niedziela, 31 grudnia 2023

Wyimki, fragmenty, intuicje, błyski _ cz. 33

Piszę przez siebie, stwarzam niewidzialne piekło, którego nie można dotknąć, jest to bezpieczne, bo tego nie ma, nie było nigdy, nigdy tego nie będzie.

Powiedzieć do jakiegoś ważniaka, publicznie: pierdol się bucu. No dobra, ale co to zmieni, ważniak dostanie zawału albo ważniaczka, może i lepiej, jednego chuja mniej.

Jeśli nie piszesz jajami, to lepiej zrobisz dla siebie i pisania, jeśli pójdziesz się wysikać i przestaniesz pisać.

W tym świecie dobrze bawi się jedynie kilku, do znudzenia przewidywalnych despotów.
Reszta, aby przetrwać, musi udawać, że z nabożną czcią słucha ich brzmiącego jak kataryna pierdolenia.

Ludzie wewnętrznie uporządkowani, często posiadają głęboką wrażliwość. Problem w tym, że nie da się z nimi gadać.

Celowo przeginam w tych Wyimkach w nadziei, że dotrę z tym przesłaniem do tych wszystkich do głębi dotkniętych i oburzonych imbecyli.

Rano zapewne obudzę się z poczuciem, że coś solidnego przeskrobałem… W nocy wszystko olewam, bo nigdy nie dowierzam, że Pan Bóg jeszcze zechce mój zrezygnowany do szczętu łeb kolejny raz  podnieść.

Mam bardziej pojemne serce niż Marian Stala. Gorzej z inteligencją krytycznoliteracką, ale coś za coś, to sercem zbawisz ten świat, nie rozumem.

Od dwudziestu lat mieszkam w szpitalu psychiatrycznym, wierzcie mi, to nic przyjemnego.

Kiedy rozmawiałem z Marianem Stalą o moich Wyimkach, wydał mi się krytykiem o dobrym sercu, jakoś życzliwym w stosunku do mnie. Ciekawe, co by Błoński powiedział.

Teraz, jak dostosować ten bezpośredni, Wyimkowy język do języka konwencjonalnej, napuszonej gawędy słownej. Nie obronię się nigdy. Poproszę mojego przyjaciela Mirka, żeby mi zawczasu zbudował gilotynkę na własny tylko użytek.

Nie ma niczego bardziej nudnego i konserwatywnego aniżeli awangarda, dlatego jako z koziej dupy trąba krytyk, zajmuję się tzw. poetami awangardowymi.

Wejść tak w gorset konwencji, aby nie uwierał, poczuć miłość do gorsetu i być luzakiem.
To prawdziwa miłość, za którą idą ludzie.
Ci którzy się o mnie troszczą, przeważnie mnie nie rozumieją. Reszcie służę jako obiekt do badań.

Żyję w tak do cna przeżartym zawodowym egoizmem bańkach świecie, że nic, zupełnie nic mi z żadnej strony nie grozi. Pisz se Pan, ile wlezie, i tak Cię nigdzie nie ma.

Wierzę w Boga, w Wyimki nie. Świat przez Niego stworzony jest mądrzejszy, aniżeli ta dłubanina tutaj.

Kiedy przychodzą prawdziwe obowiązki, znika wszelkie napięcie.

Wejść w coś od środka jest o wiele ciekawiej, aniżeli fanzolenie na zewnątrz tego. Dlatego terapia, choć przeważnie nudna, jest jednak o wiele ciekawsza, aniżeli wszelakie teorie, które wokół niej powstały.

Rozmowa między ludźmi? Dzisiaj nie istnieje.

Niechaj emotikony i profile przychodzą na spotkania autorskie, szkoda sobie zawracać głowę czymś tak błahym, jak owa, symulowana rzeczywistość życia literackiego, symulacrum jest prawdziwsze w tych czasach, nieliczne grupki żywych kryją swoje rzekome przewagi w bardzo zamkniętych kręgach, udając, że nic nie wiedzą o profilach i emotikanach, to strategia wygodna, ale możliwa.

Jakże często geniusz mylony jest dzisiaj z nieludzką inteligencją. To znak choroby tych czasów. Przemożne pragnienie siły.

Czy wierzę w obietnicę rajskiej szczęśliwości? Wierzę. Wszak niebyt jest w rzeczy samej rajski.

Znałem kiedyś pracownicę kultury, bardzo złośliwą i peplającą na prawo i lewo o cudzych intymnościach, o mentalności baby z targu, teraz, kiedy ona pojawia się w lokalu, ja z niego znikam.

Odbijam się w Urbanowskim jak idiota, osiołek. To jest to niby głębokie, „prawicowe” patrzenie, niesłychanie powierzchowne i do tego przemocowe.

Zostałem wydany na świat wskutek aktu przemocowego i teraz muszę napierdalać się ze wszystkimi, którzy tej przemocy są nauczeni – ja jestem na tego myślenia antypodach.

Po rozmowie z Lamprechtem, całą noc chodziłem nagi i pijany po klasztornych ogrodach, w nadziei, że spotkam katów, szpiclów i tchórzy, którzy mnie zaaresztują.

Lamprecht chciał mnie wpuścić w maliny. Jego zdaniem mu się to udało.

Pozwolić patrzeć innym na ciebie ich oczami. To właśnie owa nagość, na którą im pozwalasz, jakbyś chodził nieustająco z chujem na wierzchu.

Umiem genialnie bić się w ringu. Poza ringiem jestem uśpiony nieco i wszystkiego zapominam, bo tam już, poza ringiem, panuje wolna amerykanka.

Szukasz przyjaciół wśród pisarzy? Prędzej ich znajdziesz wśród płatnych morderców.

Przychodzi Lamprecht, „wielki dekonstruktor” i jako alternatywę mojego pisania tutaj, daje mi klatkę z kanarkami. To ciągle klatka, co z tego, że są w niej kanarki?

Jeśli czegoś nie rozumiemy, albo coś zgoła jest dla nas niewygodne, odkładamy to do klatki z napisem choroba psychiczna. I uspokojeni, wcale nie speszeni, wracamy do swoich obowiązków. Zbyt dufni jesteśmy bowiem we własne siły, aby czemuś należytą i należną uwagę poświęcić.

Przegrałem. Czas się napierdolić.

Nie ma schizofrenii ten, który zna z czego składa się materia życia. Schizofrenicy mają to do siebie, że przyspieszają zejście swoje z tego łez padołu i już zawczasu bujają po niebieskich łąkach, najczęściej z kim tam popadnie.

Rozszczepienie mojej duszy, a zarazem moja śmierć za życia, łatwe to nie jest, ale broni przed wszystkim, jak umarłemu zadać możesz śmierć? Nie możesz.

Podobne rozszczepienie obserwuję w życiu społecznym. Ludzie wolą sobie walnąć fotę z kimś, aniżeli z tym kimś pobyć, tym samym wybierają śmierć na starej fotografii, aniżeli ulotne carpe diem.

Odkąd moim zawodem stało się bycie pacjentem psychiatrycznym, muszę się do tego zawodu dostosować i udawać pierdolniętego. Gorzej, kiedy pozostali członkowie rozmaitych grup, w żadne rolę nie wchodzą, ale są, nazwijmy to, autentyczni; to wyjątkowo męczące, trzeba mieć do tego zdrowie.

Zapytaj o to, jakich masz przyjaciół, gdy coś ci się w końcu uda.

Ludzie najczęściej oburzają się, kiedy im ktoś powie, że głupio się bawią; czy to w spisek na swoje życie, czy w bycie Mesjaszem, czy w cokolwiek innego… Podobno dojrzały człowiek ma dystans do zabawy, niedojrzały nie… Ale ci niedojrzali właśnie z zabawy owej czerpią wielką radość. Czy radość ową odbierać jest czymś naprawdę moralnym?

Artyści ze swej natury, zawsze skrajnie infantylnej, dążą w swoim, przeważnie nędznym i marnym żywocie, do dwóch rzeczy: sukcesu, oby był wielki i niespodzianki, oby była cudowna. Sęk w tym, że dramat zaczyna się w momencie, kiedy stan nieustającego, wielkiego sukcesu i nieustającej, cudownej niespodzianki, nie trwa permanentnie. Wtedy ten i ów, najczęściej sięga po to, co ów stan może imitować: alkohol, towarzystwo, śpiewy, tańce, do rana. Dziecko w artyście domaga się nieustającej uwagi oraz nieustannej pieszczoty, dziewuchy spierdalajcie od takich jak najdalej.














niedziela, 17 grudnia 2023

Wyimki, fragmenty, intuicje, błyski _ cz. 32

 Jaką funkcję pełnią wulgaryzmy w moich Wyimkach? Są substytutem realnej obecności kogoś naprawdę bliskiego, wołaniem o miłość, krzykiem zrozpaczonego samotnika.


Jest już za późno, żeby się wycofać. Ale z czego? Przecież ty w niczym szczególnym tak naprawdę nie jesteś. Niektórzy nazywają to niszą, co w nomenklaturze realnej zwie się głęboką dupą.

Gadowski w „Obronie świata” bardzo dobrze opisuje procesy, które doprowadziły do tego kulturowo i kulturalnie ogołoconego obszaru, który mamy. Ktoś ma w tym interes widać, żeby ludzi oduczyć wrażliwości normalnej i nauczyć nowej – diabelskiej, nazwijmy to wprost.

To, że świat idzie w fatalnym kierunku, nie jest zgoła żadnym odkryciem. A nie chcę też snuć spiskowych teorii dziejów, lecz być może w tych wszystkich szczepionkach również było jakieś świństwo. Zauważcie Państwo, że większość podobne wytwarza teraz mechanizmy. Lewackie myślenie cechuje się tym, że nie ma różnic między ludźmi. A są i to ogromne. Natomiast teraz wszystko zmierza do totalnego ujednolicenia. Komunizm już był lepszy, bo te wszystkie uniformy były jeno idiotyczną fasadą, pod którą zgoła kryły się zawsze światy różnorodne, stąd jego fiasko, pseudo kultura nie mogła pokonać odruchów naturalnych. Natomiast dziś owo ujednolicenie staje się realnością. Lucyfer zawsze bracie będzie cię kusił obietnicą szczęśliwości, byś potem zawył w bólu spotykając się z pustką.

Coraz bardziej uświadamiam sobie, że realna prawda kryje się zawsze w tym, co małe, skromne, niepozorne, nigdy nie wywyższające się.

Każda historia, aby zostać wielką, musi najpierw być historią lokalną. Gdy ktoś od wielkości zaczyna, ten chujem jest i bucem.

Tak, jestem nim, to ja nim jestem, jestem Waszym Mesjaszem ze Zwisu, możecie za mną podążać.

Nagłe przeczucie: z pomocą Chrystusa wygram tę batalię.

Ktoś pomachał mi ręką i powiedział: miłość. Nie zwróciłem na to uwagi, nie odmachałem.

Ci, którzy zobaczyli we mnie Boga, zapalili światło w moim pokoju.

Jestem odpowiedzialny za białą różę, tego chciał Pan Jezus. Biała róża jest językiem.

Miała prawo do własnej biologii i do świętości, Szinedka.
Poruszają mnie niewidzialne dłonie.

Bywam strasznym chujem, ale niechcący. Niech mi wybaczą ci, których skrzywdziłem, bo mogę nie zdążyć im zadośćuczynić.

Węszenie w cudzych sprawach celem rzekomego pomagania, być może ma u swojego źródła wściekłość i cel naprawy swojego mocno nadszarpniętego wizerunku kosztem tytłania się nieustającego w biedzie i upokorzeniu innych.

Nie wiem, do czego doprowadzi mnie to niewyobrażalne wręcz szaleństwo, w którym tkwię już od kilku dobrych lat.

Dzisiaj, po całym dniu pracy, od rana do późnego wieczora, poczułem się stary.

Co trzeba robić? Cieszyć się każdym dniem i każdą chwilą i nie czekać na to, że kiedyś będzie lepiej, bo zapewne nigdy lepiej nie będzie.

Chrońcie Króla, mnie chrońcie.

No nie udało mi się, czas się dźwignąć. Choć wydaje mi się, że bardzo dużo materiału jest już przygotowanego, teraz czas go dźwignąć.

Jeszcze zobaczą o co mi chodzi, ale już będzie za późno na cokolwiek, bo mnie już nie będzie.

Poważnie myślę o eutanazji. Zbyt rozczarowany jestem światem oraz postawą rozmaitych skurwysynów wobec mojej osoby.

Kafka splamił honor urzędnika. Ośmielił się posiadać poczucie humoru.

Wierzący w Boga zawsze cieszą ryja, bo nawet kiedy koń ich kopnie w jaja to też prezent od tego Pana z Brodą, uroczego sadysty, co syna swego z rozkoszą zajebał.

Klechy kopać nie wolno. W Boga napierdalać do woli wolno.

Wraz z obecnym wynikiem wyborów, można się w sumie już zawczasu otruć tabletkami.

Na razie trwa walka i bywa bardzo krwawo (dlaczego Jezu?). Ale o tym, kto miał rację, zdecyduje jak zawsze czas przyszły.

Możecie mi mówić wszystko, robić wszystko, dźgać, nienawidzić, szydzić, ale mam to w dupie, wiecie czemu? Bo ja się kurwa nazywam Michał Piętniewicz.

Daj im byle powód, żeby Ciebie zarżnęli, zarżną Cię.
Czuję, że żyję w bunkrze, dookoła którego krąży drapieżne ptactwo wszelakiego skurwysyństwa, które ino czyha, aby wpierdolić moją wątrobę.

Zażartować z siebie samego? Nikt się na tym nie wyzna…

Prawdziwe mistrzostwo i ból największy? Zobaczyć siebie oczami tych, którzy na Ciebie patrzą i Tobie zazdroszczą i Ciebie nienawidzą i nazwać to prawdą, dać się ukrzyżować.

Samemu sobie wielki talent odebrać? Ku zbawieniu wielu, by dusze ich uspokoić i cofnąć ten świat o dekad wiele.

Co jest zbawienne? Zbawienna jest logika, nawet jeśli jest głęboko schowana, najistotniejsze dla tej lub owej terapii, życiem zwanej, jest dobrać odpowiedni puzel do puzla pasującego.

Czymże nas jeszcze Pan zaskoczy, Panie Piętniewicz, czekamy… Chuj wam w dupę, na waszych rautach i przyjęciach, będę udawał takiego samego kretyna jak wy, aby nie psuć wam waszej zabawy.

Jest Pan niesprawiedliwy, wobec naszego, opartego na głęboko humanistycznych wartościach świata. Wasz świat jest powtórzeniem czegoś dawno już znanego, który jedynie syci wasze nienasycone głody aplauzu, przede wszystkim ze strony takich samych umundurowanych sztywniaków jak wy, walcie się.

Pana postawę usprawiedliwiać może jedynie Pańska schizofrenia. Moja schizofrenia jest zbawienna dla Was, nudnych gogusi pod krawatami i dla Was, niedojebanych, profesorskich dziw.

Pan żeś to wszystko wykoncypował, masz Pan nad tym kontrolę i walisz Pan? Mnie się jedynie wydaje, że walę; w rzeczywistości, gdybym naprawdę potrafił strzelać, to by mnie już tutaj, w tym waszym pierdolniku, dawno nie było.

Przypomnieć sobie, co znaczy kochać? Ukryta w zamrażalniku flaszka, przypomni Ci, kim jesteś.

Piślu, które z nas pierwsze dało ciała, a które ostatnie zawiedzie? Ja wiem…

Konieczność społecznego przetrwania nakłada na Ciebie, bracie, konieczność bycia tym, kim nie jesteś. Powszechnie ta strategia uchodzi za całkowicie normalną i zgodną z wszelkimi, obowiązującymi normami oraz konwenansami.

Przeważnie ludzie o dużej wiedzy, są bardzo mało utalentowani. Utalentowani z kolei to często głupcy. Ludzkość zawsze będzie bardziej kochała talent aniżeli wiedzę, bo to ludzie utalentowani ratują ludzkość.



 








sobota, 9 grudnia 2023

Wyimki, fragmenty, intuicje, błyski _ cz. 31

Nie ma bardziej błędnego stwierdzenia aniżeli to, że Piętniewicz nienawidzi kobiet. Wręcz przeciwnie: jest tak nimi onieśmielony, że nie może zrobić niczego innego, aniżeli owe wyłgać, zakłamać, wyrzucić i opluć. Piętniewicz gier nie lubi, to chłop jednoznaczny, a kobitki teatr uwielbiają przeważnie.

Kim jest genialny poeta? To taki, który posiada naiwność dziecka i dogłębną przenikliwość myśliciela.

Tracę czas pisząc te Wyimki, to horrendalne wręcz bzdury. Dziwne, że ktoś je tam jednak czyta, a nawet więcej, przeżywa je i pyta mnie o to i owo, bardzo owym bądź tamtym zaniepokojony. Jak mogę na ten bądź tamten niepokój zareagować? Robię to samo, co robiłem zawsze: łgam, łgam w żywe oczy.

Podobno nie umiem kłamać, cały będąc ulepiony z nieprawdziwych zlepków: szumów, zlepów, ciągów: to mój pancerzyk z trocin, moja zbroja słomiana stracha na wróble.

Dzisiaj być profesorem od literatury znaczy nie mieć grama talentu do literatury, który w o wiele większym stopniu zapewne posiadają fizycy i chemicy pracujący w laboratorium.

Najbardziej lubię kobiety wściekłe i wściekle pijące, albowiem to na co są wściekłe, tajemnicą jest nieprzeniknioną.

Ludzie zajmujący się akademicko humanistyką to przeważnie ludzie bardzo infantylni, albowiem używają w koło Macieju tych samych zabawek, aby udowodnić swoją przewagę. Ten ma strzelbę, tamten łuk, inny szablę, jeszcze inny miecz, tamten z kolei dzierży tarczę. Ich zabawa zdaje się nie mieć końca i nawet kiedy mama zawoła na rosół, oni od zabawy swej oderwać się po prostu nie potrafią.  

Zawsze opowiadałem się, opowiadam się i opowiadać będę się do końca dni moich po stronie wartości konserwatywnych i tradycyjnych, nie wiedząc i nie chcąc sobie zdawać w ogóle sprawy, że owe były, są i będą przyczyną mojej klęski.

Wnet znielubią mnie wszyscy, ale z utęsknieniem czekam na ten moment, bo wtedy właśnie stanę się gromadnie czytany.

Wszystkich tutaj obrażam, nikogo i niczego nie oszczędzam, a jednak jeszcze nie zawisłem na publicznym stryku. Może po cichu, wy i tamci, zgadzacie się ze mną, nie wiedząc jednocześnie o co mi tak naprawdę chodzi?

Uwielbiam żyć. Może za to kobiety mnie kochają, ale ja już jestem za stary na miłość. Najlepiej mi w gruncie rzeczy z samym sobą. Jakąś ważną część siebie odnajduję teraz, mieszkając już ponad miesiąc w klasztorze Ojców Augustianów w Krakowie.

Chciałbym być kuźwa niezależny i wolny, ale za to najczęściej płaci się wykluczeniem i byciem na tzw. lodzie.

Działam w całkowitej izolacji i całkowitym odszczepieniu. Nie jestem oparty o żadną instytucję, prócz mojej choroby psychicznej. A jednak ktoś mnie ogląda, ktoś mnie czyta, choć przyznam, to nieliczni.

Co mi pozostaje, to łazić do rozmaitych barów i jadłodajni i spotykać się z żywymi, albowiem żywi nie przychodzą do mnie.

Ten człowiek sumienia nie ma, zabił i idzie do Komunii św.

Uznajcie mnie w końcu, bo Wam skuję mordy.

Dużo zawdzięczam Krakowowi: intelektualnie, formacyjnie, ale jest jeden mankament: wśród tych hojnych intelektualnie centusiów, można umrzeć z głodu, bo uważają oni, że ci się nic nie należy: co najwyżej kawusia, ciasteczko, ewentualnie lepszy obiad.

Piętniewicz wyrasta na prawdziwą wielkość, ale guzik to kogokolwiek obchodzi. Buzi dupci, jakby to powiedział Baca. Albowiem wciąż ci sami faceci w Rio i zaludniający ławeczki na Plantach, grają od lat, a nawet wieków, wciąż w te same gry i szarady.

Nie ma tak naprawdę żadnych kalumnii, obraz, potwarzy, znieważeń. Wszystko zależy od umiejętnego naginania i manipulowania danym rejestrem językowym .

Pisarze nie są zdolni do miłości; co najwyżej do seksu; to jedyna, możliwa dla nich forma spełnienia. Zatem pisarzu, zadbaj o to, aby w tym i owym być możliwie samowystarczalnym, zanim skrzywdzisz jakąś nieopierzoną młódkę, która będzie myślała, że Tobie naprawdę zależy, albo Broń Boże, się w Tobie zakocha.

Tu, w klasztorze, późno chodzę spać i wcześnie witam świt, słuchając śpiewu porannych ptaków, nakręcony nieustającym tyraniem w literaturze i kulturze.

Muszę się spieszyć z publikacją tych Wyimków. Paruzja blisko.

Piętniewicza wywiozą kiedyś na taczkach, ale że Piętniewicz nikogo nie obchodzi, sam się na nich wywiezie za miasto i nikt nawet o tym nie będzie wiedział.

W przyrodzie powinny obowiązywać pewne zasady. Tak jak księża nie powinni oglądać audycji innych księży, tak nie daj Boże literaturoznawcy czy krytycy literaccy nie powinni oglądać audycji swoich kolegów. Powinni oni oglądać i słuchać audycji teologicznych, psychiatrycznych, psychologicznych, czy jakichkolwiek innych, byle nie tych samych.

Umiejętność poruszania się w tylu, różnorodnych rejestrach języka. Trzeba mieć albo wielki talent, albo bzika.

Poezja obecna, nawet ta dobra, czy bardzo dobra, wciąż dźwiga na sobie gorsecik konwencji, ergo umiejętność naśladowania tego, co już dawno było.

Tyle razy już słyszałem słowo „Bóg”, odmienione w milionach przypadków i dalej nie wiem, co ono oznacza… Czy to ten Pan, który dyktuje warunki, czy wręcz przeciwnie: to ten, możliwy Pan, który, kiedyś, gdy Go powołają do istnienia ludzie, dowie się o swoim istnieniu?

Zaczynam jak Żurakowski, mniej patrzeć na wiersze, a jedynie na to, kto jest chujem a kto pindą w realu… Oczywiście, złe wiersze dobrych ludzi, również odrzucam.

Zastanawia mnie, czy Bogdan de Barbaro jest rzeczywiście człowiekiem tak łagodnym, czy też wyparł z siebie wszelką nie – łagodność i w efekcie jest tym, kim jest: czyli jest w gruncie rzeczy nijaki. Zresztą, wielu psychiatrów albo psychologów była i jest wobec mnie nijaka, albo też nie wie, jak się zachować i rżnie kretyna.

Jestem tam, gdzie jestem, pracuję tam, gdzie pracuję, albowiem przeszedłem, co przeszedłem;
dobrze, że wieczorami przynajmniej próbuję łapać jakieś resztki siebie jak trociny słonecznych promieni.

Złapać język tam, gdzie go nie ma, czyli przestać się wkurzać na ludzi i dać im żyć.
Dobrze byłoby jednak, gdyby oni i mnie dali żyć w ten czy inny sposób, mnie do jakiejkolwiek przygody zapraszając, tymczasem zewsząd ten sam, upiorny szczękościsk, okropne.

Żyję od ponad miesiąca samotnie w celi klasztornej. Dużo czytam i rozmyślam. Myśli samobójczych na razie brak. Upływ czasu przeraźliwie szybki.

Nie mam jasno sprecyzowanego celu swojej wypowiedzi. Może dlatego, że nie jestem naukowcem.

Kim jestem? Gościem od gównianych teatrzyków, takim już pozostanę na zawsze, pośmiewiskiem kobiet.

Kolejna nowa, niepoważna forma mnie znalazła. Nie jest to raczej powód do dumy i radości.







 




sobota, 2 grudnia 2023

Wyimki, fragmenty, intuicje, błyski _ cz. 30

 Kto podskoczy Piętniewiczowi? Jedynie sam Piętniewicz jest go w stanie unicestwić.


Świat nie tyle nie istnieje, co został źle pomyślany, a to zasadnicza jednak różnica, nawet dla tych, którzy myślą logicznie, racjonalnie i pozytywnie.

Jeśli kogoś mam dźgnąć, czy dziabnąć, to tylko niedelikatnych i prymitywów, żeby się opamiętali.

Sukces może sparaliżować naturalny dar. Dlatego najbezpieczniej jest stać się sławnym dopiero po śmierci.  

Nadchodzi coś nowego, ale nie wiemy jeszcze dokładnie, co to jest. W każdym razie, do was staruchy się zwracam, czas odejść ze swoimi zwietrzałymi pomysłami.

Jeśli mi ktoś powie, że mocno „walę” w tych Wyimkach, to się gruntownie pomyli. Tutaj jest jedynie cyrk, błazeństwo, psoty, nic szczególnie ciekawego, co nie byłoby dostępne w innych miejscach tej planety.

Na czym polega szczerość? Dzisiaj polega na tym, żeby w ogóle nie otwierać gęby.

Obecnie język publicznej debaty, jest językiem publicznej chujozy, więc nie ma niczego lepszego do zrobienia, aniżeli nazywanie wprost tego gówna. Ludzie, nie prostujcie się, bo i tak będziecie krzywi.

Jak to dobrze, że prawie nikt mnie nie zna, nikomu się nie narzucam i w związku z tym jestem wolny. Ludzie zbyt kochają siebie oraz idee własne, aby zainteresować się kimś innym.

Robię być może demolkę, do czego to doprowadzi? Może do jakiegoś ożywienia? I tak, pewnego dnia wykluczą mnie ze swej zagrody i powrócą do przeżuwania swej trawy na łące.
Możliwość, że im się to znudzi, jest nikła, albowiem ich pożywienie, choć monotonne, daje im realną siłę do wprowadzania kolejnych pokoleń w ich uświęcony wieloletnią tradycją obyczaj.

Wyczuwam, że młodym ludziom mocno obmierzło to nieustające pierdolenie o Szopenie.
Oni by chcieli czegoś wreszcie realnego, zamiast owej, trwającej od zarania mediacji. Mówić nienormalnie nauczyć się może każdy dureń, który w dwa wieczory mocniej przysiądzie nad książką. Mówić normalnie potrafią nieliczni.

Zostało nas niewielu, Panie, daj proszę siłę i miłość.
Wydaje mi się, że przegram i to w bardzo kiepskim stylu.

W moich Wyimkach szybka myśl wyprzedza faktyczne i życiem poparte rozeznanie.

Nagle zrozumiałem, że wszystko przegrałem i że Jedynym, który jest w stanie przekuć tę totalną degrengoladę klęski w zwycięstwo, jest Pan Bóg.

Nauczyć się języka danego, aby przetrwać w tym bądź tamtym środowisku? Ci, którzy mają gdzieś społeczne kody językowe, są najchętniej czytani i oglądani, albowiem język ich jest naturalny.

W sumie to podziwiam Szustaka i resztę tych księży za niezmordowane i nieodmienne, przez nieskończoną ilość przypadków odmienianie, słowa „Pan Bóg”. Normalny ksiądz ma jakieś swoje hobby: literaturę, muzykę, sztukę, a ci, są tak mocno zajawieni na jednym temacie, że się po prostu nie mogą od niego odpierdolić. W sumie to ich podziwiam, ale już teraz mam z nich bekę.

Na wszystko jest moda. Była na diabła, teraz jest na Pana Boga, kiedy przyjdzie moda na myślenie? Nigdy, bo to nie leży w urodzie myślenia, bycie w modzie.

