Grab.
Siła moja z Boga płynie. Dzisiaj byłem w Kościele na mszy świętej. Czemu ksiądz zdziwił się, że tak licznie przyszliśmy? Wierni, my wierni? Przecież msza święta co niedzielę to obowiązek. A ksiądz mądrze mówił, że również dar. To ważne. Ważny jeszcze jest grab w domu w Tarnowie, o którym opowiadał mnie mój tata. Ten rozłożysty, potężny, zielony, stuletni grab, który zawsze chronił nasz dom w Tarnowie przed złem, nieszczęściem, biedą. Teraz grab osłania mojego tatę przed prażącym słońcem, kiedy wygodnie leży na balkonie czytając książkę i paląc papierosa. Leży w cieniu rozłożystego, cienistego, zielonego, stuletniego graba. Dzisiaj w głębokiej nocy, na stoliczku nocnym gazeta codzienna, jakże przypomniała mi mój dom i zwyczaj kupowania gazet, mnóstwa gazet przez mojego tatę. Gazeta do śniadania, do obiadu, do kolacji. Ja również wtórowałem tacie w tym czytaniu przy posiłkach. Mama siedziała wówczas bez gazety, przy zupie, ale rychło dołączyła do nas w tym zwyczaju powszechnym siedzenia przy wspólnym stole, jedzenia rosołu w niedzielę i czytania świątecznej gazety, gazety weekendowej później i tak dalej. Siłą rzeczy, choć od polityki zawsze stroniłem jak mały, nastroszony borsuk, orientowałem się przynajmniej na poziomie elementarnym i przyzwoitym, choć moimi ulubionymi działami były zawsze kulturalny i religijny, mniej polityczny. Zmieniała się Polska, zmieniały się partie, ale grab, ten grab stuletni zielony, cienisty, wciąż ochraniał nasz dom w Tarnowie przed złem, nieszczęściem, biedą. Dzisiaj, w ten czas, kiedy nasza rodzina jest rozproszona po świecie, grab musiał szczególnie zewrzeć swoje grabie szyki, szczególnie się postarać i wybuchnął zielonością, cienistością, całą swoją stuletnią potęgą i ochrania mocno nasz dom, jak chyba nigdy do tej pory. Zwłaszcza, że w nieodległych państwach wybuchają strzały, szykują działa, giną niewinni ludzie, a świat milczy albo jest nieporadny jak dziecko.
Głupi świat, głupia Europa, coraz głupsza i coraz słabsza. To właśnie dlatego grab musi chronić i wybuchać szczególną potęgą, to właśnie dlatego nasz tarnowski grab musi nas z powrotem pozbierać w całość, całość wypełnioną Bogiem, niedzielnym rosołem, czytaniem gazet, całość, która siebie się nie boi i siebie się nie wstydzi. Grab chroni nasz dom.
Siła moja z Boga płynie. Dzisiaj byłem w Kościele na mszy świętej. Czemu ksiądz zdziwił się, że tak licznie przyszliśmy? Wierni, my wierni? Przecież msza święta co niedzielę to obowiązek. A ksiądz mądrze mówił, że również dar. To ważne. Ważny jeszcze jest grab w domu w Tarnowie, o którym opowiadał mnie mój tata. Ten rozłożysty, potężny, zielony, stuletni grab, który zawsze chronił nasz dom w Tarnowie przed złem, nieszczęściem, biedą. Teraz grab osłania mojego tatę przed prażącym słońcem, kiedy wygodnie leży na balkonie czytając książkę i paląc papierosa. Leży w cieniu rozłożystego, cienistego, zielonego, stuletniego graba. Dzisiaj w głębokiej nocy, na stoliczku nocnym gazeta codzienna, jakże przypomniała mi mój dom i zwyczaj kupowania gazet, mnóstwa gazet przez mojego tatę. Gazeta do śniadania, do obiadu, do kolacji. Ja również wtórowałem tacie w tym czytaniu przy posiłkach. Mama siedziała wówczas bez gazety, przy zupie, ale rychło dołączyła do nas w tym zwyczaju powszechnym siedzenia przy wspólnym stole, jedzenia rosołu w niedzielę i czytania świątecznej gazety, gazety weekendowej później i tak dalej. Siłą rzeczy, choć od polityki zawsze stroniłem jak mały, nastroszony borsuk, orientowałem się przynajmniej na poziomie elementarnym i przyzwoitym, choć moimi ulubionymi działami były zawsze kulturalny i religijny, mniej polityczny. Zmieniała się Polska, zmieniały się partie, ale grab, ten grab stuletni zielony, cienisty, wciąż ochraniał nasz dom w Tarnowie przed złem, nieszczęściem, biedą. Dzisiaj, w ten czas, kiedy nasza rodzina jest rozproszona po świecie, grab musiał szczególnie zewrzeć swoje grabie szyki, szczególnie się postarać i wybuchnął zielonością, cienistością, całą swoją stuletnią potęgą i ochrania mocno nasz dom, jak chyba nigdy do tej pory. Zwłaszcza, że w nieodległych państwach wybuchają strzały, szykują działa, giną niewinni ludzie, a świat milczy albo jest nieporadny jak dziecko.
Głupi świat, głupia Europa, coraz głupsza i coraz słabsza. To właśnie dlatego grab musi chronić i wybuchać szczególną potęgą, to właśnie dlatego nasz tarnowski grab musi nas z powrotem pozbierać w całość, całość wypełnioną Bogiem, niedzielnym rosołem, czytaniem gazet, całość, która siebie się nie boi i siebie się nie wstydzi. Grab chroni nasz dom.
Więc pewnie. Są we mnie lęki, drobne, coraz drobniejsze, dominuje potrzeba zapisania tego, utrwalenia, a nawet nie zapisania, tylko właśnie utrwalenia, tak, ja potrzebuję utrwalić, żeby, żebym nie zniknął całkiem, a przecież mnie nie ma, istnieje tylko moja świadomość, rozproszona, tak, rozproszona, jedna, podzielona, niepodzielna.
Zdaję lekturę ze świata. To wszystko, co robię, w zasadzie wszystko co robię jest zdawaniem lektury. Moje wizyty i rozmaite incydenty w biurze, odwiedziny tam i ówdzie, otóż, dzieje się we mnie i przede mną nieustający teatr świata, teatr księgi.
Bardzo dużo, wciąż niezwykle dużo się dzieje. Ogarnąć to można w kilku akapitach, rozwinąć w wiele, bardzo wiele pojedynczych książek. Księga wciąż się pisze, nie ma przerwy, księga jest pisana nieustająco, na jej kartach rozgrywają się poszczególne dramaty. Tragizm ludzkiego życia. Tragizm śmierci. Jabłko, które toczy się po drodze w przegniłej jesieni wśród jesiennych, mokrych od deszczu, zgniłych liści.
Panny w białych sukniach wciąż pryskają się wodą z rzeczki i wciąż się śmieją perliście. Jasiek leży na trawie i gryzie źdźbło słomy. Słońce w górze, leje się żar. Perlisty śmiech, gradobicie, chmury, panny schroniły się pod grabem. A potem kamienica w małym mieście. Rodzina. Ojciec, mama, syn. Jak to się stało, że tam akurat są? I jak to się stało, że ja akurat jestem tutaj? Pod grabem, daleko od deszczu, bliżej być może niepojętej tajemnicy ciała. Pada deszcz. Jutro niedziela. Czas iść na nabożeństwo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz