czwartek, 22 września 2022

Wyimki, fragmenty, intuicje, błyski _ cz.2

 Obecnie jestem niebywale zmęczony tym, co dzisiaj określa się mianem poezji.

Gdyby nie to, że mój zawód polega na obcowaniu z tą materią, nader wątpliwą, już dawno bym przestał się tym zajmować.

Moje felietony pełne są myślowego brudu, mało co w nich ulega krystalizacji poza nieokreślonym i bardzo mglistym buntem.

Tajemnica poezji z całą pewnością nie tkwi w jej intelektualnym ciężarze.
Poezja to jest coś niedefiniowalnego, albo coś jest poezją albo nią nie jest.
A większość obecnych tomików poezją nie jest.

Gubię się w tych wszystkich, tzw. humanistycznych językach, brzmiących bardzo podobnie, z których jedyny, zwycięski i dyktujący warunki, jest język, który z wartościami humanistycznymi nie ma zbyt wiele wspólnego, czyli język polityki.

Zastanawia mnie, czy ludzie obecnie chcą być poetami, czy wydawać tomiki.
Być może ostatnią rzeczą, na którą ma ochotę poeta, jest wydać tomik poezji.

Na początku poeta Kucharski, Karmelia Bosy, za bardzo się rozgadywał, jego wczesne tomiki są zbyt gadające, potem, z biegiem lat i nasyceniem życia cierpieniem, osiągnął ten stan, z którego jest rozpoznawalny bądź rozpoznawalny być może, bo jest jeszcze relatywnie mało znany: stan szlachetnej prostoty, będący jednocześnie rodzajem trafnej i oczyszczonej ze zbędności i nadmiaru, kondensacji poetyckiej.

Rozpadająca się rudera mojego snu… Czytałem przed chwilą bardzo piękne wiersze Glorii Kossak, w tomiku o niezbyt zachęcającym i mylącym tytule, którego autorka pewnie nie wymyśliła, ze znakomitym wstępem i myślę o życiu, którego już nie ma.
Przedziwny dialog z przeszłością i osobami zmarłymi…
Być może większą część swojego urzędowania ziemskiego powinno poświęcać się zmarłym, jakże wobec tego trzeba cenić badaczy odległych epok literackich.
Badacze literatury XX wieku i tej najnowszej, żyją jakby w uproszczonym świecie, nie znając bowiem poprzednich światów, jakże mogą zrozumieć świat obecny?
Najgłupsi i najbardziej naiwni, a zarazem najbardziej potrzebni są krytycy i recenzenci, piszący o nowościach – nie ma jednocześnie głupszego i bardziej potrzebnego zajęcia.
Tworzenie obecnego świata należy bowiem do nich i to z nich, jak ze źródła, będą czerpać zapatrzeni w przeszłość kolejni badacze.
Świat bowiem miniony i ludzie, którzy odeszli, mają ten, niewątpliwy urok, że niczego poprawić już się  w nich nie da, są przeto jakby doskonali…
Choćby wielkie nawet popełniali błędy, doskonali są przez swoje odejście.

