poniedziałek, 13 stycznia 2014

Party

Właściwie ten wiersz, "After party", powinienem wkleić jutro, ale co tam: wkleję już dzisiaj. Tym samym uzupełniam ten blog o pewne aspekty poetycko-tematyczne. Koncepcja się rozszerza. A ten wiersz "After party" pisany na solidnym kacu po urodzinowej imprezie u Wieńka. Pomyślałem, że trzeźwiutki jak świnka wkleję go teraz zachowując głęboką pamięć o minionym, istotny ślad nieprzemijalnego:

After party

kolejna rzecz która nie pochodzi ode mnie
i ze mnie nie wychodzi jak ten śnieg
bieleje za oknem a ja czuję że niebawem
wyzionę ducha wczoraj była świetna zabawa
koleżanka urządziła imprezę jej chłopak
a mój przyjaciel

co ze mnie nie wychodzi nie jest moje
dzisiaj chwila spokoju na obiedzie u babci
kiedy siedziałem na krześle całkowicie sam
mówiła do mnie kuchnia i życie
półmrok ledwie światło dania zupka

nic bowiem ode mnie nie pochodzi
słyszałem i widziałem mówił papież
na dworze już zimno zimne grudnie
i moja niemożność dojścia gdziekolwiek
lęki które lęgną się jak u kreta pod skórą
wszystkiego się boję najmniej snu
ach gdyby tak sen był stowarzyszony
a nie jest bo właśnie teraz powoli umieram
na pierwsze drugie trzecie i czwarte danie

ciemność pod skórą tylko ona
jest moja
tam najgłębiej zakopany
najciemniejszy ślad
próżno wydobywać zupka i drugie
zielone monety za które nic nie kupię
przyjaciele przed którymi udaję że jestem
ciastko które dodało mi siły
sklepik na dole który świeci w nocy
para skarpetek i para kaloszy na zimę
ciepłe skarpety na bujanym fotelu
i tym w kącie na którym siadam
rzadko i niechętnie babcia która nie poddaje się
i umiera na rozpacz tata który umiera
na rozpacz dziadek który umiera z nudów
mama która żyje i umiera Ewelinka
która jest pośrodku tego ja który niebawem
wyzionę ducha po moje trzecie czwarte
pierwsze i dziesiąte danie ach te porządki
Panie Boże oświeć mnie i napełnij
moją duszę zielona trawka w koszyczku
i dzieciątko Jezus świecąca się choinka
tyle siły włożyliśmy w nasz przytulny domek
w nasze przytulne państewko pluszowych sów
i misiów i cieni tyle siły i teraz after party
teraz czuję że wyzionę ducha jestem delikatny
wywaliło mi wątrobę na kacu z dachu
na podwórku mojego rodzinnego domu
zjeżdża kotek burek łapie wróbelka
ja łapię słońce i słoneczne promienie
a kiedy deszcz to chowam się w mojej pieczarze
i tam notuję jak krople uderzają o szybę
i blat stołu notuję ich powolne spadanie
kiedy jem zupę pomidorową
zmarła babcia Jasia z kluczami dzyń dzyń
i święci Mikołaje i renifery i sanie
i moje skąpstwo aż do zatracenia
wszystkich pieniędzy i moje wszystkie lata
i ta jedne jedyne święta i ta jedna jedyna Wigilia
którą spędzę na niczym odpoczywając
po tym wszystkim co mi się przytrafiło
dzisiaj adwent miałem iść do Kościoła
posłuchać że adwent księża w fiolecie
i bieli ite missa est pater noster
agnus dei brakuje mi organów i chóru
kościelnego brakuje mi śpiewów i chorału
brakuje mi gitar i szopki ale jestem słaby
wylewam się jak deszcz na blat stołu
mojej babci powolne kapanie po pierwsze
drugie trzecie czwarte danie po wrzące
talerze i miski po zupie burdel Panie
po obiedzie u babci wrzątek we mnie
i powolne smutne kapanie deszczu do środka
do wewnątrz

przyjaciela mam jednego może dwóch trzech
wszyscy obdarzeni oceaniczną głębią
i mądrością jak szerokie kontynenty świata
wszyscy potwornie zaniedbani pijący na umór
piwo i wódkę i whisky na lodzie
te wszystkie nadmiernie zdolne obdartusy
za którymi podążam od wielu lat
ci wszyscy pięknie przegrani geniusze
o tłustych włosach i rumianej cerze
ci wszyscy od których biorę śnieg i płomień

oni w tej kuchni u mojej babci
i ja z tym moim powolnym kapaniem
na blat stołu witam pszczeli wosk
który wylewa się z miodu który wlewam
do herbaty

wylew i wlew
pszczoły i kapanie
deszcz i śnieg
na mroźnej ulicy w zimny grudzień
kiedy z przyjaciółmi szukamy
ciepłego miejsca i posiłku
a ja marzę o tym by znaleźć się w łóżku

dzisiaj jestem niezmiernie słaby
nawet kawa nie pomoże bo mróz
w środku i żaby

tańcząca we mnie dziewczynka w czerni
podsuwa mi obrazek w złoconych ramkach
na nim wycięty z gazety maleńki biały kotek
głaszczę go po futerku i jest mi lepiej
on siada mi na nogach koty wyciągają choroby
może ten wyciągnie ze mnie śmierć i umieranie
po pierwsze drugie trzecie czwarte

zewsząd powolne kapanie
marzy mi się aby blat stołu mojej babci

na razie deszcz spływa z rynny garażu
na moim rodzinnym podwórku
gdzie zimne powietrze łapią białe koty

Myślę, że pisanie poezji to przeżycie prawdziwie istotne. Tym samym, niech żyje to, co istotne, chwała istocie i lampkom na choince i białym łańcuchom i złotym bańkom. Choć święta za nami, niech żyją święta, ten czas zielony, biała i czerwona reminiscencja. Święta są we mnie, jeszcze nie umarły, a ja idę w ten czas zielony, w ten zwyczajny czas, świąteczny i biały, idę przez śnieg i zostawiam zielone choinki, bańki i łańcuchy. Niech żyje poezja, niech żyje czas zielonego, zwyczajnego święta. Niech żyje szary poeta.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wyimek _ Poemat nowy _ cz. 2

Wieniu, kiedy będę umierał, powiem Tobie w zaufaniu: pamiętaj stary, najważniejsze jest lizanie gnata. Przegrać z Panem Bogiem to jak wygrać...