piątek, 7 lutego 2014

Śpiew kanarków.Kompresariat

Tak dzisiaj pięknie, w tym słońcu, śpiewały ptaki. Pamiętam Czyżu, przychodziłem do Ciebie, kiedy jeszcze byłeś Tisim, a później Mulastym i pamiętam Twojego dziadka, kiedy siedział w kuchni, ćmił te swoje popularne albo fajranty, a nieopodal stołu nakrytego niebieską ceratą i popielniczką wypełnioną po brzegi popiołem i papierosami, stała klatka z kanarkami, jeden kanarek był żółty, drugi zielony, trzeci niebieski, przyglądałem się im zafascynowany, niewinny, spłoszony, zalękniony, choć przecież, Czyżu, skąd mogłem wiedzieć, że właśnie dzisiaj pokocham śpiew ptaków? Kanarków? Żółtych, zielonych i niebieskich.
Więc powracam wspomnieniem do postaci Twojego dziadka Czyżu, dziadka palącego papierosy, bo przecież Czyżu, w tej kamienicy nieopodal mojego miejsca, w tym Twoim, jedynym miejscu, gdzie była piaskownica i hamak i wiele godzin spędzanych na podwórku i mur z czerwonej cegły i białego kamienia, mur, który dzielił Twoje podwórko, ministrancie, od największego seminarium na świecie, seminarium księży Filipinów w Tarnowie. Więc tak naprawdę to nie był Tarnów, tylko to Twoje jedyne, magiczne, baśniowe miejsce, miejsce, za którym była już tylko ulica, ale przedtem był przecież sklepik z najlepszą oranżadą na świecie, sklepik u Staszka, u którego za każdym razem kupowałeś draże kokosowe, a wracając ze szkoły albo z meczu piłki nożnej, kupowałeś pomarańczową oranżadę.Więc to był Twój świat, Czyżu, Mulasty, Twój jedyny, niezbadany i do końca zbadany świat, kiedy chodziliśmy na ping ponga do parafii. Tak.
Słyszałem dzisiaj śpiew ptaków, kiedy kończyłem książkę Bogumiły Kaniewskiej o Myśliwskim i czytając o repetycjach u Myśliwskiego, zacząłem nasycać się słońcem i porankiem i smakiem kawy i cały już byłem z tego słońca, poranka, smaku kawy, wczesnego popołudnia, wspomnienia, repetycji, miodu lipowego, którym słodzę kawę i herbatę.
Więc tak. Miałem napisać dzisiaj o idei kompresariatu, ale stwierdzam, że jeszcze za wcześnie. Wyszedłem w końcu od śpiewu ptaków, teraz nieco kluczę, a niedawno czytałem artykuł o babuszce malarce, która od kilkudziesięciu lat choruje na schizofrenię i maluje obrazy; Pana Jezusa w Ogrójcu. Więc ten artykuł, ta malarka w brązowym sweterku, te obrazy Pana Jezusa w Ogrójcu, Mulasty, który byłeś ministrantem, Sreber, który byłeś ministrantem, moje dzieciństwo, moja bardzo wczesna młodość, za wcześnie, w istocie za wcześnie, żeby pisać o idei kompresariatu, kiedy nie spadł jeszcze śnieg.
Na razie te ptaki, babuszka malarka, żółte, zielone, czerwone i niebieskie kanarki, moje otwarte na oścież serce, moje niebieskie, żółte przepływy, wiosna, która we mnie otwiera się na chwilę, cóż, kiedy napiszę o idei kompresariatu, kiedy umęczeni życiem, na skraju śmierci, wyczerpania, będziemy za wiele, wiele lat, przechodzić do stworzonego wirtualnie życia wiecznego, czy to możliwe? Wczoraj, kiedy piłem, poczułem się aż nadto śmiertelny i dzisiaj dziękuję Bogu za to, że żyję i jednocześnie stwierdzam, że kochając życie pomimo wszystko, pomimo jego szarości, spadków, dołów, upadków, czarnych depresji, dołów i smutków, gryzącego bólu samotności, pustki, rozpaczy, otóż stwierdzam, że warto żyć, naprawdę warto. Więc nie mogłem wczoraj, tak, nie mogłem wczoraj wykluczyć, myślałem, nie mogłem wykluczyć i nie mogę wykluczyć życia po śmierci. Jednocześnie wiem, że człowiek w swoim diabelstwie i anielskości może wymyślić życie wieczne, już tutaj, na ziemi, i to będzie się według mnie nazywało kompresariatem. Po śmierci organizmu z powodu późnej starości i wyczerpania, nasze dusze, świadomość, pamięć i twórczość, trafią do kompresariatu, skąd będą mogły wymieniać uwagi i doznania, z tymi, którzy mają żywe ciała, mogą wymieniać uwagi, ale łączyć się nie mogą, kochać cieleśnie nie będą mogli, stąd pewna platoniczność tej sytuacji, przenikanie świata umarłych z żywymi w sensie ścisłym, spełniony sen Mickiewicza, w istocie to będzie implikować rozmaite problemy natury filozoficznej, moralnej, nie mówiąc już o aspekcie religijnym.
Myślę, że idea kompresariatu jest możliwa w przyszłości (ale nie mam pojęcia, jak dalekiej).
Na razie jednak śmiertelnym będąc, myślę o obrazach Pana Jezusa w Ogrójcu babuszki schizofreniczki, niebieskich, zielonych i żółtych kanarkach Mulastego, jego dziadku palącym w kuchni papierosy, siedzącym na krześle obok stołu nakrytego niebieskiego ceratą w kratkę. Myślę o tym wszystkim i do tamtych, cudownych czasów przenoszę się istotnie, rozmarzając się, rozpływając, rozpryskując i rozbryzgując morskie fale we wczesnym moim dzieciństwie.
Śmiertelnym będąc tworzę pieczołowicie swojego awatara, śmiertelnym będąc, chcę buchać życiem jak parą na mrozie, dym z papierosa, para, wychodzę z Kościoła i rozpinając kożuch, na oścież otwieram swoją białą koszulę, kąpię się w białym śniegu, a śnieg topi się i ze mnie płynie.
Wczoraj śmiertelnym będąc, śmierci do końca nie poddałem się, a dzisiaj usłyszałem cichy, ptasi śpiew i poczułem, że jestem żywy, spokojny, poczułem się częścią ptasiego śpiewu i świata, który stworzyłem.
Niebieski, malutki kanarek, z niebieskimi, ptasimi piórkami dzióbie ziarenka w klatce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wyimek _ Poemat nowy _ cz. 2

Wieniu, kiedy będę umierał, powiem Tobie w zaufaniu: pamiętaj stary, najważniejsze jest lizanie gnata. Przegrać z Panem Bogiem to jak wygrać...