piątek, 18 listopada 2022

Wyimki, fragmenty, intuicje, błyski _ cz.7

 Niepojęty jest bieg życia i niezliczona mnogość wypadków, która nas spotyka, czyniąc nasze życie bezmiarem zagadki nie do ogarnięcia.

W obliczu tego żywiołu, zdecydowanie przewyższającego zdolności pojmowania, trzeba zdać się na jedynie słuszny i prawdziwy wybór:
prowadzenie przez Ducha św. i ufności w Najświętsze serce Jezusa, bez tego przegramy najpewniej nasze życie.

Niestety, w życiu, aby osiągnąć tzw. sukces, cokolwiek to słowo by znaczyło,
trzeba bardzo często grać nieczysto – przede wszystkim względem samego siebie i własnego sumienia, ale to mówiąc oględnie, banał.

Gdyby Bóg miał wszystkich rozliczać w sposób skrupulatny, trzeba byłoby rozszerzyć piekło o niebo i czyściec.

Wydaje się, że ludzie bardzo skrupulatnie przywiązani do unikania grzechu,
grzeszą najbardziej, bo nienawidzą tego, co jest ludzkie najbardziej, czyli słabości.

Zdumiewające, jak za wszelką sytuacją społeczną, stoją określone mechanizmy językowe, które są oczywiście częściami składowymi wielu innych mechanizmów.
Jednak ludzie językowo świadomi niekoniecznie radzą sobie lepiej w życiu.

Świat jest podzielony na mężczyzn, którzy pracują bądź nie i na kobiety, które rozliczają mężczyzn z ich pracy.
Czyżby Pana Boga bawiła ta okrutna buchalteria, że „mężczyzną i niewiastą stworzył ich”?
To w istocie dość okrutne poczucie humoru.
Ale tylko ono zasadniczo czyni ten świat możliwym do zamieszkania, w przeciwnym razie rozpadłby się on, albo zastygł w głębokiej stagnacji, poprzedzonej zapewne intensywnym żywiołem alkoholowym, a następnie zgasłby pogodnie śmiercią naturalną.
Głęboki dramat i tragedię życia zawdzięczamy kobietom, dlatego bezżenni czują się bezpiecznie jedynie w towarzystwie innych samców, boją się wciąż, że padną łupem nienasyconej, żądnej świeżej krwi i mięsa kobiety, która wyda na nich bezwzględny wyrok potępienia za to, że  ośmielili się nie mieć przesrane jak większość przedstawicieli gatunku samczego.

Pisarz nie tyle jest od pisania, co od zapisywania tego, co jakby nie od niego pochodzi, dlatego przeważnie wzbudza on w towarzystwie konfuzję, bo jest on człowiekiem notorycznie niepracującym, pomimo tego, że jest w pracy nieustająco.


Okresy, czasem dość długie i częste, kiedy pisarz po prostu niczego nie jest w stanie napisać, są dla niego szczególnie frustrujące oraz obciążające, gdyż wzbudzają w nim ogromne poczucie społecznej winy.
Przedtem był nierobem pozornym, teraz jest po prostu nierobem w sensie namacalnym.

Kobiety bezdzietne będą miały do końca życia poczucie winy, że nie zaprzęgły do pługa nowych oraczy ziemskich.
Z kolei dla bezdzietnych mężczyzn, którzy w sferze operowania pługiem, są o wiele bardziej łagodni, bezdzietność owa oznaczać będzie możliwość twórczej realizacji w zakresie niczym nie zakłóconej wolności.
Oczywiście mowa tu o jednostkach kreatywnych, które przeważnie nie garną się do ożenku, dla większości mężczyzn, pług, który przeznaczyła im kobieta, jest po prostu najbardziej właściwą realizacją ich życiowego powołania.
Już w Księdze Rodzaju widzimy, że Adam nie grzeszył nadmiernym rozumem ani wyobraźnią.

Myślę, że brak mojego sukcesu zawodowego, nie mówiąc o życiowym, podyktowany jest tym, że za bardzo staję okoniem wobec kobiecej perfidii, zamiast przyjąć ją jako dobrodziejstwo czy nawet łaskę od losu.
Nie wykluczam, że Bóg również może być niewiastą, skoro w raju uczynił niewiastę decyzyjną o dalszym rozwoju wypadków.

Słowo prokreacja ma zdecydowanie większy ciężar semantyczny, aniżeli to jałowe, zwłaszcza dzisiaj słowo kreacja.
Efekty prokreacji są wymierne i sprawdzalne, mówi się nawet o cudzie narodzin, natomiast efektów kreacji, w sensie jej społecznego rezonansu, można nie zobaczyć nigdy.
Stąd artyści to na ogół ludzie głęboko ponurzy i wewnętrznie puści i prawdopodobnie ich chęć prokreacji jest o wiele silniejsza aniżeli chęć kreacji.

