Mój szkic ma na celu przybliżenie oraz przypomnienie
sylwetki Tadeusza Peipera, jako poety i człowieka. Zastrzegam, że skupiam się
jedynie na najważniejszych moim zdaniem wydarzeniach z życia i twórczości
twórcy „Żywych linii”, w tym tych, które mają związek z Krakowem. Mam
jednocześnie świadomość, że dla wielu z Państwa, sprawy, o których będę pisał,
mogą być znane, niemniej uznałem, że podczas konferencji, mającej na celu
przypominanie zapomnianych poetów Krakowa, warto może raz jeszcze przypomnieć
sobie to, co już może być znane.
Tadeusz Peiper urodził się 3 maja 1891 roku w Podgórzu. Rodzice, dr Marek Peiper oraz Maria Elżbieta z Eisenów, należeli do środowiska inteligencji. Ojciec Tadeusza był adwokatem, asesorem Rady Miejskiej, a potem wiceburmistrzem w Podgórzu. Dom był z wyższych sfer. Usługiwał w nim lokaj w białych rękawiczkach. Atmosfera w domu panowała polska, patriotyczna, urodzonemu w setną rocznicę Konstytucji synowi, dano na imię Tadeusz. Śmierć ojca nastąpiła w 1903 roku, a w domu skończył się dobrobyt. Matka nie miała zabezpieczenia materialnego, ale była rzutka, energiczna, zdolna dojść do majątku, zapewnić utrzymanie synom i siostrze. (Peiper miał dwóch braci i siostrę). Tadeusz Peiper rozpoczął naukę w Podgórzu, a później przeniósł się do gimnazjum Sobieskiego, które ukończył z notami celującymi. W 1909 roku zdał maturę, jak pisze Stanisław Jaworski, z wynikiem chlubnym. Wtedy już zdradzał lewicowe sympatie.
Tadeusz Peiper urodził się 3 maja 1891 roku w Podgórzu. Rodzice, dr Marek Peiper oraz Maria Elżbieta z Eisenów, należeli do środowiska inteligencji. Ojciec Tadeusza był adwokatem, asesorem Rady Miejskiej, a potem wiceburmistrzem w Podgórzu. Dom był z wyższych sfer. Usługiwał w nim lokaj w białych rękawiczkach. Atmosfera w domu panowała polska, patriotyczna, urodzonemu w setną rocznicę Konstytucji synowi, dano na imię Tadeusz. Śmierć ojca nastąpiła w 1903 roku, a w domu skończył się dobrobyt. Matka nie miała zabezpieczenia materialnego, ale była rzutka, energiczna, zdolna dojść do majątku, zapewnić utrzymanie synom i siostrze. (Peiper miał dwóch braci i siostrę). Tadeusz Peiper rozpoczął naukę w Podgórzu, a później przeniósł się do gimnazjum Sobieskiego, które ukończył z notami celującymi. W 1909 roku zdał maturę, jak pisze Stanisław Jaworski, z wynikiem chlubnym. Wtedy już zdradzał lewicowe sympatie.
Na uwagę zasługuje epizod hiszpański, w czasie
którego Peiper zapuszcza charakterystyczną bródkę. Beata Lentas, autorka
książki o pobycie w Hiszpanii poety, pisze o tym, że Peiper źle odnosił się do
rewolucji bolszewickiej i popierał Piłsudskiego, że pisał dla hiszpańskich
periodyków, ważnych, między innymi El Sol, i że w Madrycie skradziono mu teczkę
z rękopisami, całą walizkę, po czym poeta bardzo rozpaczał. Po powrocie do
Polski, do Krakowa, założył awangardowe pismo Zwrotnica. Niektórzy przysyłali
listy zawiedzeni, ponieważ myśleli, że to techniczne pismo, a tu takie
niepoważne rzeczy, albo kolejarze przesyłali prośbę o prenumeratę. Brało się to
z pragnienia technicyzacji poezji. Słynne hasło miasto, masa, maszyna, jako odpowiedź
na współczesność. Poezja ma przedstawiać człowieka z ulicy, życie codzienne,
kultura zostaje przeciwstawiona naturze. Sztuka ma moc przekształcającą. Sztuka
jest działalnością przede wszystkim intelektualną, przeciwstawioną działalności
spontanicznej. Potępia Peiper romantyzm, modernizm, impresjonizm, potępia
ludowość i zafascynowanie ludowością przez romantyków, dla niego sztuka jest
działalnością arystokratyczną, dla wtajemniczonych, nie dla ludu. Dzieło ma być
konstrukcją językową. Dzieło jest, jak pisze Peiper, w "Tędy", aktem
porządkowania świata, a poezja to jest tworzenie pięknych zdań. Proza nazywa,
poezja pseudonimuje. Poezja tworzy ekwiwalenty stanów uczuciowych. Dzieło jest
nie tylko konstrukcją, ale również rekonstrukcją, stąd bierze się na przykład
układ rozkwitania.
Peiper nazywa poetę "brudnym więźniem
rusztowania". Występują u niego wątki erotyczne, które odbijają świadomość
mityczną, odbijają ciemność podświadomości, ale przede wszystkim to jest poezja
miasta. Peiper, jak Przyboś, jest nade wszystko poetą pojęć. Poetą słowiarzem,
ale również poetą społecznikiem, nie kryjącym swoich lewicowych sympatii.
Peiper zapisał się w historii literatur między
innymi jako genialny teoretyk i powieściopisarz, jego poezja nie wywarła dużego
oddźwięku na jego współczesnych. W manifeście teoretycznym „Tędy”, poeta
podejmuje próbę definicji swojej epoki. Co to jest nowa epoka? Znajduje się w
"uścisku z teraźniejszością", jak pisze Peiper, ma podłoże społeczne
i jest w niej świeżość ziemi i świeżość powietrza. Jak już mówiłem, dla Peipera
twórczość artystyczna jest przede wszystkim porządkowaniem, tak jak polityka i
nauka, wszystko to są działalności porządkujące. Dlatego tak ważna jest forma
dzieła sztuki i to, że ma ono budowę organiczną, organiczność dzieła sztuki
odzwierciedla organizację żywego społeczeństwa, bo to cudowny, najbardziej
organiczny organizm.
Dlatego Peiper zwraca uwagę na pewne widowiska społeczne, dla niego ważny jest moment teatralizacji życia społecznego, jak na przykład święta w Podgórzu, Rękawka, albo Lajkonik, albo Wianki.
Sztuka dla Peipera to również ornament i narzędzia, jak wyroby z drogich kamieni, albo noże, dłuta, siekacze, topory. Dla niego ideałem jest, co nazywa "ornamentem zygzakowatym", ponieważ właśnie ten, ma idealne poczucie symetrii. Romb, walec, trójkąt, kształty geometryczne są wyznacznikiem formy sztuki. Sztuka jest generalnie i powinna być metaforą teraźniejszości. Używa również poeta określenia, "życiorództwo metaforyczne", na oddanie tego, że sztuka jest żywa, poprzez swoje wytwory. Sztuka u Peipera jest także czynem (coś podobnego znajdziemy u Irzykowskiego). Czyn ten jest zestawiony z rytmem. Przy czym rytm nie jest kojarzony z pierwotnością, tańcem plemiennym na przykład, ponieważ sztuka ma od pierwotności się oddalać. Piękno jest nade wszystko ładem, powie Peiper. Ze względu na uścisk z teraźniejszością, eliminuje wiejskości, ruralizację i prymitywności. Innymi słowy walczy z ludowością, co było podyktowane również jego zorientowaniem mocno lewicującym.
Jakim był człowiekiem? Otóż kiedy wrócił do Polski z Hiszpanii, Polski niepodległej, miał przeszło 30 lat, charakterystyczna kozia bródka, barczysta sylwetka, w Hiszpanii pokazał się jako bardzo zdolny publicysta, piszący dla najlepszych i największych, tamtejszych pism, zresztą był rekomendowany do nich po znajomości, ale to na marginesie. Natomiast w Polsce, oczywiście, zakłada Zwrotnicę, oczywiście publikuje poezje i pisma teoretyczne, oczywiście organizuje spotkania literackie i życie literackie, jak przychodzi kilkadziesiąt osób, spotkanie jest nieudane, kilkanaście odwołane, publiczność trzeba liczyć w setkach a nawet tysiącach uczestników i słuchaczy (pisze o tym zjawisku Tadeusz Kłak w pracy, „Stolik Peipera”). Peiper był związany z kawiarnią Esplanada, róg dzisiejszej Krupniczej i Podwala. Tam miał swój stolik. Przy nim czytał prasę, publicystkę głównie, a po lekturze młodzi adepci pióra, ośmielali się podejść do mistrza, zapytać o radę i tak dalej. Oprócz tego był związany z kawiarnią Gałka Muszkatułowa.
Oto jak wspomina Peipera Julian Przyboś:
Pod czarnym szerokim rondem kapelusza żarzyły się małe ogniste oczy, a czarna, spiczasta bródka była aluzją do jego hiszpańskości, chcę rzec: do jego wieloletniego pobytu w Hiszpanii w czasie wojny (kształt tej bródki on potem inaczej tłumaczył, ale i dla mnie i dla moich kolegów z uniwerku owiewał ją legendą gorący wiatr Madrytu). Widywałem go kroczącym, energicznym się krokiem ulicą Szewską do "Gałki Muszkatułowej", klubu futurystów w Esplanadzie, gdzie mieli jedną salkę pomalowaną przez formistów i –płowy wieśniak oszołomiony Krakowem-miałem go raczej za profesora niż poetę.
