojej klęski.

Wnet znielubią mnie wszyscy, ale z utęsknieniem czekam na ten moment, bo wtedy właśnie stanę się gromadnie czytany.

Wszystkich tutaj obrażam, nikogo i niczego nie oszczędzam, a jednak jeszcze nie zawisłem na publicznym stryku. Może po cichu, wy i tamci, zgadzacie się ze mną, nie wiedząc jednocześnie o co mi tak naprawdę chodzi?

Uwielbiam żyć. Może za to kobiety mnie kochają, ale ja już jestem za stary na miłość. Najlepiej mi w gruncie rzeczy z samym sobą. Jakąś ważną część siebie odnajduję teraz, mieszkając już ponad miesiąc w klasztorze Ojców Augustianów w Krakowie.

Chciałbym być kuźwa niezależny i wolny, ale za to najczęściej płaci się wykluczeniem i byciem na tzw. lodzie.

Działam w całkowitej izolacji i całkowitym odszczepieniu. Nie jestem oparty o żadną instytucję, prócz mojej choroby psychicznej. A jednak ktoś mnie ogląda, ktoś mnie czyta, choć przyznam, to nieliczni.

Co mi pozostaje, to łazić do rozmaitych barów i jadłodajni i spotykać się z żywymi, albowiem żywi nie przychodzą do mnie.

Ten człowiek sumienia nie ma, zabił i idzie do Komunii św.

Uznajcie mnie w końcu, bo Wam skuję mordy.

Dużo zawdzięczam Krakowowi: intelektualnie, formacyjnie, ale jest jeden mankament: wśród tych hojnych intelektualnie centusiów, można umrzeć z głodu, bo uważają oni, że ci się nic nie należy: co najwyżej kawusia, ciasteczko, ewentualnie lepszy obiad.

Piętniewicz wyrasta na prawdziwą wielkość, ale guzik to kogokolwiek obchodzi. Buzi dupci, jakby to powiedział Baca. Albowiem wciąż ci sami faceci w Rio i zaludniający ławeczki na Plantach, grają od lat, a nawet wieków, wciąż w te same gry i szarady.

Nie ma tak naprawdę żadnych kalumnii, obraz, potwarzy, znieważeń. Wszystko zależy od umiejętnego naginania i manipulowania danym rejestrem językowym .

Pisarze nie są zdolni do miłości; co najwyżej do seksu; to jedyna, możliwa dla nich forma spełnienia. Zatem pisarzu, zadbaj o to, aby w tym i owym być możliwie samowystarczalnym, zanim skrzywdzisz jakąś nieopierzoną młódkę, która będzie myślała, że Tobie naprawdę zależy, albo Broń Boże, się w Tobie zakocha.

Tu, w klasztorze, późno chodzę spać i wcześnie witam świt, słuchając śpiewu porannych ptaków, nakręcony nieustającym tyraniem w literaturze i kulturze.

Muszę się spieszyć z publikacją tych Wyimków. Paruzja blisko.

Piętniewicza wywiozą kiedyś na taczkach, ale że Piętniewicz nikogo nie obchodzi, sam się na nich wywiezie za miasto i nikt nawet o tym nie będzie wiedział.

W przyrodzie powinny obowiązywać pewne zasady. Tak jak księża nie powinni oglądać audycji innych księży, tak nie daj Boże literaturoznawcy czy krytycy literaccy nie powinni oglądać audycji swoich kolegów. Powinni oni oglądać i słuchać audycji teologicznych, psychiatrycznych, psychologicznych, czy jakichkolwiek innych, byle nie tych samych.

Umiejętność poruszania się w tylu, różnorodnych rejestrach języka. Trzeba mieć albo wielki talent, albo bzika.

Poezja obecna, nawet ta dobra, czy bardzo dobra, wciąż dźwiga na sobie gorsecik konwencji, ergo umiejętność naśladowania tego, co już dawno było.

Tyle razy już słyszałem słowo „Bóg”, odmienione w milionach przypadków i dalej nie wiem, co ono oznacza… Czy to ten Pan, który dyktuje warunki, czy wręcz przeciwnie: to ten, możliwy Pan, który, kiedyś, gdy Go powołają do istnienia ludzie, dowie się o swoim istnieniu?

Zaczynam jak Żurakowski, mniej patrzeć na wiersze, a jedynie na to, kto jest chujem a kto pindą w realu… Oczywiście, złe wiersze dobrych ludzi, również odrzucam.

Zastanawia mnie, czy Bogdan de Barbaro jest rzeczywiście człowiekiem tak łagodnym, czy też wyparł z siebie wszelką nie – łagodność i w efekcie jest tym, kim jest: czyli jest w gruncie rzeczy nijaki. Zresztą, wielu psychiatrów albo psychologów była i jest wobec mnie nijaka, albo też nie wie, jak się zachować i rżnie kretyna.

Jestem tam, gdzie jestem, pracuję tam, gdzie pracuję, albowiem przeszedłem, co przeszedłem;
dobrze, że wieczorami przynajmniej próbuję łapać jakieś resztki siebie jak trociny słonecznych promieni.

Złapać język tam, gdzie go nie ma, czyli przestać się wkurzać na ludzi i dać im żyć.
Dobrze byłoby jednak, gdyby oni i mnie dali żyć w ten czy inny sposób, mnie do jakiejkolwiek przygody zapraszając, tymczasem zewsząd ten sam, upiorny szczękościsk, okropne.

Żyję od ponad miesiąca samotnie w celi klasztornej. Dużo czytam i rozmyślam. Myśli samobójczych na razie brak. Upływ czasu przeraźliwie szybki.

Nie mam jasno sprecyzowanego celu swojej wypowiedzi. Może dlatego, że nie jestem naukowcem.

Kim jestem? Gościem od gównianych teatrzyków, takim już pozostanę na zawsze, pośmiewiskiem kobiet.

Kolejna nowa, niepoważna forma mnie znalazła. Nie jest to raczej powód do dumy i radości.







 




sobota, 2 grudnia 2023

Wyimki, fragmenty, intuicje, błyski _ cz. 30

 Kto podskoczy Piętniewiczowi? Jedynie sam Piętniewicz jest go w stanie unicestwić.


Świat nie tyle nie istnieje, co został źle pomyślany, a to zasadnicza jednak różnica, nawet dla tych, którzy myślą logicznie, racjonalnie i pozytywnie.

Jeśli kogoś mam dźgnąć, czy dziabnąć, to tylko niedelikatnych i prymitywów, żeby się opamiętali.

Sukces może sparaliżować naturalny dar. Dlatego najbezpieczniej jest stać się sławnym dopiero po śmierci.  

Nadchodzi coś nowego, ale nie wiemy jeszcze dokładnie, co to jest. W każdym razie, do was staruchy się zwracam, czas odejść ze swoimi zwietrzałymi pomysłami.

Jeśli mi ktoś powie, że mocno „walę” w tych Wyimkach, to się gruntownie pomyli. Tutaj jest jedynie cyrk, błazeństwo, psoty, nic szczególnie ciekawego, co nie byłoby dostępne w innych miejscach tej planety.

Na czym polega szczerość? Dzisiaj polega na tym, żeby w ogóle nie otwierać gęby.

Obecnie język publicznej debaty, jest językiem publicznej chujozy, więc nie ma niczego lepszego do zrobienia, aniżeli nazywanie wprost tego gówna. Ludzie, nie prostujcie się, bo i tak będziecie krzywi.

Jak to dobrze, że prawie nikt mnie nie zna, nikomu się nie narzucam i w związku z tym jestem wolny. Ludzie zbyt kochają siebie oraz idee własne, aby zainteresować się kimś innym.

Robię być może demolkę, do czego to doprowadzi? Może do jakiegoś ożywienia? I tak, pewnego dnia wykluczą mnie ze swej zagrody i powrócą do przeżuwania swej trawy na łące.
Możliwość, że im się to znudzi, jest nikła, albowiem ich pożywienie, choć monotonne, daje im realną siłę do wprowadzania kolejnych pokoleń w ich uświęcony wieloletnią tradycją obyczaj.

Wyczuwam, że młodym ludziom mocno obmierzło to nieustające pierdolenie o Szopenie.
Oni by chcieli czegoś wreszcie realnego, zamiast owej, trwającej od zarania mediacji. Mówić nienormalnie nauczyć się może każdy dureń, który w dwa wieczory mocniej przysiądzie nad książką. Mówić normalnie potrafią nieliczni.

Zostało nas niewielu, Panie, daj proszę siłę i miłość.
Wydaje mi się, że przegram i to w bardzo kiepskim stylu.

W moich Wyimkach szybka myśl wyprzedza faktyczne i życiem poparte rozeznanie.

Nagle zrozumiałem, że wszystko przegrałem i że Jedynym, który jest w stanie przekuć tę totalną degrengoladę klęski w zwycięstwo, jest Pan Bóg.

Nauczyć się języka danego, aby przetrwać w tym bądź tamtym środowisku? Ci, którzy mają gdzieś społeczne kody językowe, są najchętniej czytani i oglądani, albowiem język ich jest naturalny.