Wypowiedziałem wojnę całemu, obecnemu światu, nie mając żadnej armii, dysponując jedynie skromnym oddziałem i niezbyt dużymi środkami finansowymi.
Czyste szaleństwo, powie ktoś i pewna przegrana.
Ale w gruncie rzeczy wszystko zależy od przyjętej strategii.

Nie muszę rozumieć swojej drogi i racjonalizować jej, by służyć temu, Który mnie nią prowadzi.

Są rzeczy poza racjonalnością, które nie dadzą się wysłowić.
W nich celują kobiety.
Wnikają pod skórę mężczyzny, wiedzą o nich najwięcej.
Kobieta wie wszystko, na pewno więcej niż mężczyzna.
Kobieta zakochana to przeciwnik wyjątkowo groźny.
Kobieta zakochana niemożliwie oznacza dla Bogu ducha winnego mężczyzny niekiedy zgon, w lepszych razach utratę pracy przez mężczyznę, który znalazł się w sytuacji jakiejś etatowej zależności od danej kobiety.

Nie dość, że ten świat jest popsuty, to jeszcze niebywale niebezpieczny, gdzie o błąd jest zdecydowanie łatwiej, aniżeli o jakiś ruch, który prowadziłby do zwycięstwa.
Cóż za przyjemność bawić się na takim podwórku?
A jednak większość bawi się na nim do końca.

Walka na śmierć i życie – literatura.

Zaufać Bogu – to jedyne, co można zrobić, by nie zwariować.

Życie poddane mitologizacji jest łatwiejsze do zniesienia, nawet gdy fakty temu ewidentnie przeczą.

Opanować precyzyjnie naukowe języki opisu świata i być fachowcem od znajomości jego mechanizmów, wydaje się jednak nieco nudne, nudne, bo skończone.

O wiele prawdziwsze i bardziej istotne, aniżeli te wszystkie, literackie walki o własną pozycję, jest codzienny luz, humor i cieszenie się życiem.
Dystans do własnego, mniej lub bardziej domniemanego talentu, jest oznaką talentu prawdziwego.

Ludzie niezbyt lubią rzeczy całkiem nowe.
Być może najlepsza rzecz nowa to taka, która zachowuje jednocześnie jakiejś cechy rzeczy minionej. Stąd tłumaczy się konieczność noszenia munduru w społeczeństwie, zmian dokonuje się i dokonywało zawsze w mundurze: czy to naukowca, księdza, artysty albo lekarza.
Ludzie prawdziwie wybitni nie lubią mundurów, bo ich korci zawsze wiedza inna, która w danym mundurze po prostu się nie mieści.
Choć każdy był czytany zawsze poprzez swój mundur, poza Chrystusem, który w wyniku braku owego, został ukrzyżowany.
Dzisiaj umundurowani wyjaśniają, kim był.
Zrzucam mundur literata, ubieram mundur pacjenta, by dogadać się z danymi ludźmi bądź instytucjami, bo to teoretycznie jedynie ułatwia komunikację.
Być może Paruzja polegać będzie na tym, że przestaniemy ze sobą rozmawiać w mundurach, a zaczniemy jak ludzie i powiemy, nawet otwarcie wykrzyczymy, jak jest nam wszystkim po prostu chujowo.

Posiadanie pieniędzy to pochodna noszonego munduru.
Zlikwiduj mundur, nie będą ci potrzebne pieniądze.
Zamiast pracować, spróbuj współpracować.

Wyobrażacie sobie świat, w którym nie płaci się forsą, ale dobrym słowem?
Ja o takim świecie marzę.
 

 

 

 





wtorek, 8 listopada 2022

Wyimki, fragmenty, intuicje, błyski_ cz.6

 Nie rozumiem współczesnego świata, ale ci, którzy go dobrze rozumieją, zwykle przegrywają w długofalowej perspektywie.


Czy istnieje coś takiego, jak inteligencja duchowa?
Uważam, że Wódz, Tomasz Nowak OP, jest obdarzony niezwykłą inteligencją duchową.
Choć rzecz jasna, zdarzają mu się bruzdy.

Moje nieporadne intuicje teologiczne podyktowane są poczuciem bezradności i bezsiły, ale i w nich może tkwić coś w rodzaju przewrotnej siły.

Nie wierzę w to, że każda wypowiedź i każdy człowiek są interesujący, nie mówiąc o tym, że są wyjątkowi, to bujda z chrzanem, przez którą obecni kaznodziei po prostu krzywdzą swoją trzódkę.
A obecna narracja, a raczej wszech – narracja, nie tylko zresztą duchownych, jest w tym duchu, „śpiewać każdy może”.
No może, ale co z tego?