Dlatego Peiper zwraca uwagę na pewne widowiska społeczne, dla niego ważny jest moment teatralizacji życia społecznego, jak na przykład święta w Podgórzu, Rękawka, albo Lajkonik, albo Wianki.
Sztuka dla Peipera to również ornament i narzędzia, jak wyroby z drogich kamieni, albo noże, dłuta, siekacze, topory. Dla niego ideałem jest, co nazywa "ornamentem zygzakowatym", ponieważ właśnie ten, ma idealne poczucie symetrii. Romb, walec, trójkąt, kształty geometryczne są wyznacznikiem formy sztuki. Sztuka jest generalnie i powinna być metaforą teraźniejszości. Używa również poeta określenia, "życiorództwo metaforyczne", na oddanie tego, że sztuka jest żywa, poprzez swoje wytwory. Sztuka u Peipera jest także czynem (coś podobnego znajdziemy u Irzykowskiego). Czyn ten jest zestawiony z rytmem. Przy czym rytm nie jest kojarzony z pierwotnością, tańcem plemiennym na przykład, ponieważ sztuka ma od pierwotności się oddalać. Piękno jest nade wszystko ładem, powie Peiper. Ze względu na uścisk z teraźniejszością, eliminuje wiejskości, ruralizację i prymitywności. Innymi słowy walczy z ludowością, co było podyktowane również jego zorientowaniem mocno lewicującym.
Jakim był człowiekiem? Otóż kiedy wrócił do Polski z Hiszpanii, Polski niepodległej, miał przeszło 30 lat, charakterystyczna kozia bródka, barczysta sylwetka, w Hiszpanii pokazał się jako bardzo zdolny publicysta, piszący dla najlepszych i największych, tamtejszych pism, zresztą był rekomendowany do nich po znajomości, ale to na marginesie. Natomiast w Polsce, oczywiście, zakłada Zwrotnicę, oczywiście publikuje poezje i pisma teoretyczne, oczywiście organizuje spotkania literackie i życie literackie, jak przychodzi kilkadziesiąt osób, spotkanie jest nieudane, kilkanaście odwołane, publiczność trzeba liczyć w setkach a nawet tysiącach uczestników i słuchaczy (pisze o tym zjawisku Tadeusz Kłak w pracy, „Stolik Peipera”). Peiper był związany z kawiarnią Esplanada, róg dzisiejszej Krupniczej i Podwala. Tam miał swój stolik. Przy nim czytał prasę, publicystkę głównie, a po lekturze młodzi adepci pióra, ośmielali się podejść do mistrza, zapytać o radę i tak dalej. Oprócz tego był związany z kawiarnią Gałka Muszkatułowa.
Oto jak wspomina Peipera Julian Przyboś:
Pod czarnym szerokim rondem kapelusza żarzyły się małe ogniste oczy, a czarna, spiczasta bródka była aluzją do jego hiszpańskości, chcę rzec: do jego wieloletniego pobytu w Hiszpanii w czasie wojny (kształt tej bródki on potem inaczej tłumaczył, ale i dla mnie i dla moich kolegów z uniwerku owiewał ją legendą gorący wiatr Madrytu). Widywałem go kroczącym, energicznym się krokiem ulicą Szewską do "Gałki Muszkatułowej", klubu futurystów w Esplanadzie, gdzie mieli jedną salkę pomalowaną przez formistów i –płowy wieśniak oszołomiony Krakowem-miałem go raczej za profesora niż poetę.
Nieco inaczej, choć również w superlatywach,
wspomina Peipera Adam Ważyk:
był zjawiskiem bardzo krakowskim. Wystąpił po formistach i futurystach. Tamci uchodzili za garstkę sezonowych i hałaśliwych blagierów. Peiper przemówił głosem proroka. Budził sennym krakowian niebywałą wieścią, że wiek XIX, wiek Ducha, minął, że idzie wiek triumfującej cywilizacji technicznej. Już samo połączenie tych dwóch, bulwersujących zapowiedzi ze szczególnie cenioną w Galicji elegancją stylu miało swoiste zabarwienie lokalne.
był zjawiskiem bardzo krakowskim. Wystąpił po formistach i futurystach. Tamci uchodzili za garstkę sezonowych i hałaśliwych blagierów. Peiper przemówił głosem proroka. Budził sennym krakowian niebywałą wieścią, że wiek XIX, wiek Ducha, minął, że idzie wiek triumfującej cywilizacji technicznej. Już samo połączenie tych dwóch, bulwersujących zapowiedzi ze szczególnie cenioną w Galicji elegancją stylu miało swoiste zabarwienie lokalne.
Peipera jednak również krytykowano. Zarzucano mu
lenistwo i to, że nie czyta powieści współczesnych (vide Irzykowski mu głównie
to zarzucał, kiedy recenzował jego powieść „Ma lat 22”. Pisze na przykład
Zbigniew Leśnodorski: "Zarzucano Peiperowi lenistwo, że pisał mało, że
ustawicznie obracał kapitałem tych samych, kilkunastu wierszy, pracowitość nie
była jego cnotą". Z kolei zaprzyjaźniony z nim, poeta i pisarz chłopski,
Stanisław Piętak, tak go wspomina:
Sondowałem go, co myśli o takich aktualnych, szeroko
analizowanych zjawiskach pisarskich jak Mann, Proust, Conrad, Gide, Joyce.
Niestety, tylko Manna i Gide'a znał, innymi prawie się nie interesował.
Bo w ogóle czytał jakże mało i jeśli sięgał w tym czasie po książkę, to raczej z dziedziny polityki niż literatury.
Peiper, był można powiedzieć, w sensie intelektualnym, duszą towarzystwa. Potrafił zainteresować swój stolik błyskotliwym sposobem stawiania spraw i oświetlania zagadnień. Inny awangardzista, Jan Brzękowski, tak napisał scharakteryzował słynny, Peiperowy układ rozkwitania, na przykładzie jego mowy kawiarnianej:
Był umysłem wyjątkowo odkrywczym, który w każdej rzeczy potrafił uchwycić to, co dla niej najbardziej istotne. Umysł Peipera funkcjonował w sposób zadziwiający: zaczynał od jakiegoś drobniutkiego szczegółu, czegoś równie mało znaczącego jak spinka od mankietu w stosunku do koszuli, a następnie poprzez analizę, kręcenie się wokół tego drobnego tematu, stanowiącego punkt wyjścia, zataczał coraz szersze kręgi i dochodził wreszcie do koncepcji ogólnych, do syntezy. Było to swoiste zastosowanie "układu rozkwitania" do krytyki literackiej.
Więc jawił się on współczesnym przede wszystkim jako wielki intelektualista, krytyk, teoretyk, filozof. Natomiast jego poezje były w zasadzie w całości przemilczane, prawie nikt o nich nie pisał, nikt się do nich nie odnosił, a jeśli już, to odmawiano im jakiejkolwiek wartości poetyckiej. Pisano o akrobatyce metafor, niezrozumialstwie, skrajnym intelektualizmie Peipera. W dalszym ciągu tego wykładu udowodnimy tę pomyłkę.
Bo w ogóle czytał jakże mało i jeśli sięgał w tym czasie po książkę, to raczej z dziedziny polityki niż literatury.
Peiper, był można powiedzieć, w sensie intelektualnym, duszą towarzystwa. Potrafił zainteresować swój stolik błyskotliwym sposobem stawiania spraw i oświetlania zagadnień. Inny awangardzista, Jan Brzękowski, tak napisał scharakteryzował słynny, Peiperowy układ rozkwitania, na przykładzie jego mowy kawiarnianej:
Był umysłem wyjątkowo odkrywczym, który w każdej rzeczy potrafił uchwycić to, co dla niej najbardziej istotne. Umysł Peipera funkcjonował w sposób zadziwiający: zaczynał od jakiegoś drobniutkiego szczegółu, czegoś równie mało znaczącego jak spinka od mankietu w stosunku do koszuli, a następnie poprzez analizę, kręcenie się wokół tego drobnego tematu, stanowiącego punkt wyjścia, zataczał coraz szersze kręgi i dochodził wreszcie do koncepcji ogólnych, do syntezy. Było to swoiste zastosowanie "układu rozkwitania" do krytyki literackiej.
Więc jawił się on współczesnym przede wszystkim jako wielki intelektualista, krytyk, teoretyk, filozof. Natomiast jego poezje były w zasadzie w całości przemilczane, prawie nikt o nich nie pisał, nikt się do nich nie odnosił, a jeśli już, to odmawiano im jakiejkolwiek wartości poetyckiej. Pisano o akrobatyce metafor, niezrozumialstwie, skrajnym intelektualizmie Peipera. W dalszym ciągu tego wykładu udowodnimy tę pomyłkę.