Mieszkam w jednej, wielkiej ubecji, czyli w Polsce. Obecne metody światowe są ubeckie, jak dawniej, różnica jest taka, że wszyscy się na nie zgadzają ,a nawet sobie bardzo je chwalą i nie wyobrażają sobie wręcz bez nich życia codziennego, bo jak to tak, każdy może być genialny i nie ma żadnych reguł poza regułą ilościową. Walka o rząd dusz przeniosła się do ubeckiego centrum inwigilacji każdego, czyli do pandemonium Internetu.
Nie czujesz, jak umierasz bracie, bo Wielki Brat dał ci słodki cukierek, najsłodszy, który możesz smakować do śmierci – twoje rozwydrzone ego, które jest nienasycone.
Niczego nieświadomy, de facto cały świat go ssie, nie wiedząc, że jest on równocześnie potężną trucizną, powodującą totalny rozkład i demolkę życia społecznego oraz ruinę kontaktów międzyludzkich i rodzinnych.
Odwrotu już nie ma, jest raczej powolne i jednocześnie coraz szybsze osuwanie się w przepaść.
Chyba już wiecie, czym będzie Paruzja?
Oczywiście nastąpi wtedy, kiedy zgaśnie ten najpotężniejszy obecnie demon, niosący światło – Internet.
Czy widzę jakieś dobre strony tej sytuacji?
Widzę jedynie komunikacyjną katastrofę i zręcznie utkane przez diabła pozory dobrodziejstwa oraz postępu. Literatura wcale nie przenosi się do sieci, bo to, co jest w sieci, po prostu literaturą nie jest.
Gdzie zatem jest ona?
Odpowiedź jest prosta i jednocześnie w swojej prostocie krótka, jak negatywna riposta:
literatury już nie ma, została wyparta przez swój awatar.
I tak teraz, poszczególne awatary będą decydować o tzw. życiu literackim, od którego obecnie o wiele ciekawszy jest śmietnik na podwórku.
Zresztą zapytaj przypadkowego sąsiada: zdecydowanie bardziej interesuje go obecnie wyrzucenie śmieci, aniżeli te, obecne awatary, które ułomnie i kaleko naśladują to, co kiedyś znane było pod nazwą literatury pięknej; dzisiaj słowo literatura kojarzymy raczej ze słowem makulatura, a zaraz będziemy ją kojarzyć ze słowem śmietnik, do którego już zresztą ludzie masowo wyrzucają książki, jednoznacznie i błędnie kojarzone z tym, co jest ich marnym cieniem aktualnie i awatarem, zręcznie je naśladującym.
Radość z mieszkania na śmietniku, oto dzisiejsza rzeczywistość.
Nieprawdopodobnie się sobą zaczęliśmy męczyć i nie wiadomo w sumie która męka jest bardziej męczliwa: czy męka żywego kontaktu, czy wirtualnego?
Obie to formy porozumiewania stały się obecnie równie beznadziejne.
Jedynym gwarantem przetrwania więzi społecznych stał się alkohol, kto nie pije, musi udawać, że zależy mu na podtrzymywaniu jakichkolwiek relacji.
Ale proszę państwa, czy nie zawsze tak było?
Od zarania de facto człowiek miał w dupie drugiego człowieka, wszystkie jego zabiegi, polegające na dbałości o relację brały się z chęci zobaczenia siebie w lepszym świetle.
Innym słowy, za wszelką wzajemnością, stoi tak naprawdę próżność.
Ludzie intelektualnie uczciwi żyją przeważnie w odosobnieniu, o ile nie są wariatami, zamkniętymi w rozmaitych przytułkach, a przeważnie niestety są, bo człowiek intelektualnie uczciwy obecnie, zwykle jest wariatem, odklejonym zupełnie od reguł, praw, mechanizmów oraz potrzeb rynku, zależy mu jedynie na prawdzie i nie ma pojęcia,
że stała się ona nagle ruchoma i daje dupy wszystkim, którzy wpierw obsypią ją mamoną.
Jedynego sprawiedliwego ukrzyżowano, ale nauczeni tą lekcją faryzeusze wszystkich czasów z nikogo już nie chcą robić męczennika – najwyżej po jego śmierci, bo nie będzie mógł już odszczeknąć i dopomnieć się o to w co wierzył przez całe życie, a co obecnie stało się mocno trącące myszką i anachroniczne: o prawdę.
Prawdziwa jest dzisiaj willa z basenem a nie Ewangelia, na której co sprytniejsi również mogą ugrać niezły biznes.
Tak też diabeł pokazuje ludzkość Panu Bogu i pyta: o to Ci chodziło?
Dalej ich tak strasznie kochasz, żebyś oddał za nich życie?
Tak, odpowie Pan Bóg, kocham ich bardziej aniżeli samego siebie, a my dalej plujemy Mu w twarz, a On dalej nie przestaje nas kochać miłością dla nas niepojętą.

Człowiek dąży przez całe życie do zbudowania sobie jakiejś pozycji.
Pytanie po co?
Po śmierci głęboko pocałuje nas niebyt a co za radość może powstać z niebytu?
Przepadniemy gdzieś w odmętach zapomnienia.
Czy nie lepiej żyć, jak ludzie tego świadomi, świadomi, że nie będą drugimi Norwidami i Mickiewiczami, popijając codziennie piwko pod akacją?

W życiu tak naprawdę najciekawsze jest to, że właściwie nie wiadomo o co w nim chodzi, dlatego tak ciekawe jest życie dla tych, którzy próbują dowiedzieć się po co żyją.
Tacy ludzie nie chcą nigdy umrzeć, bo wyobrażają sobie, że w niebie będą robić dokładnie to, co na ziemi: czyli szukać nieba.


 

 
 

 


  



1 komentarz:

  1. Przeczytałam, zgadzam się z większością sądów, choć budujące to one nie są. M.Ł.

    OdpowiedzUsuń

Wyimek _ Poemat nowy _ cz. 2

Wieniu, kiedy będę umierał, powiem Tobie w zaufaniu: pamiętaj stary, najważniejsze jest lizanie gnata. Przegrać z Panem Bogiem to jak wygrać...