Tadeusz Różewicz
1).
Wiadomości biograficzne. Urodzony w 1921 roku w
Radomsku. Dla małego chłopca był to cały świat. Inne kraje, widziane na mapie,
to był bardzo odległy, wręcz nieosiągalny świat. Dzieciństwo miał szczęśliwe,
rodzina mieszkała w „domu marzeń”, przy ulicy Długiej. Autor książki o
biografii Różewicza, Zbigniew Majchrowski, pisze, że to dzieciństwo było
bliższe raczej wiekowi XIX niż XX. Dzieciństwo spędzone w półwiejskim domku,
przy kopcącej lampie naftowej, jak pisze poeta: „Dom żył w nocy. Coś w nim
szemrało, skrzypiało, szeleściło, szurało, byliśmy zrośnięci z domem”. Tadeusz
miał dwóch braci, starszego Janusza i młodszego, Stanisława. Ich wyobraźnia
była bardzo bujna i twórcza, jak pisze Majchrowski: „bawili się butelkowymi
korkami z klamerkami, szklane korki lub porcelanowe przekształcali w wojsko
albo straż pożarną, prosty kijek stawał się koniem, a fajerka toczona za pomocą
drucianego „haczyka”-pojazdem. Z gałęzi akacji robiło się łuki i strzały”.
Pisze badacz, że rzeczy służące do zabawy, nie przedstawiały wartości
użytkowej, były to rzeczy odpadowe, znalezione. Starszy brat Janusz, który
służył później w AK podczas wojny i został rozstrzelany, był pierwszym
nauczycielem i mistrzem literackim swojego młodszego brata, Tadeusza. Tadeusza
już wtedy jednak bardziej ciągnęło w stronę Awangardy, Peipera, „miasto, masa,
maszyna”, Januszowi natomiast bliższa była poetyka Skamandra, to upajanie się,
zachłystywanie się światem, witalność i spontaniczność. Ważnym elementem na
mapie Radomska, a tym samym dzieciństwa małego Tadeusza, było kino w tym
mieście i seanse tam wyświetlane, między innymi Chaplin, Flip i Flap, Max
Linder. Różewicz wyzna później: „kino do tej pory jest dla mnie jak buda jarmarczna,
jak tajemnicza świątynia; tam, w ciemności, doznaje się objawienia”.Jeśli
chodzi o dojrzewanie kulturalne i lektury dzieciństwa. W domu, jak pisze
Majchrowski, był zwyczaj czytania na głos. Ojciec, matka, albo Janusz,
najstarszy, czytali „Trylogię” albo „Chłopów”. Domowy kanon to: Sienkiewicz,
Prus, Żeromski i Reymont. Dla młodego Tadeusza ukochanymi pisarzami stali się
Prus i Żeromski. Z poetów: Tetmajer, Staff, Tuwim. Drugi z wymienionych poetów,
Leopold Staff, niedługo stanie się dla młodego poety mistrzem a z mistrza,
przekształci się w ucznia, jak sam później przyzna poeta Staff, po lekturze
debiutu Różewicza. Z zagranicznych autorów, wymienić trzeba na przykład
Celine'a i jego „Podróż do kresu nocy”, bardzo słynną, francuską, XX wieczną
powieść, rozwojową dla tego gatunku. Dużym wydarzeniem była również lektura
„Ferdydurke” Gombrowicza. Jak pisze Majchrowski, Tadeusz „formował się w
dialogu ze swoim starszym bratem”, Januszem.
Przełomowym wydarzeniem w życiu poety był niewątpliwie wybuch II wojny światowej w 1939 roku. Poeta miał wówczas 18 lat. Jak pisze Majchrowski, „od listopada 1939 do czerwca 1943 Tadeusz Różewicz pracuje najpierw w Zarządzie Miejskim w Radomsku jako goniec i magazynier, następnie jako robotnik w stolarni Fabryki Mebli Giętych „Thonet”.
Przełomowym wydarzeniem w życiu poety był niewątpliwie wybuch II wojny światowej w 1939 roku. Poeta miał wówczas 18 lat. Jak pisze Majchrowski, „od listopada 1939 do czerwca 1943 Tadeusz Różewicz pracuje najpierw w Zarządzie Miejskim w Radomsku jako goniec i magazynier, następnie jako robotnik w stolarni Fabryki Mebli Giętych „Thonet”.
Oprócz tego, został wprowadzony przez starszego brata
Janusza w struktury podziemne AK.
Okres okupacji to również czas intensywnych lektur, trzeba tu wymienić lekturę „Lorda Jima”, która, jak pisze Majchrowski, wpłynęła na kształt przyszłego dramatu Różewicza, „Przyrost naturalny”. Oprócz tego czyta Prousta, Schulza, Prusa. Z poezji „Wiersze wybrane Leopolda Staffa podarowane mu przez Janusza. W strukturach AK Różewicz był kapralem-podchorążym o pseudonimie Satyr, bardzo aktywnym literacko, w roku 1944 ukazuje się jego tom, drukowany na powielaczu, „Echa leśne”. Nawiązanie do Żeromskiego i silva rerum, „las rzeczy” (anegdoty, utwory literackie, praktyczne przepisy, recepty). Całość może być nazwana „domową kroniką” oddziału, w którym służył Różewicz. Koniec wojny zastaje Tadeusza w Częstochowie. Tam toczy się też nieformalne życie akademickie. Trafia do prof. Wacława Kubackiego, który tak recenzuje wiersze poety: „Był u mnie wątły, blado uśmiechnięty chłopak. Nazywa się Tadeusz Różewicz. Przyniósł szkolny zeszyt z wierszami. Chce się zapisać na polonistykę. Nie ma matury. Wiersze młodzieńcze. Bliższe kręgu Czechowicza niż Przybosia-nienasycone, o luźnej kompozycji i trochę po staffowsku oschłe”.
W lipcu 1945 roku zdaje Różewicz egzamin dojrzałości i zapisuje się na Uniwersytet Jagieloński, gdzie wybierze ostatecznie historię sztuki a nie, jak wcześniej mówił, polonistykę.
Kolejny rozdział jego życia to Kraków. Po wojnie stolica duchowa Polski. Tutaj trzeba wspomnieć jego pobyt w Domu Literatów na Krupniczej a także liczne kontakty: z historykiem sztuki, Mieczysławem Porębskim, z Julianem Przybosiem, jego mistrzem, z poetą Zbigniewem Bieńkowskim, z wybitnym historykiem literatury i krytykiem literackim, Kazimierzem Wyką, który jako jeden z pierwszych poświęcił Różewiczowi fachowe artykuły. Na Krupniczej zajmował poeta niewielki pokoik, na pierwszym piętrze. Jego sąsiadką była Antonina Brzozowska, wdowa po słynnym i genialnym Stanisławie Brzozowskim, autorze „Legendy Młodej Polski”..Dom Literatów tętnił życiem i słynnymi nazwiskami. Na przykład taka anegdota o Jerzym Szaniawskim autorstwa poety: „Mówił bardzo niewyraźnie, bo prawie nie wyjmował fajki z ust. Raz do mnie coś powiedział, ale w taki sposób, że do dziś nie wiem, co”.
Ale lata te, prócz przyjaźni i kontaktów, to przede wszystkim wytrwałe i intensywne studiowanie nie tylko historii sztuki, ale również poezji. Jak sam później powie poeta, wsłuchiwanie się w „wewnętrzną muzykę wiersza”. Tak też Różewicz studiuje Czechowicza, Kochanowskiego, Mickiewicza, Asnyka, Konopnicką, Leśmiana, Rimbauda, Goethego, Holderlina. Z najnowszych poetów, Miłosza, wiersze z tomu noblisty, „Ocalenie”. Oprócz tego uczy się wiele od Norwida. Więc lata te, spędzone w pokoiku na Krupniczej, były latami intensywnej nauki poezji, szkoły poezji. Oprócz tego sięga po Eliota, kontaktuje się również z wybitnym filozofem, uczniem Husserla i naszym, najwybitniejszym fenomenologiem, Romanem Ingardenem. Oprócz tego uczęszcza na przedstawienia teatralne.
Okres okupacji to również czas intensywnych lektur, trzeba tu wymienić lekturę „Lorda Jima”, która, jak pisze Majchrowski, wpłynęła na kształt przyszłego dramatu Różewicza, „Przyrost naturalny”. Oprócz tego czyta Prousta, Schulza, Prusa. Z poezji „Wiersze wybrane Leopolda Staffa podarowane mu przez Janusza. W strukturach AK Różewicz był kapralem-podchorążym o pseudonimie Satyr, bardzo aktywnym literacko, w roku 1944 ukazuje się jego tom, drukowany na powielaczu, „Echa leśne”. Nawiązanie do Żeromskiego i silva rerum, „las rzeczy” (anegdoty, utwory literackie, praktyczne przepisy, recepty). Całość może być nazwana „domową kroniką” oddziału, w którym służył Różewicz. Koniec wojny zastaje Tadeusza w Częstochowie. Tam toczy się też nieformalne życie akademickie. Trafia do prof. Wacława Kubackiego, który tak recenzuje wiersze poety: „Był u mnie wątły, blado uśmiechnięty chłopak. Nazywa się Tadeusz Różewicz. Przyniósł szkolny zeszyt z wierszami. Chce się zapisać na polonistykę. Nie ma matury. Wiersze młodzieńcze. Bliższe kręgu Czechowicza niż Przybosia-nienasycone, o luźnej kompozycji i trochę po staffowsku oschłe”.
W lipcu 1945 roku zdaje Różewicz egzamin dojrzałości i zapisuje się na Uniwersytet Jagieloński, gdzie wybierze ostatecznie historię sztuki a nie, jak wcześniej mówił, polonistykę.
