Film Shackles
( Kajdany ) opowiada o
nauczycielu (Benjaminie Crossie), który przechodzi trudną drogę życiową.
Wyrzucono go ze szkoły za pobicie ucznia. Wskutek tego trafia do innej szkoły.
Dziwna to szkoła. Mieści się w więzieniu. Powołano ją do życia, ponieważ
chciano, żeby więźniowie mieli szansę na tak zwaną reedukację, ponowne wejście
w życie.
Nauczyciel Benjamin Cross ma uczyć w
tej szkole matematyki i angielskiego.
Na początku idzie mu kiepsko. Do
klasy przychodzi jeden uczeń. Ten uczeń jest zamknięty w sobie, przerażony, nie
umie czytać, lęka się wszystkiego, jest bardzo spięty, można go podejrzewać o
zaburzenia psychiczne.
Cross chce zwerbować innych uczniów.
Pozostawia osamotnionego ucznia w klasie ( ten uczeń, ma dziwne imię, którego
nie pamiętam ). My nazwijmy go słowem odludek. To słowo dobrze do niego pasuje.
Aby zwerbować pozostałych uczniów,
Cross stacza pojedynek w kosza z Gabrielem Garcią.
Ten chłopak go pokonuje, ale
nakłania jednak pozostałych kolegów, by uczęszczać na zajęcia Crossa.
Garcia rychło staje się postacią
pierwszoplanową w klasie i ulubionym uczniem Crossa.
Okazuje się, że ma nadzwyczajny dar
do tak zwanego rymotwórstwa, czy jak kto woli rapowania, co w tym filmie
zostaje nazwane poezją.
Cross przynosi egzemplarz Howl (
Skowytu ) Allena Ginsberga, aby uświadomić swoim uczniom tę z pozoru
oczywistą prawdę, że poezja jest bliska życiu i wyrasta z życiowego
doświadczenia.
Cross chce, żeby jego uczniowie
również stali się poetami i próbowali, mniej lub bardziej udolnie naśladując
Ginsberga, dawać upust swoim emocjom, gniewowi i innym uczuciom, które duszą w
sobie.
Uczniowie okazują się dość
stereotypowi i banalni w swoim nazywaniu uczuć, nie potrafią sklecić porządnego
zdania po angielsku. Wyjątkiem okazuje się Garcia, który już na pierwszej
lekcji angielskiego układa długi poemat o tym jak trafił do więzienia. Układa
poemat, który ma na celu oddanie jego uczuć i czyni to w taki sposób, że porywa
za sobą całą klasę. Od razu się wybija.
Nasz odludek, o którym wspomnieliśmy
( a który odegra później decydującą rolę ), mówi, że jego głównym uczuciem jest
strach.
I tak biegną lekcje. Przełomem
okazuje się tutaj organizowany turniej poezji więziennej, w którym Garcia na
początku nie chce wziąć udziału, lecz przekonany przez swojego nauczyciela,
przełamuje się i staje do walki. Czy rzeczywiście tak jest?
W filmie widzimy kolejno
wychodzących na podium więźniów recytujących swoje wiersze do mikrofonu (
należałoby raczej powiedzieć rapujących swoje utwory ).
Te utwory są przeważnie banalne i
słabe. Opowiadają o zawiedzionych miłościach, o uczuciu do swojej dziewczyny,
nie wychodzą poza sztampę. Niektóre, głębsze, ale jednak również kiepskie,
opowiadają o miłości do swojej matki.
Nasz odludek, wywołany, boi się
podejść do mikrofonu. Czuje strach, przerażenie, nie może się przełamać, jest
spętany strachem. Ale w końcu podchodzi do mikrofonu.
Mówi tak:
Jest we mnie
cisza
( Więźniowie
wtedy wybuchają salwą śmiechu pomieszaną z dezaprobatą ).
Na
podobieństwo wschodzącego słońca
( W tym miejscu
więźniowie milkną, a Garcia zaczyna się ożywiać ).
Ale w tym miejscu właśnie, w
miejscu, które wydaje się przełomem, wyłomem w wewnętrznej ciszy naszego
odmieńca, coś się załamuje, nasz odludek nie może już wydusić z siebie słowa.
Długo milczy aż w końcu poddaje się
i kończy słowami, które nie mogą być inaczej odebrane jak słowa rozpaczy,
porażki, poddania się, ucieczki i spętania przez strach.
