sobota, 29 lipca 2023

Wyimki, fragmenty, intuicje, błyski _ cz. 21

 Jednocześnie obecnemu światu wypowiadam wojnę i w tym samym momencie wywieszam białą flagę, to trochę bez sensu…

Człowiek normalny, który najczęściej cierpi z powodu choroby psychicznej, musi mniej lub bardziej udolnie naśladować świat umownie zwanych zdrowymi psychicznie, którzy najczęściej są poważnie pieprznięci.

Po drugim epizodzie psychotycznym, jedyną moją radością, był codzienny, poranny płacz. Aktualnie nie czuję zupełnie nic i z wytęsknieniem wypatruję śmierci.

Dlaczego przestrzegam skrupulatnie tego, co nazwałem Prawami Paruzji? To jest tak, jak nie umiesz rysować albo śpiewać i ciągle bawisz się w malarza albo śpiewaka. Tak i ja, nie umiejąc, nadaję sztucznie jakąś strukturę temu chaosowi, który stale mnie nawiedza.

Życie w obecnym społeczeństwie, w którym ludzie albo zgrywają ważniaków, albo są po prostu nieszczerzy, jest kompletnie bez sensu, po co?
 
Nie mogę wyjść ze zdumienia, że wiece polityczne mają tylu słuchaczy oraz widzów.  Nie ma tutaj zupełnie czego słuchać ani oglądać. Mowa trawa, kretyńskie hasła, puste androny, co to w ogóle za korzyść w czymś tak beznadziejnie głupim brać udział?

Chciałem w końcu coś poczuć, dlatego dzisiaj zgasiłem papierosa przypalając dłoń niedopałkiem.

Beznadziejny, pijany marsz przez życie poety, powinien wzbudzić przynajmniej wzruszenie; tymczasem dla zdecydowanej większości jest on zupełnie obojętny.

Wielu już się śmiertelnie obraziło, ale nikt na to nie zwrócił najmniejszej uwagi, więc ci obrażeni zaczęli po prostu regularnie pić, aby zwrócić na siebie uwagę.

Porozmawiać z kimś szczerze… Właśnie to robię – z Tobą, bracie, szczerze rozmawiam.

Między słowem a czynem przeważnie zieje przepaść. Przy czym słowo użyte na terapii jest jakby czynem, albowiem pozbawione jest ciężaru semantycznego, nie niesie żadnej semantyki – jak lekarstwo może cokolwiek znaczyć prócz tego, że jest użyteczne, pomaga?

Dlaczego nigdy nie interesowała mnie polityka? Albowiem uważam, że świat władzy nie jest światem mądrości, jest nawet jej zaprzeczeniem. Wysuwam z tego sylogizm: świat nigdy nie był mądry.

Rozmawiałem dzisiaj z Marianem Stalą o moich Wyimkach. On się na Tobie nie poznał Misiulka, są tacy, co się na Tobie nie poznali. Babuszka i tak wie, że jesteś genialny.

W tych Wyimkach prowadzę grę ze sobą, ze światem, ze środowiskiem literackim, z kobietami, a przede wszystkim z Marianem Stalą, grę, która po prawdzie mało kogo obchodzi.

Jeśli ktoś spędza mi sen z powiek, jest to właśnie Marian Stala.

Dzisiaj zobaczyłem jakiś paproch kurzu w kącie pokoju, od razu podniosłem i wyrzuciłem do kosza. Prawdopodobnie tym paprochem był Marian Stala.

Prawdziwa potęga, którą znam osobiście, ale o której nic nie wiem, jest dr Michał Piętniewicz.

Nie wiem dlaczego, ale największy szacunek i sympatię z tej całej gromady, czuję do Mariana Stali.

To pewnie zbyt proste, co powiem: Stala, stawiając wyżej moją poezję nad prozę, przyznaje większe znaczenie furii mojej nieświadomości oraz podświadomości, miast pozornemu, racjonalnemu porządkowaniu jakichkolwiek zjawisk. Stala może mieć rację.