Kolejny rozdział jego życia to Kraków. Po wojnie stolica duchowa Polski. Tutaj trzeba wspomnieć jego pobyt w Domu Literatów na Krupniczej a także liczne kontakty: z historykiem sztuki, Mieczysławem Porębskim, z Julianem Przybosiem, jego mistrzem, z poetą Zbigniewem Bieńkowskim, z wybitnym historykiem literatury i krytykiem literackim, Kazimierzem Wyką, który jako jeden z pierwszych poświęcił Różewiczowi fachowe artykuły. Na Krupniczej zajmował poeta niewielki pokoik, na pierwszym piętrze. Jego sąsiadką była Antonina Brzozowska, wdowa po słynnym i genialnym Stanisławie Brzozowskim, autorze „Legendy Młodej Polski”..Dom Literatów tętnił życiem i słynnymi nazwiskami. Na przykład taka anegdota o Jerzym Szaniawskim autorstwa poety: „Mówił bardzo niewyraźnie, bo prawie nie wyjmował fajki z ust. Raz do mnie coś powiedział, ale w taki sposób, że do dziś nie wiem, co”.
Ale lata te, prócz przyjaźni i kontaktów, to przede wszystkim wytrwałe i intensywne studiowanie nie tylko historii sztuki, ale również poezji. Jak sam później powie poeta, wsłuchiwanie się w „wewnętrzną muzykę wiersza”. Tak też Różewicz studiuje Czechowicza, Kochanowskiego, Mickiewicza, Asnyka, Konopnicką, Leśmiana, Rimbauda, Goethego, Holderlina. Z najnowszych poetów, Miłosza, wiersze z tomu noblisty, „Ocalenie”. Oprócz tego uczy się wiele od Norwida. Więc lata te, spędzone w pokoiku na Krupniczej, były latami intensywnej nauki poezji, szkoły poezji. Oprócz tego sięga po Eliota, kontaktuje się również z wybitnym filozofem, uczniem Husserla i naszym, najwybitniejszym fenomenologiem, Romanem Ingardenem. Oprócz tego uczęszcza na przedstawienia teatralne.
Ważną datą jest rok 1946, kiedy w 15 numerze „Odrodzenia”
ukazuje się wiersz Różewicza, „Ocalony”. Ten wiersz zapowiada tom Różewicza,
„Niepokój”, można powiedzieć właściwy jego debiut, który jest odpowiedzią na
tom Miłosza, „Ocalenie”. Jest to wiersz, który jest obrachunkiem z latami wojny
i okupacji, ale również obrachunkiem z tradycją poetycką, w tym z tak ważną dla
poety twórczością Leopolda Staffa. Na wiersz Staffa, „Deszcz jesienny”,
odpowiada Różewicz wierszem, „Deszcz wiosenny”. Warto dodać, że w tym samym
roku, co „Niepokój”, ukazuje się pośmiertnie tom Baczyńskiego, „Śpiew z
pożogi”. Trochę dla kariery Różewicza w Stanach robi Miłosz, przekładając jego
wiersze „Lament” oraz „Oczyszczenie”.
W okresie stalinizmu w Polsce, Różewicz wyjeżdża z Krakowa i przeprowadza się do Gliwic, gdzie osiada z żoną Wiesławą oraz dziećmi. Ma w tym okresie trudności z drukiem gdziekolwiek. W Gliwicach intensywnie pisze, pracuje, pisze wiersze, prozę, dramaty. Dodać można, że w tym czasie udaje się poeta w podróż do Węgier, z podróży owoc: socrealistyczne reportaże. Potem zadomawia się na dobre w Gliwicach. Wydaje w tych latach „Pięć poematów”(1950), „Czas, który idzie”(1951), „Wiersze i obrazy”(1952), „Równina”(1954).
Rok 1957, jak podaje Majchrowski, zapisał się szczególnie intensywnie w życiu Różewicza. W tym czasie podróżuje do Paryża. Przed wyjazdem do Paryża kończy pisać sztukę „Stara kobieta wysiaduje”. W tym roku umiera także jego „duchowy ojciec”, Leopold Staff, o którym poeta pisze: „Stary bóg z siwą rzadziutką brodą, z jednym okiem powleczonym mgłą”.
Dwa słowa o dramatach. „Kartoteka”, 25 marca 1960 roku, prapremiera w warszawskim Teatrze Dramatycznym. Entuzjastycznie o dramacie wypowiada się chyba jedynie wtedy Konstanty Puzyna.
Wiosną 1968 roku Różewicz wraz z rodziną przeprowadza się z Gliwic do Wrocławia. Różewiczowie mieszkają przy ulicy Glinianej, gdzie, jak pisze poeta: „dzieci mi przez okno zaglądały, nawet wchodziły”, dodam: w „Kartotece” przez pokój przechodzi ulica również. W okresie wrocławskim powstaje opowiadanie „Śmierć w starych dekoracjach”, oraz dramaty „Na czworakach” (1971), oraz „Do piachu” i „Białe małżeństwo”(1974). We Wrocławiu zbliża się Różewicz do miesięcznika „Odra”. Kanonizacja przez Ossolineum, „Poezje zebrane”(1971), „Sztuki teatralne”(1972), oraz „Proza”(1973). Żywy klasyk.
Po „Kartotece”, „Kartoteka rozrzucona” („wszystko się rozbiegło i nie ma już żadnego centrum”, pisze poeta, „wszyscy obecni zajęci są swoimi „rolami”, tzn. niczym. Coś tam mówią, ale nie kończą zdań, a nawet słów, robią jakieś „gesty”, ale też pozbawione celu, wyrazu”. Jak pisze Majchrowski, „Różewicz pokazuje jak ubywa Całości”, a przybywa fragmentów: urywkowe rozmowy, wyrywkowe lektury, przypadkowe kontakty, wystawione na sprzedaż części ciała ludzkiego. Nastąpiła totalna fragmentaryzacja świata”.
W okresie stalinizmu w Polsce, Różewicz wyjeżdża z Krakowa i przeprowadza się do Gliwic, gdzie osiada z żoną Wiesławą oraz dziećmi. Ma w tym okresie trudności z drukiem gdziekolwiek. W Gliwicach intensywnie pisze, pracuje, pisze wiersze, prozę, dramaty. Dodać można, że w tym czasie udaje się poeta w podróż do Węgier, z podróży owoc: socrealistyczne reportaże. Potem zadomawia się na dobre w Gliwicach. Wydaje w tych latach „Pięć poematów”(1950), „Czas, który idzie”(1951), „Wiersze i obrazy”(1952), „Równina”(1954).
Rok 1957, jak podaje Majchrowski, zapisał się szczególnie intensywnie w życiu Różewicza. W tym czasie podróżuje do Paryża. Przed wyjazdem do Paryża kończy pisać sztukę „Stara kobieta wysiaduje”. W tym roku umiera także jego „duchowy ojciec”, Leopold Staff, o którym poeta pisze: „Stary bóg z siwą rzadziutką brodą, z jednym okiem powleczonym mgłą”.
Dwa słowa o dramatach. „Kartoteka”, 25 marca 1960 roku, prapremiera w warszawskim Teatrze Dramatycznym. Entuzjastycznie o dramacie wypowiada się chyba jedynie wtedy Konstanty Puzyna.
Wiosną 1968 roku Różewicz wraz z rodziną przeprowadza się z Gliwic do Wrocławia. Różewiczowie mieszkają przy ulicy Glinianej, gdzie, jak pisze poeta: „dzieci mi przez okno zaglądały, nawet wchodziły”, dodam: w „Kartotece” przez pokój przechodzi ulica również. W okresie wrocławskim powstaje opowiadanie „Śmierć w starych dekoracjach”, oraz dramaty „Na czworakach” (1971), oraz „Do piachu” i „Białe małżeństwo”(1974). We Wrocławiu zbliża się Różewicz do miesięcznika „Odra”. Kanonizacja przez Ossolineum, „Poezje zebrane”(1971), „Sztuki teatralne”(1972), oraz „Proza”(1973). Żywy klasyk.
Po „Kartotece”, „Kartoteka rozrzucona” („wszystko się rozbiegło i nie ma już żadnego centrum”, pisze poeta, „wszyscy obecni zajęci są swoimi „rolami”, tzn. niczym. Coś tam mówią, ale nie kończą zdań, a nawet słów, robią jakieś „gesty”, ale też pozbawione celu, wyrazu”. Jak pisze Majchrowski, „Różewicz pokazuje jak ubywa Całości”, a przybywa fragmentów: urywkowe rozmowy, wyrywkowe lektury, przypadkowe kontakty, wystawione na sprzedaż części ciała ludzkiego. Nastąpiła totalna fragmentaryzacja świata”.
Słowo o pisaniu pisarza. Nigdy na maszynie i komputerze, do
końca i zawsze ręcznie. Jak pisze Majchrowski, „do połowy lat 50 tych poeta
pisał atramentem, stalówką w obsadce, potem przeszedł na wieczne pióro,
wreszcie na długopis, podczas pracy nad tekstem używa też kolorowych kredek”.
Nie dyktuje ani nie nagrywa swoich utworów.
Pokój do tworzenia: obcy poetyckiemu misterium. „Nieciekawy pokój. Książki. Trochę byle jakich mebli. Gazety. Jakieś drobiazgi”. Warto tutaj wspomnieć o fascynacji poety gazetami, dziennikami, tygodnikami, oczywiście również literackimi miesięcznikami oraz kwartalnikami, kiedyś Przyboś powiedział mu, kiedy go widział idącego codziennie do kiosku z gazetami: „co to za poeta, co ciągle czyta gazety”. Z jednej strony lektura gazet, a z drugiej poważnych dzieł filozoficznych takich filozofów jak Jaspers, Nietzsche, Wittgenstein, Heidegger. „Poeta śmietnika jest bliżej prawdy niż poeta chmur”, słynne zdanie z Różewicza oddaje to przywiązanie poety do codzienności w jej niekiedy najbardziej banalnych czy prozaicznych wymiarach.
Poeta jest także laureatem nagród. Austriacka Nagroda Państwowa, za „wkład w rozwój literatury europejskiej”, (1982) , macedoński Złoty Wawrzyn (1987) (inni laureaci to Bułat Okudżawa, Auden, Ginsberg). Majchrowski pisze, że ten zasięg europejski, światowy nie przeszkadza byciu „poetą prowincji”, jak napisał kiedyś sam Różewicz o Józefie Czechowiczu: „został do końca poetą prowincji, choć przestał być poetą prowincjonalnym”.
Jak pisze Majchrowski, „przez twórczość Różewicza płynie strumień niepokojów całego, mijającego stulecia. Obok Czesława Miłosza jest on w poezji polskiej świadkiem koronnym XX wieku. Miłosz jednak spędził pół życia z dala od kraju-a to właśnie Różewicz czuwa nieprzerwanie jako poeta tego miejsca na ziemi”. Jak pisze dalej Majchrowski, „trzymając się na uboczu, pozostawał w epicentrum epoki”. Kolejny paradoks, jest to poezja osobista, wręcz konfesyjna, jednocześnie starannie strzegąca swojej prywatności. Choć oczywiście rządzą nią „Różewiczowskie prawa literatury”, jak pisze Majchrowski, czyli : kondensacja, skrót, kontrast, przeniesienie, maska”. Poeta zmarł niedawno, w roku 2014, 24 kwietnia we Wrocławiu.
2). Mój odbiór twórczości Różewicza. Miałem sporo czasu na lekturę niemałego ilościowo dorobku tego znakomitego poety. Jedna rzecz, która nasunęła mi się: jest to poeta, który powołał do życia własny, osobny, autonomiczny świat, który jednocześnie jest mniej lub bardziej bezlitosnym, sceptycznym, przede wszystkim moralistycznym komentarzem do współczesności, nie moralizującym. Ukazuje raczej ta poezja, jak słusznie zauważył jeden z jego badaczy, Tomasz Kunz, rodzaj rany, właśnie z tej rany, z tego otwarcia, które nie chce się do końca zabliźnić, wypływa poezja Różewicza. Poprzez obecność tej rany nabiera ona, jak pisze Kunz cech negatywnych, jest to rodzaj strategii negatywnej.
To są rozpoznania oczywiście trafne. Jednocześnie przyporządkowujące Różewicza do paradygmatu ponowoczesnego, z czym można by się jednak trochę spierać. Jednocześnie występujące globalizacja świata i jego fragmentaryzacja, system, który jest systemem naczyń połączonych po rozpadzie starego, dobrego świata (wracam tutaj do Radomska, w którym poecie świat jawił się jako wielki, niezmierzony, nie do ogarnięcia, odległy). Otóż twórczość Różewicza mam wrażenie, tak jak wyrasta z rany, wyrasta również z pewnej niemożliwości, przypomnę wersy poety z jednego ze słynnych jego wierszy: „życie bez boga jest możliwe, życie bez boga jest niemożliwe”. Ta aporetyczność, czy sprzeczność w tym się przejawia, że stary świat niemożliwy jest do przywrócenia i odzyskania, do restytucji powiedzielibyśmy fachowo, a nowy świat wcale taki „ładny” nie jest. W tomach „Zawsze fragment” czy „Recyckling” dobrze widać właśnie ten sceptycyzm Różewicza wobec nowoczesności, czy ponowoczesności, epoki fragmentu i detronizacji starych, dobrych, tradycyjnych wartości, w tym „śmierci Boga”. Religia jest niezwykle istotna w twórczości Różewicza i mówiąc religia, mam na myśli chrześcijaństwo. W jednym z wierszy poeta przyznaje, że narodziny i śmierć Jezusa Chrystusa to najważniejsze wydarzenia w dziejach ludzkości. W innym pisze trochę przekornie pewnie: „jaki tam ze mnie ateista”. Gdzie indziej dialoguje z „czarodziejem”, księdzem Janem Twardowskim. Więc napięcie u Różewicza jest widoczne, trudno powiedzieć, że poeta radykalnie i wojowniczo odrzuca chrześcijańskie koncepcje Boga i Zbawienia, może nie tyle odrzuca, ale uporczywie, trochę jak Don Kichot ponowoczesności, szuka pomostów między nieciekawą współczesnością a wiarą w Boga. Dodać oczywiście trzeba, że na kształt tej poetyki wpłynęły dramatyczne i traumatyczne wydarzenia wojenne, trauma wojenna będzie się ciągnąć za Różewiczem do końca. Dość wspomnieć, że stracił on w czasie wojny ukochanego brata Janusza, któremu bardzo wiele zawdzięczał (jako brat, ale i jako przyszły, jeden z najważniejszych poetów XX wiecznych w Polsce). Wydaje się, że religię jak i osobę Chrystusa trzeba traktować w kontekście poezji Różewicza w kategoriach bardzo delikatnej i niezgłębionej tajemnicy.
Pokój do tworzenia: obcy poetyckiemu misterium. „Nieciekawy pokój. Książki. Trochę byle jakich mebli. Gazety. Jakieś drobiazgi”. Warto tutaj wspomnieć o fascynacji poety gazetami, dziennikami, tygodnikami, oczywiście również literackimi miesięcznikami oraz kwartalnikami, kiedyś Przyboś powiedział mu, kiedy go widział idącego codziennie do kiosku z gazetami: „co to za poeta, co ciągle czyta gazety”. Z jednej strony lektura gazet, a z drugiej poważnych dzieł filozoficznych takich filozofów jak Jaspers, Nietzsche, Wittgenstein, Heidegger. „Poeta śmietnika jest bliżej prawdy niż poeta chmur”, słynne zdanie z Różewicza oddaje to przywiązanie poety do codzienności w jej niekiedy najbardziej banalnych czy prozaicznych wymiarach.
Poeta jest także laureatem nagród. Austriacka Nagroda Państwowa, za „wkład w rozwój literatury europejskiej”, (1982) , macedoński Złoty Wawrzyn (1987) (inni laureaci to Bułat Okudżawa, Auden, Ginsberg). Majchrowski pisze, że ten zasięg europejski, światowy nie przeszkadza byciu „poetą prowincji”, jak napisał kiedyś sam Różewicz o Józefie Czechowiczu: „został do końca poetą prowincji, choć przestał być poetą prowincjonalnym”.
Jak pisze Majchrowski, „przez twórczość Różewicza płynie strumień niepokojów całego, mijającego stulecia. Obok Czesława Miłosza jest on w poezji polskiej świadkiem koronnym XX wieku. Miłosz jednak spędził pół życia z dala od kraju-a to właśnie Różewicz czuwa nieprzerwanie jako poeta tego miejsca na ziemi”. Jak pisze dalej Majchrowski, „trzymając się na uboczu, pozostawał w epicentrum epoki”. Kolejny paradoks, jest to poezja osobista, wręcz konfesyjna, jednocześnie starannie strzegąca swojej prywatności. Choć oczywiście rządzą nią „Różewiczowskie prawa literatury”, jak pisze Majchrowski, czyli : kondensacja, skrót, kontrast, przeniesienie, maska”. Poeta zmarł niedawno, w roku 2014, 24 kwietnia we Wrocławiu.
2). Mój odbiór twórczości Różewicza. Miałem sporo czasu na lekturę niemałego ilościowo dorobku tego znakomitego poety. Jedna rzecz, która nasunęła mi się: jest to poeta, który powołał do życia własny, osobny, autonomiczny świat, który jednocześnie jest mniej lub bardziej bezlitosnym, sceptycznym, przede wszystkim moralistycznym komentarzem do współczesności, nie moralizującym. Ukazuje raczej ta poezja, jak słusznie zauważył jeden z jego badaczy, Tomasz Kunz, rodzaj rany, właśnie z tej rany, z tego otwarcia, które nie chce się do końca zabliźnić, wypływa poezja Różewicza. Poprzez obecność tej rany nabiera ona, jak pisze Kunz cech negatywnych, jest to rodzaj strategii negatywnej.
To są rozpoznania oczywiście trafne. Jednocześnie przyporządkowujące Różewicza do paradygmatu ponowoczesnego, z czym można by się jednak trochę spierać. Jednocześnie występujące globalizacja świata i jego fragmentaryzacja, system, który jest systemem naczyń połączonych po rozpadzie starego, dobrego świata (wracam tutaj do Radomska, w którym poecie świat jawił się jako wielki, niezmierzony, nie do ogarnięcia, odległy). Otóż twórczość Różewicza mam wrażenie, tak jak wyrasta z rany, wyrasta również z pewnej niemożliwości, przypomnę wersy poety z jednego ze słynnych jego wierszy: „życie bez boga jest możliwe, życie bez boga jest niemożliwe”. Ta aporetyczność, czy sprzeczność w tym się przejawia, że stary świat niemożliwy jest do przywrócenia i odzyskania, do restytucji powiedzielibyśmy fachowo, a nowy świat wcale taki „ładny” nie jest. W tomach „Zawsze fragment” czy „Recyckling” dobrze widać właśnie ten sceptycyzm Różewicza wobec nowoczesności, czy ponowoczesności, epoki fragmentu i detronizacji starych, dobrych, tradycyjnych wartości, w tym „śmierci Boga”. Religia jest niezwykle istotna w twórczości Różewicza i mówiąc religia, mam na myśli chrześcijaństwo. W jednym z wierszy poeta przyznaje, że narodziny i śmierć Jezusa Chrystusa to najważniejsze wydarzenia w dziejach ludzkości. W innym pisze trochę przekornie pewnie: „jaki tam ze mnie ateista”. Gdzie indziej dialoguje z „czarodziejem”, księdzem Janem Twardowskim. Więc napięcie u Różewicza jest widoczne, trudno powiedzieć, że poeta radykalnie i wojowniczo odrzuca chrześcijańskie koncepcje Boga i Zbawienia, może nie tyle odrzuca, ale uporczywie, trochę jak Don Kichot ponowoczesności, szuka pomostów między nieciekawą współczesnością a wiarą w Boga. Dodać oczywiście trzeba, że na kształt tej poetyki wpłynęły dramatyczne i traumatyczne wydarzenia wojenne, trauma wojenna będzie się ciągnąć za Różewiczem do końca. Dość wspomnieć, że stracił on w czasie wojny ukochanego brata Janusza, któremu bardzo wiele zawdzięczał (jako brat, ale i jako przyszły, jeden z najważniejszych poetów XX wiecznych w Polsce). Wydaje się, że religię jak i osobę Chrystusa trzeba traktować w kontekście poezji Różewicza w kategoriach bardzo delikatnej i niezgłębionej tajemnicy.
Dwa wielkie totalitaryzmy XX wieczne, dokonując olbrzymich
zniszczeń w człowieku, poniekąd zabiły w nim Boga, taki można wysnuć wniosek z
poezji Różewicza, choć pewnie dość trywialny, niemniej trzeba silnie
podkreślić, że to właśnie trauma wojny i okupacji była tym, co najsilniej
ukształtowało rys duchowy poety.
