Zobaczyłem fragment prozy Jasia Kapeli, strasznie to marne… Co ciekawe,
on jest niezwykle popularny – stał się głównym punktem odniesienia dla prawicy,
co dowodzi straszliwej żenuy intelektualnej obecnej Polski, odnoszę wrażenie,
że ludzie albo nie mają czasu czytać, albo po prostu nie umieją czytać w sensie
krytycznym.
Ciągle mnie zastanawia, czy bycie celebrytą w jakiejkolwiek profesji, nie
ciągnie za sobą zależności od jakiegoś wpływowego środowiska, mecenatu, itp.
Mówię tu o Szustaku, ja jemu ufam, ale nie bezgranicznie. Podobno żyje z ludzi,
którzy go słuchają, wierzyć w to? Nie wiem. Modny stał się dzisiaj bardzo atak
na św. Jana Pawła II – Szustak nie dość, że go nie bronił, to jeszcze mówił, że
niczego mu nie zawdzięcza. Tym samym sytuuje się raczej po tej lewej stronie,
co niesmaczne dla mnie jest bardzo. Podobno popiera Hołownię, ale Hołowni też
nie wierzę, nie mam cienia wątpliwości, że zależny jest od jakichś lewicowych mecenasów,
w polityce nie jest możliwe być niezależnym – chyba że mowa o Korwinie Mikke,
który kasę ma z włości ziemiańskich. Jestem głęboko przekonany, że ludzie
prawicy są o wiele uczciwsi od lewej strony sceny politycznej i w ogóle od
lewicowców, którzy są po prostu bardzo często chamscy, agresywni i przemocowi.
Prawica kojarzy mi się z umiarem, zdrowym rozsądkiem, choć często nie grzeszy
nadmierną błyskotliwością i otwartością na co innego, aniżeli „prawe”, ale
doskonały jest tylko Pan Bóg, liczmy się z tym. Obecny stan polskiej literatury
uznaję za zadowalający, choć uważam jednocześnie, że podaż góruje nad popytem.
Literatura kiedyś wyginie całkiem jak dinozaury, przestanie być potrzebna, jako
potrzeba wtórna, naddana, a nie pierwotny atawizm, w postaci choćby potrzeby
rywalizacji, prowadzenia wojen, lotów na księżyc, bójek, itp. Człowiek zmierza
w kierunku odruchu jaskiniowego, bo jego pole problemów, wraz z poszerzaniem
się możliwej oferty świata, zaczęło się gwałtowanie kurczyć i zawężać, stąd
pragnąć przezwyciężyć nudę, wywoła choćby np. zagładę części populacji, lub
poleci Orbisem na księżyc. Po co komu Puszkin, Mann, albo Cervantes, do których
trzeba się zdrowo utyrać intelektualnie, zanim cokolwiek się z tego pojmie, są
rzeczy nie dość, że prostsze, to jeszcze przyjemniejsze. Sztuka czytania pomału
jest wypierana przez inne sztuki, choćby sztuki walki. Poeci jak Kapela, wolą
się teraz bić – może lepiej ich atawistyczna agresja sprawdzi się w zdrowej
młócce na ringu, aniżeli w porządnym trudzie intelektualnym, jakim jest
czytanie i pisanie, który traktuje per noga, bo pewnie by pisał lepiej, gdyby
umiał, a niezbyt mu to pisanie dobrze wychodzi. To wszystko byłoby bardzo
poczciwe i rozczulające (dobre trolle i inne), gdyby nie pewien kompleks z tej
poczciwości wynikający, wyrażający się i wyładowujący się w ekspansywnej chęci
narzucenia całemu światu swojej wizji tego, jak świat zdaniem Kapeli powinien
wyglądać. Takie działanie zabija literaturę i uczciwy wysiłek intelektualny na
rzecz chęci przypodobania się tym najmniej odpornym niestety i podatnym na
manipulację, również z racji swojego nigdy niewyżytego kompleksu pokazania
całemu światu, że moja racja i prawda powinna być w centrum. Tym samym sięga
się wtedy po kiczowate i agresywne narzędzia, uwyraźniające potrzebę bycia w
centrum. Mnie to zniesmacza. Zresztą nie ma się teraz czym przyjmować, bo ilość
narracji, w których żyjemy obecnie,
przekracza zdolność percepcji nawet najbardziej pracowitego i wytrwałego socjologa
albo badacza kultury. Każda narracja jest teraz centralna, ergo każda jest
peryferyjna i ograniczona do ludzi na wielu oddzielonych od siebie wyspach
mieszkających. Gdzieś słychać głos silnych proroków, czy to z prawej, czy to z
lewej strony, ale wszystkie drzwi i okna i tak są szczelnie pozamykane, więc
sprawdza się stara, sprawdzona i chyba jedynie słuszna recepta w jakich
warunkach powinna powstawać literatura: pustelnia, samotność i zaufane grono
bliskich oraz przyjaciół. Niestety dzisiaj to de facto niemożliwe, ponieważ
literatura nie jest już samotną i heroiczną przeprawą przez życie, ale stała
się sprawą określonych środowisk, powiązanych siecią wspólnych interesów i
bardzo często dążących do zbicia na tym niezłego szmalcu, nie tylko z grantów.
Wylasnowany przez Żakowskiego „samotnik” Jan Kapela jest groteskową
manipulacją, uczynioną na potrzeby chwili, która chce jak najwięcej wykorzystać
pewien rynkowy popyt.
Punktem odniesienia stał się bardzo popularny i nieumiejętny moim zdaniem
pisarz, który jest egzemplifikacją pewnego szerszego zjawiska społecznego,
któremu na imię powszechne wkurzenie młodych ludzi. Niestety nie wiem o co im
chodzi: te wszystkie strajki kobiet, manify, marsze równości, nie wiem o co tym
państwu chodzi. Chyba chcą przede wszystkim zwrócić na siebie uwagę, ponieważ,
przykre to, ale powiem, przeważnie nie mają niczego ciekawego do powiedzenia ani
zaoferowania światu, stąd wyładowują swoją gorycz na ulicach, oskarżając
oczywiście zło całego świata, czyli frakcję konserwatywną. Ów żal stał się
obecnie centralnym problemem dyskursu publicznego i w ogóle kulturowego,
antropologicznego – problem wykluczenia, marginalizacji, opresji, itp. To mniej
więcej tak, gdybym ja hodował karalucha i nagle część mediów zaczęła o tym
mówić, jako o niezwykle ważnym wydarzeniu, przed którym klęknąć ma każdy, kto
jest przynajmniej choć trochę czuły na krzywdę innych, nie mówiąc o jego
wysokiej inteligencji. Dawniej karaluchy hodowano w ukryciu i oczywiście nie
mam na myśli insektów, ale rozmaite traumy, zahamowania, obsesje, perwersje,
czy nawet zboczenia, a literatura była polem starcia i napięcia między tym, co
jawne i ukryte, ergo nie była dosłowna, więc była ciekawa. Dzisiaj wielu
mainstreamowych literatów jak diabeł święconej wody boi się zagadki, szyfru,
niejednoznaczności, metafory, wskazujące na pewien anachronizm czy
konserwatyzm, który jest „burżuazyjnym przeżytkiem”. Żeby literatura była
dzisiaj czytelna, musi nieść ze sobą określony, polityczny sztandar, co
skutkuje tym, że nawet niektóre dzieła socrealistyczne były bardziej udane artystycznie.
Zjawisko, o którym wspomniałem, skutkuje radykalnym zawężeniem pola wolności
dla ludzi, którzy chcą pracować w słowie mając na uwadze inne wartości aniżeli
anty wartości. Krytycy również przestali być niezależni, nawet kiedy im się coś
nie podoba, nie mogą tego powiedzieć, pozostając w określonym układzie
środowiskowym. Pewnym panaceum jest tutaj działalność Instytutu Literatury, ale
to w dalszym ciągu zbyt słaby ośrodek, by mógł sprostać realnym decydentom w
sferze kultury. „Nastanie wielki ucisk”.
Tak, to już niedługo.