czwartek, 9 stycznia 2014

Aneks

Zanim Państwu przedstawię mój niedawny post na facebooku, chciałbym przyjrzeć się jego treści w inny sposób, pisząc o tych samych rzeczach innym nieco językiem.
Fascynuje mnie od pewnego czasu uliczka w Tarnowie. Jest tam szary blok kościoła, plebania księży Filipinów, trochę zieleni, okna i pokoje, w których zapewne palą się lampy, przy których księża odmawiają brewiarz, czytają Pismo Święte. Zawsze fascynowało mnie życie tych, którzy od świata są tylko pozornie oddzieleni.
Kiedy idę tą uliczką, przypominam sobie, że tato mój mnie kiedyś powiedział, że regularnie mszę świętą w jednym z Kościołów w Tarnowie, sprawuje ks. prof. Michał Heller. Od razu mnie to pokrzepiło i wzmocniło oddziaływanie tej tajemniczej uliczki. Myślę, że jak najbardziej temat nadaje się na wiersz, poemat, esej.
To, co piszę tutaj i co jeszcze uzupełnię zaległym postem z facebooka, jest wymieszaniem, hybrydą wielu języków. Kiedyś mnie poeta Marek Wawrzyński zapytał na moim wieczorze poetyckim, która z moich działalności stoi u mnie najwyżej. Więc ja nie mogłem jego ani nikogo zadowolić, że poezja i odpowiedziałem wymijająco, że za wcześnie, żeby na to pytanie odpowiadać. A mnie się wydają różne rzeczy. Jedna z nich: internet zabił prawdziwą literaturę, która wymaga prawdziwie intymnego kontaktu z kartką papieru, więcej: kontaktu ze swoją duszą, która utonęła w powodzi i zwojach awatarów. I mnie się wydawało, że kiedy ja tego bloga założę, to całkiem zginie i zniknie u mnie esencja tego, co ważne, istotne, esencja literatury, polegająca na prawdziwym przeżyciu. I wiem, że nie tak do końca jest, bo ja od wielu już lat publikuję swoje teksty poetyckie w internecie i w międzyczasie wydawałem różne książki, pisałem różne teksty do literackich pism i to jakoś mojego ducha nie zabiło. No więc? Wydaje mi się, że lęk "prawdziwych literatów" przed formami internetowego przekazu, bądź niechęć wobec takich form, bierze się z przymusu nieustającej puryfikacji. Tak już jest, że jeden lubi czystą a drugi sobie zrobi dobrego drineczka z colą i to już będzie wielka profanacja. Moim zdaniem, jak świat światem stoi, dusze dzielą się na czyste i nieczyste.
Czyste to ostoja Parmenidesa, nieczyste Heraklita. U mnie kiedyś był silny lęk przed wszelkiego rodzaju "zabrudzeniami", aż wreszcie nie do pojęcia się ubrudziłem we własnych, bagiennych obszarach, ale zostawmy to. Tytuł mojego tomu, który ma być wydany w październiku brzmi "Otwarty na oścież", nawiązuje w pewien sposób do debiutanckiego arkusza. Więc tak, otwieram się na wszystko, nawet na to, co brudne i śmierdzi, nawet sobie krawacik poplamię i rączki, sprofanuję czystą wódkę, z menelem się przywitam a potem pójdę dalej. Taka już ze mnie fleja, co zrobić.
A tego posta z facebooka, to Państwo wybaczą, wkleję później, bo jednak chcę się "czystej" teraz napić, a nie mieszać Broń Cię Panie Boże z coca colą, bo jeszcze pomyślą, żem zupełny profan.
(Dzisiaj Warzechowa powiedziała Warzesze, że on jest zupełna fleja i ja do niego natychmiast sympatię poczułem jako do "artystycznej duszy").

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wyimek _ Poemat nowy _ cz. 2

Wieniu, kiedy będę umierał, powiem Tobie w zaufaniu: pamiętaj stary, najważniejsze jest lizanie gnata. Przegrać z Panem Bogiem to jak wygrać...