Przeczytałem u Horney opis narcyza, który może mieć w życiu epizody psychotyczne (ja miałem), i ten opis dokładnie do mnie pasuje. Sęk w tym, że narcyzm można zarzucić prawie wszystkim samcom, albowiem większość samców swoją pracę traktuje śmiertelnie poważnie, o wiele poważniej zapewne, aniżeli partnerki życiowe, które bywają jedynie rodzajem flary, zasłony dymnej, parawanu.

Zapewne przy bliższym poznaniu mogę zyskiwać, widzę po ludziach wokół mnie. Na odległość raczej mogę budzić niechęć, może zmieszaną z podziwem… Mariana Stalę interesują jedynie jednak produkty mojej niezrównoważonej świadomości, uzyskujące w tym samym momencie efekt krystalizacji, właściwy dla wielkiej poezji.

Żurakowskiemu wyszło jedno w życiu: pogrzeb, który miał naprawdę piękny.

Gdybym cokolwiek w życiu wymiernego osiągnął, to nie pucowałbym się tutaj przed Wami sztucznie, jak jakiś pożałowania godny, nędzny frustrat. A tak, wybaczcie, będę napierdalał tak długo, aż nie sięgnę galaktyki, zapewne galaktyki głupoty.

Czytam różne opisy osobowości u Karen Horney i okazuje się, że człowiek to tak naprawdę chodzący worek gówna… Alkohol powoduje niejakie rozwolnienie uczuć, stąd większość porządnych i uczciwych ludzi to alkoholicy.

Muszę dociec o co mi chodzi… Czy docenienie w postaci Nagrody Nobla usatysfakcjonowałoby mnie? Nie, bo źle się czuję po prostu na wszelkich salonach jajogłowych nadmiernie, snobistycznych typków. Dążę de facto do jednego tylko celu: druku w gazetce Vis a Vis, co zapewne spowoduje we mnie okrzyk radości pawiana.

A czy tym samym sam przed sobą nie wybielam się idiotycznie, gardząc Noblem i wybierając jakąś kuriozalną gazetkę, która nikogo nie obchodzi, poza paroma dziwakami? Na ile chcę być w porządku sam ze sobą, a na ile z własną furią, która prowadzi mnie ku przepaści?

Jedyne, co można o mnie powiedzieć, to to, że nie jestem pozerem. Jestem w obyciu niesłychanie prostolinijny, nie cierpię konfliktów między ludźmi, jeśli konflikt to w sobie.

Czy celowałem w kogoś konkretnego w moich Wyimkach? Zawsze była to bliżej nieokreślona mgła, co do której nie miałem pojęcia, że ktoś, ktoś w tej mgle stoi i boleśnie obrywa.

Człowiek, który zamieszkuje niszę, może tę niszę uświęcać jakoś i nadawać jej rangę uniwersum. Ale tak zawsze było. Literaci, pisarze, filozofowie, intelektualiści to, przepraszam, nie wędrowni kaznodzieje.

Jeśli weryfikacją naszych poczynań i tzw. owocami, miałyby być chodzące za nami tłumy, rzesze fanów, followersów, to weź Pan, Panie, przykład Hitlera, nie miał? Cały naród go popierał i co, fajny gość był?

To oczywista demagogia i zakamuflowana zawiść, że mnie nie udało się osiągnąć popularności ani sukcesu. Ale z drugiej strony wielu przede mną umierało w nędzy, poniżeniu, poważnych chorobach… Ja w sumie to mam dość rajskie życie, choć przyznam, że życie to jednocześnie boli.

Stoję w tych Wyimkach przed lustrem i nie widzę własnej twarzy, bo własną twarz mam w dupie. Może na tym polega prawdziwy i naprawdę okrutny narcyzm?

Iluż jest ludzi poczciwych i naiwnych, a przy tym pozbawionych talentu? Ale iluż w tym samym momencie, jest ludzi dobrych, owym talentem obdarzonych.

Myślę, że otrzymałem jednoczesną karę i nagrodę za mój stosunek do rzeczywistości.
Sęk w tym, że był i jest to stosunek wyłącznie intuicyjny. Niczego de facto nie werbalizuję, niczego nie nazywam, niczego nie porządkuję, nie układam w zgrabne definicje, nikomu de facto i niczym się nie przysłużyłem. Na ludzi jestem jednocześnie otwarty i zamknięty, prawdopodobnie dlatego, że za dużo o nich wiem i dość mnie już zdążyli wkurwić.

