sobota, 20 lipca 2024

Zabawa w powagę. Słowo o filmie "Zabierz mnie na księżyc"

Tydzień temu byłem na filmie pt. "Zabierz mnie na księżyc", film nowy, z tego roku, ze Scarlett Johansson w roli głównej, aktorką wybitną, która wsławiła się przede wszystkim znakomitymi rolami w filmach Woodego Allena. Fabuła jest dość prosta w sensie konstrukcyjnym i formalnym, choć jednocześnie zwraca uwagę skomplikowanie treściowe oraz filozoficzne tego filmu, co przy stylizacji na lekką komedię, jest dość zaskakujące. Oto mamy wyścig zbrojeń między USA a ZSRR, lata 60 te XX wieku w Stanach Zjednoczonych i zimną wojnę. W zakres tych zmagań wchodzą loty na księżyc i misja załogowa Apollo 11, którą koordynuje NASA. Nie lubię streszczać filmu, lecz wolę go problematyzować, zatem dodam, że dwie osie filozoficzne, które zauważam w "Zabierz mnie na księżyc", to napięcie między permanentnym wypowiadaniem kłamstwa (w rolę depozytariuszki tych treści wciela się główna bohaterka, grana przez Scarlett Johansson), a równie stałym trwaniu przy prawdzie (tę z kolei reprezentuje szef do spraw startów rakiet kosmicznych, grany przez Channinga Tatuma). Ów konflikt prawda - kłamstwo, który rzecz jasna okazuje się pozornym, wzmocniony jest przez kolejną parę przeciwieństw, to znaczy relację między kopią a oryginałem. Nie będę dalej rozwijał, co w filmie jest kopią, a co oryginałem, ponieważ to widz z łatwością sam odkryje, dodam jedynie, że oryginał bardzo silnie potrzebuje kopii (jak się okazuje w filmie), tak jak zresztą kopia jest niejako uzależniona od oryginału, jedno bez drugiego, parafrazując Miłosza, "istnieć nie ma siły". Owe dwie relacje są bliźniacze - główna bohaterka i główny bohater, choć wygrani na przeciwieństwach, potrzebują siebie jak spieczone upałem usta, łakną ożywczej, zimnej wody. Wniosek z tego, że prawdziwy fałszerz nie może obyć się bez swojego rewersu w postaci nieustającego źródła krystalicznej prawdy i vice versa - choć człowiek bezgranicznie prawdomówny, w gruncie rzeczy kłamstwo odrzuca, jednak i bez niego funkcjonować nie potrafi, albowiem warunkiem przetrwania w warunkach społecznych i światowych, jest nie może tyle umiejętność bezczelnego kłamania w żywe oczy, co efektywnego przysłaniania rozmaitych prawd bolesnych, które niczego innego przynieść rozmaitym ludziom nie mogą prócz przykrości i zgryzoty. Kłamie się zatem po to, by ocalić większą prawdę: to paradoks, o którym wiedzą wytrawni fałszerze i to oni, jak sądzę, w pierwszej kolejności zostaną zbawieni - niczym ten czarny kot, który w filmie to pojawiał się to znikał - a był żywym emblematem tajemnicy. Dodajmy, nic śmiertelnie serio tak naprawdę przetrwać nie może, bo byśmy się wszyscy zanudzili, dlatego odrobina lekkości wprowadzona w odwieczne, filozoficzne spory, nie tylko nie zawadzi, ale jest wręcz konieczna. Dodam, że film "Zabierz mnie na księżyc", co prawda arcydziełem nie jest (na pewno), ale to bardzo przyjemna w odbiorze lekka komedia na poważne tematy, a od kina widz nie powinien wiele więcej chcieć, gdyż, jak mawiał pewien znany rewolucjonista, jest kino "najważniejszą ze sztuk". 

1 komentarz:

Wyimki, fragmenty, intuicje, błyski _ cz. 47

  Nawet najbardziej niezwykła mądrość kapituluje w końcu przed bezmiarem ludzkiej pychy i żelazną, nienaruszalną potrzebą autorytetu, właści...