Nie ma bardziej błędnego stwierdzenia aniżeli to, że Piętniewicz nienawidzi kobiet. Wręcz przeciwnie: jest tak nimi onieśmielony, że nie może zrobić niczego innego, aniżeli owe wyłgać, zakłamać, wyrzucić i opluć. Piętniewicz gier nie lubi, to chłop jednoznaczny, a kobitki teatr uwielbiają przeważnie.
Kim jest genialny poeta? To taki, który posiada naiwność dziecka i dogłębną
przenikliwość myśliciela.
Tracę czas pisząc te Wyimki, to horrendalne wręcz bzdury. Dziwne, że ktoś je
tam jednak czyta, a nawet więcej, przeżywa je i pyta mnie o to i owo, bardzo
owym bądź tamtym zaniepokojony. Jak mogę na ten bądź tamten niepokój
zareagować? Robię to samo, co robiłem zawsze: łgam, łgam w żywe oczy.
Podobno nie umiem kłamać, cały będąc ulepiony z nieprawdziwych zlepków: szumów,
zlepów, ciągów: to mój pancerzyk z trocin, moja zbroja słomiana stracha na
wróble.
Dzisiaj być profesorem od literatury znaczy nie mieć grama talentu do
literatury, który w o wiele większym stopniu zapewne posiadają fizycy i chemicy
pracujący w laboratorium.
Najbardziej lubię kobiety wściekłe i wściekle pijące, albowiem to na co są
wściekłe, tajemnicą jest nieprzeniknioną.
Ludzie zajmujący się akademicko humanistyką to przeważnie ludzie bardzo
infantylni, albowiem używają w koło Macieju tych samych zabawek, aby udowodnić
swoją przewagę. Ten ma strzelbę, tamten łuk, inny szablę, jeszcze inny miecz,
tamten z kolei dzierży tarczę. Ich zabawa zdaje się nie mieć końca i nawet
kiedy mama zawoła na rosół, oni od zabawy swej oderwać się po prostu nie
potrafią.
Zawsze opowiadałem się, opowiadam się i opowiadać będę się do końca dni moich
po stronie wartości konserwatywnych i tradycyjnych, nie wiedząc i nie chcąc
sobie zdawać w ogóle sprawy, że owe były, są i będą przyczyną mojej klęski.
Wnet znielubią mnie wszyscy, ale z utęsknieniem czekam na ten moment, bo wtedy
właśnie stanę się gromadnie czytany.
Wszystkich tutaj obrażam, nikogo i niczego nie oszczędzam, a jednak jeszcze nie
zawisłem na publicznym stryku. Może po cichu, wy i tamci, zgadzacie się ze mną,
nie wiedząc jednocześnie o co mi tak naprawdę chodzi?
Uwielbiam żyć. Może za to kobiety mnie kochają, ale ja już jestem za stary na
miłość. Najlepiej mi w gruncie rzeczy z samym sobą. Jakąś ważną część siebie
odnajduję teraz, mieszkając już ponad miesiąc w klasztorze Ojców Augustianów w
Krakowie.
Chciałbym być kuźwa niezależny i wolny, ale za to najczęściej płaci się
wykluczeniem i byciem na tzw. lodzie.
Działam w całkowitej izolacji i całkowitym odszczepieniu. Nie jestem oparty o
żadną instytucję, prócz mojej choroby psychicznej. A jednak ktoś mnie ogląda,
ktoś mnie czyta, choć przyznam, to nieliczni.
Co mi pozostaje, to łazić do rozmaitych barów i jadłodajni i spotykać się z
żywymi, albowiem żywi nie przychodzą do mnie.
Ten człowiek sumienia nie ma, zabił i idzie do Komunii św.
Uznajcie mnie w końcu, bo Wam skuję mordy.
Dużo zawdzięczam Krakowowi: intelektualnie, formacyjnie, ale jest jeden
mankament: wśród tych hojnych intelektualnie centusiów, można umrzeć z głodu,
bo uważają oni, że ci się nic nie należy: co najwyżej kawusia, ciasteczko,
ewentualnie lepszy obiad.
Piętniewicz wyrasta na prawdziwą wielkość, ale guzik to kogokolwiek obchodzi.
Buzi dupci, jakby to powiedział Baca. Albowiem wciąż ci sami faceci w Rio i
zaludniający ławeczki na Plantach, grają od lat, a nawet wieków, wciąż w te
same gry i szarady.
Nie ma tak naprawdę żadnych kalumnii, obraz, potwarzy, znieważeń. Wszystko
zależy od umiejętnego naginania i manipulowania danym rejestrem językowym .
Pisarze nie są zdolni do miłości; co najwyżej do seksu; to jedyna, możliwa dla
nich forma spełnienia. Zatem pisarzu, zadbaj o to, aby w tym i owym być
możliwie samowystarczalnym, zanim skrzywdzisz jakąś nieopierzoną młódkę, która
będzie myślała, że Tobie naprawdę zależy, albo Broń Boże, się w Tobie zakocha.
Tu, w klasztorze, późno chodzę spać i wcześnie witam świt, słuchając śpiewu
porannych ptaków, nakręcony nieustającym tyraniem w literaturze i kulturze.
Muszę się spieszyć z publikacją tych Wyimków. Paruzja blisko.
Piętniewicza wywiozą kiedyś na taczkach, ale że Piętniewicz nikogo nie
obchodzi, sam się na nich wywiezie za miasto i nikt nawet o tym nie będzie
wiedział.
W przyrodzie powinny obowiązywać pewne zasady. Tak jak księża nie powinni
oglądać audycji innych księży, tak nie daj Boże literaturoznawcy czy krytycy
literaccy nie powinni oglądać audycji swoich kolegów. Powinni oni oglądać i
słuchać audycji teologicznych, psychiatrycznych, psychologicznych, czy
jakichkolwiek innych, byle nie tych samych.
Umiejętność poruszania się w tylu, różnorodnych rejestrach języka. Trzeba mieć
albo wielki talent, albo bzika.
Poezja obecna, nawet ta dobra, czy bardzo dobra, wciąż dźwiga na sobie gorsecik
konwencji, ergo umiejętność naśladowania tego, co już dawno było.
Tyle razy już słyszałem słowo „Bóg”, odmienione w milionach przypadków i dalej
nie wiem, co ono oznacza… Czy to ten Pan, który dyktuje warunki, czy wręcz
przeciwnie: to ten, możliwy Pan, który, kiedyś, gdy Go powołają do istnienia
ludzie, dowie się o swoim istnieniu?
Zaczynam jak Żurakowski, mniej patrzeć na wiersze, a jedynie na to, kto jest
chujem a kto pindą w realu… Oczywiście, złe wiersze dobrych ludzi, również
odrzucam.
Zastanawia mnie, czy Bogdan de Barbaro jest rzeczywiście człowiekiem tak
łagodnym, czy też wyparł z siebie wszelką nie – łagodność i w efekcie jest tym,
kim jest: czyli jest w gruncie rzeczy nijaki. Zresztą, wielu psychiatrów albo
psychologów była i jest wobec mnie nijaka, albo też nie wie, jak się zachować i
rżnie kretyna.
Jestem tam, gdzie jestem, pracuję tam, gdzie pracuję, albowiem przeszedłem, co
przeszedłem;
dobrze, że wieczorami przynajmniej próbuję łapać jakieś resztki siebie jak
trociny słonecznych promieni.
Złapać język tam, gdzie go nie ma, czyli przestać się wkurzać na ludzi i dać im
żyć.
Dobrze byłoby jednak, gdyby oni i mnie dali żyć w ten czy inny sposób, mnie do
jakiejkolwiek przygody zapraszając, tymczasem zewsząd ten sam, upiorny szczękościsk,
okropne.
Żyję od ponad miesiąca samotnie w celi klasztornej. Dużo czytam i rozmyślam.
Myśli samobójczych na razie brak. Upływ czasu przeraźliwie szybki.
Nie mam jasno sprecyzowanego celu swojej wypowiedzi. Może dlatego, że nie
jestem naukowcem.
Kim jestem? Gościem od gównianych teatrzyków, takim już pozostanę na zawsze,
pośmiewiskiem kobiet.
Kolejna nowa, niepoważna forma mnie znalazła. Nie jest to raczej powód do dumy
i radości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz