wtorek, 4 marca 2014

Impresja po akademickiej debacie

Akademicka debata. Niektórych z tych ludzi można pokochać a niektórych znienawidzić. Brak pokory, pogarda i buta miesza się tam z ogromną wrażliwością i tworzy przedziwny konglomerat polskości, której największą słabością jest to, że nie potrafi sama do siebie się przyznać. Wytwarzanie sztucznego języka naukowego może i jest dobre, ale równocześnie jest zabiegiem utrudniającym porozumienie z ludźmi, którzy na co dzień tym nie żyją, a mówią czasem mądrzej i głębiej, lecz „mniej profesjonalnie”. Z jednej strony jestem za profesjonalizacją języka humanistyki, lecz z drugiej uważam ten zabieg za nieco sztuczny, wysilony, mam pewną ambiwalencję. Humanistyka nie jest nauką według mnie, ale jest refleksją o świecie, a owa powinna być podana w miarę przyzwoicie, fakt, z tym, że lektura „prac naukowych” z dziedziny humanistyki (mówię o literaturoznawstwie), przywodzi na myśl, że są one nieco czasem wysilone, sztuczne, udawane. W zasadzie język naukowej humanistyki jest według mnie językiem do pewnego stopnia udawanym.
Foucault i Derrida byli przede wszystkimi filozofami-pisarzami. W tym sensie zgadzam się, że filozofia jest kolejnym rodzajem pisarstwa i nie mam nic przeciwko temu, żeby mianem pisarstwa filozoficznego nazwać tę gałąź humanistyki, która zajmuje się filozoficzną refleksją o świecie na podstawie przeżytych doświadczeń i przeczytanych książek.
Niepokoi mnie jedynie fakt, że coraz bardziej w naukowym, „twardym” literaturoznawstwie odchodzi się od samej literatury, która rzekomo jest przedmiotem sporu (a jest tak naprawdę konikiem do bicia), na rzecz dość hermetycznych rozważań teoretycznych. Nie jest nowiną, że dla współczesnego literaturoznawstwa najwięcej zrobili współcześni filozofowie i to ci, którzy niekoniecznie wszystkim profesorom filozofii by się mogli podobać. Literacka jest przecież filozofia Heideggera tak jak literacka jest filozofia Derridy i Foucaulta, w tym sensie bardzo blisko jest tutaj do tego, co nazwać można literaturą filozoficzną. Stanisław Brzozowski przecież, jeśli można brzydko powiedzieć, „uprawiał” pisarstwo filozoficzne.
Dlatego wszelkie próby pogodzenia filozofii i literaturoznawstwa wydają mi się równie ciekawe, co przegrane. Dla „prawdziwego” filozofa literaturoznawca będzie poczciwym amatorem i nikim więcej. Z kolei to, że za literaturoznawcę się uważa też niczego nie dowodzi, ponieważ od komentowania literatury jako sztuki pisania o codziennym świecie oddalił się bardzo daleko.
Za właściwy sposób mówienia o literaturze uważam krytykę literacką, która według mojego patrzenia powinna być albo pełnym miłości, pasji i entuzjazmu, afirmatywnym stosunkiem do dzieła, albo też , co równie ciekawe, skrajną, czarną negatywnością, wyrażającą się również w pasji, gorącej emocjonalności i chęci „dowalenia” dziełu, które krytyka literackiego wyprowadza z równowagi, co przecież niczym innym jest jak rewersem do tego dzieła miłości. Najgorsza jest w krytyce literackiej obojętność, więcej powiem: obojętność w krytyce literackiej nie istnieje, ponieważ wtedy nie można mówić o pisaniu krytyki literackiej, ale co najwyżej przeciętnej jakości dzieła naukowego.
Filozofia, tak jak ją pojmuje literaturoznawca, już nie jest filozofią, ale na poły literacką, na poły dyskursywną refleksją o świecie, gdzie zamiast systemu, stworzone są warunki udające systemowe, dla swobodnej żeglugi po dziełach literackich, której żagle porusza wiatr miłości, pasji, oddania i wiary w sens przedsięwzięcia.
Profesjonalizację humanistyki uznaję za rzecz chlubną w tym sensie, że język współczesnej humanistyki w niektórych względach i aspektach zbliża się pod względem hermetyczności do języka wysokiej i też określonej oraz specyficznej poezji (na przykład poezji Paula Celana). Bądź też, współcześnie, do poezji i pisarstwa Andrzeja Sosnowskiego.
Język ten, nasycony, gęsty, kipiący od erudycyjności i wewnętrznego skomplikowania, jest również rodzajem języka literackiego, tylko przy założeniu, że mówimy tutaj o pisarstwie filozoficznym – czyli odbywającym się na granicy literatury samej i dyskursu meta.
Dlatego widzę szansę przed tak pojętym literaturoznawstwem, kiedy po pierwsze pozbawiwszy go pretensji do bycia nauką, otworzymy go na swobodny przepływ i dryf filozoficznej, głębokiej o świecie i ludziach refleksji, a po drugie zbliżymy go bardziej do literatury nie tylko pod względem wrażliwości na to, co literackie, ale w ogóle wrażliwości literackiej, przejawiającej się w uważnym przyglądaniu się codziennemu światu.
Eliminacja „twardości” i jednoczesna profesjonalizacja, ale pod jednym warunkiem: językowy efekt nie może przysłonić pierwotnej refleksji, co niestety dzieje się teraz bardzo często.Pisząc "profesjonalizacja" nie mam bowiem na myśli dalszego zagęszczania języka dyskursu aż do kompletnej mgławicy i matactwa, ale dalszą, pogłębioną refleksję o otaczającym świecie, która w postaci porządnego o nim, o innych ludziach i o sobie wreszcie myślenia i pisania dobry przyniesie owoc. Tak w humanistyce jak w poezji, co niczym innym jest jak apelem o więcej życia, więcej mowy i przeżycia. Humanistyka „umie pisać”, niech teraz zacznie uczyć się mówić, by potem wreszcie móc zacząć rozmawiać.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wyimek _ Poemat nowy _ cz. 2

Wieniu, kiedy będę umierał, powiem Tobie w zaufaniu: pamiętaj stary, najważniejsze jest lizanie gnata. Przegrać z Panem Bogiem to jak wygrać...