I nie zmienię
się przez lata.
W tym miejscu odchodzi z
podium. Cross tego nie komentuje. Nie wyciąga swojej ręki, która w tym wypadku
powinna być skierowana, aby nieszczęśnikowi pomóc.
Cross milczy i
ma kończyć turniej, kiedy wstaje Garcia i ogłasza, że także chce wziąć udział w
turnieju.
Garcia recytując swój poemat, porywa
za sobą pozostałych więźniów. Mówi o ich życiu, mówi o syfie w jakim
tkwią i będą tkwić. Mówi o beznadziei i rozpaczy, większość odnajduje się w
jego słowach. Jego głos jest natchniony, jego wiersz płynie swobodnie, fraza
nie załamuje się i nie potyka, porywa słuchaczy.
Zwycięża w turnieju i zostaje mu
umożliwiona szansa wystąpienia na prawdziwym, miejskim turnieju poetyckim, na
którym również wypada bardzo dobrze.
Zwycięża i ten turniej i przechodzi
dalej. Nie czas tu jednak na drobiazgowe przytoczenie wszystkich wątków w
filmie, dość przytoczyć te najważniejsze, bez których dalsza interpretacja nie
byłaby możliwa.
Szkołę mają zamknąć. Cross ma
kłopoty. Jednak do końca wierzy w Garcię. Chce mu dać szansę zaprezentowania
się w finale konkursu poezji, który proponuje urządzić w więzieniu.
Garcia wychodzi na scenę. Dowiaduje
się jednak od złośliwej strażniczki więziennej, że szkoła ma być zamknięta.
Szkoła była dla Garcii nadzieją na wyjście z więzienia, nadzieją na lepsze
życie.
Dlatego nie może wydusić z siebie
ani jednej poetyckiej frazy. Zamiast tego nawołuje więźniów do buntu. Wybucha
awantura. Wszyscy się biją. Strażnicy i więźniowie.
Garcia ma być zabity w porachunkach
więziennych, ale zostaje ocalony przez strażnika.
W tym momencie z rąk rzucającego się
na Garcię wypada kawałek metalu. Ląduje on obok naszego odludka, który spętany
przerażeniem, ukrył się pod ławką.
Sięga po ten kawałek. Wstaje,
podnosi się. Nadbiega Cross. Odludek przypadkiem czy nie, wbija (pozostając
przerażony) Crossowi ten kawałek metalu w brzuch. Cross ginie.
A odludek zapewne zostanie skazany
na dożywocie, jeśli nie na krzesło elektryczne.
Szkoła jednak zostaje przywrócona do
działania. W ostatniej scenie Garcia trzyma Howl i wyraźnie cieszy się z
życia.
Nie napisałem tutaj o innych,
ważnych wątkach, ale pozostałe wątki wydały mi się nieważne dla interpretacji
filmu.
O co wobec tego chodzi w tym filmie?
Zbudowany na klasycznym schemacie młodego, gniewnego, ale zdolnego, wrażliwego,
poetycko utalentowanego młodzieńca, który odnosi sukces pod wpływem wierzącego
w niego nauczyciela, tocząc z nim małe prywatne wojny, sprzeczając się z nim,
buntując się przeciwko niemu, ale mimo wszystko go na swój sposób kochając i podziwiając, film
nie przedstawiałby większej wartości dla potencjalnego interpretatora.
Chodzi w nim o coś innego jak się
zdaje. Bo gdyby chodziło tylko o postać Garcii, o którego walczy wierzący w
niego Benjamin Cross, film przedstawiałby tylko nudny moralitet amerykański ku
pokrzepieniu dusz.
A tak wydaje się nie jest i postaram
się to udowodnić, na plan pierwszy zamiast Garcii wysuwając postać naszego
zwichrowanego, przerażonego odludka.
Czy jest on na pewno kluczowy? Dla
naszej interpretacji tak, ale jest on również kluczową postacią spajającą
fabułę w całość. Pojawia się on na początku drogi nauczycielskiej Crossa jako
jedyny uczeń w klasie. I na końcu, jako swoista klamra, która wieńczy wysiłek
pedagogiczny nauczyciela.
Więc w sferze wydarzeń jest on
istotny.
Podług naszego spojrzenia ma on
również istotne znaczenie dla interpretacji.
