niedziela, 12 stycznia 2014

O śnieniu i jawie

Przeczytałem "Rozprawę o metodzie" Kartezjusza. Bardzo mnie ona pokrzepiła, spore światło i siła bije z tych fraz kartezjańskich. Potrzebne mi to teraz, nie ukrywam. Jako człowiek wewnętrznie zabałaganiony, niestety o usposobieniu artystyczno-poetycznym, jestem słabym mieszkańcem państwa Kartezjusza, a jednocześnie czuję się w nim znakomicie, zaopiekowany, mający poczucie stabilności i silnych struktur.
Przebywając jedynie w językach literackich, przebywając jedynie w tym jednym, specyficznym języku, z którym zmagam się od wielu lat i zmagań swych ciągle nie mogę sfinalizować, otóż przebywając w nim ciągle, czuję jak od środka rozpada się mój świat i Wszechświat, wewnętrzny Kosmos.
Najlepsze bowiem na permanentne poczucie nierzeczywistości, uczucie śnienia na jawie, częstego tworzenia fantazji, blagi i baśni, życia w obrazach i tak dalej, jest poczucie rzeczywistości, które nam daje ktoś inny, mnie akurat to poczucie, w niedzielne popołudnie podarował Kartezjusz.
Próby zreferowania tego, co powiedział, nie podejmę. Wydaje mi się jednak oczywiste, że wszyscy wiedzą, o czym Kartezjusz pisał i co mniej więcej "miał na myśli". On sam w posłowiu do "Rozprawy o metodzie" pisze, że boleje, że ci, którzy się pod jego sądami podpisują, nie potrafią ich porządnie przedstawić.
No, ale co mnie uderzyło w dziele Kartezjusza jako literaturoznawcę, to przede wszystkim piękna, filozoficzna opowieść, jej klarowność, siła, którą widać w stylu, jasność i precyzja, a w tym wszystkim spoczywają spore pokłady wiary i nadziei w człowieka i Boga. Tak. Kartezjusz to myśliciel, który bez wątpienia (moim zdaniem przynajmniej), nie poddaje się rozpaczy. Można sobie wyobrazić samotnego, silnego wewnętrznie człowieka, który spędzając samotny wieczór, oddaje się rozmyślaniom:
Oto jak brzmi pierwsze zdanie "Części Drugiej" (tłum: Wanda Wojciechowska):
"Przebywałem naówczas w Niemczech, dokąd udałem się z okazji wojen jeszcze tam trwających; w drodze powrotnej do armii z koronacji cesarza zatrzymała mnie rozpoczynająca się zima na kwaterze, gdzie żadne towarzystwo nie rozpraszało moich myśli i gdzie nie mając na szczęście żadnych trosk i namiętności, które by zakłócały mi spokój, spędzałem całe dnie samotnie w ogrzewanej komorze, mając dość wolnego czasu na rozmyślanie".
Wyłania się z tych słów nie obraz osobnika rozciapcianego, rozmemłanego, wewnętrznie pogubionego, ale prawdziwego mędrca, który poważnie podchodzi do zagadnienia nie tylko swojego życia, ale w ogóle życia. Więc tak. Kartezjusz pisze przede wszystkim o sobie i pisząc o sobie uprawia jednocześnie najprawdziwszą w sensie głębokim filozofię. Jego filozofowanie nie odrywa się przecież od "ja", owo "ja" bardzo uważnie bada, analizuje jego części (łącznie z częściami anatomicznymi). Myślę, że tutaj leży zagadka siły stylu Kartezjusza. Gdyby filozof nie pisał o sobie, to już by nie było takie "mocne" i "tego" nie dałoby się tak intensywnie doznać i poznać. W tym sensie za wzór można podać Kartezjusza jako filozofa, czyli dajmy na to poetę "nauki". O ile filozofię można w ogóle zdefiniować jako "naukę".
Więc powiedzmy inaczej: filozofia rozumiana jako nauka albo ćwiczenie intelektualnej pracy nad sobą. To już ma większy sens jak sądzę.
W niedzielne popołudnie czytałem Kartezjusza. Myślę, że w pewien sposób, dzięki tej lekturze, jestem bliżej Boga, być bliżej Boga bowiem, to w myśl znowuż tego, co napisałem we wcześniejszym poście, być bliżej ciała, czyli być bliżej rzeczywistości. Kiedy Bóg naprawdę mieszka w środku, w ciele i duszy, wtedy opowieść o sobie i świecie staje się możliwa dopiero i prawdziwa. Tak myślę.
Uporządkować siebie, taką mnie wskazówkę dał pewien profesor i ja za tą wskazówką podążam, a że bałagan artystyczny, że w pracy naukowej bajzel, niechlujstwo, nadziei brak? No cóż, ja próbuję się mimo wszystko nie łamać i nad tym jeszcze głębiej odrobinę popracować. Czytam więc popołudniami i wieczorami Kartezjusza w ogrzanym pokoju.

1 komentarz:

Wyimek _ Poemat nowy _ cz. 2

Wieniu, kiedy będę umierał, powiem Tobie w zaufaniu: pamiętaj stary, najważniejsze jest lizanie gnata. Przegrać z Panem Bogiem to jak wygrać...