Mam jęzor brązowy od kawy i papierosów, duszę czarną od nikotyny, emocji tyle, co nic, empatii jeszcze mniej. Ego rozdęte do granic. Jak bardzo nieciekawym można się stać w przeciągu życia?












 


wtorek, 18 lipca 2023

Wyimki, fragmenty, intuicje, błyski _ cz. 20

Cóż to znaczyłoby być szczęśliwym? Być może być szczęśliwym znaczyłoby utrzymać się na powierzchni.

Im kto mocniejszy i tęższy, tym bardziej musi cicho siedzieć, żeby dać poczucie bezpieczeństwa słabszym.

Kobiety mają do powiedzenia mniej więcej tyle samo… Jednak wykonam gest autoagresji. Uduszę siebie a nie je.

Nie wiem, czy to świat jest schizofreniczny, czy to ja mam schizofrenię.

Czym jest przyjaźń? Ryzykiem.

Bożenka chce zobaczyć we mnie człowieka, ale ja nie jestem człowiekiem. Jestem tekstem i słuchem, wcieloną pustką.

Czy są ludzie, których nie da się zranić słowem? Takich nie ma, ale są tacy, którzy zręcznie omijają rafy i tych umownie zwiemy świadomymi .

Większość mówi wyuczonym językiem relacji albo publicznej debaty, który jest żaden de facto, bo służy przetrwaniu w tym społecznym szambie totalnej paranoi. Można się tego języka nauczyć, ale nic z tego de facto nie wynika, prócz pieniędzy.

Chorobę psychiczną winno zwać się zdrową oraz inteligentną reakcją na to, co jest.

Dogłębna znajomość człowieka wyklucza wszelkie zawodowstwo i wszelką specjalizację, która fiksuje na bardzo wąskim odcinku rzeczywistości, powodując najczęściej u danego „znawcy” urojoną wyższość nad tzw. pospólstwem.

Na razie mocuję się ze światem, który z nas bardziej zwariował i komu zostanie przyznany olimpijski laur bezdennej głupoty. Staram się tego lauru nie otrzymać, dlatego z dużą ostrożnością i flegmą pozwalam.

Postmodernizm to intelektualnie wyrafinowana, ale jednocześnie jałowa i pusta zabawa, nie mająca zbyt wiele wspólnego z życiem. Takie refleksje naszły mnie po lekturze „Anatomii ciekawości” Michała Pawła Markowskiego.

Szustak nie jest żadnym feministą. Jest cwaniakiem. Jak zresztą każdy feminista, tak naprawdę pseudo feminista, prócz homosiów, którzy naprawdę kochają nie tyle kobiety, co kobiecość.
Nazwijcie mnie chrześcijańskim postmodernistą, a ja się zgodzę. Bezgraniczne umiłowanie prawdy, jak i nieustające, cyniczne drwienie z niej, są mi jednakowo obce.

Czy jest możliwe znalezienie prawdy o sobie? Tak, ale obawiam się, że jedynie  w kontrze do kogoś, czy czegoś, co jest tyleż żarliwe, co błędne.

Prawdopodobnie nikt nie chce ze mną gadać, bo jestem postrzegany jako totalny wariat, a do tego abnegat, który nie pójdzie na żaden kompromis z nikim: czy jest to klecha czy czerwony. Dlatego jestem tym, kim jestem – samotnym rozbitkiem na bezludnej wyspie.

Im dłużej służę Kościołowi, tym większą mam ochotę z Kościoła odejść, bo widzę coraz wyraźniej, jaka to niestrawna marmolada, a do tego, przepraszam, pożal się Boże, bujda z chrzanem.

Trzeba niestety monstrualnej głupoty, żeby wierzyć w życie po śmierci.

Oczywistością jest, że przeróżne siły działają w świecie, ale księża katoliccy zaraz ci powiedzą, że to pogańskie wymysły i tylko bliżej nieznany oraz nieokreślony Pan Bóg działa tam i ówdzie.  

Z czym kojarzy mi się katolicyzm? Z linijką, która uderza w zbyt samodzielne dłonie.

Kościół ufundował całe to bagno na Jedynym, świętym i uczciwym człowieku, który żył kiedyś na ziemi. Okropność. Rzygać się chce.