W sumie to podziwiam Szustaka i resztę tych księży za niezmordowane i nieodmienne, przez nieskończoną ilość przypadków odmienianie, słowa „Pan Bóg”. Normalny ksiądz ma jakieś swoje hobby: literaturę, muzykę, sztukę, a ci, są tak mocno zajawieni na jednym temacie, że się po prostu nie mogą od niego odpierdolić. W sumie to ich podziwiam, ale już teraz mam z nich bekę.

Na wszystko jest moda. Była na diabła, teraz jest na Pana Boga, kiedy przyjdzie moda na myślenie? Nigdy, bo to nie leży w urodzie myślenia, bycie w modzie.

Pytanie, czy Bóg istnieje, albo czy wierzysz  w Boga, to są po prostu źle postawione pytania.
Nikt normalny takiego pytania nie zada po prostu, bo każdy widzi, jak to wszystko jest zdupcone.

Kobieta i mężczyzna nie powinni dobierać się na bazie wielkości pindola ani rozmiaru cycków, ale na bazie muzyki, jakiej słuchają, bo to najtajniejsze i najbardziej intymne porozumienie dusz, nie ma bardziej intymnego.

Aktualnie jestem zbyt genialny na jakikolwiek związek ani na jakąkolwiek przyjaźń nawet.
Objęła mnie bowiem toksyczna kochanka śmierć oraz jej toksyczny pomocnik – mąż, któremu na imię umieranie.

Zajrzałem przez przypadek do swojego tomu „Na oścież”, wydanego przez Zeszyty Literackie w 2014 roku, z posłowiem Zagajewskiego. To tom przeklęty.

Każdy artysta, nie tylko poeta, ma swojego sobowtóra, który jest diametralnie inny, ale nierzadko ważniejszy, bo pozwalający robić to, co najważniejsze: żyć i do tego przeżyć.

Kobiety, które nie jedzą mięsa, wcale nie są przez to bardziej łagodne.

Kobieta najpierw jest romantyczna, potem pragmatyczna, a potem staje się po prostu wesoła.
Facet, który jest idiotą, próbuje zgłębić jej tajemnicę, a tymczasem zawsze chodzi o rzeczy najprostsze: naprawić zlew, wymienić dachówkę, wynieść śmieci, odstawić auto do garażu. Ot, cała tajemnica kobiecości.

 Jak uciec ze Zwisu? Możesz jedynie przejść z piekła do piekła, bo stamtąd, czyli stąd, nie ma ucieczki.

Nie lubię, kiedy do mnie dzwoni się, a ludzie dzwonią do mnie z byle chujostwem.

Ojciec Szustak zdradził Boga dla komerchy, wstydu nie ma on.

Wszystko jest u mnie wykreowane, łącznie z tą całą, pożal się Boże, opowieścią psychiatryczną. Nie wierzcie mi.

Wydział Polonistyki UJ ma obecnie i od dłuższego czasu jeden, podstawowy mankament: jest całkowicie wyzbyty poczucia humoru.

Zalewa mnie zewsząd chujoza tego świata, a ja straciłem gust elementarny.

Nie złamiecie mnie kurwy i skurwysyny, nie dam się wam. Ja się nazywam Michał Piętniewicz.

Tak, jest dokładnie tak, jak sądzicie. Wypowiedziałem wam wszystkim wojnę i w dodatku dam wam wszystkim radę. Bez większego wysiłku.

Jak to dobrze, że całe towarzystwo, prócz kilkorga chorych psychicznie natrętów, ma mnie w dupie. To naprawdę dobrze o mnie świadczy.

Jestem pisarzem, czyli kimś bezgranicznie głupim i bezgranicznie mądrym jednocześnie.

No dalej, dalej, spróbujcie mi podskoczyć, trzy łby utnę za jednym razem.

Piętniewicz oszalał, dajcie mu spokój .

Za tęgie dostałem baty od płci przeciwnej, żeby móc w kobiecie zobaczyć człowieka.

Oświadczam w tym miejscu, że nie będę lizał dupy ani prawicowym bucom ani lewicowym idiotom.

Czyją biorę stronę? Pijaków i wariatów, są najciekawsi i najuczciwsi w tym nieciekawym barze pod ojszczaną chmurą.

Te Wyimki biorą się z życia, obserwacji, kontaktów, przeżyć, doświadczeń, ciosów i ran zadawanych stale przez mieszkańców rozmaitych barów oraz innych przybytków cierpienia – nie są one żadnym tekstem, teksturą, pan tekstem, arche tekstem czy chujo tekstem – idźcie się paść pretensjonalni strukturaliści i post strukturaliści z waszymi obwisłymi fiutami, nieudolnie naśladującymi życie.












Wyimek _ Poemat nowy _ cz. 2

Wieniu, kiedy będę umierał, powiem Tobie w zaufaniu: pamiętaj stary, najważniejsze jest lizanie gnata. Przegrać z Panem Bogiem to jak wygrać...