Spójrzmy od początku na tę postać.
Pojawia się sama w klasie. Samotny odludek.
Chce się uczyć.
Już to jest wyjątkowe, ale Cross przechodzi nad tym do porządku dziennego.
Cross wydaje się
szukać czegoś innego. Albo kogoś innego. Wyraźnie odrzuca naszego odludka, nie przedstawia on dla Crossa większej
wartości jako potencjał intelektualny, od początku w niego zwątpił. Za to od
razu wypatrzył Garcię w tłumie.
Odludek jest słaby, przerażony,
wycofany, ale ma ambicje, chce się uczyć. Nie wiadomo, czy jest zdolny, skoro
Cross nie zadał sobie trudu, żeby coś z niego wydobyć.
Garcia jest silny, od razu zwraca
uwagę swoją przebojowością, odwagą. Ma szacunek u pozostałych więźniów,
zaskarbia też sobie od razu szacunek i sympatię nauczyciela.
Jednak Garcia nie chce iść do klasy,
opiera się. To nauczyciel musi o niego zabiegać jak o cenny skarb. W wypadku
naszego odludka mamy do czynienia z odwróceniem tej relacji: to on musi
zabiegać o względy Crossa, które to zabiegi Cross odrzuca, jest obojętny wobec
niego.
Cross jest ojcem, który odrzucił
swojego pierworodnego (odludka), który od początku był mu wierny, a przyjął do
swojej klasy syna marnotrawnego (Garcię), który wszystko roztrwonił, lecz
dopiero później nawrócił się.
Apogeum tej obojętności stanowi
turniej poetycki.
Przypomnijmy słowa odludka:
Jest we mnie
cisza
Na
podobieństwo wschodzącego słońca
Wektor biegnie tutaj zdecydowanie do
wnętrza, do środka podmiotu mówiącego.
Jest we mnie
cisza. Cisza zatem nie jest w trumnie, nie jest bezgłosem, nie jest
milczeniem między trumną, a światem ( jak w wierszu Garcii ), ale cisza jest
we mnie. To znaczy, że ta cisza należy do mnie, że ja jestem tą ciszą, że
ona we mnie bierze swój początek, że początek ciszy, którą opisuję swoje źródło
ma we mnie samym.
U Garcii cisza jest w świecie, w
przedmiotach, w materii. Garcia opisuje świat przy pomocy wylewu rymów, które
jednak nie są bezładne, ale układają się w dobrze skomponowaną całość.
Siła poezji
Garcii bierze się stąd, że potrafi opisywać świat przy pomocy emocji, gniewu,
buntu, żalu, rozpaczy, którym daje wyraz w swoim rymowaniu.
Odludek jednak mówi: jest we mnie
cisza. Na takie wyznanie pozostali więźniowie reagują śmiechem,
dezaprobatą, uznają frazę naszego odludka za kiepski rym.
A dalej: na podobieństwo
wschodzącego słońca. Co to znaczy? Wchodzące słońca oznacza początek dnia.
Cisza poprzedza jakąś mowę albo jakiś głos. W tym wypadku pewnie chodzi o głos,
który ma wybrzmieć po ciszy, tak jak dzień, który wstaje po nocy. Wszystko to
przypomina sytuację początkowego poety, który boi się napisać swoich pierwszych
parę linijek, boi się ciszy w sobie, która jednak nie jest zła, ciemna,
rozpaczliwa, studzienna, ale daje nadzieję. Jest na podobieństwo
wschodzącego słońca. Ta cisza poszukuje głosu, który chce uporczywie
wybrzmieć, który poszukuje uporczywie swojego wybrzmienia, ale potrzebuje
jednak na to czasu, zniesienia wszelkich możliwych blokad, a zwłaszcza jednej,
która wydaje się w wypadku naszego odludka kluczowa: chodzi rzecz jasna o
blokadę strachu.
Nasz odludek jest spętany strachem,
a przez to oddzielony od pozostałych.
Inaczej Garcia. Garcia jest
osobnikiem społecznym od samego początku, rozumie jak działają mechanizmy
świata (w tym wypadku więziennego świata) i nie boi się ich opisywać, gdyż nie
lęka się, nie jest spętany. Jego poezja nie jest sposobem na uwolnienie z
jakiejś potencjalnej blokady, ponieważ Garcia był od początku wolny (pomimo
sytuacji więziennej) i silny. Jego poezja nie jest sposobem na przezwyciężenie
siebie, gdyż Garcia jest na tyle silny i świadomy siebie, że właściwie poezji
nie potrzebuje. U niego poezja raczej ma za zadanie dawanie świadectwa o swojej
sile, świadomości, odwadze i dawanie świadectwa emocjom, które za tą siłą
stoją: buntu, rozpaczy, gniewu. A wreszcie wolności. Bo poezja Garcii jest
manifestacją własnej, tożsamościowej wolności (jeszcze raz powtarzam: pomimo
sytuacji uwięzienia).
Garcia był wolny od początku, a jego
poezja go nie uwalnia, jego poezja jest świadectwem wolności samego Garcii jako
silnej, świadomej siebie i wolnej jednostki, która znajduje wspólną płaszczyznę
porozumienia z innymi więźniami, która opowiada o ich przeżyciach i trafia do nich,
gdyż poezja Garcii jest silna tak jak więźniowie, którzy jej słuchają i
podążają za nią.
Inaczej ma się sprawa z naszym
nieszczęsnym odludkiem. W jego wydaniu poezja raczej dzieli niż łączy. Raczej
różnicuje aniżeli spaja. Przypomnijmy gwizdy po frazie: jest we mnie cisza.
Poezja naszego
odludka stawia raczej na indywidualność aniżeli na wspólnotę, ceni bardziej
doświadczenie pojedyncze, które niekoniecznie musi być wyrazem jakiegoś
wspólnego doświadczenia. Poezja naszego odludka jest wyrazem pojedynczego,
indywidualnego i hermetycznego doświadczenia, które jednocześnie i nieco
paradoksalnie, jest uniwersalnym i wspólnym doświadczeniem poetów piszących
określonego rodzaju poezję.
Poezja naszego odludka nie daje
świadectwa siły i wolności, ale jest zalążkowym na razie, na razie w kilku
wersach zarysowanym pragnieniem, aby d o
tej siły i wolności dojść właśnie poprzez poezję.
Poezja służyłaby (gdyby tylko mogła,
gdyby tylko trafiła na podatny grunt i uwagę Crossa) w tym wypadku przezwyciężeniu własnych
blokad, własnego strachu, własnego spętania i byłaby świadectwem zwycięstwa nad
własną słabością, zwycięstwa nad sobą, pokonania siebie.
W przypadku naszego odludka
początkowa słabość mogłaby obrócić się w ogromną siłę, gdyby tylko... Gdyby
tylko została jej poświęcona uwaga.
Poezja naszego odludka jest tak
naprawdę zamaskowanym pragnieniem o sile i potędze, którą Garcia miał od samego
początku, a o którą nie musiał specjalnie zabiegać swoją poezją, ponieważ jego
poezja brała się właśnie z jego siły.
Poezja naszego odludka, a raczej jej
zalążkowy kształt, bierze się przede wszystkim ze słabości, z własnych
hamulców, blokad i strachu. Prawdopodobnie również z zaburzeń psychicznych.
Poezja taka byłaby tedy w tym
wypadku rodzajem terapii, swoistego katharsis albo drogi, którą miałby
nasz odludek przejść, aby stać się silnym. Silnym dzięki przezwyciężeniu siebie
za pomocą poezji, za pomocą pisania.
Poezja służyłaby wobec tego
kształtowaniu własnego charakteru, własnej siły, ale bynajmniej nie tej zewnętrznej,
tej społecznej, tej, którą widzą wszyscy. Chodziłoby tu raczej o siłę ukrytą
przed światem, ale widoczną w wierszach: chodziłoby tu o rodzaj specyficznej
siły wewnętrznej, która w ruch wprawia poszczególne wersy, zdania, frazy, a
której moc zdaje się tym większa i potężniejsza im bardziej owa siła
zewnętrzna, społeczna, widoczna dla wszystkich, pozostałych uczestników gry
społecznej jest słabsza.
Poezja naszego odludka bierze się
tedy przede wszystkim ze słabości tak jak słabość jest powszechnie rozumiana:
jako strach, blokada, spętanie czymś, brak woli i zdecydowania do działania.