Oprócz tego oczywiście lektura niemieckiego filozofa
Theodora Adorno, „nie sposób pisać poezji po Oświęcimiu”, Różewicz w jednym z
wierszy, pisze o sprawach codziennych, kupowaniu chleba, jajek, gazety, by na
końcu wiersza przyznać: „w domu czeka mnie zadanie, stworzyć poezję po
Oświęcimiu”. Oprócz Adorna, wymienieni już Nietzsche, Heidegger, Jaspers,
filozofowie nazywani umownie „ateistycznymi”.
Oprócz tego trzeba dodać motywy, które pojawiają się u Różewiczu, a zatem człowiek jako kupa mięsa, „furgony porąbanych ciał”, człowiek jako zwierzę, które zwierzęco morduje innego człowieka. W wierszach i dramatach widać również ową, wspomnianą już „poetykę fragmentu”, rozproszenie idei i wartości, „wyspowatość” świata, która istnieje w kontrze do niemożliwej do odzyskania Całości. Całości, która była dobra, czytelna, przejrzysta. Świat po wojnie uległ bowiem zmąceniu, wartości uległy niejakiej relatywizacji, zatarły się kryteria dzielące dobro od zła.
Zatem nie tylko sama wojna to świadectwo braku wartości pierwszych, ale również to, co po wojnie nastąpiło aż po nowoczesność i ponowoczesność, która czyta z zamazanych śladów, fragmentów, ruin.
To są oczywiście rzeczy dość znane dla każdego, kto Różewicza zna mniej więcej, taka się utarła oś jego interpretacji. Chciałbym jeszcze zwrócić uwagę na co mnie, osobiście, istotnie uderzyło. Mianowicie to przywiązanie do codzienności, zupy pomidorowej, fasolowej, gazet, do tego, co mówią w radio albo w telewizji, do popularnych niegdyś seriali jak „Dynastia”, namiętność do tego, co codzienne, zwykłe, zwyczajne. Widać ową namiętność w wierszach, także w opowiadaniu „Śmierć w starych dekoracjach”, w genialnym monologu dramatycznym „Śmieszny staruszek”.
To wszystko sprawia, że Różewicza można również nazwać poetą marginesów, rzeczy, które lokują się w nieoficjalnej, by nie powiedzieć: „kloacznej” (za Schulzem), sferze kultury, rzeczy wyklęte, heretyckie, niedoceniane. Owa codzienność nie jest jednak jak u Miłosza uwznioślona, nie jest tak jak u Miłosza metafizyczna, ale raczej przedstawia się ona jako rodzaj teatralnej makiety, dekoracji właśnie, czegoś sztucznego i nieprawdziwego, poza co nie ma wyjścia w zasadzie, a jeśli jest, jeśli gdzieś się pojawia w wierszach, to też wzięte w cudzysłów, sceptyczny nawias, jak wielkie słowa: światło, Bóg, miłość, prawda, dobro, piękno. U Różewicza, podobnie jak u Samuela Becketta, widać to, co za Beckettem można nazwać „wiernością przegranej”, tym zjawiskom i ludziom, jak na przykład śmiesznym staruszkom, którymi nikt się nie interesuje, wierność tym, którzy są na marginesie, którzy swojego życia do końca nie wyżyli, albo wyżyli już wszystko, co ciekawe, i teraz pozostaje im patrzeć w okno, jeść zupkę i czekać na coś nieokreślonego, jak właśnie ów tytułowy, śmieszny staruszek w sztuce o tej samym tytule.
Oprócz tego trzeba dodać motywy, które pojawiają się u Różewiczu, a zatem człowiek jako kupa mięsa, „furgony porąbanych ciał”, człowiek jako zwierzę, które zwierzęco morduje innego człowieka. W wierszach i dramatach widać również ową, wspomnianą już „poetykę fragmentu”, rozproszenie idei i wartości, „wyspowatość” świata, która istnieje w kontrze do niemożliwej do odzyskania Całości. Całości, która była dobra, czytelna, przejrzysta. Świat po wojnie uległ bowiem zmąceniu, wartości uległy niejakiej relatywizacji, zatarły się kryteria dzielące dobro od zła.
Zatem nie tylko sama wojna to świadectwo braku wartości pierwszych, ale również to, co po wojnie nastąpiło aż po nowoczesność i ponowoczesność, która czyta z zamazanych śladów, fragmentów, ruin.
To są oczywiście rzeczy dość znane dla każdego, kto Różewicza zna mniej więcej, taka się utarła oś jego interpretacji. Chciałbym jeszcze zwrócić uwagę na co mnie, osobiście, istotnie uderzyło. Mianowicie to przywiązanie do codzienności, zupy pomidorowej, fasolowej, gazet, do tego, co mówią w radio albo w telewizji, do popularnych niegdyś seriali jak „Dynastia”, namiętność do tego, co codzienne, zwykłe, zwyczajne. Widać ową namiętność w wierszach, także w opowiadaniu „Śmierć w starych dekoracjach”, w genialnym monologu dramatycznym „Śmieszny staruszek”.
