Mocne trzymanie się realności de facto blokuje naturalny impuls twórczy, który nie wypływa z ugruntowanego poczucia hierarchiczności świata, ale wręcz odwrotnie: z totalnego zamazania a nawet odwrócenia hierarchiczności tego, co światowe.
Świat jest li tylko marną sceną, którą śni ktoś niezrównoważony
psychicznie.
W antraktach, schorowani przez sam fakt życia aktorzy, wołają kompulsywnie: nie
puszczaj mojej ręki. Daremnie, gdyż i na nich czeka nieuchronna klapa, kiedy z
trzaskiem zamknie się wieko trumny, kończące to żałosne przedstawienie, przez
omyłkę jedynie nazwane cudem życia.
Wierzę w ciągle zielonego Boga.
Ateizm, jak mi się wydaje, jest zawsze jakimś wydumaniem, pretensjonalnością.
Jestem mało oryginalnym naśladowcą Chrystusa: tak jak On, mam w swojej drużynie
moczymordów, łobuzów, pieprzniętych oraz przegranych w tym świecie.
Czy lubię dewotki? Nie wiem, w gruncie rzeczy są mi obojętne.
Czy lubię wojujące dewotki?
Niczym nie różnią się od wojujących wyznawczyń ideolo z drugiej strony barykady,
więc unikam.
Czy jestem upośledzony, dlatego że podobają mi się teksty oczywiste i nie
potrafię tego uzasadnić?
A może jestem małym człowiekiem, kierującym się niskimi pobudkami i w
rzeczywistości odczuwam perwersyjną radość z powodu dominacji?
Kocham Was, geniusze i odkrywcy lądów dawno odkrytych, przynosicie mojemu
domowi pokój i bezpieczeństwo, które, nie waham się tego powiedzieć: jest
święte.
Pytanie w jakim celu i co chcę tak naprawdę osiągnąć, idąc tym dziwnym traktem,
pozostaje dla mnie w wymiarze mojego upośledzenia…
Obecnie nie ma ludzi szarych, każdy jest wyjątkowy. W związku z powszechnym
panowaniem wyjątkowości, która stała się rodzajem poprawności politycznej,
zapanowała powszechna nuda i marazm, która może doprowadzić do końca świata,
jaki znamy.
Co to znaczy wierzyć?
Być może wierzyć znaczy otworzyć się na to, co dla nas zupełnie niewygodne, co
zupełnie nam nie po drodze i afirmować to, co nam z gruntu obce.
Schulz przestał mi się podobać, za bardzo gwiazdorzy w tym swoim pisarstwie.
Zauważyłem, że obecnie bardzo często używa się słowa, które powinno być używane
jak najrzadziej, gdyż niewiele, jeśli nie nic, możemy na jego temat powiedzieć.
Tym słowem jest słowo „Bóg”.
Bliźniaczym słowem do słowa „Bóg” jest moim zdaniem słowo „nic”, ale kapłani
wolą jednak używać tego pierwszego słowa, czynią to nadmiernie, więc de facto
nie wiadomo o czym mówią.
Z Bogiem nie można niczego innego zrobić prócz antropomorfizowania Go.
Myślę, że mrówki podobnie patrzą na nas, po mrówczemu…
Tylko jeden człowiek był wobec mnie uczciwy,
po intensywnej i nawet trochę trwającej przyjaźni, suto zakrapianej
piwem, powiedział, że mnie nie zna, że nie wie, kim jestem i zerwał ze mną
wszelkie kontakty.
Reszta zna mnie doskonale i na wylot.
Albowiem zabawa społeczna na tym właśnie polega:
wszyscy doskonale wiemy z kim rozmawiamy i dlatego czujemy się dobrze.
Zdecydowanie wolimy kogoś znać niż nie znać.
Najlepiej rzecz jasna znają nas urzędnicy, w dalszej kolejności psychologowie i
psychiatrzy, na końcu barmani.
Człowiek całkowicie prawdomówny w obecnych czasach byłby poczytany za
największego zbrodniarza, złoczyńcę, łotra, w najlepszym razie straszliwego
grzesznika albo wariata.
Prawda dzisiaj to nic innego jak wybór danej konwencji towarzyskiej czy
środowiskowej.
Ergo, prawda przestała istnieć.
Dzisiaj umrzeć za prawdę znaczy tyle, co popełnić środowiskowe harakiri.
Instynkt przetrwania stał się o wiele silniejszy aniżeli wierność czemukolwiek
bądź komukolwiek.
Niedługo niemodne stanie się bycie człowiekiem i do lamusa w ogóle odejdzie
pojęcie człowieka.
Zastąpi się go nowym, bardziej modnym.
Orwell triumfuje i rwie włosy z głowy jednocześnie.
Myśląc o relacji, nie mam na myśli budowania przymierza terapeutycznego, gdyż
języka psychologicznego po prostu nie rozumiem, choć nie zaprzeczam, że jakoś
on może wpływać
na danego pacjenta.
Mówiąc o relacji, mam na myśli głęboką rozmowę bądź wspólne przebywania dwojga
bardzo bliskich sobie osób.
Takich w swoim otoczeniu nie mam.
Cóż znaczy zdjęcie maski?
Znaczy to tyle, co stać się bezbronnym.
W tym sensie życie społeczne, relacje międzyludzkie, to nieustająca wojna,
batalie, potyczki, bardzo wyczerpujące. Tylko przed najbliższymi możemy
spokojnie być nadzy, choć i to czasem bywa trudne.
Wielu poetom brakuje odwagi, albo rzeczywiście są tak żałośnie banalni.
Im dłużej przeglądam facebook, tym większą ochotę mam z niego się wycofać, choć
w moim wypadku groziłoby to środowiskowym harakiri.
Tym samym instynkt przertwania zwyciężył we mnie nad pragnieniem życia w
prawdzie.
Gdybym nie był tak samo brzydki, jak sytuacje, które opisuję, nie byłbym w
stanie ich opisać.
Dojrzałość społeczna polega na posłuszeństwie wobec gorszych i mniej świadomych
od siebie.
To niestety jedyny sposób na to, żeby zachować wewnętrzną autonomię.
Jedyne co może ocalić obłęd pojedynczego życia, zanurzonego w obłąkanym
systemie wśród zidiociałych do imentu obywateli, to wiara w Boga.
Człowiek, który nie potrafi żartować z siebie, jest przeważnie nieszczęśliwy.