Jeśli nie masz innych możliwości bracie, a masz ich niestety coraz mniej, po prostu pokaż fucka, bądź spokojnie się oddal.

Uwierzyłbym tylko zakonnikowi, który rzuciłby się na mnie, aby mnie rozszarpać. Przeważnie jednak owe gry zakonne służą uzyskaniu przewagi, walą mnie wszelkie strategie, chodź się napierdalać.

Moje Wyimkowe szaleństwo ma rzecz jasna cudzysłów. Szaleństwo bez cudzysłowu jest niestety chorobą, której rzeczywiście można wystraszyć się nie na żarty.

Kto jeszcze czyta wypierdziane recenzje starych tetryków? Tylko ja czynię to z lubością, samemu jednak ów proceder recenzencki porzuciwszy, uznawszy go po prostu za ciekawą i w dalszym ciągu potrzebną dla kolekcjonerów skamielinę.

Szustaka kochają głównie kobitki, które same nie wiedzą za co go kochają, ale jest to miłość drapieżna, zaborcza i nie znosząca sprzeciwu. Boję się jej.

Właściwie, jeśli kto chce się szczęśliwie i wygodnie wymościć w życiu, powinien zostać relatywistą. Nie ma chyba innej drogi do względnie świętego spokoju, aniżeli po prostu mieć wszystko w dupie.

Ludzie, którym prawda leży na sercu, są nagminnie posądzani o brak luzu i poczucia humoru.
A czy nie pomyśleliście, że wkurzać ich może po prostu elementarny brak logiki, który narusza również ład i ich świata, a tym samym ich święty spokój, podczas którego mogliby oddać się rozważaniom?

Dusza moja została powieszona na rzeźnickim haku. Rezultatem owego zwisania są właśnie owe formy połamane, które skapują wolno na brudny stół.

Uznaję istnienie Boga nade mną oraz przestrzegam świętych i niezmiennych praw Paruzji.
Gdybym ich nie przestrzegał, zostałbym skopany. Kiedy Bóg zdecyduje, ja Jemu się oddam, niczego na własną rękę nie będę przedsiębrał, to wielka nieodpowiedzialność byłaby.

Bardzo nie lubię pisać tradycyjnych tekstów, po chuj to teraz komu… Czytać jeszcze czytam tego typu rzeczy, w sumie z braku laku, ale mało co mnie obecnie przewierca.

Najczęstszą strategią bojącego się, jest kąsanie i atak. Jestem tym znudzony i zmęczony. Nie mogę gładzić każdej, łaknącej pogłaskania sierści, umarłbym bowiem z wycieńczenia.

Gdzie bije źródło artystycznego talentu? Owo źródło bije oczywiście w jajach. Niestety, ludzie owymi obdarzeni i artystycznie uzdolnieni, bywają często w mniejszym stopniu obdarzeni rozumem i zdrowym rozsądkiem; układ odwrotny zaś bywa całkowicie nagminny: ludzie rozumni często nie mają pojęcia o co ludziom utalentowanym chodzi.

Dla ludzi jednocześnie rozumnych oraz utalentowanych nie ma miejsca w tym świecie.
Błąkają się oni od knajpy do knajpy, próbując szukać nie tyle zrozumienia, co zapomnienia o beznadziejności i nierozstrzygalności sytuacji, w której z jakiegoś powodu się znaleźli.

Ktoś w końcu powinien głośno powiedzieć, iż żarty Bronisława Maja oraz środowiska z nim zaprzyjaźnionego, są już mocno zwietrzałe, co nie wyklucza zresztą autentycznego poczucia humoru owego poety.

A z czego śmieją się ludzie dzisiejsi? Ludzie dzisiejsi nie śmieją się z niczego, co najwyżej uśmiechają się kąśliwie. Poczucie humoru to zabytek pięknej przeszłości.

Bywam częstym gościem, mieniącej się kabaretową, kawiarni Vis a Vis, zwanej Zwisem. Ale powiem Ci bracie, że więcej lekkości i wesołości znajdziesz na pogrzebach, aniżeli w ciężkim jak ołów Zwisie, w którym po minach bywalców można sądzić, iż marzą oni nieustannie o odłączeniu od Zwisowego krzesła i połączeniu z trumną, aby ich męki dobiegły końca.