To wszystko sprawia, że Różewicza można również nazwać poetą marginesów, rzeczy, które lokują się w nieoficjalnej, by nie powiedzieć: „kloacznej” (za Schulzem), sferze kultury, rzeczy wyklęte, heretyckie, niedoceniane. Owa codzienność nie jest jednak jak u Miłosza uwznioślona, nie jest tak jak u Miłosza metafizyczna, ale raczej przedstawia się ona jako rodzaj teatralnej makiety, dekoracji właśnie, czegoś sztucznego i nieprawdziwego, poza co nie ma wyjścia w zasadzie, a jeśli jest, jeśli gdzieś się pojawia w wierszach, to też wzięte w cudzysłów, sceptyczny nawias, jak wielkie słowa: światło, Bóg, miłość, prawda, dobro, piękno. U Różewicza, podobnie jak u Samuela Becketta, widać to, co za Beckettem można nazwać „wiernością przegranej”, tym zjawiskom i ludziom, jak na przykład śmiesznym staruszkom, którymi nikt się nie interesuje, wierność tym, którzy są na marginesie, którzy swojego życia do końca nie wyżyli, albo wyżyli już wszystko, co ciekawe, i teraz pozostaje im patrzeć w okno, jeść zupkę i czekać na coś nieokreślonego, jak właśnie ów tytułowy, śmieszny staruszek w sztuce o tej samym tytule.
Ważną rolę oczywiście u Różewicza odgrywa motyw śmierci,
życie nie tylko jest zbliżaniem się do śmierci (Heideggerowskie Dasein), ale
również samo życie jest rodzajem umierania, jak przyznaje podmiot w bardzo
słynnym wierszu, „to jest umieranie”.
Wszystko to oczywiście nie napawa nadmiernym optymizmem. Tak jak u Miłosza mieliśmy bardziej do czynienia z poetyką afirmacji, tak u Różewicza należałoby mówić bardziej o poetyce negacji. Różnica na przykład przejawia się w podejściu obu poetów do pism mistyka szwedzkiego XIX wieku Emmanuela Swedenborga. Dla Miłosza była to, mówiąc po Witkacowsku, „lektura istotna”, Różewicza natomiast po prostu nudzą opisy zaświatowych krain, nie daje im wiary, traktuje jako fantazję dziecinną lub urojoną.
Niemniej nie zostaje u Różewicza przekreślona religia i religijność. Jeżeli mówić o nich, to chyba w kategoriach teologii negatywnej, theologia via negativa, poprzez negację uzyskujemy dostęp do prawdy.
Jednak, zbliżam się już do końca, prawda w świecie współczesnym jest ruchoma, labilna, nie ma już statycznego centrum metafizycznego, rzeczy są płynne i mało uchwytne, strumień życia mało zostawia, więcej zabiera. Czy jest nadzieja zatem? Oddajmy na koniec głos wybitnej znawczyni religijnych aspektów literatury XX wieku, w szkicu poświęconym Różewiczowi, „Metafizyczne racje pisania. Tadeusz Różewicz-dlaczego piszę”, pochodzącemu z książki „Czytanie sacrum”, Zofia Zarębianka pisze:
„Trzeba więc przesunąć góry”-mówi poeta przez usta lirycznego „ja”. Przesunąć góry, by dostrzec poza nimi „To”.
Bez wiary jednak żadnej góry przesunąć się nie da.
Wiem o tym
Wszystko to oczywiście nie napawa nadmiernym optymizmem. Tak jak u Miłosza mieliśmy bardziej do czynienia z poetyką afirmacji, tak u Różewicza należałoby mówić bardziej o poetyce negacji. Różnica na przykład przejawia się w podejściu obu poetów do pism mistyka szwedzkiego XIX wieku Emmanuela Swedenborga. Dla Miłosza była to, mówiąc po Witkacowsku, „lektura istotna”, Różewicza natomiast po prostu nudzą opisy zaświatowych krain, nie daje im wiary, traktuje jako fantazję dziecinną lub urojoną.
Niemniej nie zostaje u Różewicza przekreślona religia i religijność. Jeżeli mówić o nich, to chyba w kategoriach teologii negatywnej, theologia via negativa, poprzez negację uzyskujemy dostęp do prawdy.
Jednak, zbliżam się już do końca, prawda w świecie współczesnym jest ruchoma, labilna, nie ma już statycznego centrum metafizycznego, rzeczy są płynne i mało uchwytne, strumień życia mało zostawia, więcej zabiera. Czy jest nadzieja zatem? Oddajmy na koniec głos wybitnej znawczyni religijnych aspektów literatury XX wieku, w szkicu poświęconym Różewiczowi, „Metafizyczne racje pisania. Tadeusz Różewicz-dlaczego piszę”, pochodzącemu z książki „Czytanie sacrum”, Zofia Zarębianka pisze:
„Trzeba więc przesunąć góry”-mówi poeta przez usta lirycznego „ja”. Przesunąć góry, by dostrzec poza nimi „To”.
Bez wiary jednak żadnej góry przesunąć się nie da.
Wiem o tym
i dlatego
piszę
Pisanie miałoby zatem być
aktem w pewnym sensie zastępczym, zamiast wiary. Podejmowanym w nadziei, że
odsłoni „To”-co jest większe od życia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz