czwartek, 9 stycznia 2014

O wybuchu wulkanu

Przed chwilą ja siebie zobaczyłem na video i bardzo to niedobrze przeżyłem, ale potem ja siebie pocieszyłem, że to nie byłem ja, mimo że ruchy miałem ciężkie, ołowiane, więc może te moje ruchy ciężkie, ołowiane i nerwowy śmiech jakoś mi siebie będą przypominać, kiedy będę jeszcze kiedyś siebie odtwarzał, ale na razie pocieszam siebie, że to nie byłem ja, tylko ten, który wspólnie ze swoim tatą grał w grę, której nazwa jest rodzina i to jest jedyna być może, najprawdziwsza, międzyludzka gra, bo ona wyrasta wprost z rdzenia i sprzeciwić się wobec niej byłoby nie tyle że zuchwalstwem, co bestialstwem, więc jeśli już coś chronić to ten rdzeń. Bo kogo mam chronić i jaka jest moja misja na świecie, ziemi, w Polsce? Mam chronić króla i tego się będę trzymał. A kim, lub czym jest król? Król jest tym rdzeniem, który się nie zmienia i dlatego jest żywy jak Kościół, ten szary blok z fioletowym, niebieskim i różowym witrażem, który mijaliśmy, kiedy szliśmy z tatą i Ewelinką moją ulubioną ulicą w Tarnowie i rozmawialiśmy o śmierci Guzdrałka. Więc ja grałem w śmiertelnie poważną grę i byłem śmiertelnie poważny, mimo że ciągle, nagminnie i nerwowo się śmiałem i jedyne, co ocalało mój śmiech to te ruchy, ciężkie, ołowiane, ruchy, które znamionują pewien element spokoju. Ale wiem też, że moja praca w tym, co prawdziwe i w tym, co nieprawdziwe, straci na znaczeniu, kiedy:
http://fakty.interia.pl/tylko-u-nas/news-erupcja-superwulkanu-w-yellowstone-moze-doprowadzic-do-zagla,nId,1084405
A ja w Tarnowie często szedłem obok takiego budynku na ulicy Wałowej, którego nazwy nie znam do tej pory i obok tego budynku często roiłem sobie o wybuchu wulkanu, z tym, że ten wulkan miał wybuchnąć we mnie a nie na całym świecie. Więc ten wulkan, co go w sobie nosiłem, kiedyś wybuchnął i zmienił moje wewnętrzne obszary nie do poznania. Teraz jednak boję się, że ten prawdziwy, ziemski wulkan wybuchnie i moje obszary nie do poznania, staną się zupełnie nieważne w obliczu tego, co się objawi, bo zwyczajnie z Piślem, będą nam marznąć zlodowaciałe dupki. No ale pocieszam się, że kołderkę mam od babci i pod tą kołderką leży mi się wyśmienicie i pod tą kołderką czytam "Szkice piórkiem" Andrzeja Bobkowskiego i zachwycam się nimi aż po najgłębszy, wewnętrzny haust, który zawsze ujawniam w piśmie, wewnątrz, a nie w mowie, na zewnątrz. Więc cóż pozostaje? Oczywiście modlitwa i pamiętając o modlitwie, dzielę się z Wami moimi przemyśleniami i układając głowę do snu, mając pod powieką wyprawę rowerową Bobkowskiego po Francji, zasypiam. Ot. Zasnął, po prostu zasnął. Nikomu nie przeszkadzał, nikomu nie wadził, po prostu zasnął. Śnił o tym, że szedł swoją ulubioną ulicą w Tarnowie i widział Kościół, który zawsze jest i będzie żywy. Tak jak ciało jego snu, tak jak jego wewnętrzna nieskończoność. Panie Boże ocal mój dom.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wyimek _ Poemat nowy _ cz. 2

Wieniu, kiedy będę umierał, powiem Tobie w zaufaniu: pamiętaj stary, najważniejsze jest lizanie gnata. Przegrać z Panem Bogiem to jak wygrać...