Jej siła zdaje się tym bardziej rosnąć, tym bardziej potężnieć i dojrzewać do
wybuchu, im te blokady są silniejsze i im bardziej pętają. Wolność byłaby tutaj
zdecydowanym i jakby niejako ostatecznym wybuchem poetyckiej siły (której
autentyczne i pierwotne źródło jest w słabości).
Wolność taka powinna się wyrazić w
wierszu, który by powalił publiczność na ziemię, dosłownie powalił na kolana, a
nie powiódł za sobą, poprowadził ( tak jak w wypadku Garcii ).
Wolność taka powinna była zostać
zapisana na kartce papieru.
Ale nie została. Została
zablokowana. Nie trafiła na podatny grunt. Potencjalny i prawdopodobnie bardzo
spory talent poetycki naszego odludka mógłby się rozwinąć, gdyby stworzono mu
po temu odpowiednie warunki.
Ostatnie zdanie wiersza, który nasz
odludek zaprezentował przed salą brzmiało:
I nie zmienię się przez lata
Co to znaczy?
Talent poetycki był w naszym odludku jakąś pierwotnością, czymś danym od
początku, przyszedł niejako z mlekiem matki. W wypadku Garcii talent poetycki
był pochodną jego siły, był czymś wtórnym.
Talent jednak powinien wyżywać się w
poezji, a nie w zbrodni.
Trudno powiedzieć, czy zbrodnia
dokonana przez naszego odludka na Benjaminie Crossie była zaplanowana, świadoma
czy była czystym przypadkiem. Z filmu wynika, że raczej chodziło o przypadek.
Ale przypadków jak wiadomo nie ma. Naszym zdaniem chodziło raczej o furor
poeticos, który gdzieś w końcu musiał znaleźć ujście. Blokady musiały
pęknąć, spętanie musiało minąć, ale oczywiście nic nie pękło, nic nie minęło.
Na naszego odludka czeka albo
dożywocie albo krzesło elektryczne. I może jeszcze jedno: długo wyczekiwana
kartka papieru, która w końcu pokryje się pismem.
O czym zatem opowiada film Shackles?
Czy opowiada o Garcii, czy opowiada o relacji Garcii z Benjaminem Crossem?
Może opowiada o poezji Garcii i o talencie, który kiedyś rozkwitnie.
Może opowiada o poświęceniu za
sprawę uczniów, której uosobieniem był Benjamin Cross?
Poświęceniu? Ale jakim? Gdyby
nasza interpretacja pozostała tylko na
płaszczyźnie relacji Cross-Garcia, nie byłaby nic warta.
Mina, którą miał Cross, kiedy nasz
odludek wbijał mu odłamek metalu w brzuch wyrażała kompletne zdumienie-tak
jakby Cross w ogóle nie poczuwał się do swojego pedagogicznego uchybienia,
przeoczenia i przewinienia. Wyrażała przede wszystkim brak świadomości.
Więc o czym jest ten film?
Dla nas jest to przede wszystkim
film o istocie poezji, która została gdzieś zagubiona, przeoczona,
zaprzepaszczona, zaniedbana.
Dla nas jest to film o dwóch
poetach. Obaj mieli talent. Z tym, że jeden miał talent, bo był zdolny silny-i
taka też była jego poezja, a drugi dostał talent w prezencie od Boga, żeby go w
sobie odkryć i zacząć nim w pełni i świadomie władać.
W tym też sensie film Shackles opowiada
o niespełnionej, niezrealizowanej możliwości, o czymś, co mogło dojść do
skutku, a nie doszło, co mogło zaistnieć, a nie zaistniało.
Opowiada o poecie, który przegrał,
choć potencjalnie mógł wygrać i o poecie, który od początku był wygrany i
wygrał.
W tym też sensie jest to opowieść o
triumfie siły nad słabością, która mogłaby stać się jeszcze większą siłą, gdyby
tylko mogła dojść do głosu, gdyby tylko nie była spętana strachem.
Film ten opowiada o pewnym chłopcu,
spętanym przez siły potężniejsze od niego, który miał wielki talent do pisania
wierszy, lecz nie jego dotyczy fabuła i nie on jest postacią pierwszoplanową.
Opowiada o poezji, która mogła
wydarzyć się, a nie wydarzyła się. Poezja nie jest bohaterką tego filmu,
bohaterem tego filmu jest wielomówne milczenie poezji, które wydarza się w
izolacji od świata i w ukryciu, jest we mnie cisza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz