Mam tyle wspomnień różnych. Z Kątów Rybackich i nie tylko. Regularnie
czytam i publikuję ostatnio wyłącznie moje pogadanki na Pisarze.pl. To moje
ulubione, internetowe pismo literackie, innych zresztą w Internecie nie znam i
poznawać nie mam chęci.
Literatura jest jak przeczytane
życie: powoduje bezbrzeżny i okrutny dystans do wszystkiego
Mój spór z prof. Ligęzą powinien
nabrać charakteru publicznego, bo jest to de facto spór o imponderabilia. On
broni swojej racji badacza wątków japońskiego łucznictwa u Wata, ja stoję na
stanowisku, że nikomu do niczego to niepotrzebne, ale może z drugiej strony
stanowić pewną, osobliwą frajdę poznawczą, jak podziwianie skamielin czy owadów
zatopionych w bursztynie. W skrócie duże dzieci intelektualne mogą się bawić
tym smoczkiem, ot tak, dla zabawy, jak zjedzenie smacznej gałki lodów, ale
przecież lody nie mogą stanowić głównego dania. To jedynie deser, Ligęza to
pisarz intelektualnego deseru, czekamy na danie główne Panie Profesorze.
Na Pisarze.pl lubię czytać Andrzeja
Waltera, ostatni jego tekst o Różewiczu, sowicie okraszony wierszami tego
genialnego poety, jest dobry, może nawet bardzo dobry, gdyż stanowi swego
rodzaju zagadkę, otwarcie pytania, co dalej z kulturą słowa pisanego.
Rzeczywiście nastąpił chyba zdecydowany zwrot ku kulturze oralnej. A w gruncie
rzeczy to do końca nie wiadomo ku czemu nastąpił zwrot. Ludzie są za bardzo
zajęci swoimi prywatnymi mikrokosmosami, mikroskopijnymi wspólnotami, które
tworzą w rozmaitych przestrzeniach i wyspach społecznych, aby zauważyć choćby
tak istotny fakt, jak koniec świata, Paruzję, czy przyjście Zbawiciela. Mógłby
Zbawiciel przyjść, ale nie zauważy Go prawie nikt, jedynie garstka nikomu
niepotrzebnych nieudaczników życiowych oraz obłąkańców. Ten oficjalny świat
stał się niebywale przewidywalny, płaski, w gruncie rzeczy nijaki, dlatego to,
co najciekawsze, rozgrywa się teraz w „chudej warstewce nieoficjalności”,
delikatnej jak dusza poety. Ale tłum zawsze przedkładał huczne igrzyska nad
subtelną frazę Petroniusza, tak było zawsze i to się nigdy nie zmieni.
Fenomen Ojca Szustaka ukazuje zjawisko
niebywale dynamicznej myśli religijnej, która jest w stanie porwać tłumy, to
niesamowite, tak gruntowne i dogłębne odnowienie języka religijnego. Z drugiej
strony egalitaryzm zawsze walczył z elitaryzmem i tak naprawdę nie wiadomo, co
gorsze… Mądrość nie jest ani elitarna ani egalitarna, jest po prostu mądrością,
która łączy się z pokorą, dobrocią i delikatnością. I można z niej zrobić
genialne przedstawienie, na które przyjdą tłumy.
To się chyba nazywa prawdziwe zwycięstwo, czyż nie? Chyba każdy człowiek ma
pewien pogląd na świat, oprócz dozgonnych naukowców, których interesuje
wyłącznie własna dziedzina wiedzy, pielęgnowana dla dobra ludzkości oraz
jednostkowego przetrwania w społecznym systemie. A ten pogląd wyraża się w
sposobie ubioru, jedzenia potraw, uśmiechu, prowadzenia rozmowy. Odnoszę
wrażenie pewnej uniformizacji tych sposobów bycia, ale może się mylę, w końcu
nie tak często znowu wychodzę z domu, a jeśli wychodzę, to do miejsc, które
stanowią mojego domu niejako przedłużenie, więc nie mam tak naprawdę żadnego
prawie oglądu świata. Powinienem iść do wulgarnego klubu albo na wulgarną
dyskotekę, żeby się przekonać, czym jest „prawdziwy” świat i „prawdziwe” życie,
jak to kiedyś robiłem. Zapewne zostałbym bardzo zawstydzony w moich
oczekiwaniach, że spotkam chamów i tępaków. Zapewne spotkałbym bardzo
wrażliwych i mądrych ludzi, którzy po prostu nie mają wyjścia i których życie
zmusiło. Do harowania najpierw, a potem do zabawy. A czym jest życie
intelektualne, jeśli nie nieustającą grą i zabawą, która nikomu żadnych
korzyści ani pożytku nie przynosi, prócz samych bawiących się? Widziałem listę
czasopism naukowych, punktowanych, humanistyki de facto w niej nie ma, same
dziedziny praktyczne; inżynieria, biomedycyna, architektura, urbanistyka. Czy
komuś Cioran uratował życie? Myślę, że bardzo wielu ludziom mógłby, ale świat
zapomniał już o takim ratunku. Pozornie jedynie, bo gdzieś, podziemnie,
podskórnie, to wszystko żyje, tętni, pulsuje i odnawia się, mam takie wrażenie
i kiedyś wybuchnie świeżym źródłem, tak myślę. Najpierw jednak trzeba dogłębnie
poznać stare źródło, bez którego nie zaistnieje nigdy źródło nowe, i to jest,
jak mi się zdaje, główny problem tych czasów:
ignorancja. Do źródła, choćby nie wiem jak bardzo świeżego i
odnawiającego, nigdy nie powinno iść się na skróty.
Stare języki mogą nieco nużyć po zbyt długim czasie przebywania w ich obrębie,
ale to konieczne. Nowy język wyrasta bowiem organicznie ze starego.
Kiedy wyrośnie z niczego, jest bełkotem albo obłędem, dlatego szanujmy stare
języki.
Tym świeższe stanie się wtedy dotknięcie źródła, czymkolwiek ono jest bądź
wydaje się.
To cudowny Tekst. Pozbawiony wulgarnej ambicji wywoływania pustych oklasków. Kojący w swej intencji ocalania od zagrożeń oczywistych i nieoczywistych współczesnego świata, z subtelną prognozą i trafną oceną genezy "tego wszystkiego" co się porobiło.
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję, pozdrawiam serdecznie ! :)
Usuń