Pytanie, czy Bóg istnieje, albo czy wierzysz  w Boga, to są po prostu źle postawione pytania.
Nikt normalny takiego pytania nie zada po prostu, bo każdy widzi, jak to wszystko jest zdupcone.

Kobieta i mężczyzna nie powinni dobierać się na bazie wielkości pindola ani rozmiaru cycków, ale na bazie muzyki, jakiej słuchają, bo to najtajniejsze i najbardziej intymne porozumienie dusz, nie ma bardziej intymnego.

Aktualnie jestem zbyt genialny na jakikolwiek związek ani na jakąkolwiek przyjaźń nawet.
Objęła mnie bowiem toksyczna kochanka śmierć oraz jej toksyczny pomocnik – mąż, któremu na imię umieranie.

Zajrzałem przez przypadek do swojego tomu „Na oścież”, wydanego przez Zeszyty Literackie w 2014 roku, z posłowiem Zagajewskiego. To tom przeklęty.

Każdy artysta, nie tylko poeta, ma swojego sobowtóra, który jest diametralnie inny, ale nierzadko ważniejszy, bo pozwalający robić to, co najważniejsze: żyć i do tego przeżyć.

Kobiety, które nie jedzą mięsa, wcale nie są przez to bardziej łagodne.

Kobieta najpierw jest romantyczna, potem pragmatyczna, a potem staje się po prostu wesoła.
Facet, który jest idiotą, próbuje zgłębić jej tajemnicę, a tymczasem zawsze chodzi o rzeczy najprostsze: naprawić zlew, wymienić dachówkę, wynieść śmieci, odstawić auto do garażu. Ot, cała tajemnica kobiecości.

 Jak uciec ze Zwisu? Możesz jedynie przejść z piekła do piekła, bo stamtąd, czyli stąd, nie ma ucieczki.

Nie lubię, kiedy do mnie dzwoni się, a ludzie dzwonią do mnie z byle chujostwem.

Ojciec Szustak zdradził Boga dla komerchy, wstydu nie ma on.

Wszystko jest u mnie wykreowane, łącznie z tą całą, pożal się Boże, opowieścią psychiatryczną. Nie wierzcie mi.

Wydział Polonistyki UJ ma obecnie i od dłuższego czasu jeden, podstawowy mankament: jest całkowicie wyzbyty poczucia humoru.

Zalewa mnie zewsząd chujoza tego świata, a ja straciłem gust elementarny.

Nie złamiecie mnie kurwy i skurwysyny, nie dam się wam. Ja się nazywam Michał Piętniewicz.

Tak, jest dokładnie tak, jak sądzicie. Wypowiedziałem wam wszystkim wojnę i w dodatku dam wam wszystkim radę. Bez większego wysiłku.

Jak to dobrze, że całe towarzystwo, prócz kilkorga chorych psychicznie natrętów, ma mnie w dupie. To naprawdę dobrze o mnie świadczy.

Jestem pisarzem, czyli kimś bezgranicznie głupim i bezgranicznie mądrym jednocześnie.

No dalej, dalej, spróbujcie mi podskoczyć, trzy łby utnę za jednym razem.

Piętniewicz oszalał, dajcie mu spokój .

Za tęgie dostałem baty od płci przeciwnej, żeby móc w kobiecie zobaczyć człowieka.

Oświadczam w tym miejscu, że nie będę lizał dupy ani prawicowym bucom ani lewicowym idiotom.

Czyją biorę stronę? Pijaków i wariatów, są najciekawsi i najuczciwsi w tym nieciekawym barze pod ojszczaną chmurą.

Te Wyimki biorą się z życia, obserwacji, kontaktów, przeżyć, doświadczeń, ciosów i ran zadawanych stale przez mieszkańców rozmaitych barów oraz innych przybytków cierpienia – nie są one żadnym tekstem, teksturą, pan tekstem, arche tekstem czy chujo tekstem – idźcie się paść pretensjonalni strukturaliści i post strukturaliści z waszymi obwisłymi fiutami, nieudolnie naśladującymi życie.












sobota, 25 listopada 2023

Wyimki, fragmenty, intuicje, błyski _ cz.29

Świat spsiał do szczętu, ale to nie jest wina ani Tuska ani Kaczyńskiego, a jedynie Boga - pojeba, który ten świat powołał do zaistnienia.

Nie idę do spowiedzi, ponieważ musiałbym urwać łeb i fiuta spowiednikowi – kolejnemu bucowi, jakich zbyt wielu.

Bóg zabija swego jedynego syna, aby odkupić świat. Chciałoby się powiedzieć: walcie się pedały, to ja jestem żywym dowodem, nie tyle na istnienie dobra albo zła, co czegoś w końcu prawdziwego.

 Z łatwością strącam Chrystusa z ołtarza, ale to Jedyny brat mój prawdziwy, którego naprawdę kocham.

Ileż słowem można pozornie jedynie zdziałać… Po co ja się tak popisuję? Można mieć najwyższy dan w karate i siedzieć spokojnie na dupie, pić kawę i miło rozmawiać.

Właściwie podoba mi się sytuacja, że nikt do mnie nie odnosi się, poza tymi, którzy nie wiedzą, kim jestem. To stan niebywale wygodny, wręcz plażowy rzekłbym.

Wielu będzie mi dokuczać, że do reszty zwariowałem, ale niech oni najpierw samych siebie zapytają, czy prawdziwa mądrość nie jest czystym obłędem.

Im bardziej staję się genialny, tym bardziej ludzie mają mnie w dupie. Ze zbyt dużą łatwością i od niechcenia jakby przychodzą mi te wszystkie akrobacje.

Żeby pisać tak ja piszę, trzeba po pierwsze być ślepym, po drugie głuchym. I jednocześnie słyszeć i widzieć o wiele więcej aniżeli większość.

Językiem stwarzam Mesjasza... Kiedyś pójdzie za mną cały, Boży świat, ale ja już tego nie doczekam.

Piętniewicz obwołał się Bogiem, nic prostszego. A teraz postaw mi setę, tylko trochę później, bo muszę wyczyścić kibel w tej mojej, zapyziałej norze.

Publikuję te Wyimki przeważnie w weekendy, bo w weekendy berety są najbardziej sprane, sprane, czyli świeże.

Czy mam godnego przeciwnika? A chuj wie, skoro tkwię od lat w tym pierdolniku, w którym de facto nikt nie umie się bić, a który jednocześnie nauczył mnie tego i owego, jak tam i ówdzie walczyć skutecznie.
A jednak na swojej drodze spotkałem kilkoro prawdziwych mistrzów świata, ale trening był zbyt intensywny i wymagający, nie dałem rady, pomimo starań, więc postanowiłem wstąpić do szkoły czarodziejów – zielarzy, gdzie trwa plaża aż do dzisiaj i w sumie nie jest mi z tym źle. Powiem więcej, paradoksalnie większą mądrość, dystans i wiedzę mi to dało, aniżeli bycie wśród ninja.

Piętniewicz gada obecnie jedynie sam ze sobą, albowiem on jako jedyny nie wie lepiej, kim jest Michał Piętniewicz, wszyscy pozostali znają go o wiele lepiej i dlatego z nim nie rozmawiają.

Pora wreszcie zakończyć to Wyimkowe wydurnianie się i zająć się na poważnie krytyką literacką.

Pracuję coraz wolniej, bo jestem po pierwsze stary, a po drugie chory. I śmiało mogę powiedzieć, że nic w zasadzie mi się w życiu nie udało, prócz okresowej abstynencji.

Jestem zbyt dużym mieszańcem genetycznym, często sprzecznych ze sobą elementów, by cokolwiek porządnego oraz solidnego mogło ze mnie wyniknąć.

Zarówno w Świetlickim, jak i w Waldku, przy całym luzie i talencie, jest ten sam, egoistyczny materializm. Dlatego nigdy nie będą naprawdę wielcy.

Każdy pisarz ma o sobie mniemanie największe i nic nie może popsuć jego dobrego samopoczucia. Dlatego Pan Bóg tak szczególnie ukochał poetów.

Na dzisiejszej grupie terapeutycznej niczego nie rozumiałem. Było bardzo poważnie, a ja chciałem się bawić.

Jak się można zasłonić? Słonie nie potrzebują się zasłaniać.

Ujebałem Waldka w telefonie i teraz wreszcie mogę zacząć myśleć o Ewelince.

Obudziłem się i nagle zapragnąłem mieć brata, który byłby moim przeciwieństwem. Dobry, ułożony, grzeczny, mądry, nie sprawiający kłopotów i nie wywołujący awantur.

Wykiwałem mojego największego przeciwnika, Boga. My name is Lucifer.

Grzech (o ile istnieje), oddala od Boga, od luzu. Diabolos dzieli przez zwierzęce ego i napina.

Idea Boga oraz praktyka alkoholu pozwala odpocząć od życia, które przeważnie jest spierdolone.

Grzech oddala od Boga, ale przybliża do sztuki. Pan Bóg nie zna się na poezji, diabeł niestety tak.
Ogłoś światu pozytywne przesłanie, a potem nasraj na nie. Najpierw będziesz sławny, a potem zostaniesz świętym.

Podziwiam poczucie humoru tych wszystkich luzaków w habitach. Są zdecydowanie lepsi od Monty Pythona.

Co rujnuje wymowę mojego dzieła literackiego, to niestety dobre serce – bliski sąsiad mądrości. Głuptaki osiągają (dzisiaj przynajmniej), zdecydowanie większe sukcesy.

Kiedy młoda kobieta ma koncepcję, znaczy to, że ma s w o j ą koncepcję. Stare baby są nieprzetłumaczalne, bo wiedzą już wszystko.

Walczyć o byt, przetrwanie, duszę, sławę, pieniądze, uznanie. Większość frajerów walczy o kobietę. A co z białą flagą i słodkimi ramionami niebytu? Czyż w naszej kulturze: bić się do upadłego, nie byłoby to rozwiązaniem mniej toksycznym?

Polska? Tak, był kiedyś taki kraj. Miał jednego, nieprzetłumaczalnego poetę, którego pomnik stoi na środku rynku w jakiejś zapyziałej, galicyjskiej wiosce i jednego papieża. To wszystko.

A teraz świat… Mało ciekawa sprawa. Był i zniknął. To wszystko.

Hej Nobliści jebani, gwiazdy rzygające, pić z Wami nie będę, bo bym umarł z nudów.

Nie ma z tobą komunikacji Piętniewicz, jesteś nieprzetłumaczalny bez flaszki.

Cud życia… A czemu nikt nie umówi o autentycznym cudzie śmierci, kiedy wściekli urzędnicy z bezrobociarni daremnie będą słać swoje epistoły, mające mnie na wieczność udupić?  

Ja, prowincjusz z Tarnowa i do tego w części Żydek, zaraz nasram przed bramą uniwersytetu.

Ludzie oburzają się na to przeważnie, co jest ich własnym świństwem. Rozbijcie lustra, nie będzie ludzi.

Czy literatura powinna stwarzać światy lepsze, jak również debata publiczna? Kiedy będę umierał, wycharczę w agonalnym skowycie: więcej pudru.

Człowieka psychicznie chorego uczy się, jak miłować ów niezaprzeczalny dar od Boga, jakim jest świat. Kiedy ów zgłasza wątpliwość, nie mówiąc o proteście, profilaktycznie leje się go pałą, w ten czy inny sposób.

Chcieć niemożliwego, znaczy pragnąć prawdziwej miłości, ale z tej czy tamtej maski, najpierw musi wychylić się chciwy pocałunku język.













sobota, 18 listopada 2023

Wyimki, fragmenty, intuicje, błyski _ cz. 28

 Prawdopodobnie, gdybym nie miał tego, co mam i czym wszystkich wkurwiam, czyli prawdziwego talentu, w zamian miałbym dom, rodzinę, samochód i zarabiał całkiem spore pieniądze. Byłbym zajebisty, bo niczego naprawdę nie można by mi było zazdrościć. Zdecydowana większość ma dom, rodzinę, samochód, duże zarobki, pojebane dzieci, właśnie dlatego, że nie ma nic.

Jestem już tak potężnym koniem, że czuję, jak mnie ludzie atakują bądź nie. To się zawsze bierze z dwóch powodów: albo coś nieopatrznie uczyniłem albo czegoś nieopatrznie nie uczyniłem. Atakują mnie rzecz jasna głupsi ode mnie, nienowa ta prawda, że ratlerki zawsze najgłośniej szczekają; ci ode mnie mądrzejsi są przeważnie dla mnie wyrozumiali i łagodni, może nawet zaryzykowałbym stwierdzenie, że mnie w czymś tam rozumieją.

Gdybym tak dobrze nie wyczuwał i nie znał ludzi i byłbym durniem, byłoby mi zapewne łatwiej. Ale to po linii śp. babki (matki mego ojca) i po krwi Zająców, oni mieli zawsze jakieś nienormalne talenty, których, dodam, prawie nie wykorzystywali, bo raz, że były dupy wołowe, a dwa, że olewusy.

Od strony ojca mam w jednej dłoni potężną jasność, od strony matki, w drugiej dłoni, straszliwą ciemność. Być może ktoś tak wymieszany, w ogóle nie powinien przyjść na świat. 
Na pewno bez szwanku się nie obędzie, co zresztą już dokonało się.

Mam dwie areny, na których dobywam szpady. Pierwsza, gdzie niebywale męczę się i nudzę, wśród szermierzy – kaleków, gdzie płacą mi, aby udawać, że jestem jednym z nich i dawać im nadzieję, że jeszcze będą szermować trochę lepiej. Druga, wśród szermierzy drugorzędnych, gdzie również trochę się męczę, ale już mniej i nawet czuję tam coś w rodzaju Bożego prowadzenia. I ta trzecia, mistrzowska, na którą nie mogę wejść.

Środowiskowe gry literackie to zabawa dużych dzieci w przedszkolu przed panią uczycielką i walka o aplauz, kto namalował ładniejsze kółko. To jest żenujące, bo ani to poważne pieniądze ani cokolwiek pożytecznego. Nie dziwota, że ludzi to nie obchodzi.

