sobota, 5 lipca 2014

Wizyta Kuby.

Od wielu już lat gram z Kubą w szachy. Nie pamiętam, kiedy zaczęliśmy. Pewnie było to jeszcze, kiedy byłem na studiach II stopnia, albo nawet pierwszego. Nieuchronnie dzieje mojej przyjaźni szachowej z Kubą wiążą się z dziejami mojego dojrzewania intelektualnego. Pamiętam, że kiedy przychodziłem na basen, na którym Kuba pracował, czytałem zawsze jakąś książkę związaną ze studiami, do dzisiaj pamiętam lekturę o powinowactwach między romantyzmem a szaleństwem, którą czytałem w kolejce po bilety. Zresztą do dzisiaj chodzę na basen, na którym pracuje Kuba zawsze z książką w plecaku. Lubię sobie po pływaniu iść do bufetu, zamówić kawkę i poczytać to czy tamto. Ostatnio biorę wyłącznie książki obcojęzyczne. Dlaczego, pytacie? Albowiem, kiedy czytam książki napisane po polsku, albo przetłumaczone na polski, zawsze kusi mnie, aby coś zaznaczać ołówkiem, dopisać komentarz na marginesie, notować fragmenty, które szczególnie mnie zauroczyły i na mnie wpłynęły. Do książki obcojęzycznej, napisanej czy to po angielsku, czy po francusku, nie potrzebuję ołówka, czytam jak leci, byleby gdzieś tam obco dźwięczało, fraza nieznana, a celna.
Idąc dalej jednak i nie tracąc przerwanego wątku. Otóż Kuba po pierwsze kojarzy mi się z basenem, po drugie z Podgórzem, po trzecie z Podgórskim Domem Kultury, a po czwarte z moją codziennością, czyli tym, co czytam, tym, co jem, moimi przejażdżkami rowerowymi do Tyńca czy do klasztoru Kamedułów, obecnością na mszy świętej co niedzielę itp. Innymi słowy, tworzenie mojego świata przez Kubę jest nieuchronne, wnika gdzieś przenikliwie i podskórnie w ukrytą tkankę mojego świata, mojej codzienności, rzeźbiąc ją wytrwale jak rzeźbiarz-mocarz. Otóż, jeszcze więcej, Kuba jest kopalnią historii, nie w tym znaczeniu, że ma ich nieprzebrane bogactwo, choć pewnie ma, ale w tym znaczeniu, że sam jest chodzącą historią, chodzącą literaturą, chodzącym, bardzo ciekawym i jakby gotowym i skończonym, zapisanym światem.
Kuba przynosi ze sobą, w moje skromne progi, raz na dwa czy trzy miesiące, ducha niezwykle ciekawej i zajmującej opowieści. Grając w szachy, jakoś zapętlam się i zaplatam w tę opowieść, mając na uwadze również skwerek na ulicy Daszyńskiego, ławki, na których siedzą staruszki i opowiadają sobie różne historie, sklep warzywny i alkoholowy u Warzechów, te liście letnie nieopodal mojej klatki, które wnet zamienią się w liście jesienne, bibliotekę osiedlową nieopodal mojej klatki, która również jest przecież poddawana tym nieuchronnym, a pięknym, Schulzowskim manipulacjom na suchym ciele jesiennego popołudnia, bo przecież wiemy, ja wiem, że jesień już zaczyna się w lecie, że moje życie wakacyjne w lecie, w tym lecie, wypatruje przedłużenia i nieśmiałej równoległości, w tym, co jesienne. I nie chcę tutaj prawić banałów, że przemijamy, choć przecież ten banał nasuwa się niemal na język jak prawda objawiona, nie chcę tutaj takich truizmów prawić, choć przecież, przecież mieszkam blisko Hali Targowej w Krakowie przeszło 11 lat i niejedna tutaj mnie spotkała przygoda i niejedni goście odwiedzali te moje/nasze teraz, bo jeszcze Piślowe, skromne progi, niejedno się działo światło, niejedna zachodziła i wschodziła ciemność, niejeden żółty jak bania księżyc witałem z mojego małego, przytulnego balkonika, na którym często kiedyś(bo teraz już mniej niestety), paliłem papieroski i wrzucałem potem do wspólnego, korytarzowego słoiczka.
Tak. Kuba jest nieuchronną częścią tych rytmów czasowych, tego lata, tej jesieni, wiosny, zimy.
W szachy graliśmy niespełna pół godziny, ograłem Kubę tym razem.

Jesień mój doktorat
napisany i nieukończony
życie kromki chleba na parapecie
okruszki codzienności gołębie i wróble i sikorki
polityka która mnie nie zajmuje a której jestem świadom
moi wrogowie i moi przyjaciele moi pochlebcy
i moi
wszystko to razem pomieszczone w spiżarni mojej babki w Tarnowie
tam z tamtej spiżarni wylewa się wszystko ogórki i słońce
moja mama w stroju Cyganki jeszcze dziecko

wczoraj świętowałem narodziny dziecka mojego kolegi
był bardzo przejęty
został ojcem

co ja świętuję dzisiaj?
pewnie trochę samotności trochę braku
pewnie to że nie ma Piśla bo jest poza mieszkaniem
pewnie skwer świętuję i ptaszki i piaskownicę
pewnie świętuję samą swoją obecność bo cóż mam więcej i co więcej mi zostało?
pewnie świętuję swoją chroniczną niezaradność
pewnie świętuję to że inni śmieją się ze mnie
pewnie świętuję to że inni na siłę to i tamto
pewnie świętuję to że mieszczę w sobie czas
pewnie świętuję wizytę Kuby choć czy umiem ją świętować?
chciałbym świętować jasność a wychodzi mi szarość
chciałbym świętować jasność a wychodzi mi szarość

pokój mam bardzo schludny posprzątany
książki na półkach i na biurku
jedną grubszą właśnie przed chwilą skończyłem
była o Polsce ale czy Polska jest tutaj?
Bóg gdzieś blisko był potem się oddalił siedzi gdzieś
kwiatek w doniczce zielony
jestem tutaj policzony do najmarniejszych

drobne szare nitki pajęczyn
śpiew skwerów i ulic letnim wieczorem

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wyimek _ Poemat nowy _ cz. 2

Wieniu, kiedy będę umierał, powiem Tobie w zaufaniu: pamiętaj stary, najważniejsze jest lizanie gnata. Przegrać z Panem Bogiem to jak wygrać...