czwartek, 18 kwietnia 2024

Wyimek _ Poemat nowy _ cz. 2

Wieniu, kiedy będę umierał, powiem Tobie w zaufaniu: pamiętaj stary, najważniejsze jest lizanie gnata.Przegrać z Panem Bogiem to jak wygrać z diabłem. Z ludem ciemnym gram w bardzo nieciekawą grę, najchętniej bym rozpierdolił to całe towarzystwo na cztery wiatry. Może mi ktoś wyjaśni, o co tutaj chodzi? Uważa, że jest większy od Chrystusa, całkowicie się pogubił, jest na wolności, a powinien być zapięty w szpitalne pasy. Jeśli uważasz, że środowisko wobec ciebie bracie, stosuje strategię gry, wysoce się mylisz, ono ciebie po prostu zlewa moczem ciepłym, dlatego sobie kompensujesz swoją szpitalną piżamkę rzekomą twoją mesjańskością, bo męskości w tobie na lekarstwo. Wielka, milcząca dziura świata, czekająca na moją śmierć jak na Paruzję, a naprzeciw niej ja z zapałką zamiast szabelki, jak myślisz drogi Watsonie, jaki będzie wynik tej zgoła niewinnej i nikomu nie szkodzącej potyczki? Walka o własną wybitność, kiedyś usłyszałem tę frazę – rzyg z ust pewnej, uczonej pani. Uśmierciłeś Mariolę draniu i znęcasz się notorycznie nad jej truchłem. Zobacz, to ten poeta – wariat, który gubi ciągle kapelusz jak głowę i uzdrawia w barach mlecznych panie bufetowe, znasz go? Oderwane zdania, myśli, a między nimi ścieżka cienia, kreska krwi. Bo królom był równy… Mogę nie pożyć już długo, żałowałem, że żyłem… „Życzę Ci, żebyś znalazł miłość”, mówiła do mnie ubiczowana, mokra od krwi Bernejo – obyś się nie myliła, Chrystusie. Panie Boże – Profesorze Bogusławie, wielkie mi razy zadajesz, trenujesz, ćwiczysz, glebisz, żeby ziarno w końcu w ziemię wrosło. Piętniewicz pokaż w końcu skrzydła, zarycz, a potem delikatnie osuń się na ziemię. Tak wykuwa się wielkość – Pomazańcowi Bożemu wiązać będą buty hufce anielskie. Tak bardzo chciałbym kochać – poczuć miąższ jej truskawkowych ust. Zakochiwałeś się zawsze w idei i zawsze miałeś rację, dopiero potem płakałeś zarzynany straszliwym bólem od środka. Gdyby o życiu literackim decydowali mężczyźni, nagrody zdobywałyby prawdziwe talenty, miast tych upudrowanych osłów z dużych ośrodków uniwersyteckich. Piszę krwią i gównem, padnijcie. Pierdolnę ci w twarz stara, przemądrzała, lewacka pizdo prawdą największą, bo Chrystusową, zesrasz się. Żadna mnie nie zechce, bo w życiu nie trzymałem młotka ani obcęgów w dłoni, pewnie dlatego, że mam je zaszyte w bandziochu, dlatego jestem, jaki jestem. Jestem prymitywem i brudasem, prymusów nie lubię. Bóg stworzył mnie do imentu pojebanym, ale Jemu ani mnie nie jest w związku z tym do śmiechu. Gdybym był zdrowy psychicznie, to by mnie w ogóle nie było, niczego bym nie stworzył. Moja relacja z Urbanowskim – wciąż sczytuje ze mnie swoją małość, dlatego notorycznie umniejsza mnie. Im więcej człowiek przeczytał, tym uważniej czyta ludzi i tym bardziej łaknie ciekawego towarzystwa – więcej takiego znajdziesz w dworcowych kiblach, parkach miejskich, poczekalniach, burdelach, spelunach, aniżeli na tych nie mających absolutnie niczego do powiedzenia uniwersytetach, czyli pralniach wysterylizowanej, wykastrowanej myśli – chór kastratów – pracownicy polonistyki UJ. Zanim Piętniewicz umrze, a już niedługo wykituje, to wam wszystkim wpierdoli, przysięgam. Zostanę pochowany w nikomu nieznanym miejscu pod jakimś drzewem, które osra pies – jedyny ślad mojej bytności tutaj. Zachowuj się, jesteś na przyjęciu u nobliwej Pani Profesor i podciągnij w końcu te gacie z dziurą na dupie. Odbijałeś się zawsze w tych wszystkich, elitarnych potworach jak kawałek sproszkowanego gówna – teraz kiedy podłożyłeś bombę pod ten przybytek, możesz spokojnie umrzeć, albowiem ładunek wysadzi i ciebie bracie. Czemu się tak naprawdę sprzeciwiasz? Światu, którzy tworzą ludzie, którzy coś potrafią, gdy ty sam niczego nie potrafisz i czujesz tylko nienawiść. Jaki ty genialny jesteś – cóż to znowu za fenomenalna umiejętność, nie umieć dotknąć siebie samego? Jedyną zasługą Szyny jest to, że nie zwraca na siebie uwagi, albowiem zarzucił mi on ongiś, że ciągle ja na siebie chcę ową zwrócić. Jam jest On – Archanioł Gabriel a imię moje 40 i 4, strzegę bram Edeńskiego Gmachu. Nie daj się zwieść językowi, nie daj się zwieść odbiciu, wiele przebiegłych a zarazem poczciwych kurew, udupiło ciebie na amen. Motywacja włożona w język i to, co poza językiem, na co nie masz wpływu, wielu frajerów, wiele frajerek jest po prostu skończonych w obrębie języka, choć ich motywacja jest oceaniczna. Ludzi pokornych interesuje świat zewnętrzny, mnie dialektyka niewidzialnego, dlatego pokorny nie jestem – pisarz to ten, który pisze o tym, że włożył rano gacie do pralki, ale że nie ma dla kogo ich uprać. Moja samotność przybija co rano Panu Bogu piątkę. Z ludźmi utalentowanymi nie ma sensu gadać, mają za dużo Boga w sobie. Masz skończoną matkę, nie miej jej za złe tego, że jest normalna i uznaje potrzebę konwencji. Jest szansa, że nie doceniasz Kiernejo, gdybyś umiał czytać ludzi, a ty ciągle o miotaczu ognia. Bo masz wielu, zbyt wielu przeciwników, ale kiedy rozsadzi cię wielkość, znikniesz. Szedłem przez dolinę, dookoła mnie latały kule i noże, ale jednak uchyliłeś się, ukłoniłeś się, zdjąłeś kapelutek przed starszą panią. Michał nie odchodź, co robisz, Michał nie skacz… Za dużo wariatów wykoncypowanych, za mało tych prawdziwych. Jesteś taki młody – stwarzasz przyrodę, zielone drzewo, niebo, liście mokre od deszczu – czarodzieju – aniele. Dlaczego wszyscy cię zostawili, a jak myślisz? Dyskretnie położyli ci rękawicę, czekają aż podniesiesz, bo niestety tego, co robisz zaakceptować nie mogą, jest ich bardzo dużo, są potężni, ale z jakiegoś powodu nie podejmują walki, z jakiegoś powodu boją się. Jak pokonać kogoś językiem konwencjonalnym? Ale cóż to za walka? Nudna potyczka na patyki… Ta prawdziwa ma za przeciwnika kosmos. Jam jest Mesjasz, Syn Boży, imię moje 40 i 4. Jesteś totalnie zatopiony Piętniewicz, ale przynajmniej nauczyłeś się pływać pod wodą. Piętniewicz, ty urzędniku od poezji – solidny, rzetelny, uczciwy, sumienny, ma zawsze porządek w papierach, zawsze przygotowany pracownik poetyckiego biura, nie dziwota, że nikogo nie obchodzisz, świat potrzebuje luzu i zabawy, a ty masz kij w tyłku. Podobno jestem schizofrenikiem… Mogę być kimkolwiek zechcecie, mogę być gejem, lesbijką, baletnicą, obojnakiem i dziwką – zagram cokolwiek zechcecie, albowiem wpojono mi od dziecka posłuszeństwo. Co powinien posiadać krytyk literacki? Przydałby mu się jednodniowy zarost. Czemu wciąż jestem smutnym, samotnym ptakiem z podkulonym dziobem, z przemokłymi piórami, odpowiedz mi Panie Jezu?  Odpowiem ci: doceń to jak żyłeś do tej pory, a ja docenię Ciebie, na razie niczym się nie przejmuj, kochaj źródło zaranne, śpiew ptaka o poranku, pokochaj swoją przytulną norę, twoje rytuały, nawet swoje rany – i to jak ranią ciebie ci, którzy chcą ciebie zranić, nie odpowiadaj, nie walcz, idź wyprostowany i dumny, kocham Cię.

Cóż znaczy słowo miłość? Niektórzy, głównie ci intelektualni, mylą ją niestety z konwencją, formą, językiem i tymi podobnymi chujowiznami a miłość jest czynem zawsze. Nie umiem zbyt dobrze zdefiniować słowa lewak ani prawak – zdaje się chodzi o to, że jedni drugim zarzucają tę samą toksynę. Kiedy obecna władza wsadzi mnie do pierdla, poczytam to sobie za zaszczyt, nie cierpię durniów, co to rzekomą szlachetnością intencji, pokrywają śmierdzące jajo własnego interesu, ohydę, gówno, okazuje się, również można upudrować. Pewnego dnia jakiś idiota, ergo politycznie poprawny gentleman, przyfasoli mi w mordę za „lewacką pizdę”, będzie święcie oburzony i dumny, że broni jedynie słusznej sprawy. Przestańcie w końcu kneblować sobie gęby, bracia moi, siostry moje, słowo najbardziej rani, kiedy strzelają nim rzekomi uzdrawiacze – bardzo biegli, do tego zakłamani do imentu snajperzy. O co chodzi w tak zwanym władaniu bronią języka? Jedni powiadają: nie miej zaufania, słowa kłamią, to pretensjonalne osły. Drudzy z kolei szepczą cichutko: pisz, co ci na sercu leży: to poczciwi głupcy. Zawsze bowiem chodzi o to, by dla dobra tzw. artystycznej sprawy wbić kij w mrowisko, celowo, może nieładnie sprowokować, a potem kopczyk ów pieczołowicie poskładać, by zadowolić mądrych i łzy u niewiast wywołać. Po cóż zdobywać kobietę? Czyń to bracie ze zwykłej ciekawości poznawczej, nie musisz tej sztuki nawet dobrze opanować, po prostu bądź ciekaw, to wystarczy. Nosa nie wyściubisz ze swojej nory, a jeśli już wyściubisz, to obrywasz i się obsrywasz, coś tu musi być ewidentnie diabłem podszyte, jeśli nie ty, to kto? Sufler: nie gadaj, milcz najczęściej, opanujesz srakę, kiedy sraka w relacjach dominuje (a najczęściej ona jest ową nicią przerwaną). Nie jestem naukowcem, szans nie mam wśród naukowców, oni mi zaraz, że to nie falsyfikowalne, a ja, że nie wiem, nie znam się, jedynie obserwacje poczynam. Mój rozpisany na wiele części (zamierzenie), wyimkowy poemat, będzie miał dużo momentów słabych i nazbyt rozwlekłych, ale w nich właśnie upatruję szansy na arcydzieło. Kto pisze lepiej niż Piętniewicz? Nikt nie pisze lepiej niż Piętniewicz, bo Piętniewicz wcale dobrze nie pisze, on pisze jedynie w sposób niemożliwy do podrobienia. Ów Piętniewicz zbyt dobrze zna mechanizmy komunikacji i nazbyt rozwiniętą ma intuicję międzyludzką, abyście go po prostu zwykłym megalomanem ogłosili. Jakie to w sumie banalne i pretensjonalne, mówić o sobie w trzeciej osobie i jeszcze używając do tego nazwiska. Tyleż w sobie mam mieszkańców, taką armią dowodzę, ale w ogóle nie zwyciężam, gdyż do boju nie idę, jestem notorycznym pacyfistą, poza tym nie lubię tłoku. Najtrudniejszy był dla mnie zawsze język relacji międzyludzkich, gdyż od początku język skonwencjonalizowany nie tyle trudność mi sprawiał, co przyjemność. Byli tacy goście i są oni dalej, co się w pokoju zamykają i podobno piszą, ale oni nie piszą, oni przepisują. Co nie znaczy, że literatura odkryciem jakimkolwiek bądź jest, opisem czy terapią, drogą życia, czy pisaniem samym, czymś nawet, co pomaga żyć – ona winna być miłością. Pamiętam: najbardziej przejmujący był dla mnie zawsze płacz Ewelinki: jej łzy na mój mrok spadały, a ja osuwałem się w ten mrok. Lewy żartowniś Urbanowski, co riposty żadnej nie potrafi wystosować , w gruncie rzeczy nieciekawa postać, albowiem poczciwość jego niby, ma zawsze posmak kwaskowaty mocno i nieco mdlący. Wyuczył się jadu używać, bytując wśród samych gadów. Owo naprawianie świata, które tutaj czynię – w gruncie rzeczy nie wiem po co to czynię, gdyż ciężko siebie za wzór czegokolwiek postawić. Jest jeszcze szansa, że zostanę świętym, albowiem ci zacni mężowie, nie tyle z Panem Bogiem całe życie rozmawiali, co z diabłem walczyli. Pragnienie sukcesu za wszelką cenę jest do cna kretyniczne, ale ono jest właśnie wpisane w moją naturę. Moja propozycja: przestańcie udawać, że nie chce wam się pierdzieć, pierdnijcie, bądźcie naturalni, a język wasz i opowieść wasza ożyją. Nieskończoność, którą w sobie dźwigasz, służy ci jako narzędzie do różnych popisów, czym wkurwiać możesz, ale z drugiej strony nie twoja wina, że ją dźwigasz, dlatego zawsze będziesz cierpieć i ty bracie i ci, co towarzyszą tobie. Ci, którzy opanowali sztukę władania językiem na jego wielu poziomach, najczęściej wypowiadają zdania kretyńskie i proste, z czego rozmówcy wyrobieni literacko, doskonale zdają sobie sprawą – przyjmując cios jak podarunek. Masa opanowała ograniczoną ilość schematów i kalek komunikacyjnych, ale nie wie ona dwóch rzeczy: po pierwsze jak tym skutecznie ukłuć, a po drugie, co ich ukuło, a pierwsze jest zwykle wynikiem drugiego, stąd milczą, obrażają się, wycofują, co bardziej sfrustrowani spuszczają wpierdol, a ci delikatniejsi w obyciu lądują w szpitalach psychiatrycznych. Kobiety zawsze najbardziej kochały siłę, bowiem tylko siła jest w stanie wyprowadzić na świat potwora, którego zawsze będzie kochać bezgranicznie i chronić – to jedyny cel siły – jej słabość.


















czwartek, 11 kwietnia 2024

Wyimek _ Poemat nowy

To dziwne, nawet nie zdajemy sobie sprawy, że każdy, dosłownie każdy dzień jest prezentem od Boga i może on być ostatnim nie tylko dla nas, to pal licho, mała strata, ale dla naszych bliskich, dla tych, których naprawdę kochamy. Kobiety żyją dłużej niż mężczyźni, są twarde i elastyczne, mężczyźni są z reguły o wiele bardziej delikatni, poza tym to kobiety są odpowiedzialne za cały ten cyrk, który mamy. To im zawdzięczamy świat ów. Niektórzy mówią o życiu, jak o wspaniałej przygodzie. Ale cóż to za przygoda, która prawie zawsze kończy się albo mniejszym albo większym rozczarowaniem. Jedyne jeszcze, co uratować może, to wakacje i świecące słońce, ale i ono nie pomoże, kiedy baba opuściła i pozostaje jedynie jeżdżenie co roku do Kątów Rybackich na samotny wojaż.Księża, zakonnicy, nie daj Boże biskupi, prezebiterzy, diakoni i cała reszta – z tego urzędu mają specjalny przywilej, aby mówić, co Bóg lubi jeść na śniadanie, co na obiad a co na kolację i o której godzinie chodzi spać – skrzętni i skrupulatni biografowie Absolutu. Zastanawiam się, ile ten z punktu widzenia logicznego, nie bójmy się powiedzieć, wielki absurd, jeszcze potrwa. Najpoważniejsza w tym wszystkim rzecz: uwierzyć w zmartwychwstanie Chrystusa i czytać ciągle Pismo św. i przestać słuchać tej całej klechowni.Podobno jest taka cierpienia granica, za którą się szczęście wielkie zaczyna, ale od czego to zależy, Bóg jeden wie, prawdopodobnie od naszej pracy, która przeważnie nie zostaje doceniona. Nic bardziej nie powoduje we mnie odruchu wymiotnego, aniżeli polityka, ale to właśnie przez tych, co się ową zajmują, jestem najbardziej lubiany… Być może dlatego, że gdyby tylko tacy jak ja żyli na tej planecie pełnej łez i krwi, mielibyśmy raj. Znam jednego wybitnie utalentowanego profesora, który schronił się do pewnej placówki i udaje debila, uznał, że to najlepsze rozwiązanie, biorąc pod uwagę okoliczności powyższe. Trwa walka kobiet z mężczyznami, wynik jest z góry przesądzony, babony są nie do zdarcia, nawet po śmierci. Po kilkudziesięciu latach nieudanego pożycia małżeńskiego (bo udane pożycie małżeńskie nie istnieje), prof. W złożył mi w sposób zaowalowany propozycję