Zdecydowana większość śmiertelników, poza nieśmiertelnym Panem Jezusem, dostała się na ten padół łez wskutek jakiegoś ponurego zbiegu okoliczności.
I nikomu nie spieszy się ten padół łez opuszczać, przynajmniej zdecydowanej większości.
Być może na tym polega święty paradoks życia, na nieznajomości i strachu przed tym, co życiem nie jest, a co może być w sumie całkiem ok.

To prawdopodobnie nie kto inny, jak Pan Bóg, obdarzył nas wolą życia, wolą rozwoju, pokonywania przeszkód, przekraczania siebie,
podnoszenia się z najgorszych upadków, ergo uczynił nas najbardziej upartymi osłami w odmętach totalnego absurdu i skandalu, jakim jest życie.

Podziwiam ludzi totalnie oddanych Bogu, podziwiam ich święte zaślepienie, co nie przeszkadza i mi klękać codziennie przed Tym, którego nie znam i prosić Go o pomoc w najprostszych sprawach.

Nigdy nie rozumiałem zdania: „każdy jest kowalem własnego losu”, zawsze odnosiłem je do pyszałków.

Czy wierzę w Boga?
Czy gdyby nie moja zupełna bezradność i bezsiła wobec nieprzewidywalnego żywiołu życia, potrzebowałbym jeszcze Boga?
Czyż moja domniemana i hipotetyczna wiara nie wypływa z bezbrzeżnego wręcz egoizmu i strachu o siebie?
 Być może prawdziwie wierzą ci, którzy są kowalami własnego losu.
Z pewnością wiara ich jest zdrowsza, być może nie potrzebuje nawet lekarza.

W obecnych czasach tzw. siła wyraża się w braku jakiegokolwiek odniesienia do kogokolwiek.
W związku z tym kultura polska jest zasobna w samych mocarzy.
Skutkuje to tym, że życie literackie przypomina cmentarzysko.
Owo siłaczenie ma swoje rzecz jasna odzwierciedlenie w stosunkach międzyludzkich, nastąpiła niejako ich utylizacja.
Ostatni ludzie kryją się po ostatnich, literackich knajpach oraz kościołach.

Jeżeli te zapiski są przykładem mojego języka wewnętrznego, prywatnego, intymnego, cóż zrobić z językiem zewnętrznym, publicznym, oficjalnym, językiem recenzji, szkiców, artykułów, czy takim, którym usiłuję się komunikować na co dzień z bliźnim?
Czy któryś z nich jest prawdziwszy?
A może żaden nie jest prawdziwy, gdyż oczywistością będzie stwierdzenie, że nic nie fałszuje tak skutecznie rzeczywistości jak język.
Cóż jednak podstawić za język?
Codzienność prostych czynności, maskę uświęconego tradycją rytuału, powtarzalność skromnego gestu?

Cały problem a zarazem dobrodziejstwo komunikacyjne, polega na tym, że zawsze mamy na względzie dobro naszego bliźniego, a ile jesteśmy ludźmi obdarzonymi dobrymi sercami.
Ergo, wymiar wspólnotowy języka być może będzie tym pierwszym najbardziej.
Szczególne są niektóre języki poetyckie, które owego wymiaru nie potrzebują, chcąc skomunikować się przede wszystkim z ukrytą tajemnicą, która nie dotyczy większości zgromadzonych we wspólnocie, ale tylko nielicznych, czułych na jej podziemne promieniowanie.

Trudno mi sobie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego lubię literaturę.
Być może pozwala mi ona na dystans do rzeczywistości.
Dystans aż niezdrowy, bo rzeczy widzę jakby literacko, w tym krzyk, spazm, ucieczkę, lament, płacz oraz agonię.
Jedynie radość cudza mnie jakoś niebywale drażni.
Mam jedynie zaufanie do śmiechu ludzi, którzy wiedzą doskonale, że nie ma się zupełnie z czego śmiać. Radość bezwarunkowa, którą obserwuję niekiedy u bliźniego, wydaje mi się często wymierzona we mnie, w moje cierpienie.

Czy wolę przeto ludzi ponurych, nieszczęśników, mizantropów i samotników?
Tak, albowiem tylko oni wiedzą, czym jest prawdziwy humor, wymierzony w sam oścień głębokiego tragizmu, jaki życie ze sobą niesie.


Procesy butwienia, gnicia, rozkładu i rozpadu towarzyszą od zawsze ludzkiemu światu.
Osoby, które ten niezbity fakt chcą przemilczeć, są pozbawione elementarnego poczucia humoru – w pierwszej kolejności w stosunku do samych siebie.

Notoryczni pacjenci szpitali psychiatrycznych wybrali najmądrzejszą ścieżkę w tej całej chujozie świata. Alkoholicy i pijacy w porównaniu do psychiatrycznych recydywistów to głupie, cienkie Bolki, choć jedni i drudzy przeważnie bardzo się lubią, bo droga do szczęścia wiedzie u tych wybrańców Bożych poprzez jedyny, słuszny stosunek do tego, co jest: poprzez negację, a w najlepszym razie wykpienie.

Od dłuższego czasu towarzyszy mi poczucie zupełnego absurdu i totalnej rozwałki mojego życia.
Pomimo tego, czuję opiekę Bożą i to, że ta moja dziwna droga do czegoś niewytłumaczalnego doprowadzi, co jednak nie będzie zwycięstwem.
Za bardzo idę na udry z tym światem, żeby to, co robię, zostało przez ten świat zaakceptowane.

Starając się być do końca w porządku wobec wszystkich, możesz nie być do końca w porządku wobec samego siebie.

Najszczęśliwsi są zmarli oraz ci, którzy nigdy się nie narodzili.
Przeżywają idealny stan tego, co można zdefiniować jako egzystencję idealną, całkowicie wyzbytą bólu i wszelkich dolegliwości, czy to fizycznych, czy psychicznych.
Tylko wyjątkowo sadystyczni osobnicy wymyśleli piekło czy niebo, jako ewentualne możliwości przedłużenia tej mizerności tutaj.
Doskonale szczęśliwy jest bowiem niebyt.
Ci, którzy żyją, zdani są na pastwę nielicznych, szczęśliwych momentów i przeważających momentów cierpienia, bądź, w lepszym razie, dojmującej szarzyzny oraz ułudy życia.

Chrześcijaństwo jest jedyną, możliwą religią, usprawiedliwiającą bezsens tego istnienia, którego mechanizm działa na wyjątkowo perfidnej zasadzie kija i marchewki.
Otóż docenisz szczęście bracie, kiedy będziesz go pozbawiony, jak bowiem mógłbyś znać smak słodyczy, nie skosztowawszy uprzednio, jak smakuje gorycz?
Nikt rozsądny nie przystanie na takie dictum, dlatego świat składa się niemal wyłącznie z szaleńców, wyłączywszy samobójców.
Tak, trzeba być rąbniętym zdrowo, żeby żyć.
Niemniej, pławienie się wyłącznie w ekstazie zaprzecza jakby temu, co znamy jako życie, ergo żyć to znaczy być poniekąd skazanym na niespodziankę.
Stąd żyją jakby najpełniej ludzie ciekawi tego, co życie przyniesie.
Nudą bowiem byłoby wyłączne smakowanie rozkoszy.

Pomysł, że Bóg istnieje,  że ludzie są dobrzy i że życie ma sens, jest zgoła tak absurdalny, że nie sposób się nim nie zainteresować.

Wariaci to jednostki najbardziej racjonalne, słusznie zbuntowane przeciwko owej, uwłaczającej zasadzie życia, o której pisałem już.
Reszta to cynicy, despoci, kłamcy, manipulatorzy, figuranci i cwaniacy, nie przyjmujący przeważnie z należytą pokorą do wiadomości faktu swojego uwięzienia, który nastąpił wraz z dniem narodzin.
Jednak i wśród tych więźniów zdarzają się geniusze bądź jednostki wybitne utalentowane, czyż bowiem nie śpiewa się pieśni w więzieniu?

Obecne czasy są zasobne w niespotykany dotąd chaos.
Każdy ciągnie w swoją stronę, w związku z czym mamy rzeczy jedynie umownie zwane wspólnymi, albowiem naczelną zasadą czasów obecnych jest zasada rozpadu.

Nie będzie odkryciem, jeżeli powiem, że prawda jest wyborem odpowiedniej konwencji, nałożeniem na siebie maski, to wiedział już Gombrowicz.
W związku z tym istnienie albo nieistnienie Boga jest również kwestią zmiany dekoracji, to nieco przerażające.

Jestem człowiekiem niewiarygodnie leniwym. Dlaczego?
Bo nie uznaję sensu pisania czegokolwiek na siłę.

Na czym polega sukces w życiu?
Być może na uczynieniu swojej narracji częścią narracji oficjalnej, choć żeby dana narracja oficjalną się stała, najpierw musi, niekiedy bardzo długo leżakować w bezpiecznym kokonie nieoficjalnego.

Myślę, że właściwa prawda nauk humanistycznych powstaje w zetknięciu z brudem, nijakością, bylejakością, tandetą, plebejskością, nieudanymi oraz pokracznymi tworami ducha.
Człowiek, który całe życie czytał klasyków i o klasykach pisał, niczego świeżego, ciekawego ani odkrywczego o literaturze nie będzie miał do powiedzenia.
 


 
 


 

Wyimek _ Poemat nowy _ cz. 2

Wieniu, kiedy będę umierał, powiem Tobie w zaufaniu: pamiętaj stary, najważniejsze jest lizanie gnata. Przegrać z Panem Bogiem to jak wygrać...