W dalszych latach, zwłaszcza w 1929-1930, które były
uważane za granicę w jego literackiej biografii, Peiper, wchodzi w stan kryzysu
psychicznego. Na przykład tak pisał o nim Władysław Strzemiński:
Ukrywa od wszystkich swój adres. Jest strasznie zdenerwowany i mówi, i mówi, że ja tego nie mogę zrozumieć, bo nie znam jego spraw. Wiązać się z nikim nie chce i będzie drukować wszędzie, gdzie do zaproszą. Żadnych grup nie uznaje. Kiedy mówiłem, że musimy się skupić i wszystko zacząć na nowo, nowy atak- on tylko prorokował niepowodzenia i że każdy musi na własną rękę. Ma pisać powieść.
(Kolumb Odkrywca).
Ukrywa od wszystkich swój adres. Jest strasznie zdenerwowany i mówi, i mówi, że ja tego nie mogę zrozumieć, bo nie znam jego spraw. Wiązać się z nikim nie chce i będzie drukować wszędzie, gdzie do zaproszą. Żadnych grup nie uznaje. Kiedy mówiłem, że musimy się skupić i wszystko zacząć na nowo, nowy atak- on tylko prorokował niepowodzenia i że każdy musi na własną rękę. Ma pisać powieść.
(Kolumb Odkrywca).
I znowu, kolejne, pesymistyczne wspomnienie
Strzemińskiego:
Rozmawiałem z Peiperem, Brzękowskim i Kurkiem. Refleksje raczej pesymistyczne. Peiper wydaje się raczej wielkościowo-zarozumiałym wspomnieniem samego siebie. Nic właściwie nie robi, "leczy nerwy" i twierdzi, że jeśli przetrwa ten kryzys (co mu chiromantka powiedziała), nastanie dla niego okres potęgi. Da powieść pomnikową-literaturze światowej. Chciałbym bardzo chętnie temu wierzyć, ale obawiam się, że jego neurastenia połączona z megalomańskim przewrażliwieniem, przeszła już w stan chroniczny.
Tutaj zaczynają się początki schizofrenii i osamotnienia Peipera, izolacji na własne życzenie.
Peiper bardzo to przeżywał, bardzo przeżywał, że pewnym momencie swej literackiej kariery, z centrum, przeniósł się na margines, obrzeża.
Kolejnym nawrotem tej choroby będzie rok 1957, kiedy już całkiem poeta pogrąży się we własnym świecie urojeń i podejrzeń co do otoczenia. Umrze w osamotnieniu, na zapalenie płuc 10 XI 1969 roku w Warszawie.
Odnośnie spraw jego lenistwa. Ten niewątpliwie, bardzo bogaty i obszerny dorobek, zwłaszcza teoretyczny, naukowy, nie zasługuje, na takie potraktowanie. Peiper był człowiekiem ogromnie pracowitym, i musiał swój talent okupić ciężką chorobą psychiczną, schizofrenią i manią prześladowczą.
Zaczęła się ona już po wydaniu książki Raz w 1929 roku, wtedy zaczęły się pierwsze cierpienia natury psychicznej, ta książka to jest bez wątpienia wybitnym dziełem poetyckim.
Ponieważ trochę już mówiłem o teorii poezji Peipera, pragnę zwrócić również uwagę na jego powieści, na przykład na powieść Ma lat 22, obszerna, gruba powieść o dojrzewaniu, blindugsroman, młodego Julka Ewskiego, o jego miłościach, zauroczeniach młodzieńczych, frustracjach seksualnych w związku z wpojonym katolicyzmem. Przede wszystkim tak pięknie przedstawiony jest Kraków, Planty, kościół Felicjanek, klasztor Kapucynów. Dla Ewskiego te krajobrazy są silnie upsychicznione, jak to u młodego artysty, na przykład noc majowa i całujące się pary na ławce w parku. Więc jest to powieść o powolnym, żmudnym dojrzewaniu psychologicznym do zadań artysty, jakie niesie sztuka. Ale nie tylko, ponieważ jest to również powieść o ucieczce, co udowadnia Jarosław Fazan, o wiecznym młodzieńcu, który nie chce dorosnąć, uciekając w świat sztuki, będący obszarem ciągłej, niezrealizowanej potencjalności i niewymiernym sposobem sprawdzenia własnej wartości, zamiast realnego sposobu na sprawdzenie siebie, poprzez na przykład przystąpienie i zdanie egzaminów na studiach, od których Ewski uciekał w artystyczne rojenia.
Inna powieść, Krzysztof Kolumb Odkrywca, nad którą Peiper pracował wiele lat, przynosi portret wielkiego marzyciela, który poświęcił szczęście rodzinne po to, aby realizować siebie, własne marzenia, a przy okazji odkryć nowe lądy, zbawić świat przez rozwój, badanie nowych horyzontów i możliwości, postęp wiedzy naukowej. To wszystko było jakby wynikiem programu teoretycznego Peipera, ta powieść Kolumb Odkrywca była bowiem w pewnym sensie programowa.
No i rzecz jasna działalność Peipera jako publicysty, mnóstwo napisanych artykułów, lecz również jako recenzenta teatralnego i kinowego, też bardzo bogaty dorobek. Wszystko to sprawia, że miast leniem, jak go nazwali współcześni, był jednym z najbardziej pracowitych artystów swojej epoki, który nie rozpraszał się, ale szedł prosto, do celu. Jego żelazna konsekwencja miała swoje minusy, zupełnie przysłoniła mu urok zwykłego życia, na przykład kobiet, awangardziści stronili od płci pięknej, poświęcali się sztuce bez reszty. Ten brak radości z powodu uroków świata, poeta rekompensował w swojej sztuce. Niestety, spodziewane, a nawet wywróżone laury nie przychodziły krytyka albo milczała, albo mówiła źle o jego poezji. Za ta ten niezwykły artysta zapłacił najwyższą cenę: wykluczenie. I dalsze czekanie w limbusie historii literatury, aż ktoś sięgnie i na nowo odkryje jego geniusz.
Ciekawą książkę, „Od metafory do urojenia”, poświęcił Peiperowi Jarosław Fazan. Książka ma charakter w dużej mierze historycznoliteracki, ale pokazuje też historię Peipera, jako człowieka, który stopniowo zapadał w chorobę psychiczną, u którego aż roiło się od podejrzliwości, co do otoczenia. Trzeba sobie wyobrazić dramat tego człowieka, który z byłego „papieża awangardy”, powszechnie czczonego i szanowanego, stawał się pomału poetą zapominanym, spychanym na margines życia społecznego, który zapadał w urojenia i dziwactwa, wygrzebywał nawet jedzenie ze śmietników i nikt się nim nie interesował. Peiper, jednakowoż, co udowadnia również Fazan, miłował życie i życia się trzymał ze wszystkich sił. Dość wspomnieć, jak umykał przed okupacją hitlerowską do Sowietów, na Syberię, uwierzywszy początkowo w nieomylność i geniusz Stalina, który później jednak odrzucił, nazywając system komunistyczny zbrodniczym i bandyckim. Był to człowiek złożony ze sprzeczności, Żyd z urodzenia, zupełnie nieortodoksyjny, czujący się przede wszystkim Polakiem, który później do Żydów miał stosunek negatywny, ale sprawy antysemityzmu Peipera na razie nie będę rozwijał. Wiersze Peipera są ciekawe, w pewnym sensie szalone, mające rozwijać pewne wątki programowe i teoretyczne poety, ale będące jednak, moim zdaniem, pewną osobną, autonomiczną, poetycką całością. Współcześni całkowicie lekceważyli jego utwory poetyckie, mówiono o hermetyzmie i niezrozumialstwie. Dzisiaj te wiersze przemawiają inaczej, poprzez niezmiernie gęstą fakturę poetycką, językowo są niezwykle zaciekawiające. Na uwagę zasługuje jeszcze stosunek dzieł Peipera do jego choroby. Jarosław Fazan udowadnia w swojej książce o poecie, „Od metafory do urojenia”, że poprzez wcielanie się w swoich, poszczególnych bohaterów literackich, Krzysztofa Kolumba, Juliana Ewskiego, czy później, Marylin Monroe, Peiper, jakoś swoją chorobę próbował oswajać. Oswajać poprzez heteronomiczne rozmnożenie masek i person lirycznych, aby ukryć to, co prawdziwe, być może poeta nie chciał dowiedzieć się, kim jest, zresztą taka wiedza nie jest potrzebna do życia w społeczeństwie, a poezję traktował Peiper w głównej mierze poprzez pryzmat społeczny, odrzucał zdecydowanie romantyczny indywidualizm. Peiperowi, jak mi się wydaje, chodziło o stworzenie dzieła wielkiego, genialnego, wiecznego, miał w chorobie poczucie, że coś takiego udaje mu się osiągać. Dynamika jego działania pisarskiego była w pewnym sensie sprzęgnięta z jego dolegliwościami psychicznymi, choć nigdy oficjalnego „wyroku” psychiatrycznego poeta nie otrzymał, jednak opinie współczesnych o nim, jak i późniejsza „Księga Pamiętnikarza” i zawarte tam treści, wskazują niedwuznacznie na jego niezdiagnozowaną schizofrenię. Trudno powiedzieć, czy był „wielkim” poetą. Na pewno, wbrew temu, co mówili o nim współcześni, był tytanem pracy, człowiekiem, który całe swoje życie złożył na ołtarzu literatury, by później o nim całkiem zapomniano. Pewne inicjatywy przybliżają dzisiaj dorobek Peipera, w dalszym ciągu jednak jest to artysta, o którego twórczości nieco wymownie się milczy, a to przecież twórca niezwykle ważny, choćby dla takich, współczesnych poetów, jak Ryszard Krynicki. Krótkie to wystąpienie jest po prostu zachętą do ponownego pochylenia się nad człowieczeństwem i dorobkiem artystycznym Tadeusza Peipera, który jest bardzo ciekawy i bogaty, dający możliwości wielu odniesień, kontekstów, interpretacji.
Rozmawiałem z Peiperem, Brzękowskim i Kurkiem. Refleksje raczej pesymistyczne. Peiper wydaje się raczej wielkościowo-zarozumiałym wspomnieniem samego siebie. Nic właściwie nie robi, "leczy nerwy" i twierdzi, że jeśli przetrwa ten kryzys (co mu chiromantka powiedziała), nastanie dla niego okres potęgi. Da powieść pomnikową-literaturze światowej. Chciałbym bardzo chętnie temu wierzyć, ale obawiam się, że jego neurastenia połączona z megalomańskim przewrażliwieniem, przeszła już w stan chroniczny.
Tutaj zaczynają się początki schizofrenii i osamotnienia Peipera, izolacji na własne życzenie.
Peiper bardzo to przeżywał, bardzo przeżywał, że pewnym momencie swej literackiej kariery, z centrum, przeniósł się na margines, obrzeża.
Kolejnym nawrotem tej choroby będzie rok 1957, kiedy już całkiem poeta pogrąży się we własnym świecie urojeń i podejrzeń co do otoczenia. Umrze w osamotnieniu, na zapalenie płuc 10 XI 1969 roku w Warszawie.
Odnośnie spraw jego lenistwa. Ten niewątpliwie, bardzo bogaty i obszerny dorobek, zwłaszcza teoretyczny, naukowy, nie zasługuje, na takie potraktowanie. Peiper był człowiekiem ogromnie pracowitym, i musiał swój talent okupić ciężką chorobą psychiczną, schizofrenią i manią prześladowczą.
Zaczęła się ona już po wydaniu książki Raz w 1929 roku, wtedy zaczęły się pierwsze cierpienia natury psychicznej, ta książka to jest bez wątpienia wybitnym dziełem poetyckim.
Ponieważ trochę już mówiłem o teorii poezji Peipera, pragnę zwrócić również uwagę na jego powieści, na przykład na powieść Ma lat 22, obszerna, gruba powieść o dojrzewaniu, blindugsroman, młodego Julka Ewskiego, o jego miłościach, zauroczeniach młodzieńczych, frustracjach seksualnych w związku z wpojonym katolicyzmem. Przede wszystkim tak pięknie przedstawiony jest Kraków, Planty, kościół Felicjanek, klasztor Kapucynów. Dla Ewskiego te krajobrazy są silnie upsychicznione, jak to u młodego artysty, na przykład noc majowa i całujące się pary na ławce w parku. Więc jest to powieść o powolnym, żmudnym dojrzewaniu psychologicznym do zadań artysty, jakie niesie sztuka. Ale nie tylko, ponieważ jest to również powieść o ucieczce, co udowadnia Jarosław Fazan, o wiecznym młodzieńcu, który nie chce dorosnąć, uciekając w świat sztuki, będący obszarem ciągłej, niezrealizowanej potencjalności i niewymiernym sposobem sprawdzenia własnej wartości, zamiast realnego sposobu na sprawdzenie siebie, poprzez na przykład przystąpienie i zdanie egzaminów na studiach, od których Ewski uciekał w artystyczne rojenia.
Inna powieść, Krzysztof Kolumb Odkrywca, nad którą Peiper pracował wiele lat, przynosi portret wielkiego marzyciela, który poświęcił szczęście rodzinne po to, aby realizować siebie, własne marzenia, a przy okazji odkryć nowe lądy, zbawić świat przez rozwój, badanie nowych horyzontów i możliwości, postęp wiedzy naukowej. To wszystko było jakby wynikiem programu teoretycznego Peipera, ta powieść Kolumb Odkrywca była bowiem w pewnym sensie programowa.
No i rzecz jasna działalność Peipera jako publicysty, mnóstwo napisanych artykułów, lecz również jako recenzenta teatralnego i kinowego, też bardzo bogaty dorobek. Wszystko to sprawia, że miast leniem, jak go nazwali współcześni, był jednym z najbardziej pracowitych artystów swojej epoki, który nie rozpraszał się, ale szedł prosto, do celu. Jego żelazna konsekwencja miała swoje minusy, zupełnie przysłoniła mu urok zwykłego życia, na przykład kobiet, awangardziści stronili od płci pięknej, poświęcali się sztuce bez reszty. Ten brak radości z powodu uroków świata, poeta rekompensował w swojej sztuce. Niestety, spodziewane, a nawet wywróżone laury nie przychodziły krytyka albo milczała, albo mówiła źle o jego poezji. Za ta ten niezwykły artysta zapłacił najwyższą cenę: wykluczenie. I dalsze czekanie w limbusie historii literatury, aż ktoś sięgnie i na nowo odkryje jego geniusz.
Ciekawą książkę, „Od metafory do urojenia”, poświęcił Peiperowi Jarosław Fazan. Książka ma charakter w dużej mierze historycznoliteracki, ale pokazuje też historię Peipera, jako człowieka, który stopniowo zapadał w chorobę psychiczną, u którego aż roiło się od podejrzliwości, co do otoczenia. Trzeba sobie wyobrazić dramat tego człowieka, który z byłego „papieża awangardy”, powszechnie czczonego i szanowanego, stawał się pomału poetą zapominanym, spychanym na margines życia społecznego, który zapadał w urojenia i dziwactwa, wygrzebywał nawet jedzenie ze śmietników i nikt się nim nie interesował. Peiper, jednakowoż, co udowadnia również Fazan, miłował życie i życia się trzymał ze wszystkich sił. Dość wspomnieć, jak umykał przed okupacją hitlerowską do Sowietów, na Syberię, uwierzywszy początkowo w nieomylność i geniusz Stalina, który później jednak odrzucił, nazywając system komunistyczny zbrodniczym i bandyckim. Był to człowiek złożony ze sprzeczności, Żyd z urodzenia, zupełnie nieortodoksyjny, czujący się przede wszystkim Polakiem, który później do Żydów miał stosunek negatywny, ale sprawy antysemityzmu Peipera na razie nie będę rozwijał. Wiersze Peipera są ciekawe, w pewnym sensie szalone, mające rozwijać pewne wątki programowe i teoretyczne poety, ale będące jednak, moim zdaniem, pewną osobną, autonomiczną, poetycką całością. Współcześni całkowicie lekceważyli jego utwory poetyckie, mówiono o hermetyzmie i niezrozumialstwie. Dzisiaj te wiersze przemawiają inaczej, poprzez niezmiernie gęstą fakturę poetycką, językowo są niezwykle zaciekawiające. Na uwagę zasługuje jeszcze stosunek dzieł Peipera do jego choroby. Jarosław Fazan udowadnia w swojej książce o poecie, „Od metafory do urojenia”, że poprzez wcielanie się w swoich, poszczególnych bohaterów literackich, Krzysztofa Kolumba, Juliana Ewskiego, czy później, Marylin Monroe, Peiper, jakoś swoją chorobę próbował oswajać. Oswajać poprzez heteronomiczne rozmnożenie masek i person lirycznych, aby ukryć to, co prawdziwe, być może poeta nie chciał dowiedzieć się, kim jest, zresztą taka wiedza nie jest potrzebna do życia w społeczeństwie, a poezję traktował Peiper w głównej mierze poprzez pryzmat społeczny, odrzucał zdecydowanie romantyczny indywidualizm. Peiperowi, jak mi się wydaje, chodziło o stworzenie dzieła wielkiego, genialnego, wiecznego, miał w chorobie poczucie, że coś takiego udaje mu się osiągać. Dynamika jego działania pisarskiego była w pewnym sensie sprzęgnięta z jego dolegliwościami psychicznymi, choć nigdy oficjalnego „wyroku” psychiatrycznego poeta nie otrzymał, jednak opinie współczesnych o nim, jak i późniejsza „Księga Pamiętnikarza” i zawarte tam treści, wskazują niedwuznacznie na jego niezdiagnozowaną schizofrenię. Trudno powiedzieć, czy był „wielkim” poetą. Na pewno, wbrew temu, co mówili o nim współcześni, był tytanem pracy, człowiekiem, który całe swoje życie złożył na ołtarzu literatury, by później o nim całkiem zapomniano. Pewne inicjatywy przybliżają dzisiaj dorobek Peipera, w dalszym ciągu jednak jest to artysta, o którego twórczości nieco wymownie się milczy, a to przecież twórca niezwykle ważny, choćby dla takich, współczesnych poetów, jak Ryszard Krynicki. Krótkie to wystąpienie jest po prostu zachętą do ponownego pochylenia się nad człowieczeństwem i dorobkiem artystycznym Tadeusza Peipera, który jest bardzo ciekawy i bogaty, dający możliwości wielu odniesień, kontekstów, interpretacji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz