czwartek, 18 kwietnia 2024

Wyimek _ Poemat nowy _ cz. 2

Wieniu, kiedy będę umierał, powiem Tobie w zaufaniu: pamiętaj stary, najważniejsze jest lizanie gnata.Przegrać z Panem Bogiem to jak wygrać z diabłem. Z ludem ciemnym gram w bardzo nieciekawą grę, najchętniej bym rozpierdolił to całe towarzystwo na cztery wiatry. Może mi ktoś wyjaśni, o co tutaj chodzi? Uważa, że jest większy od Chrystusa, całkowicie się pogubił, jest na wolności, a powinien być zapięty w szpitalne pasy. Jeśli uważasz, że środowisko wobec ciebie bracie, stosuje strategię gry, wysoce się mylisz, ono ciebie po prostu zlewa moczem ciepłym, dlatego sobie kompensujesz swoją szpitalną piżamkę rzekomą twoją mesjańskością, bo męskości w tobie na lekarstwo. Wielka, milcząca dziura świata, czekająca na moją śmierć jak na Paruzję, a naprzeciw niej ja z zapałką zamiast szabelki, jak myślisz drogi Watsonie, jaki będzie wynik tej zgoła niewinnej i nikomu nie szkodzącej potyczki? Walka o własną wybitność, kiedyś usłyszałem tę frazę – rzyg z ust pewnej, uczonej pani. Uśmierciłeś Mariolę draniu i znęcasz się notorycznie nad jej truchłem. Zobacz, to ten poeta – wariat, który gubi ciągle kapelusz jak głowę i uzdrawia w barach mlecznych panie bufetowe, znasz go? Oderwane zdania, myśli, a między nimi ścieżka cienia, kreska krwi. Bo królom był równy… Mogę nie pożyć już długo, żałowałem, że żyłem… „Życzę Ci, żebyś znalazł miłość”, mówiła do mnie ubiczowana, mokra od krwi Bernejo – obyś się nie myliła, Chrystusie. Panie Boże – Profesorze Bogusławie, wielkie mi razy zadajesz, trenujesz, ćwiczysz, glebisz, żeby ziarno w końcu w ziemię wrosło. Piętniewicz pokaż w końcu skrzydła, zarycz, a potem delikatnie osuń się na ziemię. Tak wykuwa się wielkość – Pomazańcowi Bożemu wiązać będą buty hufce anielskie. Tak bardzo chciałbym kochać – poczuć miąższ jej truskawkowych ust. Zakochiwałeś się zawsze w idei i zawsze miałeś rację, dopiero potem płakałeś zarzynany straszliwym bólem od środka. Gdyby o życiu literackim decydowali mężczyźni, nagrody zdobywałyby prawdziwe talenty, miast tych upudrowanych osłów z dużych ośrodków uniwersyteckich. Piszę krwią i gównem, padnijcie. Pierdolnę ci w twarz stara, przemądrzała, lewacka pizdo prawdą największą, bo Chrystusową, zesrasz się. Żadna mnie nie zechce, bo w życiu nie trzymałem młotka ani obcęgów w dłoni, pewnie dlatego, że mam je zaszyte w bandziochu, dlatego jestem, jaki jestem. Jestem prymitywem i brudasem, prymusów nie lubię. Bóg stworzył mnie do imentu pojebanym, ale Jemu ani mnie nie jest w związku z tym do śmiechu. Gdybym był zdrowy psychicznie, to by mnie w ogóle nie było, niczego bym nie stworzył. Moja relacja z Urbanowskim – wciąż sczytuje ze mnie swoją małość, dlatego notorycznie umniejsza mnie. Im więcej człowiek przeczytał, tym uważniej czyta ludzi i tym bardziej łaknie ciekawego towarzystwa – więcej takiego znajdziesz w dworcowych kiblach, parkach miejskich, poczekalniach, burdelach, spelunach, aniżeli na tych nie mających absolutnie niczego do powiedzenia uniwersytetach, czyli pralniach wysterylizowanej, wykastrowanej myśli – chór kastratów – pracownicy polonistyki UJ. Zanim Piętniewicz umrze, a już niedługo wykituje, to wam wszystkim wpierdoli, przysięgam. Zostanę pochowany w nikomu nieznanym miejscu pod jakimś drzewem, które osra pies – jedyny ślad mojej bytności tutaj. Zachowuj się, jesteś na przyjęciu u nobliwej Pani Profesor i podciągnij w końcu te gacie z dziurą na dupie. Odbijałeś się zawsze w tych wszystkich, elitarnych potworach jak kawałek sproszkowanego gówna – teraz kiedy podłożyłeś bombę pod ten przybytek, możesz spokojnie umrzeć, albowiem ładunek wysadzi i ciebie bracie. Czemu się tak naprawdę sprzeciwiasz? Światu, którzy tworzą ludzie, którzy coś potrafią, gdy ty sam niczego nie potrafisz i czujesz tylko nienawiść. Jaki ty genialny jesteś – cóż to znowu za fenomenalna umiejętność, nie umieć dotknąć siebie samego? Jedyną zasługą Szyny jest to, że nie zwraca na siebie uwagi, albowiem zarzucił mi on ongiś, że ciągle ja na siebie chcę ową zwrócić. Jam jest On – Archanioł Gabriel a imię moje 40 i 4, strzegę bram Edeńskiego Gmachu. Nie daj się zwieść językowi, nie daj się zwieść odbiciu, wiele przebiegłych a zarazem poczciwych kurew, udupiło ciebie na amen. Motywacja włożona w język i to, co poza językiem, na co nie masz wpływu, wielu frajerów, wiele frajerek jest po prostu skończonych w obrębie języka, choć ich motywacja jest oceaniczna. Ludzi pokornych interesuje świat zewnętrzny, mnie dialektyka niewidzialnego, dlatego pokorny nie jestem – pisarz to ten, który pisze o tym, że włożył rano gacie do pralki, ale że nie ma dla kogo ich uprać. Moja samotność przybija co rano Panu Bogu piątkę. Z ludźmi utalentowanymi nie ma sensu gadać, mają za dużo Boga w sobie. Masz skończoną matkę, nie miej jej za złe tego, że jest normalna i uznaje potrzebę konwencji. Jest szansa, że nie doceniasz Kiernejo, gdybyś umiał czytać ludzi, a ty ciągle o miotaczu ognia. Bo masz wielu, zbyt wielu przeciwników, ale kiedy rozsadzi cię wielkość, znikniesz. Szedłem przez dolinę, dookoła mnie latały kule i noże, ale jednak uchyliłeś się, ukłoniłeś się, zdjąłeś kapelutek przed starszą panią. Michał nie odchodź, co robisz, Michał nie skacz… Za dużo wariatów wykoncypowanych, za mało tych prawdziwych. Jesteś taki młody – stwarzasz przyrodę, zielone drzewo, niebo, liście mokre od deszczu – czarodzieju – aniele. Dlaczego wszyscy cię zostawili, a jak myślisz? Dyskretnie położyli ci rękawicę, czekają aż podniesiesz, bo niestety tego, co robisz zaakceptować nie mogą, jest ich bardzo dużo, są potężni, ale z jakiegoś powodu nie podejmują walki, z jakiegoś powodu boją się. Jak pokonać kogoś językiem konwencjonalnym? Ale cóż to za walka? Nudna potyczka na patyki… Ta prawdziwa ma za przeciwnika kosmos. Jam jest Mesjasz, Syn Boży, imię moje 40 i 4. Jesteś totalnie zatopiony Piętniewicz, ale przynajmniej nauczyłeś się pływać pod wodą. Piętniewicz, ty urzędniku od poezji – solidny, rzetelny, uczciwy, sumienny, ma zawsze porządek w papierach, zawsze przygotowany pracownik poetyckiego biura, nie dziwota, że nikogo nie obchodzisz, świat potrzebuje luzu i zabawy, a ty masz kij w tyłku. Podobno jestem schizofrenikiem… Mogę być kimkolwiek zechcecie, mogę być gejem, lesbijką, baletnicą, obojnakiem i dziwką – zagram cokolwiek zechcecie, albowiem wpojono mi od dziecka posłuszeństwo. Co powinien posiadać krytyk literacki? Przydałby mu się jednodniowy zarost. Czemu wciąż jestem smutnym, samotnym ptakiem z podkulonym dziobem, z przemokłymi piórami, odpowiedz mi Panie Jezu?  Odpowiem ci: doceń to jak żyłeś do tej pory, a ja docenię Ciebie, na razie niczym się nie przejmuj, kochaj źródło zaranne, śpiew ptaka o poranku, pokochaj swoją przytulną norę, twoje rytuały, nawet swoje rany – i to jak ranią ciebie ci, którzy chcą ciebie zranić, nie odpowiadaj, nie walcz, idź wyprostowany i dumny, kocham Cię.

Cóż znaczy słowo miłość? Niektórzy, głównie ci intelektualni, mylą ją niestety z konwencją, formą, językiem i tymi podobnymi chujowiznami a miłość jest czynem zawsze. Nie umiem zbyt dobrze zdefiniować słowa lewak ani prawak – zdaje się chodzi o to, że jedni drugim zarzucają tę samą toksynę. Kiedy obecna władza wsadzi mnie do pierdla, poczytam to sobie za zaszczyt, nie cierpię durniów, co to rzekomą szlachetnością intencji, pokrywają śmierdzące jajo własnego interesu, ohydę, gówno, okazuje się, również można upudrować. Pewnego dnia jakiś idiota, ergo politycznie poprawny gentleman, przyfasoli mi w mordę za „lewacką pizdę”, będzie święcie oburzony i dumny, że broni jedynie słusznej sprawy. Przestańcie w końcu kneblować sobie gęby, bracia moi, siostry moje, słowo najbardziej rani, kiedy strzelają nim rzekomi uzdrawiacze – bardzo biegli, do tego zakłamani do imentu snajperzy. O co chodzi w tak zwanym władaniu bronią języka? Jedni powiadają: nie miej zaufania, słowa kłamią, to pretensjonalne osły. Drudzy z kolei szepczą cichutko: pisz, co ci na sercu leży: to poczciwi głupcy. Zawsze bowiem chodzi o to, by dla dobra tzw. artystycznej sprawy wbić kij w mrowisko, celowo, może nieładnie sprowokować, a potem kopczyk ów pieczołowicie poskładać, by zadowolić mądrych i łzy u niewiast wywołać. Po cóż zdobywać kobietę? Czyń to bracie ze zwykłej ciekawości poznawczej, nie musisz tej sztuki nawet dobrze opanować, po prostu bądź ciekaw, to wystarczy. Nosa nie wyściubisz ze swojej nory, a jeśli już wyściubisz, to obrywasz i się obsrywasz, coś tu musi być ewidentnie diabłem podszyte, jeśli nie ty, to kto? Sufler: nie gadaj, milcz najczęściej, opanujesz srakę, kiedy sraka w relacjach dominuje (a najczęściej ona jest ową nicią przerwaną). Nie jestem naukowcem, szans nie mam wśród naukowców, oni mi zaraz, że to nie falsyfikowalne, a ja, że nie wiem, nie znam się, jedynie obserwacje poczynam. Mój rozpisany na wiele części (zamierzenie), wyimkowy poemat, będzie miał dużo momentów słabych i nazbyt rozwlekłych, ale w nich właśnie upatruję szansy na arcydzieło. Kto pisze lepiej niż Piętniewicz? Nikt nie pisze lepiej niż Piętniewicz, bo Piętniewicz wcale dobrze nie pisze, on pisze jedynie w sposób niemożliwy do podrobienia. Ów Piętniewicz zbyt dobrze zna mechanizmy komunikacji i nazbyt rozwiniętą ma intuicję międzyludzką, abyście go po prostu zwykłym megalomanem ogłosili. Jakie to w sumie banalne i pretensjonalne, mówić o sobie w trzeciej osobie i jeszcze używając do tego nazwiska. Tyleż w sobie mam mieszkańców, taką armią dowodzę, ale w ogóle nie zwyciężam, gdyż do boju nie idę, jestem notorycznym pacyfistą, poza tym nie lubię tłoku. Najtrudniejszy był dla mnie zawsze język relacji międzyludzkich, gdyż od początku język skonwencjonalizowany nie tyle trudność mi sprawiał, co przyjemność. Byli tacy goście i są oni dalej, co się w pokoju zamykają i podobno piszą, ale oni nie piszą, oni przepisują. Co nie znaczy, że literatura odkryciem jakimkolwiek bądź jest, opisem czy terapią, drogą życia, czy pisaniem samym, czymś nawet, co pomaga żyć – ona winna być miłością. Pamiętam: najbardziej przejmujący był dla mnie zawsze płacz Ewelinki: jej łzy na mój mrok spadały, a ja osuwałem się w ten mrok. Lewy żartowniś Urbanowski, co riposty żadnej nie potrafi wystosować , w gruncie rzeczy nieciekawa postać, albowiem poczciwość jego niby, ma zawsze posmak kwaskowaty mocno i nieco mdlący. Wyuczył się jadu używać, bytując wśród samych gadów. Owo naprawianie świata, które tutaj czynię – w gruncie rzeczy nie wiem po co to czynię, gdyż ciężko siebie za wzór czegokolwiek postawić. Jest jeszcze szansa, że zostanę świętym, albowiem ci zacni mężowie, nie tyle z Panem Bogiem całe życie rozmawiali, co z diabłem walczyli. Pragnienie sukcesu za wszelką cenę jest do cna kretyniczne, ale ono jest właśnie wpisane w moją naturę. Moja propozycja: przestańcie udawać, że nie chce wam się pierdzieć, pierdnijcie, bądźcie naturalni, a język wasz i opowieść wasza ożyją. Nieskończoność, którą w sobie dźwigasz, służy ci jako narzędzie do różnych popisów, czym wkurwiać możesz, ale z drugiej strony nie twoja wina, że ją dźwigasz, dlatego zawsze będziesz cierpieć i ty bracie i ci, co towarzyszą tobie. Ci, którzy opanowali sztukę władania językiem na jego wielu poziomach, najczęściej wypowiadają zdania kretyńskie i proste, z czego rozmówcy wyrobieni literacko, doskonale zdają sobie sprawą – przyjmując cios jak podarunek. Masa opanowała ograniczoną ilość schematów i kalek komunikacyjnych, ale nie wie ona dwóch rzeczy: po pierwsze jak tym skutecznie ukłuć, a po drugie, co ich ukuło, a pierwsze jest zwykle wynikiem drugiego, stąd milczą, obrażają się, wycofują, co bardziej sfrustrowani spuszczają wpierdol, a ci delikatniejsi w obyciu lądują w szpitalach psychiatrycznych. Kobiety zawsze najbardziej kochały siłę, bowiem tylko siła jest w stanie wyprowadzić na świat potwora, którego zawsze będzie kochać bezgranicznie i chronić – to jedyny cel siły – jej słabość.


















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wyimki, fragmenty, intuicje, błyski _ cz. 43

  Dostaję tak po jajach, kiedy tylko słówko powiem o Bogu… Kto wie, może od samego Boga… Tak zwany rozwój, oparty na przyroście wiedzy, dopr...