 



sobota, 8 lipca 2023

Wyimki, fragmenty, intuicje, błyski _ cz. 19

 Trąbi się wciąż i bez sensu, że życie to dar. Skoro dar, to czemu muszę nieustannie płacić za to, że żyję? Pal licho sens metafizyczny, że płacę za „dar” życia chorobami, a w efekcie muszę to życie zwrócić z powrotem do nicości, ale sytuacji nie umila również to, że ciągle muszę płacić forsę za de facto wszystko, gdzie się nie ruszysz, musisz coś wydać. Najbezpieczniejsi i najbogatsi są chyba ci, którzy nic nie mają, ale tych jest zdecydowanie mniej.

Niektórzy, nie do końca rozumiejący, co piszę, mogą mi postawić zarzut, że stawiam się wyżej nad samego Boga czy Mesjasza. Odpowiem im, że w myśleniu mitopoetyckim wszystko jest możliwe, a tylko o takie w gruncie rzeczy mi chodzi.

W niedzielę, u Augustianów, widziałem samego Boga. Jego twarz była mądra i nieprzenikniona, z pokorą przyjął Komunię św.

Jeśli mnie kto zapyta o genialnego artystę słowa, wskażę rzecz jasna na siebie.

Ludzi nie tyle obchodzi prawda, czy autentyczność, co sensacja, skandal, generalnie coś negatywnego. Ciekawe, że właściwą odpowiedzią na mordęgę życia, miałoby być jakieś głębokie szambo.

Świat głębokich wartości jest obecnie schowany w najgłębszej niszy, do której nie wpada żadne światło.

Byłem i jestem przez ludzi wszelakich bardzo silnie atakowany i gnębiony, jakby przeczuwali moje anielstwo i że kiedyś na nich spadnie mój karzący miecz.

Nieprawdopodobnie się męczę. Rękę podają mi jedynie w ten czy inny sposób walnięci albo również potężnie pogruchotani przez los.

Ludzie przeważnie nie kumają o co mi chodzi, uważają, że się wywyższam albo gram w ciula. A ja jestem znużony swoją chorobą i nie mam siły na ten chleb powszedni dla wszystkich, czyli powszechne udawanie, gra w palanta, gra w ciula, która jest wszechobecna, włączając w to wszystkie terapie, wizyty u lekarzy, itp.

Podobno pacjent uzdrowiony to taki, który wyjątkowo posmakował w grze w ciula, a mnie się zwyczajnie chce rzygać.

Nieodmienną częścią mojej strategii kroczenia przez ten bardzo niebezpieczny bajzel, była asekuracja, ale chciałbym kiedyś chodzić po mojej wariackiej linie bez żadnych zabezpieczeń.

Świat to bracie wielkie oszustwo, arena cieni, najrozsądniej byłoby wymiksować się z tego interesu

Ten, który uczciwie zadaje sobie pytanie, po co żyje, nie powinien w ogóle do tego świata należeć, bo go zeżreją.

Środowisko krakowskie stosuje nagminnie strategię zaczepno obronną, że skoro już nie mogą pomóc, to przynajmniej nie będą przeszkadzać. Stąd wielu czuje się jak porzucone truchła na pustyni.

Jeśli masz w sercu taniec, zatańcz z Jezusem.

Rzeczywistość, cóż to jest? Nic ciekawego to nie jest. Turniej domniemanych przewag, żałosne zapasy rozwścieczonych liliputów.

Jeszcze nigdy podziemna wściekłość w ludziach nie była tak wielka jak dzisiaj. Stąd tyle zewsząd pozornego „dobra”, uśmiechów, uścisków oraz innych głupot maskujących nędzę rzeczywistych motywacji.

Co widzę codziennie? Ten sam jarmark próżności. W sumie to nikt nie jest godzien dziś zaufania, nawet sprzedawcy na targu, bo są przeważnie prymitywni.

Diogenes szukał po zmroku człowieka i go nie znalazł. Każdy uczciwie myślący człowiek jest takim Diogenesem, którego u kresu swych poszukiwań spotka to samo utrapienie i rozczarowanie.

Po co właściwie żyjemy? Być może rację ma mój dziadek, iż żyjemy po to, aby nawiedzać cmentarze i chodzić na pogrzeby tych, od których świat już nie może zażądać zapłaty.

Właściwie to powinienem być na wszystkich obrażony, ale jednak dzwonię, piszę, ganiam, spotykam się i rzecz jasna niczego prawie nie otrzymuję w zamian. To naprawianie świata jest totalnie bez sensu, ale z drugiej strony podtrzymuje przy życiu, które marne, bo marne, ale jest.

Im bardziej i silniej jestem zaszyty w mojej dziupli, tym większą widzę przepaść między tym, co w mojej dziupli się wytwarza, a resztą świata, którego maszyny intelektualne jakby stoją ciągle w miejscu. I choć prawie nikt mnie nie lubi, obawiam się, że to właśnie moja dziupla przetrwa każdą, pierdoloną zawieruchę.

Zamiast dawać po mordzie, piszę te Wyimki. A powinienem robić jedno i drugie.

Wyrzuciłem jakiegoś chuja za burtę mojego statku, który w ogóle mi nie szkodził i był w sumie sympatyczny, ale trudno, trzeba pogodzić się, że już go nie ma.

Jeśli zwariować i umrzeć, to tylko wśród grafomanów. Mają oni najpiękniejsze, najbardziej niewinne i najczystsze serca, nieskażone talentem, który zawsze pochodzi od diabła.

Muszę udawać idiotę, żeby przetrwać, to niezwykle bolesne, czasem odnoszę wrażenie, że wyzwoleniem byłaby zgrabnie zawiązana pętelka.

Naukowcy to przeważnie pożyteczni, ale niezbyt inteligentni ludzie. Poeci to naukowcy niespełnieni, jeszcze głupsi niż ci pierwsi, ale będący na ich smyczy. Tylko bezdomni i bezpańscy, mają cokolwiek ciekawego i odświeżającego do powiedzenia o rzeczywistości. Ich pszczeli ród jednak ginie w brudnych piwnicach, nieogrzewanych mieszkaniach i podłych spelunach.

Pójście na kompromis z tzw. rzeczywistością, jest zwycięstwem niepokornego. Sęk bracie w tym, że idziesz na kompromis z czymś mało w sumie ciekawym i pociągającym.

Te Wyimki czerpią ze świata o tyle, że są wobec niego w totalnej opozycji.

Gdyby ludzie byli między sobą szczerzy, a nie zawracali głowy ciągłym, jałowym pierdoleniem o kulturze spotkania, potrzebie dialogu i temu podobnych chujostwach, świat byłby terenem łatwiejszym do życia.

Zastanawiam się właściwie, czemu nie nauczyłem się pisać w sposób naukowy. Prawdopodobnie byłem na to zbyt gnuśny i leniwy.

Kim jest tzw. profesjonalista? To albo totalny, ale inteligentny cynik albo totalny głupiec, oddający się szczerze i z pasją swojej pracy, wierzący jeszcze w coś tak absurdalnego jak powołanie.

W każdej strukturze bracie znajdziesz siostrę Rachel, która nie znosi wyjścia poza konwenans gwarantujący jej władzę i poczucie bezpieczeństwa. Smutny los tych samotnych straceńców, którzy przeciwko temu potulnemu dyktatowi próbują się buntować, forsując swoją opowieść.

Gdybym władał takim językiem, który w sposób mniej prostacki, aniżeli ten, który czynię, rozpierdolił to, co jest, nie byłbym tu, gdzie jestem, a nie ma mnie nigdzie.

W tych Wyimkach mam w dupie wszelkie niezłomne i niezmienne prawa życia, dlatego jestem w nich niepełny i nieprawdziwy.

Odniosłem już zbyt wiele ran na tej wojnie, żeby móc swobodnie maszerować i podśpiewywać swoją piosenkę.

Po prawdzie chciałbym już umrzeć i mieć z tym cyrkiem święty spokój. Po śmierci zacznie się zapewne solidne a solenne biurokratyzowanie mojego trupa. Jak mnie kto wtedy przywróci do życia, to go zabiję.







czwartek, 6 lipca 2023

Wyimki, fragmenty, intuicje, błyski _ cz. 18

Unieśmiertelniamy się. Rzeczywistość obiektywna i empiryczna pomału staje się nędznym cieniem rzeczywistości wirtualnej.


Pomimo drastycznych zmian w świecie, nic w gruncie rzeczy nie zmieniło się.

Boguś ma rację, że ten świat należy do boga piekielnego, chyba że CDA jest piekielną platformą filmową, bo widziałem już drugi film z rzędu, z piekła rodem, na tej platformie, pt. „Wróg doskonały”, który w sposób doskonały ryje beret.

Nowina Chrystusa była tylko dobra, moja jest prawdziwa…

Ci, którzy do perfekcji opanowali swój zawód, w ogóle mi nie imponują, to raczej w pozornych niedojdach i niezdarach widziałbym nadzieję na autentyczną przemianę tego świata.

Wszyscy walczący o prawdę to wariaci, ale bez nich świat stałby w miejscu. Kilku mądralom i palantom jednocześnie zależy na tym, żeby to wszystko stało nieruchomo.

Będę głosował na PIS, bo to partia łagodna i rozsądna, zafiksowana nieco na własnym ogródku, ale z drugiej strony każdy, nawet najbardziej pojebany, może dzisiaj swobodnie się wypowiedzieć i nikt go za to do pierdla nie wsadza. Zupełnie nie rozumiem o co tym maszerującym i wrzeszczącym rozmaite kretynizmy i brednie ludziom chodzi.

Jedynym moim marzeniem jest, aby rozmaici, odpowiedzialni za kształt mojego życia decydenci, dali mi święty spokój. Niestety, marzenie to, jest de facto niemożliwe do realizacji, gdyż zawsze będziesz musiał bracie płacić daninę kilku kretynom i kretynkom, którzy zawsze będą wiedzieli lepiej niż ty, co jest dla ciebie dobre.

Największe zaufanie mam mimo wszystko do zakonników. Wybrali drogę niemożliwą, absurdalną, ale przez to najciekawszą.

Każdy zawód nakłada przeróżne ograniczenia, których nieuchronnym skutkiem jest mowa – trawa. Intelektualista powinien być w pewnym sensie bezdomny.

Polacy to zły, głupi i gnuśny naród, zafiksowany wyłącznie na tym ,co negatywne. Nigdy im nie dogodzisz. Choćby garniec złota dostali od Kaczyńskiego, narzekać będą, że to Judaszowe srebrniki splamione krwią niewinnych dzieci.

Zdecydowana większość ludzi obecnie nie chce świętego spokoju, ale zadymy, dlatego PIS przegra te wybory.

Kiedy do władzy dojdzie kompania tych wariatów z drugiej strony, doznamy niesłychanego wręcz, biurokratycznego ucisku. Wbrew pozorom, największymi luzakami byli i będą ludzie o usposobieniu konserwatywnym. Ludzi lewicowych denerwuje byle przecinek postawiony nie w tym miejscu, co trzeba albo plamka na podeszwie od buta. Albowiem lewica to niestety kobieta, diabelnie dożarta a przy tym nieprzewidywalna i nieobliczalna.

Zamiast cieszyć się tym, że żyją, lub tym, że jeszcze żyją, albowiem w każdej chwili można wyjechać z tego łez padołu, ludzie wychodzą na ulicę i drą mordy, nie wiadomo po co i dlaczego…

Jedyną wiarygodną motywacją w ludziach pysznych jest chęć udowodnienia swojej przewagi.
Stąd to darcie mordy na ulicach miast, normalny i mądry człowiek wydziera się inaczej, jak już musi.

PIS jest partią schowaną, schowaną przed przemocą narodu, który nienawidzi tej partii, nienawidzi normalności tym samym i dobra, spokoju i wyrozumiałości.

Dzisiaj zrozumiałem, dlaczego i ja i moje środowisko, jesteśmy tak skrajnie niepopularni.

Czy konkretny, pojedynczy uczestnik dzisiejszego marszu, 4 czerwca, może mi wyjaśnić, jakiego konkretnie doznał ucisku i ciemiężenia od Jarosława Kaczyńskiego? To chore, ludzie myślą sloganami i hasłami, podszywają się najczęściej pod czyjąś horrendalną głupotę, która imituje coś przeciwstawnego, ludzie wolę imitacje od prawdy. Dlaczego? Bo prawda jest niezabawna najczęściej i mało efektowna.

Zaczynam poważnie rozważać emigrację z tego pierdolnika, ale jedynym chyba adekwatnym obecnie miejscem emigracji w obecnym świecie, wydają się jedynie zaświaty.

Świat jest różny, ludzie są rozmaici, ale w gruncie rzeczy nic istotnego z tego nie wynika. Jedyną, sensowną odpowiedzią na bezsens tego świata, jest bunt. Dlatego muszę powrócić do systematycznego zalewania dyni.

Byłbym poetą pewnie dalej, ale te wszystkie, cholerne baby, wyssały ze mnie niemal wszystko, co poetyckie.

Czy to w czym tkwię, a tkwię w totalnym gównie, jest oazą czy pustynią czy jednym i drugim jednocześnie? Odnoszę wrażenie, że zamieszkuję ten pierdolnik wraz innymi, ostatnimi ludźmi na ziemi. Reszta woli wyjść na ulicę i drzeć mordę.

Czy jestem wobec tego człowiekiem prawicy? Nie jestem. Nie jestem fanem prawicy, albowiem w większości to zakompleksieni przeciętniacy, ale ci drudzy zdecydowanie bardziej mnie wkurwiają, uważają się za „dobrych ludzi”, a to farbowane lisy.

Zafiksowanie się jedynie na jednym temacie, czy to religii, czy choroby psychicznej, jest czymś koszmarnym. Ufam tylko wszechstronnym amatorom. Obecnie jednak, żeby przetrwać i mieć zawód, trzeba być specjalistą, bardzo często od jakiegoś wąskiego wycinka… To tylko pozornie porządkuje rzeczywistość, tak naprawdę ją bałagani, bo nic nie widać w tym grzęzawisku przeróżnych specjalizacji. Przede wszystkim nie widać żywego człowieka, widać tylko jego wygibasy, żenujące wygibasy dodam.

Jestem w stanie rozmawiać z każdym, pojedynczy człowiek nigdy nie jest niczemu winien, nie są też winne żadne jego poglądy. Ale z władcami dusz już nie jestem tak chętny rozmawiać, żaden to prestiż rozmawiać z kimś, kto psuje krew całemu narodowi i robi to świadomie i z premedytacją. Z daleka mam alergię na Adama Michnika.

Kiedyś wyleciałem z roboty, kiedy wyraziłem mój duży dystans wobec osoby Adama Michnika – romantycznego totalitarysty.

Podobał mi się gest Michnika wobec Papieża, wyszła z niego stara, elegancka szkoła sekretarza Słonimskiego. Niestety swoją gazetę, która kiedyś była na o wiele wyższym poziomie, oddał w ręce ludzi mocno niedokształconych a silnie wojujących.

Nie jestem autorytetem w żadnej dziedzinie, dlatego właśnie mogę sobie swobodnie dryfować po różnych obszarach. Za moim osądem sytuacji, takim bądź owym, stoi wyłącznie intuicja, a tę, co tu dużo nie powiedzieć, miałem zawsze silnie rozwiniętą, co prawdopodobnie pozwoliło mi przetrwać rozmaite zawieruchy życiowe, choć rzecz jasna błędów po drodze było co niemiara.

Dla lewicowców zawsze byłem głupkiem, dla tych z prawicy niekoniecznie. Przy czym zaznaczam, temperament ten bądź tamten nie zależy od środowiska, partii politycznej, czy nawet poglądów. Można mieć poglądy prawicowe i być lewakiem w gruncie rzeczy, czyli za cenę swojego komfortu uprawiać międzyludzką przemoc i odwrotnie: można być lewakiem a widzieć rzeczy w sposób prawy. Rzadko kto potrafił jednak zobaczyć mnie możliwie szeroko.












Wyimek _ Poemat nowy _ cz. 2

Wieniu, kiedy będę umierał, powiem Tobie w zaufaniu: pamiętaj stary, najważniejsze jest lizanie gnata. Przegrać z Panem Bogiem to jak wygrać...