Nie mogę zrozumieć skąd we mnie ten potężny, niepokorny diabeł. Pewnie dlatego, że widzę to i owo, w tym cholernie dużo chujozy, a nie potrafię tego po prostu ojszczać, bo za bardzo mi na ludziach zależy i się wikłam. Zawsze się wikłałem zanadto, zwłaszcza w grupie rówieśniczej, stąd początki schizofrenii,  a potem schizofreniczny wybuch, chciałem diabła wypierdolić z siebie, a nie dało się. Teraz z diabłem będę musiał gadać do śmierci, fatalna rozmowa.

Chciałbym, żebyś ktoś w końcu zdjął z moich oczu tą kurwicę, która jedno niby ułatwia, ale zasłania z drugiej strony to, co najistotniejsze.
Niestety nie jestem w stanie ze sobą dogadać się. Być może szczęśliwszy byłbym w psychiatryku, bo tam nikt ze sobą nie może dogadać się.

Kiedy zawalam czuję udrękę, a zawalam bardzo często.

Prawdopodobnie spierdolone zostało moje życie już u samego początku, w tym nędznym miejscu mojego urodzenia, którego nie wybierałem, co oczywiście zawdzięczam mojemu ojcu głównie.

Życie moje nazwać można pasmem prowincjonalnych klęsk, lokalnych zmagań, wiejskich potyczek.

Dlaczego przestrzegam czegoś, co kretyńsko i na własny użytek nazwałem prawami Paruzji? Pewnie dlatego, że jestem wierzący, czyli nie wierzę w ludzi.

Najpiękniejsze są pojedynki prawdziwe, bo niewidzialne.

Żreją, nie dam im rady.

Cała chmara drapieżnego ptactwa rzuciła się na mnie i wyżera mi wnętrzności. Macham maczugą na oślep z flakami na wierzchu, ale ich jest za dużo. Nagle Jerzy Zimny rzucił ogromny głaz jak flarę, który chwilowo zmylił pochód drapieżnych orków.

Czyżbym krzywił ludzi prostych? Ale czemu w takim razie, ludzie prości piszą po krzywiznach?

Dojrzewałem intelektualnie wśród ludzi świetnie wykształconych. W związku z tym dzisiaj muszę tłumaczyć pozostałym, czego nie napisałem, czego nie zrobiłem, czego nie miałem na myśli.

Świat skurczył się do rozmiarów pieniążka, który trzymam w portfelu, chciałbym go rzucić teraz kurom do zjedzenia, aby w dobre ziarno zmienił się.

Świat jest zbyt zróżnicowany, by mówić jakimkolwiek językiem. Szukaj w sobie… Szukaj w swoim wnętrzu, nie jesteś od spełniania oczekiwań jakiejkolwiek narracji. Nawet jeśli Ci płacą, zarabiać możesz również podcierając dupy starym grzdylom, nie daj się.

Najczęściej autentyczna pycha przejawia się w rzekomej chęci pomocy. Nie ma niczego bardziej despotycznego aniżeli pomoc – pomagam ci, ale musisz być posłuszny, wdzięczny, gotowy do pomocy pomagającemu.

Powiem wprost: miałem kiedyś multum rozmaitych dupeczek, a teraz nie chce mi nawet stanąć pyta. Pewnie dlatego jestem tak rozkochany w Bogu: owa wspaniała idea jest bowiem erotyki całkiem wyzbyta.

Został już tylko jeden urzędnik pracujący w korporacji. Nazywa się Urbanowski. Siedzi do nocy w tych papirach, a świat w końcu przejrzał i idzie po rozum do głowy, albowiem idzie w końcu zbiorowo na dupy i najebać się w pubie. Nic już nikogo żadne papiry nie interesują, nastał czas życia.

Feministkom mówię jedno: jesteście niedopierdolone.

Pan Bóg odjął mi rozum, abym pisał prosto po liniach prostych, czyli robił to, co dzisiaj całkowicie nie przystoi.

Znudziły mi się te Wyimki – to tandetne ćwiczenie muskulatury. Pora zrobić coś zwyczajnego.

Życie moje jako gra o własną wybitność? Chciałbym bardzo z tego zrezygnować, ale nie umiem (szkoda). Być może z tego powodu, że zawsze łatwiej swoje życie przerżnąć i mieć święty spokój, a mnie jakiś demon tego nie pozwala zrobić, nie pozwala wywiesić białej flagi, choć wierzcie mi, święty spokój uwielbiam najbardziej.

Mój kompletny brak zainteresowania przyziemnością zaowocował klęską mojego związku. Brakowało mi cierpliwości w tej drodze.

Mając na uwadze jedynie zwycięstwo, tracę z pola uwagi wiele niepozornych, szarych kamyczków, które są niezwykle istotne. To cecha ludzi obłąkanych.

Nie lubię chyba nikogo z tych starych, pyszałkowatych i przegranych buców ze Zwisu, a oni nie dają mi spokoju, chyba z zawiści a nie z sympatii, żeby mi życie uprzykrzyć. Powiem więcej, w całym Krakowie, mam jedynych przyjaciół z Tarnowa.

Mieszkam w kraju buców, czyli w Polsce, mieszkam w bucolandii.

W pyte są ludzie, ale czemu mnie tak nienawidzą?

Dobre, lewackie, mało utalentowane serce, które nie znosi sprzeciwu. Oto, co mamy po drugiej stronie sporu.

Piętniewicza nikt nie lubi, bo mówi, co myśli i się nie pierdoli. Przypominamy, że chroni go immunitet poważnie walniętego. Tamci zawsze mają wytrych, żeby tego jebniętego buca po prostu nie traktować poważnie.

Wymyślono szufladki, konwencje, przegródki. Wiedzą o tym ludzie normalni, którzy za Kasią Kowalską śpiewają: „sobą bądź, sobą być najlepiej jest”. I przy każdym spotkaniu mają uśmiech z banana.







 







sobota, 4 listopada 2023

Wyimki, fragmenty, intuicje, błyski _ cz. 27

Już nie musisz być bracie ostrożny, przyzwalam Ci bracie na pełny kontratak.

Strzelam jakieś szmaty, tam i ówdzie, niewiele z tego wynika.

Czym jest przyzwoitość dzisiaj? Umiejętnym odbiciem piłeczki. Spróbuj se nie trafić i to jeszcze na trzeźwo, zlinczują cię, w najlepszym razie dostaniesz bana.

Nie przejmuj się, ślepy i głuchy Pan Bóg, jeszcze zrobi z tym światem porządek.

Maciek, nie nudzi Cię ta nieustająca papierologia? Ja bym się wykończył… Ty urzędniku od literatury. Urzędnik Urbanowski.

Przyszedł tu taki pierdolnięty watażka Piętniewicz i chce wszystko rozdupcyć do imentu i zbudować od nowa, lecz psa z kulawą nogą nie obchodzi, co on ma do powiedzenia. Nie martwcie się, Piętniewicz Wam jeszcze pokaże, niedługo znów go zamkną w pierdlu – psychiatryku.

Zaprawdę, powiadam Ci, znalazłeś prawdziwego Grala. Pij z mojego kielicha, a nie umrzesz na wieki.

Mam kolegów komunistów, jestem coraz bardziej wykończony walką z nimi…

Zgubiłem mój obłęd na krzaku białego bzu.

Coś czuję, że zginę marnie, za duża ilość luster w tym przedsionku piekła.

Jestem biblioterapeutą. Praca w sam raz dla artysty, który nie wie, co to czysta.

Nic naprawdę dobrego mnie na tym świecie nie spotkało, więc nie wiem, czemu jeszcze miałbym wędrować przez tę pustynię.

Podobno jesteś wielkim krytykiem literackim, a wszyscy się z ciebie napierdalają.

Kochałeś jedynie Ewelinkę, bucu.

Walcie w ten worek tłuszczu, moje ciało śmiertelne, zabijcie go.

Dziś i ja stałem się Bogiem, w nagrodę pokażę Wam język.

Jestem zwykłym, nadętym fiutem, nikim więcej. Niczym nie różnię się w tym i owym od innych, krakowskich mieszczan.

Są słabe zawodniczki i mocne zawodniczki. Od dłuższego już czasu obracam się w jakiejś V lidze kobiet. Nic dziwnego, że zawalam wszystko, co tylko można, ledwo trafiając nie tylko w piłkę, ale w cokolwiek, ślepnąc z dnia na dzień coraz bardziej.

Najlepszą receptą na atak jest brak obrony, obrona jedynie pobudza do coraz intensywniejszego ataku.

Prawdziwa miłość polega na mocnej wierze w to, że w każdej chwili może coś radykalnie pierdolnąć, czy to u Ciebie siostro, czy u Twoich bliskich, dlatego każdy dzień trzeba wyżyć do końca i w kimono iść z przeświadczeniem, że może cię nie zastać bracie, już nigdy, wesoły poranek.

Mam twarz plastka. Jestem lalką Boga.

Powiem szczerze, że ludzie to straszne kurwy są.

Nie udał nam się w ogóle ten XXI wiek;  to niewiele ponad dwadzieścia lat, ale już został osiągnięty stan kompletnego znijaczenia i dehumanizacji.

Diabeł nienawidzi twórczości, żywej i prawdziwej, uwielbia natomiast kreację, kiedyś ktoś udaje, kim nie jest, wtedy cieszy się i zaciera łapska.

Przed chwilą młody sąsiad nie odpowiedział na moje dobry wieczór, zdezorientowany, wlepił gały w smartfona i w milczeniu zajął miejsce na balkonie, gdzie stałem uprzednio. Panoptykon upiorności, oto co powstało.

Moje zachęty do podjęcia dialogu przybierają na ogół dokładnie odwrotny skutek, diabeł opętał ludzi, rzekłem.

Nie tak dawno temu miałem ochotę oznajmić grupce Żydów, że jestem ich Mesjaszem, na którego czekają. Byłem ciekaw reakcji, ale nie uczyniłem z tego z uwagi na prawdopodobieństwo wylądowania w gościnnych murach szpitala psychiatrycznego.

Odnoszę wrażenie, że żyję w coraz bardziej odrealnionym i przez to coraz bardziej niebezpiecznym świecie.

O powrocie do jako takiego porządku nie marzą dzisiaj jedynie natury bardzo uporządkowane. Ludzie z naturalnym burdelem w czerepie (jak np. artyści), czują totalne pogubienie i płyną z tym obłąkanym prądem, bo nie mają wyjścia ani odpowiednich sił umysłowych, aby się temu przeciwstawić. Ludzie rozsądni i racjonalni natomiast walczą, ale ich głosu dzisiaj nikt prawie nie słucha.

 Najbardziej boleśnie upierdliwe ataki mają miejsce przeważnie ze strony ludzi dobrych i poczciwych, ponieważ wynikają one z niezrozumienia sytuacji. Ludzie świadomi są zanadto cwani, by zaryzykować jakąkolwiek ofensywę, która, co tu nie powiedzieć, jest jakimś odniesieniem. Najbezpieczniej jest bowiem nie odnosić się w ogóle do czegoś, co może zagrażać czyimś pozycjom, przewagom oraz ugruntowanym hierarchiom.

Życie w społeczeństwie polega na umiejętnie stosowanej strategii uniku. Na całość można pójść, kiedy wygrana jest w kieszeni, a przez większą część czasu należy zachowywać daleko posuniętą ostrożność. Chrystus, zanim stał się Bogiem, doskonale o tym wiedział. Większość niestety gubi przedwczesny wytrysk pychy.

Przyjaciołom pokaż taką twarz, przy której czuliby się swojsko i radośnie, matce taką, przy której czułaby się bezpiecznie, ojcu w ogóle nie musisz pokazywać twarzy, bo za dobrze ją zna. Reszcie pokaż to, co pokazujesz im od czterech lat, czyli FUCK YOU.

Cała masa moich kiksów, błędów i bardzo często karygodnych potknięć, wynika z mojej nieumiarkowanej próżności, którą niestety posiadam w nadmiarze. Dlatego drzwi do pierwszej ligi są zamknięte przede mną na cztery spusty i de facto nieodwracalnie i próżno mi kołatać, choćbym wieczność kołatał, nie otworzy mi nikt.

Moja udawana i wykoncypowana skromność jest tak naprawdę strategią ochronną i obronną, dzięki której, w swoim oczywiście mniemaniu, mogę nad tego i owego, się tam i ówdzie wywyższyć. Wiedzą to stare i wytrawne wygi, które śmiejąc się ze mnie, jednocześnie nie okazują mi ani miligrama współczucia, skazując mnie na wiekuiste potępienie już w tej formie zarodkowo – poczwarkowej, w której obecnie tkwię.

Mam jedną i jedyną chyba pozytywną cechę, że wyżej nad wszelką pisaninę, stawiam przyjaźń z prawdziwymi przyjaciółmi, dlatego wszelkie działania ryzykowne z mojej strony, które ową mogłyby wystawić na jakikolwiek szwank, są przeze mnie wyjątkowo boleśnie przeżywane. W życiu literackim czuję się komfortowo, bo mogę doskonale w tym światku imitować to i owo, wystarczy po prostu coś pobredzić tam i ówdzie, albo napisać tu czy tam.

Ziarno prawdziwej miłości między kobietą, a mężczyzną rośnie i dojrzewa na glebie bardzo zwyczajnej. Dlatego natury rogate, osłowate, głupkowate (takie jak moja chociażby), owej nie zaznają nigdy, bo sobie ubrdały, prawdopodobnie wskutek wychowania, że chcą od życia czegoś więcej… Pytanie, czy owo więcej, to nie popiół właśnie i spalona ziemia. Trzeba wyjątkowo mądrej kobiety bądź bardzo mądrego mężczyzny, żeby z taką naturą fiku miku, wiódł żywot dalekobieżny.

Gdybym nie miał talentu, zdarzyłby się cud galilejski; moje koleżanki polubiłyby mnie. Zaczęłyby opowiadać publicznie, że jestem świetny w tym i owym, bo jak wiadomo człowiek nieutalentowany, nie wkurwia nikogo, budząc u niewiast współczucie, miast zazdrości, a przez to chęć pomocy.












 





sobota, 14 października 2023

Wyimki, fragmenty, intuicje, błyski _ cz.26

Jechałem ostatnio pociągiem w strefie ciszy, która stała się bardzo popularna i mnóstwo ludzi wybiera ten przedział. Pytanie bracie, czemu nie migrują owi masowo do eremów. Otóż, między ciszą a ciszą jest różnica. Ta w przedziale zawsze wymierzona jest w potencjalnego oponenta, który nieopatrznie zapomni, gdzie siedzi i otworzy japę zamiast napierdzielać w smartfona i przynajmniej udawać, że drugi człowiek cokolwiek go interesuje.


Sąsiad zamknął się na cztery spusty, był słyszalny na korytarzu ten nienaganny dowód na to, jak bardzo bliźni obecnie siebie lubią.

Samobójstwo może i jest egoizmem, ale czemu nikt nie zapytał o egoizm dwojga skurwieli, którzy przyszłego samobójcy nie pytali o zdanie, czy rad byłby oglądać owe wszystkie cudeńka tego świata?

Od dziecka jesteśmy programowani, żeby się jak najzacieklej napierdalać, ale uwierz mi bracie, nie ma to większego sensu, bo po tym całym syfie nikt nawet nie sprzątnie.

Mam koleżankę, która autentycznie wierzy w Boga, ona jest święta, mówię wam. Zdecydowana większość wierzy w obrządek albo w teologiczne i jałowe do tego esy floresy.

Gdyby wszyscy byli tacy jak ja, na świecie byłoby bardzo wesoło, bo zajmowalibyśmy się głównie produkcją piwa, pizzy i papierosów. Cały czas najebani, nażarci i napaleni, zero rywalizacji, czysta przyjemność. No i kobiet nie byłoby, ani popędu płciowego, dość nam już Ew z Ogrodu Eden, Helen Trojańskich, Ksantyp, Dejanir, czy innych Herodiad.

Wy, którzy pleciecie wciąż te same brednie, a w najlepszym razie oczywistości, i macie się za mędrców oraz specjalistów, proszę Was, zniknijcie w końcu z tego świata.

Być może całe życie dążyłem do tego, aby w białych rękawiczkach unicestwić moją matkę, a wraz z nią wszystkie kobiety, które stanęły na zawsze nieszczęśliwej drodze mojego życia.

Kiedyś kochałem bardzo mocno, aż do najcieńszej i najgłębszej drzazgi w moim bycie. Potem tę miłość musiałem wyrwać z korzeniami, wylądowałem w psychiatryku i teraz jestem trupem, który nienawidzi wszystkiego i wszystkich. Ale ta nienawiść wielką jest miłością. Czyżby?

Czuję, że zaraz trafi mnie szlag i rozwiąże wszystkie moje, wydumane problemy.


A może nie chcę z Wami bawić się już, bracia i siostry, może, przepraszam, ale śmiertelnie mnie nudzicie i rzygam Wami już do imentu?

Chodzić spać wcześnie, wstawać wcześnie rano do roboty, po to tylko, żeby nie zmierzyć się ze sobą naprawdę?

Niektórym imponuje coś tak absurdalnego, jak zmaganie się z życiem. To cecha natur skomplikowanych, które interesuje przebieg pewnych zjawisk i procesów, i które decydują o kształcie (niewłaściwym) tego świata, którego naturalnym kształtem powinien być niebyt.

Profesorowie nauk humanistycznych to święci Mikołaje, którzy zwyczajnie wiedzą, czego potrzeba ich podopiecznym, ich dziatkom, czyli studentom. Ci, którzy sami mają z tej zabawy radochę, są tak samo infantylni, jak owe dzieci żebrające o prezenty.

Pierdolę lewaków, buty mi wiążcie, pedzie i lesbofeminy.

Jam jest On. Ja jestem Mesjasz, Syn Boży, Najjaśniejsza Gwiazda, za mną iść kiedyś będą miliony.

Nietrudno napisać, że jest się Mesjaszem, wariaci też to potrafią. O wiele trudniej sprawić, aby ludzie w to uwierzyli, dlatego Jezus jest, kim jest.  

Ludzie wybitnie utalentowani przeważnie nie mają żadnego pomysłu na siebie. Są przez całe życie męczennikami jakiejś bliżej nieokreślonej sprawy.

Co czynią kiepscy poeci? Kiepscy poeci przeważnie zostają profesorami, wydawcami albo autorytetami w jakiejś dziedzinie.

Świat nie jest taki, jak powinien być, ale o dziwo wszyscy akceptują go w tej formie, wniosek: ludzie to złe raczej zwierzęta.

Moją strategią przetrwania jest obecnie milczenie. Albowiem obrywam za każdym razem, kiedy się odezwę, ludzie mnie kochają.

Jedyne na co zawsze i na pewno można liczyć, to na okrucieństwo świata, bardzo często bezinteresowne.

Tylko jeden typ ludzi ma święty spokój: ten, który nic nie robi i nie „wychyla się”. Ludzie zdolni, ambitni, tacy, którym zależy, zawsze w tym kraju będą gnojeni, głównie ze strachu i obawy, aby nie zajęli czyjegoś miejsca.

Możesz bracie przegrać na jakiś czas i na jakiś czas mogą cię odsunąć na boczny tor, ale za dobry jesteś bracie, aby dla tych państwa to się dobrze skończyło.

Ile jeszcze we mnie będziecie walić i napierdalać kurwy i skurwysyny? Uważajcie, Bóg i wam kiedyś poderżnie gardła.

Jeśli ktoś utrzymuje mniemanie, że ten harmider jest w gruncie rzeczy wesoły, myli się.
Ten harmider jest w istocie niezwykle smutny i zupełnie pozbawiony nadziei.

Gdy piszesz prawdziwie, siłą rzeczy bracie, nie zadowolisz wszystkich. Prawdy też nie zadowolisz, bo ona jest jakby kontekstowa. A masz taki narcyzm w sobie, że cię to boli, choć zadowolenie wszystkich nie leży w twojej urodzie.

Jakbym się miał utożsamić z tym, co w tych Wyimkach wypisuję, wyszedłby ze mnie totalny wariat,  dlatego z tym, co napisałem tutaj rzecz jasna się nie utożsamiam.

Stworzyliście dla Piętniewicza dość przyjemną, rozpadającą się chałupkę. Teraz stwórzcie dla niego pałac.

Wielu mi pewnie zazdrości, że nie mogą być tak swobodni jak ja. Albowiem mnie chroni immunitet wariata.

Wielu się zachwyca, a nikt nie jest skory do pomocy, radź sobie bracie sam.

Krzywdzący stereotyp Zagajewskiego jako Pana z zadartym nosem i głową w chmurach, jest kompletnie nieprawdziwy. Nie spotkałem drugiego tak skorego do realnej pomocy człowieka, a jego krytycy przeważnie zapatrzeni są w czubek własnego nosa.

Rozdaję ciosy na oślep, obrywa się prawie każdemu, ale może to dobrze, bo zataczając się, pijaniutki, dotrę wreszcie do celu.

W mojej, rzekomej krytyce literackiej, zdania naiwne, jak z pereł kolie… Jeden Sandauer dmuchnięciem strąca ten gaik liliputów, choć muszę przyznać, dawno nie czytałem Błońskiego… Wydaje mi się, że to był wariat genialny.

Znalazłem się w stawiku pełnym piranii. Jeszcze jeden, najdrobniejszy ruch palcem, a już mnie nie będzie.

Porzuć bracie myśl, że coś takiego jak autoironia jeszcze istnieje. Dzisiaj każdy jest królem bądź papieżem, pomijając zapewne królów i papieży.

Ten pozornie kolorowy świat, bez żadnych zasad, jest tak naprawdę martwy. Zbawcę macie tutaj, w tych zapiskach, ale nazywam Was swoimi Przyjaciółmi.

Poczucia humoru nie mają ani psychotycy ani psychiatrzy. Literaturoznawcy czasem przypominają sobie, że je mają, ale to coraz rzadsze…










 

 

sobota, 7 października 2023

Wyimki, fragmenty, intuicje, błyski _ cz. 25

 Coś czuję, że już mi nigdy nie stanie… Nabieram organicznego wręcz wstrętu do bab, jak i do świata…, ogólnie do całego tego, fałszywego kurestwa.

Nie daję rady ani niczego czytać ani nie piszę nic. Rzucam lotkami w niebo nad Paryżem.

Kasia z psychiatryka miała tatuaż, robiła doktorat z historii sztuki i nieustająco chciała się zabić, motywując to spostrzeżeniem, że ludzie są banalni. A teraz tradycyjny fikołek intelektualny: ludzie nie tyle może są banalni, co nieustająco rżną głupa, bo wiedzą, że tutaj nic lepszego zrobić się nie da.

Dwa słowa do księży prowadzących: pierdolcie się.

Zrób bracie wspólnotę cukrzyków, alkoholików, schizofreników, czy chorujących na AIDS, albo na raka, będą się w niej napierdalać jawnie bądź skrycie, choroba nie łączy, lecz dzieli tak naprawdę. Jeśli coś łączy, to wspólnie dzielona pasja bądź widzenie świata, a te są zawsze różne, niezależnie od takich czy innych objawów chorobowych. Wszelkie łączenie się w grupy ze względu na podobieństwo tzw. doświadczeń, jest tak naprawdę sztuczne, przypadkowe i de facto służy czyimś interesom – najczęściej tworzeniu kolejnych etatów.

Życie to okrutna piosenka ćwiartowanego noworodka.

Przekleństwem mojej sytuacji jest fakt, że nie mam z kim szczerze pogadać.

Światem od zawsze rządziły dwie rzeczy: nieporozumienie oraz pomyłka. Dobrzy i poczciwi ludzie nigdy nie dementują nieporozumień oraz pomyłek, szczególnie na swój temat, stąd są, gdzie są, stoją przeważnie ostatni w kolejce, wychujani przez wszystkich.

Mądrość dzisiaj to znaczy inteligencja, spryt, umiejętność, zaradność, obrotność. Bycie skilled jednym słowem a nie bycie wise. Kobitka nie zrobi ci laski za to, że jesteś wise, ale za to, że jesteś skilled. Kiedy jesteś wise, masz szansę, że dobry Bóg cię przygarnie – nic więcej.

Czy istnieją mądre kobiety? Tak jak istnieją mądre zwierzęta. Świat przyrody nie jest zero jedynkowy.

Ten, kto nie wybrał drogi związku ze światem przyrody, wybrał drogę związku ze światem innym, ergo jest pierdolnięty i niebawem zapewne zostanie wyniesiony na ołtarze.

Dwie rzeczy stoją za wyborem habitu: czysta naiwność bądź czysta pycha.

To w sumie bardzo nudne i mało wyrafinowane: rodzisz się bracie kobietą bądź mężczyzną i stale coś tam knujesz z tą bądź tamtą. Życie powinno być pędzone w izolacji i skupieniu, winno być przygotowaniem na ten najwspanialszy dar podczas życia, czyli uwolnienie z życia, jedyna rozsądna rzecz, jaka może w życiu przytrafić się. Drugą taką rzeczą jest koniec wszystkiego, absolutny oraz nieodwracalny. Większość przyzna mi rację, ale te mundury nie pozwalają w końcu wyjść poza schematy.

Na jakiejkolwiek tzw. opinii w ogóle mi nie zależy. Z tzw. góry idzie przykład tak budujący, że gdybym nawet usmarował się gównem publicznie, zostałoby mi to wybaczone, może nawet uznany zostałbym za świętego.

Moje życie jest beznadziejnie nieciekawe: mierzę je od jednego wzwodu do drugiego, przypomina to jako żywo senny koszmar. Chciałbym się pewnego dnia nie obudzić.

Świat ten, imitujący ogród, jest faktycznym więzieniem. Uwielbiam świat imitujący więzienie, a będący faktycznym ogrodem, czyli szpital psychiatryczny, rosnący na realnej miłości.

Kobietę do mężczyzny zawsze przyciągają bardzo proste rzeczy: interes, przytomność, szybkie rozeznanie sytuacji, żadne tam ćmoju boju, bajeczki o zakochanej Calineczce.

O tzw. szczególnej roli matek dość już nasłuchałem się bredni w kościele i dość już widziałem życiowej praktyki, będącej w jawnym konflikcie z tym, co owe przesłania głosiły.

Moje narzekanie nie ma sensu: to tak jakbym buntował się przeciwko prawom fizyki. Świat jest dokładnie taki, jaki być nie powinien, ale zawsze taki był.

Ludzie tzw. normalni, czyli dla mnie nienormalni, przeważnie bardzo dobrze odnajdują się w podupconych prawidłach tego świata. Niestety, kurwa, muszę przez nich cierpieć.

Jeśli ktoś atakuje bez żadnej, racjonalnej motywacji, to zawsze jest to kobieta. Facet nigdy tego nie robi.

Kto się żeni? Żenią się tylko wyjątkowi kretyni, dlatego chłopaki zawsze są fajne, bo głupie i naiwne.

Czy istnieją szczęśliwe małżeństwa? Uwierz mi bracie, że istnieją jedynie tzw. porządne domy, w których najwięcej jest gówna i nieszczęścia. Patologia jest przynajmniej szczera do bólu.

Przed snem zażyję moją magiczną tabletkę, przywracającą mnie światu a nad ranem będę biadał: cóż ty mi świecie takiego uczyniłeś, że ranię twoje mięso do krwi?

Czy wierzę w ten świat? Nie. Więc czemu jeszcze go zamieszkuję? Może z nadziei i satysfakcji na to, że kiedyś ujrzę, jak pochłaniają ów świat sprawiedliwe płomienie.

Tyle się dzisiaj trąbi: pozwól sobie na błąd, nie bój się, pozwól sobie na słabość. Spróbuj sobie bracie na nią pozwolić: nastąpi gwałtowna i bezlitosna eliminacja z gry, która do niczego w sensie dosłownym prowadzi.

Wydobycie z nicości zawsze kończy się płaczem nowo narodzonego nieszczęśnika. Powrót do niej jest wiekuistą nagrodą za bezsens i marnotę owego przebywania tutaj. To, co pośrodku, jest jedynie pozorowanym dialogiem trzeźwych z nietrzeźwymi.

Całe życie pisałem o tym, czego nie ma. Przypadkowy gość na salonach świata.

Pan Bóg pracuje w laboratorium.

Kobietom chodzi o rzecz najmniej ciekawą i najbardziej destrukcyjną, która jednakowoż wprawia najmocniej w ruch ów ponury kosmos, czyli o ego. Stąd przez zdecydowaną większość kobiet, jeśli nie przez wszystkie, byłem najdelikatniej mówiąc, nierozumiany, albowiem kierowała mną zwykła ciekawość poznania, co w końcu, w tej lucyferycznej sferze, o jakiej piszę, jest błędem.

Kiedyś, kiedy świat już opanują kobiety, a niebawem to nastąpi, w ich najważniejszej świątyni, wystawią podobiznę mojego fallusa – one takie są – chodząca sprzeczność i uwielbienie dla umarlaków.

Kobiety utalentowane są wyjątkowo nielubiane przez inne kobiety. Większość facetów nie ma tego problemu, im przeważnie zwisa, czy jego kumpel ma talent czy nie, no chyba że zaczyna na tym poważnie zarabiać.

Siedzimy sobie przy stoliku i gadamy. A pod stolikiem przeważnie jest Hiroszima. Szkoda gadać.

Ciekawe, że trąbi się wciąż o nienawiści do kobiet, a jakoś nikt nie porusza tematu nienawiści do mężczyzn. Jakże tu bowiem nienawidzić czegoś, co zgasnąć powinno naturalnie i bezpotomnie i dopiero pewien błąd w naturze powoduje, że jest inaczej.

Posiadać jednocześnie dobre serce i dar obserwacji to prawdziwe przekleństwo, albowiem jest się skazanym na wieczyste stanie w miejscu, by Broń Boże nie urazić reszty.

Jestem dosyć niezły w rozmowie, bo podczas owej prawie nic nie mówię, dlatego spełniam doskonale kryterium obecnych relacji międzyludzkich: nie mówić nic, ale żeby się zgadzało z tym bądź owym (papierem lub człowiekiem).

Poznawać swoją psychikę, owszem można (choć nie jest to wymóg), ale pod warunkiem, że terapeuta koncentruje się na Tobie bracie, a nie na własnym bezpieczeństwie, a przeważnie tak bywa właśnie, stąd większość terapii jest nieudanych, prawdopodobnie dlatego, że terapie prowadzą teraz w większości kobiety, które, co tu nie powiedzieć, były, są i będą, pragmatycznymi egoistkami.

Tzw. ludzie idei są obecnie zafiksowani przeważnie na jednej idei, bardzo przez siebie hołubionej, co jest śmiertelnie nudne po prostu i uniemożliwiające normalną rozmowę.



















niedziela, 24 września 2023

Wyimki, fragmenty, intuicje, błyski _ cz. 24

Sadyzm jest osiową cechą kontaktów międzyludzkich. Dlaczego nie możemy być dla siebie po prostu dobrzy? Bo od dziecka krzywili nam ryje ci, którym owe ryje krzywiono wcześniej i ta historia zdaje się nie mieć ani początku ani końca.

Wejście w jakąś rolę polega na wycofaniu się z konfrontacji z samym sobą i ze światem. Życie w społeczeństwie polega na permanentnej strategii uniku, jest zatem bez sensu.

Kobiety najbardziej uwielbiają mizoginów. Bycie feministą jest nazbyt programowe, przez to nieco fajtłapowate.

Trwa cisza przed jakąś piekielną burzą i zmasowanym atakiem.

O Piętniewiczu od samego początku mówiło się jako o bardzo niebezpiecznym graczu. Tym bardziej drastyczna będzie jego eliminacja z najbardziej nawet dupnego przypisu.

Ludzie, którzy interesują się wszystkim, bądź nie daj Bóg, składają takie deklaracje, nie są bynajmniej ciekawi świata, najczęściej są to nikomu nieszkodzący idioci.

Zatajaj, zatajaj głębiej, aż na samo dno studni.

Szedłem dziś ulicą pokazując fucki na prawo i lewo. Że mnie nie zgarnęli to cud.

Wynaleźć coś doskonalszego aniżeli słowa? A skąd wiedza, która o naszym bycie stanowi?

Im więcej wlewam w siebie słów, tym wyraźniej dostrzegam ich absurdalność i niepotrzebność, wręcz kretynizm. Ostać się powinni jedynie autorzy poczytnych czytadeł pisanych wyłącznie dla rozrywki. Włączam w ten poczet rzecz jasna dobrze napisane prace naukowe.

Między kobietą a mężczyzną wydarza się inna kobieta bądź inny mężczyzna.

Cóż to jest praca? Praca to jest coś równie bez sensu jak jej brak, przy czym wskutek pracy, zapominamy o tym, co ma sens.

Prawdziwie owocne rozmyślanie powinno doprowadzić do nocnego spaceru celem wizyty w burdelu.

Nie ma nic piękniejszego i straszniejszego niż radość nieopierzonej trzpiotki z moich Wyimków po odbytym stosunku.

Jakiś jąkała ze Zwisu stale do mnie pisze, wydzwania i jest wyraźnie mną zafascynowany. Tylko on. Reszta pozwala mi spokojnie budować swój grób za życia. Wiedzą, że trumna to coś, co do mnie najbardziej pasuje. W romantycznym scenariuszu jąkała ów mógłby być na swój sposób genialny. W scenariuszu praktycznym ta piosnka nikogo nie obchodzi.

Moje marne dni dzielą się na te, kiedy jestem w Zwisie, bądź na te, kiedy rozmyślam o Zwisie. Oba te zajęcia są warte tyle samo, czyli de facto nic.

Trzymanie wysoko gardy jest niby bezpieczne, ale prowadzi do życia bez zdarzeń. W każdej walce trzeba zaryzykować cios, no i oberwać, bez tego nie byłoby walki, może życia bez tego nie byłoby.

W Stanach ktoś o nazwisku Pudłowski zawsze trafia w dziesiątkę. W Polsce natomiast ma miejsce cyrk jego poniżenia i kastracji.

Zanadto dobrze znam ów gaik nadto ugrzecznionych chłoptasiów, którzy robią to wyłącznie pod kołdrą i z zamkniętymi oczami. Wrót do tego bastioniku Belzebuba strzegą w Krakowie dwie jędze nie do zdarcia. Podziwiam je, ale ich radość z nadmiaru muszego rodu, nie jest moją radością.

Jąkało ze Zwisu, jesteś mną zafascynowany, ale tylko wtedy, kiedy jesteś po lufie.

Czasem chciałbym przyspieszyć proces dochodzenia do siebie łyknięciem od czasu do czasu jakiejś bani, to jest jak podkręcenie ognia, żeby szybciej się smażyło… Podobno najlepiej się rumieni na małym ogniu… Trudno powiedzieć.

Świat się kończy, dlatego trzeba być bardzo łagodnym dla świata.

Kiedy drzemy wizerunki, te wizerunki kochamy. Przedmiotem debaty publicznej natomiast jest podarcie, fakt, który wydarzył się, nie intencja.

Widziałem dziś w nocy gwiezdnego pasikonika.

Stworzyłem Was wszystkich, durnie patentowane, w mojej głowie i nie chcecie z niej wyleźć… Kiedy ja zniknę, zniknie świat i Wszechświat, niczego już nie będzie.

Muszę się poważnie zastanowić, czy ten świat zasługuje, abym nadal zaszczycał go swoją obecnością. Chodzi mi coraz częściej po głowie, czy by po prostu, po angielsku, nie opuścić tego wątpliwej jakości przyjęcia i udać się w swoją, tylko wiadomą stronę.

Właściwie rzecz ujmując, to nic dobrego mnie na tym świecie nie spotkało, prócz zawiści i nienawiści, doprawdy przedzierać się przez te chaszcze nadal, to być może naddatek mordęgi, może nawet głupota…

Waldi zadał mi ostatnio dość naiwne pytanie, jak na jego wiek, to znaczy, kiedy ja jestem prawdziwy. Waldemarze, ja prawdziwy jestem, kiedy mnie nigdzie nie ma. Najprawdziwszy będę, kiedy opuszczę ten padół łez, może pewnego dnia dobry Bóg mnie uwolni.

Żyję tylko dlatego, bo jestem zwyczajnie, a zarazem perwersyjnie ciekaw, jaki rozpierdol mnie jeszcze czeka.




sobota, 2 września 2023

Wyimki, fragmenty, intuicje, błyski _ cz. 23

 Literatura obecna po prostu pozbawiona jest jaj. Podoba się przeważnie podstarzałym paniom pensjonarkom, wiecznym pracownicom prowincjonalnych uniwersytetów.

Przechadzam się ulicami tego nieszczęsnego miasta i napotykam tych wszystkich skurwieli, którzy z niewiadomych przyczyn mówią mi cześć. To bez sensu, ja im odpowiadam, choć najchętniej skopałbym z lubością ich fałszywe ryje.

Dlaczego mam poczucie, że ludzie chcą mnie rozszarpać? Może rzeczywiście chcą mnie rozszarpać?

Żyję w popierdolonym świecie, pozbawionym tęgich autorytetów, które by trzymały za mordy tę rozwrzeszczaną i rozwścieczoną barbarię.

W tym rozparcelowanym świecie, każda wysepka ma swojego boga, niechaj w końcu wody potopu przykryją ten absurd i tę zgniliznę.

Że nie lubię ludzi? Nie ma już prawie ludzi, więc kogóż tu lubić? Daję przyzwolenie jakiemuś przypadkowi chujowi, żeby mnie zajebał… Zniknie mi z oczu ten koszmar, bardzo nieciekawy koszmar.

Nie  lubię wszystkich tych, pogodnych grubasków, którzy mniemają się za inteligentnych i dowcipnych, oszukują siebie i innych.

Tkacze pozytywnych marzeń rozumieją bardzo dobrze prawdziwą, realną mordęgę życia.

 Można mieć bardzo głęboką duszę i robić cokolwiek nie na miejscu. Poeta powinien pławić się w gównie.

Nie zależy mi na wydaniu kolejnej, kretyńskiej książki, która nie jest nikomu potrzebna, wolałbym zostać zalanym przez fale gówna.

Nie spotkałem nigdy bardziej optymistycznego pesymisty aniżeli Bartula. Uważa on, że trzeba cieszyć się, że na świat nie spadła jeszcze bomba atomowa. A wszyscy są teraz rozwydrzeni tym dobrobytem i chcieliby być nie wiadomo kim.

Moja pogoń za sławą powinna ograniczyć się do regularnego spożywania schabowego z kapustą albo mizerią, wtedy byłbym naprawdę szczęśliwy, ale czy  byłbym?

Nie podobają mi się w ogóle wiersze Różyckiego. Są wystudiowane, wykoncypowane, akademickie, nie ma w nich spontaniczności. A ongiś fenomenu Dyckiego w ogóle nie rozumiem, to nie poezja, tylko mielenie młynkiem.

Zobacz siostro, jestem klownem, pracuję w cyrku.

Zapomnieliśmy o wierszu, Wawrzyński nadstaw swoje oboje słyszących uszu.. W Tobie nadzieja… Gdybyś umiał tylko ziać ogniem…

Jeśli mnie kto zabije za moje Wyimki, popełni w świetle obowiązującego prawa, zbrodnię niedopuszczalną, albowiem w świetle dostępnych i obowiązujących papierów, jestem niepełnosprawnym umysłowo kaleką.

O niczym innym nie marzę, tylko o jednym: aby mnie wypierdolili z wszelkich możliwych, społecznych struktur, w których się duszę. Wyrzutkom i pojebanym zawsze w głowie świeże powietrze.

I tak wszystko przekabaci się na błazeńską stronę: najczęściej na salony zapraszają za obrazę majestatu. Sokrates nie byłby wieczny, ani Chrystus, gdyby uprzednio porządnie nie wkurwili tych albo owych.

Jakże łatwo wkupić się w łaski byle klechy z byle przydrożnej plebanii… Wystarczy stwierdzić, że Bóg istnieje i że żałuję za grzechy… No słabo, naprawdę kurwa słabo…

Nie chciałbym zostać ojcem, Broń Cię Panie Boże… Wprowadziłbym niewinne, bezbronne życie do świata, który de facto nie istnieje, zatem popełniłbym nieodwracalny błąd. Jakże bowiem inaczej można nazwać tę idiotyczną motywację gasnącego ego, która każe przedłużać zapasy w tym smutnym miasteczku w nieskończoność?

Między Wyimkami a filmikami rozgrywa się moja choroba schizofreniczna, jak między nieprzystosowaniem a przystosowaniem… Przystosowani są jedynie głupcy, niestety.

Jędze zaczną się na mnie zaraz wydzierać, że gdybym miał żonę i dzieci na utrzymaniu, inaczej bym śpiewał. Drogie i kochane jędze, nie mam ani mieć nie będę ani jednego ani drugiego, nie oceniajcie proszę mojego wyboru, może wasz świat sukienek z Zary i sobotnich przyjęć nie do końca mi odpowiada, mam do tego prawo. Jeszcze…

Jedyna kobieta, której wierzyłem, nazwała mnie pozerem, więc jej również kop w zad…
Nie mam dystansu do swojej świętej misji…

Hej buraki, jakbyście nie wiedzieli, to ostatnie było na żarty…

Rozstrzelajcie mnie, niech poczuję, że żyję…

Mierzi mnie cały ten Szustak, ma duży talent do Pana Boga… Ale cóż to znaczy mieć duży talent do Pana Boga? Może znaczy to tyle, że nie ma się talentu do niczego.

Cóż to znaczy poznać kogoś naprawdę? To znaczy móc zamieszkiwać jego intymność. Już nikogo tam nie wpuszczę, walcie się wszyscy.

Odnoszę wrażenie, że mimo wszechobecnie panującej głupoty, ludzie w swojej pojedynczości nie są głupi. Wiernie oddają Wielkiemu Bratu, co jego, ale jednocześnie zachowują swoje prywatne zdanie. W tym widziałbym szansę na ocalenie i na prawdziwą przemianę.

Że byłeś Mesjaszem karmiącym w podartych portkach ziarnem gołębie… Teraz śmiało, możesz łeb swój dać pod topór.

Ożywić język teatralnej maski? Obawiam się, że wszelkie próby dogadania się z tym światem, kończyły się mniej lub bardziej zakamuflowaną jego negacją.

Niby mam oko i ucho wyczulone na fałsz, ale zawsze byłem, jestem i będę niebotycznym wręcz frajerem.

Po co ja to piszę? Bo mi się nie chce uczyć żadnej, innej, przyzwoitej, konwencjonalnej formy. Za dużo mozolnej, nudnej i w gruncie rzeczy prawie nikomu niepotrzebnej, poza garstką kompletnych dziwaków, dziabdzianiny.

Ludzie prawie nigdy nie myślą samodzielnie i indywidualnie, przeważnie myślą konwencjonalnie oraz instytucjonalnie, ergo nie myślą, ale walczą o uznanie i na przewagi.

Czasem głęboki sekret, którego nie wyjawiamy, daje nam jakąś, tajemniczą siłę. Podzielenie się tym sekretem, osłabia promieniowanie tajemnicy, więc osłabia naszą siłę. Trzeba być bardzo pewnym swojej mocy, aby beztrosko podzielić się sekretem.

Są grafomani nieszkodliwi i poczciwi i grafomani zaburzeni, będący prawdziwym wrzodem na dupie. Literatura, bądź to, co niesłusznie określa dziś się tym mianem, z lewej czy prawej strony, to obecnie, jedno i to samo de facto nieporozumienie.

Życie wśród ludzi to najlepsza terapia. I najlepszy sposób na przybicie do krzyża. Sam się nie oszczędzałem, poddając się rozmaitym terapiom, które czyniły ze mnie albo kretyna albo potwora.

Właściwie to Wielki Brat zwyciężał od zawsze i będzie zwyciężał. Któż nie chce być wzorowym uczniem w szkole świata i dostawać nieustannie świadectwo z paskiem od swojego korporacyjnego wodza? Czyż nie jest to powód, aby czymś konkretnym pochwalić się na sobotnim przyjęciu, wśród falujących sukienek z Zary?















sobota, 12 sierpnia 2023

Wyimki, fragmenty, intuicje, błyski _ cz. 22

 Może lepiej, aby o Twoim życiu wiedziało jedynie kilka osób. Tłum nigdy nie pozna osoby.

Celowo hiperbolizuję pewne zjawiska, dla prowokacji, dla szoku, dla konfliktu nawet. Prostoduszni to połkną i się przejmą, wytrawni wyjadacze zapewne oleją, że za proste i nie ma w ogóle po co się tym zajmować.

Zupełnie nie wiem, po co wysłałem Stali listę moich publikacji. Ja Stali nigdy nie interesowałem jako krytyk literacki, którym zresztą prawdopodobnie jestem do bani, choć kto wie, cuda się też zdarzają.

Zacząłem czytać odrobinę więcej literatury psychologicznej, przez co widzę miałkość psychologizowania w książkach literaturoznawczych.

Być może przyczyną klęki literaturoznawstwa jest potężny zwrot psychologiczny, który teraz się dokonał, co jednak niczym dobrym nie poskutkowało. Oto toporne bronienie własnej twierdzy jest teraz jedynym kryterium „prawdziwości” kontaktów międzyludzkich.

Zostałem zaproszony do kolejnej fikcji; kolejnych zebrań, spotkań, debat, konferencji.
Czyli jednym słowem zostałem zaproszony do kolejnej krainy cierpienia.

W środowiskach, w których tkwiłem i tkwię nadal, nie można mówić „prawdy”. Nie istnieje coś takiego jak „prawda”, ponieważ wszystko co jest, jest rezultatem jakiejś społecznej umowy. Powiedz, co cię naprawdę boli, a dostaniesz taką fangę, że nie będzie czego zbierać.

Proces zdobywania wykształcenia trwa niby przez całe życie; zdobywanie kolejnych stopni czy tytułów jest jak kolekcjonowanie zabawek w dzieciństwie. Jak kolega zabierze ci pistolet albo strzelbę, niechybnie zastrzelą cię Indianie. Najgorsze jest to, że niewinna z pozoru zabawa w Indian, w życiu społecznym jest po prostu realnością.

Kim byłby człowiek mądry dzisiaj? Strasznie trudne pytanie, albowiem nie wiadomo, czy człowiek mądry kiedykolwiek żył na tej planecie.

Jeśli masz coś do powiedzenia, to najpierw wypożycz książkę z biblioteki, a potem zapomnij, że miałeś cokolwiek do powiedzenia. Na pewno szybko zostaniesz profesorem.

Te wszystkie, nieudolne próby, aby czemuś sprostać, aby do czegoś dorosnąć, są w gruncie rzeczy przerażające.

Nie wiem, czy ktokolwiek obecnie w Polsce zna tak dobrze i dogłębnie naturę języka, jak Marian Stala. Nie dość, że przeczytał wszystko, to jeszcze ze zrozumieniem.
Najlepszym jest Marian Stala czytelnikiem poezji, a do tego trzeba mieć wyjątkowo czułe i wytrawne, trzecie oko.

Najgorszymi czytelnikami poezji bywają inni poeci i Broń Boże, aby jeszcze o poezji pisali.

Obserwuję obecnie terror profesjonalizmu, który idzie od jakiegoś czasu z terrorem ego.
Dawniej ludzie byli po prostu utalentowani, kochani za swoją spontaniczność, nie musieli się prawie niczego uczyć, dzisiaj każdy katuje się nauką, pracą, szkoleniami w efekcie czego ginie coś tak naturalnego i dobrego jak talent.

Czy odpowiada mi rola Eksperta Cogito, czyli pacjenta napierdalającego non stop o swoich epizodach psychotycznych? Cóż, podobno mam schizofrenię i wyżej dupy pewnie już nie podskoczę w innych obszarach, ale coś, coś we mnie rwie, domaga się, rośnie…

Kiedy rozmawiam z Marianem Stalą, odbijam się w nim bardzo niekorzystnie, jak z przeproszeniem, jakiś chuj. No, ten Pan, może i doskonały jest w czytaniu, ale to pozbawiony całkowicie empatii autystyk.

Właściwie zdecydowana większość akademików to wyzbyci elementarnej nawet empatii autystycy. Szczerze? Spaliłbym ich te wszystkie budki przydrożne, żeby się wreszcie nauczyli żyć jak ludzie i czuć jak ludzie. I właśnie owym, tym emocjonalnym kretynom, podoba się moja poezja. Czy to dobrze świadczy o moich wierszach? 

Tym durniom w budkach przydrożnych zależy tylko na najebaniu jak największej ilości publikacji. A już chuj, że nikomu to po prostu niepotrzebne, oni muszą czuć się potężni, buce.

Jakby mnie pozbawili tytułu naukowego za te moje wygibasy tutaj, to nie miałbym strzelby, aby strzelać do Indian. Indianie by mnie zabili.

Jeżeli się o coś bałem najbardziej, to zawsze był to mój własny tyłek. Tym tyłkiem, myślałem, zbawię świat.

Są ludzie dobrzy, ludzie źli oraz ludzie pierdolnięci. Ta trzecia grupa nigdy nie wie o co jej chodzi, ale to ona posuwa ten świat do przodu.

Będąc artystą totalnym i genialnym, wszystko mam na niby. Rodzinę mam na niby, Przyjaciół mam na niby, nawet siebie mam na niby. Tylko to gówno, które tutaj uprawiam, jest niby nie na niby.

Wszystko wybrzydzam, na wszystko patrzę z pogardą, a sam nie umiem nic.

Zwis Cię bracie załatwił, Zwis Cię załatwił na cacy, wykastrowali Cię bracie ze wszystkiego, te skurwysyny.

A o co kobietom chodzi? To chyba dość proste. O kłamanie i sianie zamętu.

Po co kobiety sieją kłamstwo i zamęt? Po to, aby kłamstwo i zamęt były podtrzymywane przez kolejne pokolenia, generalnie uwielbiają kobitki robić zadymę.

Tak mało wiem o świecie, innych ludziach, rzeczywistości. Siedzę całe życie na dupie w czterech ścianach mało atrakcyjnego mieszkania. Nigdzie nie byłem, nic nie widziałem, niczego nie doświadczyłem, a się wymądrzam, tkając jakiś koszmar.

Moja świadomość tka jedno marzenie od czterech lat: nawalić się i zapomnieć.

„Jak bardzo możesz skurwić się, by zmienić swą piosenkę?” Frazę tę wyrecytuj odpowiednio: zdolności adaptacyjne człowieka niemal każdego są ogromne oraz nieskończone… Wyjątkiem są prawdziwi wariaci i prawdziwe talenty.

Piętniewicz jest większy niż Mickiewicz.

Prowokować intelektualną taniochą też trzeba umieć. Większość prowokatorów to niestety nie tyle szlachetni handlarze badziewia, ale zwykłe prostaki.

Nabrałem takiego wstrętu do bab, że gdyby nie to, iż jestem heteroseksualny, nieuchronnie przeistoczyłbym się w pedryla. Żadna z tych otaczających mnie kurew nie okazała mi serca.

Albo to ja jestem kamikadze, albo dzisiejszy świat każdą błahostkę, czy potknięcie, stara się traktować w białych rękawiczkach, by Broń Boże, nie umorusać się pierdnięciem, gorszym chyba aniżeli publiczna szubienica, która przynajmniej przyciąga gapiów.

Nienawidzę pucowania się tych wszystkich pożal się Boże gryzipiórków, mylnie zwanych pisarzami. Powiedzcie w końcu prawdę, jak Was życie boli, a jak Was nie boli to wypierdalać z tego interesu, bo nie jesteście, wy kurwy sprzedajne, wiarygodne. Kury wam szczać prowadzać, a nie literaturę robić.

Głaskanie po nieistniejących cipkach i fiutkach: oto stan obecnej literatury. Całujcie mnie wszyscy w zad, ja idę na spacer.

Kolegą jesteś w grodzie Kraka, dopóki nie poprosisz swojego kolegi o przysługę. Gdy o nią poprosisz, przestajesz być kolegą, stajesz się kimś niewygodnym.

Dzisiaj za byle gówno forsę biorą poprawni politycznie urzędnicy od literatury. Prawdziwi literaci śpią zarzygani i bezdomni po dworcach i parkach.

Literatura produkuje obecnie w zdecydowanym nadmiarze grzecznych pisarzy. Grzeszni pisarze przeważnie leczą się na głowę, aby z powrotem nabyć dobrych manier.





 


sobota, 29 lipca 2023

Wyimki, fragmenty, intuicje, błyski _ cz. 21

 Jednocześnie obecnemu światu wypowiadam wojnę i w tym samym momencie wywieszam białą flagę, to trochę bez sensu…

Człowiek normalny, który najczęściej cierpi z powodu choroby psychicznej, musi mniej lub bardziej udolnie naśladować świat umownie zwanych zdrowymi psychicznie, którzy najczęściej są poważnie pieprznięci.

Po drugim epizodzie psychotycznym, jedyną moją radością, był codzienny, poranny płacz. Aktualnie nie czuję zupełnie nic i z wytęsknieniem wypatruję śmierci.

Dlaczego przestrzegam skrupulatnie tego, co nazwałem Prawami Paruzji? To jest tak, jak nie umiesz rysować albo śpiewać i ciągle bawisz się w malarza albo śpiewaka. Tak i ja, nie umiejąc, nadaję sztucznie jakąś strukturę temu chaosowi, który stale mnie nawiedza.

Życie w obecnym społeczeństwie, w którym ludzie albo zgrywają ważniaków, albo są po prostu nieszczerzy, jest kompletnie bez sensu, po co?
 
Nie mogę wyjść ze zdumienia, że wiece polityczne mają tylu słuchaczy oraz widzów.  Nie ma tutaj zupełnie czego słuchać ani oglądać. Mowa trawa, kretyńskie hasła, puste androny, co to w ogóle za korzyść w czymś tak beznadziejnie głupim brać udział?

Chciałem w końcu coś poczuć, dlatego dzisiaj zgasiłem papierosa przypalając dłoń niedopałkiem.

Beznadziejny, pijany marsz przez życie poety, powinien wzbudzić przynajmniej wzruszenie; tymczasem dla zdecydowanej większości jest on zupełnie obojętny.

Wielu już się śmiertelnie obraziło, ale nikt na to nie zwrócił najmniejszej uwagi, więc ci obrażeni zaczęli po prostu regularnie pić, aby zwrócić na siebie uwagę.

Porozmawiać z kimś szczerze… Właśnie to robię – z Tobą, bracie, szczerze rozmawiam.

Między słowem a czynem przeważnie zieje przepaść. Przy czym słowo użyte na terapii jest jakby czynem, albowiem pozbawione jest ciężaru semantycznego, nie niesie żadnej semantyki – jak lekarstwo może cokolwiek znaczyć prócz tego, że jest użyteczne, pomaga?

Dlaczego nigdy nie interesowała mnie polityka? Albowiem uważam, że świat władzy nie jest światem mądrości, jest nawet jej zaprzeczeniem. Wysuwam z tego sylogizm: świat nigdy nie był mądry.

Rozmawiałem dzisiaj z Marianem Stalą o moich Wyimkach. On się na Tobie nie poznał Misiulka, są tacy, co się na Tobie nie poznali. Babuszka i tak wie, że jesteś genialny.

W tych Wyimkach prowadzę grę ze sobą, ze światem, ze środowiskiem literackim, z kobietami, a przede wszystkim z Marianem Stalą, grę, która po prawdzie mało kogo obchodzi.

Jeśli ktoś spędza mi sen z powiek, jest to właśnie Marian Stala.

Dzisiaj zobaczyłem jakiś paproch kurzu w kącie pokoju, od razu podniosłem i wyrzuciłem do kosza. Prawdopodobnie tym paprochem był Marian Stala.

Prawdziwa potęga, którą znam osobiście, ale o której nic nie wiem, jest dr Michał Piętniewicz.

Nie wiem dlaczego, ale największy szacunek i sympatię z tej całej gromady, czuję do Mariana Stali.

To pewnie zbyt proste, co powiem: Stala, stawiając wyżej moją poezję nad prozę, przyznaje większe znaczenie furii mojej nieświadomości oraz podświadomości, miast pozornemu, racjonalnemu porządkowaniu jakichkolwiek zjawisk. Stala może mieć rację.

Przeczytałem u Horney opis narcyza, który może mieć w życiu epizody psychotyczne (ja miałem), i ten opis dokładnie do mnie pasuje. Sęk w tym, że narcyzm można zarzucić prawie wszystkim samcom, albowiem większość samców swoją pracę traktuje śmiertelnie poważnie, o wiele poważniej zapewne, aniżeli partnerki życiowe, które bywają jedynie rodzajem flary, zasłony dymnej, parawanu.

Zapewne przy bliższym poznaniu mogę zyskiwać, widzę po ludziach wokół mnie. Na odległość raczej mogę budzić niechęć, może zmieszaną z podziwem… Mariana Stalę interesują jedynie jednak produkty mojej niezrównoważonej świadomości, uzyskujące w tym samym momencie efekt krystalizacji, właściwy dla wielkiej poezji.

Żurakowskiemu wyszło jedno w życiu: pogrzeb, który miał naprawdę piękny.

Gdybym cokolwiek w życiu wymiernego osiągnął, to nie pucowałbym się tutaj przed Wami sztucznie, jak jakiś pożałowania godny, nędzny frustrat. A tak, wybaczcie, będę napierdalał tak długo, aż nie sięgnę galaktyki, zapewne galaktyki głupoty.

Czytam różne opisy osobowości u Karen Horney i okazuje się, że człowiek to tak naprawdę chodzący worek gówna… Alkohol powoduje niejakie rozwolnienie uczuć, stąd większość porządnych i uczciwych ludzi to alkoholicy.

Muszę dociec o co mi chodzi… Czy docenienie w postaci Nagrody Nobla usatysfakcjonowałoby mnie? Nie, bo źle się czuję po prostu na wszelkich salonach jajogłowych nadmiernie, snobistycznych typków. Dążę de facto do jednego tylko celu: druku w gazetce Vis a Vis, co zapewne spowoduje we mnie okrzyk radości pawiana.

A czy tym samym sam przed sobą nie wybielam się idiotycznie, gardząc Noblem i wybierając jakąś kuriozalną gazetkę, która nikogo nie obchodzi, poza paroma dziwakami? Na ile chcę być w porządku sam ze sobą, a na ile z własną furią, która prowadzi mnie ku przepaści?

Jedyne, co można o mnie powiedzieć, to to, że nie jestem pozerem. Jestem w obyciu niesłychanie prostolinijny, nie cierpię konfliktów między ludźmi, jeśli konflikt to w sobie.

Czy celowałem w kogoś konkretnego w moich Wyimkach? Zawsze była to bliżej nieokreślona mgła, co do której nie miałem pojęcia, że ktoś, ktoś w tej mgle stoi i boleśnie obrywa.

Człowiek, który zamieszkuje niszę, może tę niszę uświęcać jakoś i nadawać jej rangę uniwersum. Ale tak zawsze było. Literaci, pisarze, filozofowie, intelektualiści to, przepraszam, nie wędrowni kaznodzieje.

Jeśli weryfikacją naszych poczynań i tzw. owocami, miałyby być chodzące za nami tłumy, rzesze fanów, followersów, to weź Pan, Panie, przykład Hitlera, nie miał? Cały naród go popierał i co, fajny gość był?

To oczywista demagogia i zakamuflowana zawiść, że mnie nie udało się osiągnąć popularności ani sukcesu. Ale z drugiej strony wielu przede mną umierało w nędzy, poniżeniu, poważnych chorobach… Ja w sumie to mam dość rajskie życie, choć przyznam, że życie to jednocześnie boli.

Stoję w tych Wyimkach przed lustrem i nie widzę własnej twarzy, bo własną twarz mam w dupie. Może na tym polega prawdziwy i naprawdę okrutny narcyzm?

Iluż jest ludzi poczciwych i naiwnych, a przy tym pozbawionych talentu? Ale iluż w tym samym momencie, jest ludzi dobrych, owym talentem obdarzonych.

Myślę, że otrzymałem jednoczesną karę i nagrodę za mój stosunek do rzeczywistości.
Sęk w tym, że był i jest to stosunek wyłącznie intuicyjny. Niczego de facto nie werbalizuję, niczego nie nazywam, niczego nie porządkuję, nie układam w zgrabne definicje, nikomu de facto i niczym się nie przysłużyłem. Na ludzi jestem jednocześnie otwarty i zamknięty, prawdopodobnie dlatego, że za dużo o nich wiem i dość mnie już zdążyli wkurwić.

Mam jęzor brązowy od kawy i papierosów, duszę czarną od nikotyny, emocji tyle, co nic, empatii jeszcze mniej. Ego rozdęte do granic. Jak bardzo nieciekawym można się stać w przeciągu życia?












 


wtorek, 18 lipca 2023

Wyimki, fragmenty, intuicje, błyski _ cz. 20

Cóż to znaczyłoby być szczęśliwym? Być może być szczęśliwym znaczyłoby utrzymać się na powierzchni.

Im kto mocniejszy i tęższy, tym bardziej musi cicho siedzieć, żeby dać poczucie bezpieczeństwa słabszym.

Kobiety mają do powiedzenia mniej więcej tyle samo… Jednak wykonam gest autoagresji. Uduszę siebie a nie je.

Nie wiem, czy to świat jest schizofreniczny, czy to ja mam schizofrenię.

Czym jest przyjaźń? Ryzykiem.

Bożenka chce zobaczyć we mnie człowieka, ale ja nie jestem człowiekiem. Jestem tekstem i słuchem, wcieloną pustką.

Czy są ludzie, których nie da się zranić słowem? Takich nie ma, ale są tacy, którzy zręcznie omijają rafy i tych umownie zwiemy świadomymi .

Większość mówi wyuczonym językiem relacji albo publicznej debaty, który jest żaden de facto, bo służy przetrwaniu w tym społecznym szambie totalnej paranoi. Można się tego języka nauczyć, ale nic z tego de facto nie wynika, prócz pieniędzy.

Chorobę psychiczną winno zwać się zdrową oraz inteligentną reakcją na to, co jest.

Dogłębna znajomość człowieka wyklucza wszelkie zawodowstwo i wszelką specjalizację, która fiksuje na bardzo wąskim odcinku rzeczywistości, powodując najczęściej u danego „znawcy” urojoną wyższość nad tzw. pospólstwem.

Na razie mocuję się ze światem, który z nas bardziej zwariował i komu zostanie przyznany olimpijski laur bezdennej głupoty. Staram się tego lauru nie otrzymać, dlatego z dużą ostrożnością i flegmą pozwalam.

Postmodernizm to intelektualnie wyrafinowana, ale jednocześnie jałowa i pusta zabawa, nie mająca zbyt wiele wspólnego z życiem. Takie refleksje naszły mnie po lekturze „Anatomii ciekawości” Michała Pawła Markowskiego.

Szustak nie jest żadnym feministą. Jest cwaniakiem. Jak zresztą każdy feminista, tak naprawdę pseudo feminista, prócz homosiów, którzy naprawdę kochają nie tyle kobiety, co kobiecość.
Nazwijcie mnie chrześcijańskim postmodernistą, a ja się zgodzę. Bezgraniczne umiłowanie prawdy, jak i nieustające, cyniczne drwienie z niej, są mi jednakowo obce.

Czy jest możliwe znalezienie prawdy o sobie? Tak, ale obawiam się, że jedynie  w kontrze do kogoś, czy czegoś, co jest tyleż żarliwe, co błędne.

Prawdopodobnie nikt nie chce ze mną gadać, bo jestem postrzegany jako totalny wariat, a do tego abnegat, który nie pójdzie na żaden kompromis z nikim: czy jest to klecha czy czerwony. Dlatego jestem tym, kim jestem – samotnym rozbitkiem na bezludnej wyspie.

Im dłużej służę Kościołowi, tym większą mam ochotę z Kościoła odejść, bo widzę coraz wyraźniej, jaka to niestrawna marmolada, a do tego, przepraszam, pożal się Boże, bujda z chrzanem.

Trzeba niestety monstrualnej głupoty, żeby wierzyć w życie po śmierci.

Oczywistością jest, że przeróżne siły działają w świecie, ale księża katoliccy zaraz ci powiedzą, że to pogańskie wymysły i tylko bliżej nieznany oraz nieokreślony Pan Bóg działa tam i ówdzie.  

Z czym kojarzy mi się katolicyzm? Z linijką, która uderza w zbyt samodzielne dłonie.

Kościół ufundował całe to bagno na Jedynym, świętym i uczciwym człowieku, który żył kiedyś na ziemi. Okropność. Rzygać się chce.

Jeśli nie masz innych możliwości bracie, a masz ich niestety coraz mniej, po prostu pokaż fucka, bądź spokojnie się oddal.

Uwierzyłbym tylko zakonnikowi, który rzuciłby się na mnie, aby mnie rozszarpać. Przeważnie jednak owe gry zakonne służą uzyskaniu przewagi, walą mnie wszelkie strategie, chodź się napierdalać.

Moje Wyimkowe szaleństwo ma rzecz jasna cudzysłów. Szaleństwo bez cudzysłowu jest niestety chorobą, której rzeczywiście można wystraszyć się nie na żarty.

Kto jeszcze czyta wypierdziane recenzje starych tetryków? Tylko ja czynię to z lubością, samemu jednak ów proceder recenzencki porzuciwszy, uznawszy go po prostu za ciekawą i w dalszym ciągu potrzebną dla kolekcjonerów skamielinę.

Szustaka kochają głównie kobitki, które same nie wiedzą za co go kochają, ale jest to miłość drapieżna, zaborcza i nie znosząca sprzeciwu. Boję się jej.

Właściwie, jeśli kto chce się szczęśliwie i wygodnie wymościć w życiu, powinien zostać relatywistą. Nie ma chyba innej drogi do względnie świętego spokoju, aniżeli po prostu mieć wszystko w dupie.

Ludzie, którym prawda leży na sercu, są nagminnie posądzani o brak luzu i poczucia humoru.
A czy nie pomyśleliście, że wkurzać ich może po prostu elementarny brak logiki, który narusza również ład i ich świata, a tym samym ich święty spokój, podczas którego mogliby oddać się rozważaniom?

Dusza moja została powieszona na rzeźnickim haku. Rezultatem owego zwisania są właśnie owe formy połamane, które skapują wolno na brudny stół.

Uznaję istnienie Boga nade mną oraz przestrzegam świętych i niezmiennych praw Paruzji.
Gdybym ich nie przestrzegał, zostałbym skopany. Kiedy Bóg zdecyduje, ja Jemu się oddam, niczego na własną rękę nie będę przedsiębrał, to wielka nieodpowiedzialność byłaby.

Bardzo nie lubię pisać tradycyjnych tekstów, po chuj to teraz komu… Czytać jeszcze czytam tego typu rzeczy, w sumie z braku laku, ale mało co mnie obecnie przewierca.

Najczęstszą strategią bojącego się, jest kąsanie i atak. Jestem tym znudzony i zmęczony. Nie mogę gładzić każdej, łaknącej pogłaskania sierści, umarłbym bowiem z wycieńczenia.

Gdzie bije źródło artystycznego talentu? Owo źródło bije oczywiście w jajach. Niestety, ludzie owymi obdarzeni i artystycznie uzdolnieni, bywają często w mniejszym stopniu obdarzeni rozumem i zdrowym rozsądkiem; układ odwrotny zaś bywa całkowicie nagminny: ludzie rozumni często nie mają pojęcia o co ludziom utalentowanym chodzi.

Dla ludzi jednocześnie rozumnych oraz utalentowanych nie ma miejsca w tym świecie.
Błąkają się oni od knajpy do knajpy, próbując szukać nie tyle zrozumienia, co zapomnienia o beznadziejności i nierozstrzygalności sytuacji, w której z jakiegoś powodu się znaleźli.

Ktoś w końcu powinien głośno powiedzieć, iż żarty Bronisława Maja oraz środowiska z nim zaprzyjaźnionego, są już mocno zwietrzałe, co nie wyklucza zresztą autentycznego poczucia humoru owego poety.

A z czego śmieją się ludzie dzisiejsi? Ludzie dzisiejsi nie śmieją się z niczego, co najwyżej uśmiechają się kąśliwie. Poczucie humoru to zabytek pięknej przeszłości.

Bywam częstym gościem, mieniącej się kabaretową, kawiarni Vis a Vis, zwanej Zwisem. Ale powiem Ci bracie, że więcej lekkości i wesołości znajdziesz na pogrzebach, aniżeli w ciężkim jak ołów Zwisie, w którym po minach bywalców można sądzić, iż marzą oni nieustannie o odłączeniu od Zwisowego krzesła i połączeniu z trumną, aby ich męki dobiegły końca.









 



Wyimek _ Poemat nowy _ cz. 2

Wieniu, kiedy będę umierał, powiem Tobie w zaufaniu: pamiętaj stary, najważniejsze jest lizanie gnata. Przegrać z Panem Bogiem to jak wygrać...