homoseksualną, którą rzecz jasna zignorowałem. Wobec mojej osoby mogą być stosowane strategie albo zupełnego otwarcia i spowiedzi albo milczenia: obie są w gruncie rzeczy podyktowane tym samym odruchem zaufania. Piętniewicz, może i jesteś pojebany, ale w gruncie rzeczy jesteś najnormalniejszy z tej całej wycieczki w wesołym autobusie. Chuj, że nikt Ciebie nie zauważył, najpierw była to Ewelinka, która kopnęła Ciebie w dupę, potem był to alkoholik – jąkała Waldek, więc w rzeczy samej możesz o sobie mówić, jako o człowieku sukcesu i bić sobie brawo, najlepiej bijąc konia… Będę miał wesoły żywot z Kiernejo: wszędzie kotki, pieski, papużki, wesoły żywot szalonego naukowca. Dla jakiejś garsteczki to, co robię, jest ważne, ale marzenie o pociągnięciu ze sobą milionów jest nierealne, albowiem miliony nie myślą, tylko podążają za tłumem. Smutno mi kurwa po śmierci Żurakowskiego, to był jedyny mądry człowiek, jakiego znałem. A już minęło kilka lat, rozjebał mi się związek, przestałem pić, odchodzą ludzie z mojej przestrzeni, nie przybywa nowych. Dlaczego wiersze swe za bezcen oddaję na pchlim targu? Albowiem uwielbiam ostentację, która dodam, nikogo już ani grzeje ni ziębi. Jestem zbyt dowcipny na to, aby posiadać prawdziwe poczucie humoru. Piętniewicza nikt nie lubi, bo większość tych pierdół i safanduł pozbawiona jest talentu. Gdybym nazywał się Kopkiewicz, byłbym  jedynie bardzo zdolnym, na wskroś polskim i na wskroś zlewaczałym literaturoznawcą. Nazwisko Piętniewicz niesie ze sobą zbawienny gwarant nieistnienia, gdyż albo od wszystkich głupszy jestem albo od wszystkich mądrzejszy, albo jedno i drugie naraz, co jest możliwe jedynie u poety. Nazwisko Kunz z kolei to świetne, wybitne wręcz nazwisko dla uczonego. W momencie, kiedy w kimś się odbijasz i odbicie owo stawia ciebie w rzekomej prawdzie, najczęściej podyktowanej przez rzekome prawidła tego, obiektywne, pierdol takie odbicie, bo tamte panie i tamci panowie, nigdy tobie nie pozwolą być sobą, albowiem na gębach mają jeden tylko postulat: różnorodności, co oznacza zawsze de facto zastygnięcie w jednej, osądzającej, wyższościowej pozie. Stanowczo zbyt wiele zawodów doświadczyłem i nazbyt wiele ran mi zadano, abym teraz mógł być zdrowy. Mam jakąś skurwysyńską intuicję co do ludzi i towarzyszącą jej, równie skurwysyńską słabość, która najczęściej czyni mnie biernym bądź wydurniającym się.Od momentu katastrofy życiowej, czyli rozstania z Ewelinką, skazany jestem na Waldka, który najprawdopodobniej ze swoim, równie ściemniającym co on, kolegą Andrzejem, dawno nie żyją. Zresztą wielu w Zwisie jest takich – wyglądających pojebanie młodo jak na swój bardzo niekiedy zaawansowany wiek. Jak któryś z tego przyczółku diabła uczciwie umrze, wystawiają mu huczny pogrzeb, okraszony równie huczną stypą. Waldek do dzisiaj robi mi różne psikusy, jestem wobec nich bezradny, bo ja stety czy niestety, żyję jednak i cholera, zmieniam się  w czasie, starzeję, co nie może zabić jednak we mnie wewnętrznego, zmasakrowanego zresztą przez różne okoliczności życiowe, dziecka. Czymże jest mądrość, którą tak kocham i której tak potrzebuję, jeśli nie wyrastaniem wprost z ziemi albo trudem cierpliwego oracza? Moja żywotność, obawiam się, wyrasta wprost z nieba, dlatego jedynie mogę mniej lub bardziej udolnie naśladować mędrców trud, ale nigdy nie będę tacy jak oni, albowiem nie w mojej naturze leży bycie mędrcem. Nigdy za ziemią prawdziwie nie tęskniłem, nigdy ziemi prawdziwie nie kochałem, ziemi jedynie pragnąłem i uparcie, notorycznie jej pożądałem, mając w siebie wpisaną tęsknotę najistotniejszą: za prawdziwym niebem, za prawdziwą miłością, która jednak, co tu nie kryć, aby być prawdziwą, musi z ziemi stety czy niestety wyrosnąć. To mój błąd podstawowy: że w życiu ziemskim wektor chcę odwrócić, co jest niemożliwością i kretynizmem, dlatego zapewne na drodze swej spotkałem wielu figlarzy, którym w smak taka zabawa, wypełniająca ich realną nudę. Powiedzieć, że człowiek drugi jest tajemnicą, to nic nie powiedzieć, powiedzieć, że czegoś nie ujawnia, to niczego nie ujawnić, powiedzieć, że ktoś się dobrze czuje w tym bądź tamtym towarzystwie, to minimalnie przybliżyć się do jego sytuacji. Prowadzić rozmowy głębokie? Nie od dziś wiadomo, że pisarz ma gębę zamkniętą na kłódkę i może jedynie tam czarodziejski pyłek rozsiać, bądź tam kwiatuszka zasadzić, czy gdzieindziej wyprowadzić pieska na spacer, tyle może, więcej nie może, bo mu regulamin jego powołania, służby, pracy zabraniają, albowiem mając czarny pas w komunikacji, najlepiej zrobi, gdy nic nie będzie robił. Między ludźmi rzecz jasna, bo w swojej celi i burdeliku swym zacisznym, niech gusła swe odprawia, ku pokrzepieniu choćby jednego, zdruzgotanego serca. Pisarze spotykają się głównie po to, aby się nie spotkać, rozmawiają w tym w celu, aby się nie rozmówić. Pisarz żyje w pierdlu swej nadświadomości językowej – bardziej zsocjalizowani są więźniowie, którzy zamieszkują rzeczywiste pierdle. Nie dziwi mnie w ogóle słaba, społeczna obecność literatury – zrozumcie w końcu wy infantylni moi koledzy po piórze, zakochani w sobie egocentrycy, że ludzie potrzebują normalnej, żywej rozmowy, normalnego życia, a nie waszych wydumanych dziwaczności, ułomności waszej, nawet gdyby była genialnością, cóż to szczęśliwemu człowiekowi pomoże? Świat jest do kochania, a nie do zastanawiania się nad nim, nad myśleniem w tą czy w tamtą, kto kocha prawdziwie, nie napisał nigdy ani strony – spójrzcie na Sokratesa, spójrzcie na Jezusa, przestańcie oczekiwać od ludzi, że będą podziwiali waszą nienawiść, wasze zgorzknienie, waszą infantylną, żałosną, roszczeniową postawę przerośniętych dzieci.() A jednak to powiem: świat bez literatury jest kompletnie pozbawiony głębi i do szczętu skretyniały, jest płytki, pusty, płaski jak naleśnik, bezmyślny, idiotyczny. Mnie, który to widzi, pozostaje jedynie prowokacja albo w jedną albo w drugą stronę, która i tak w niczym nie pomoże ani niczego nie zmieni, albowiem rozmowa ze ślepym o kolorach wymaga bardzo dużej wyobraźni (ks. Twardowski to potrafił robić). Ja tego czynić nie potrafię tak dobrze, jak on o ile w ogóle, dlatego temu wbiję szpilkę, tamtemu podłożę pinezkę, tamtego ukąszę, tego ugryzę, ot, nieudolne naśladowanie Sokratesa, albowiem on naprawdę miał coś do powiedzenia, ja jedynie wyrażam własne opinie i sądy, a to potrafi każdy byle dureń. Te wszystkie wycieczki z Ewelinką, do Szczawnicy, do wąwozu Homole, nie mówiąc o wielu wycieczkach zagranicznych, Grecja, Włochy, to powoduje między innymi pomieszanie zmysłów, pytanie, jaki był cel w tym wszystkim, dlaczego tyle pracy poszło na marne, coś jak moje prawo jazdy zresztą, dlaczego tak nie szanuję swojej wydatkowanej energii, dlaczego nie mam żadnych pretensji do nikogo, dlaczego mnie opuściła? Maciek, a propos Pań W i W, czy lizałeś im dupy, że ciągle o nich napierdalasz? Jebani, od początku mieliście mój kompleks, niechże was sprawiedliwe piekło niebytu pochłonie, bo od początku waszego bytu w czterech murach tego polonistycznego pierdolnika, nie powiedzieliście ani jednej, ciekawej rzeczy. A teraz niechże Wam pokażę mój ubrudzony śmiertelną toksyną język, gówno możecie mi zrobić, albowiem mój diagnosta orzekł ongiś wyraźnie: ten człowiek jest poważnie chory. Piętniewicz, Ciebie zdecydowana większość notorycznie unika, im więcej robisz, im lepiej to robisz, tym większa ze strony tzw. środowiska obojętność i permanentne dymanie Ciebie. Z wszędobylskiego gówna we mnie walę samymi kryształami, nie dajcie się zwieść, że nie są czyste, nawet jeśli są obsrane. Moje outsiderstwo jest totalne, ale zaprawdę powiadam Wam, kiedyś Was rozwalę, gdybym miał miotacz ognia… Nie zgłębisz tajemnicy życia, jeśli wpierw nie podasz dłoni Chrystusowi. Nauczcie się nowego języka tępole, albowiem język, który dał Jezus, wiecznie będzie nowy. Nie bać się gówna, które masz w sobie, po prostu wysraj je, stań w prawdzie swojego gównianego oblicza. Jezus podetrze Ci dupę. Kiedyś byłem genialnym poetą, co Bóg zresztą słusznie mi odebrał, teraz mam zadatki na genialnego klechę. Nie ma sztuki słowa głębszej aniżeli poezja, wszelkie inne formy są słowne są mniej lub bardziej zakamuflowaną irytacją, mniej lub bardziej zakamuflowanym wkurwieniem maskującym brak czegoś prawdziwego do powiedzenia. Nigdy się grafomanie nie usprawiedliwiaj z tego, co napisałeś, jak masz dać w gębę, daj w gębę i odejdź, najwyżej nazajutrz obudzisz się w tym bądź innym pierdlu, ale nie żałuj. Moja udawana, teatralna megalomania, jest żałosna, Piętniewicz wciąż jawi się jako taki, smaki, owaki, duży, wielki, największy, wszystko to prof. Pimko dawno już pokazał. Co jest najłatwiejsze? Wskoczenie na cudzą słabość. Czemu nigdy tego nie robiłem?

Bo się sam wystawiałem na ciosy i tęgo obrywałem. Język debaty publicznej jest totalnie do dupy, ale najpierw trzeba się go nauczyć, aby móc nim walczyć. Kochając bracie jedynie prawdę i zdrowy rozsądek, nie masz szans na karierę w obecnym świecie. „Jak bardzo skurwisz się, by sprzedać swą piosenkę?” Wiedzą to ci wszyscy, którym brakuje smaku. Jestem samotnym, smutnym Panem Bogiem z ul. Gurgacza 7/37, założę się, że żadna panna do mnie nie przyjdzie bez makijażu, panny nie lubią nieudacznych, smutnych, samotnych Panów Bogów, którzy nie masują czorta tego świata po dupie. Te wszystkie wasze obłudne pojęcia i spory, sprawiły, że zapomnieliście o tym, kim jesteście, wy już nie jesteście ludźmi, śmiem twierdzić, że jesteście buce przeklęte gorsi od małp. Rasista, homofob, gej i pizda – dzisiejszy świat w czterech słowach. Co jest ważniejsze? Uznanie ze strony ludzi, czy ludzie, to mi się zawsze niestety kiełbasiło, idź już spać Piętniewicz, oddaj Bogu swój sen. Kochać ludzi, nawet kiedy nie głaszczą twojej pizdy? Najtrudniejsza ze sztuk dla infantylisty, czyli niemal każdego artysty. Mężczyzna jest przeważnie zafiksowany na punkcie swojego dzieła, kobiet natomiast na punkcie życia, ale w mężczyźnie zawsze najbardziej podziwia jego dzieło. To są prawidła odwieczne, które nigdy się nie zmienią, dopóty trwać będzie postać tego świata. Mężczyzna zabiegający o kobietę jest idiotą. Czym staje się sztuka konwersacji w wieku późniejszym? Sztuką szermierki. Przynajmniej teraz, w skretyniałych do imentu czasach. W życiu zawsze lepiej odnajdzie się postmodernista aniżeli esencjalista, choć to esencjaliści są bliżej życia – postmodernistów albowiem bardziej zajmuje kolor spodni, aniżeli ich krój, fason. Pokonać Lamprechta jest tak bardzo prosto, bo on nie umie, nie umie, nie umie, nie potrafi, ale jest księdzem. Pamiętaj siostro i bracie, zanim zaczniesz osądzać, mądrzyć się, wybrzydzać, że Graal to prosty, nieatrakcyjny, zwykły, skromny, drewniany kielich. Taki kielich wybrał Bóg, lecz ty skurwielu wybierasz zawsze taki, który lepiej wygląda, bo nie ów kielich jest ważny, ale ty. Jestem w tej szczęśliwej sytuacji (kretyna), że nikogo nie zawiodłem, albowiem jak może zawieść ten, kogo nigdzie nie ma i w niczym nie jest decyzyjny?  Tak chcę żyć, tak kocham wolności, tak nie znoszę przymusu. Im starszy jestem, a niestety jestem już staruchem, zrozumiałem, że wszelkie odniesienie, negatywne może przede wszystkim, bo te pozytywne to często pozór, cwaniactwo, grzeczność wystudiowana, jest wielkim wyróżnieniem. Albowiem prawdziwy podziw wynika najczęściej z zazdrości – tak stworzone jest już to biedne pisklę człowiecze. Czymże zatem jest odniesienia brak całkowity? Byłby że on niczym innym, aniżeli domysłem, hipotezą, czymś nie falsyfikowalnym, nie mającym potwierdzenia w empirii, ergo nie noszącym znamion twardego dowodu naukowego, stąd nie mającym podstaw  bytu społecznego. Być może zamiast narzekać, że cię nigdzie nie ma, ciesz się, że nie istniejesz. Ileż językiem można spierdolić, trwa wielka bitwa bracie. Na dzisiejszym spotkaniu Pan D wypowiedział wiele sądów naiwnych i de facto powinien on wiedzieć, że dylemat, co było pierwsze: jajko czy kura, język czy rzeczywistości, jest de facto nierozstrzygalny. Pismo słusznie uczy, iż słowo było na Początku, albowiem wszelka sytuacja międzyludzka jest najpierw komunikacyjna. Najbardziej lubiani są rzecz jasna artyści, czyli durnie, którzy dysponują skończonym i fajnym repertuarem środków, a to, że niczego z tego świata nie rozumieją, jest bez znaczenia dla ich odbiorców, bo są po prostu fajni. Ludzie, którzy wybrali ludzi, zamiast języka, najczęściej nie rozumieją ludzi, którzy język wybrali zamiast ludzi. Ileż pretensjonalnej poczciwości wśród poetów różnych, laureatów mało znaczących nagród  ogólnopolskich, w katastrofalnych sądach, że język oszukuje, kłamie, itp., co świadczy jedynie o ich indolencji w rozumieniu w tego, co czytają.










czwartek, 4 kwietnia 2024

Azyl dobrej wrażliwości

Wigilia w Centrum Seniora dla osób chorujących psychicznie, która miała miejsce 22 grudnia 2023 roku, poprzedzona była Mikołajkami dnia 6 grudnia 2023 roku. Oba te wydarzenia były pełne radości a uczestnicy zajęć nie kryli swojego zadowolenia. Zwraca uwagę bezinteresowna chęć bycia razem wśród uczestników zajęć. Mikołaj, za którego przebrał się bardzo popularny wśród innych seniorów, Pan Mieczysław, był bardzo towarzyski, ekstrawertyczny, dowcipny i pełen humoru. Chwilami miałem skojarzenia z Piotrem Skrzyneckim z Piwnicy pod Baranami, obserwując Pana Mieczysława. W trakcie Mikołajków, każdy senior podchodził do Mikołaja i po uprzednim zaśpiewaniu fragmentu kolędy, otrzymywał prezent. Ze swojego prezentu byłem niezwykle uradowany – był to „Człowiek w poszukiwaniu” sensu wybitnego psychiatry i filozofa, Wiktora Frankla. Kiedy uczestniczyłem w Mikołajkach, nie chciałem, aby się kończyły, chciałem długo, bardzo długo być z seniorami, poniekąd i „moimi” seniorami. Czułem bowiem atmosferę przyjaźni i niezafałszowanej sztucznymi konwenansami wspólnoty. Wszyscy zachowali się bardzo przyzwoicie i elegancko, a przede wszystkim wrażliwie. Bo nasz Senior to przede wszystkim człowiek o głębokiej wrażliwości.
  Zaproszenie na Wigilię w Centrum Seniora, było dla mnie nie lada zaszczytem i wyróżnieniem. Usiadłem blisko prof. Cechnickiego, który obecnie jest dla mnie rodzajem przewodnika i mentora po zawiłych meandrach badania ludzkiej psychiki, ergo mówienia o własnej chorobie w taki sposób, aby przestała być ona społecznie napiętnowana. W trakcie Wigilii śpiewaliśmy kolędy, jedliśmy wyśmienite potrawy na bardzo elegancko, bogato i obficie zastawionym stole. Ta dbałość niemal o każdy szczegół wśród sprawującego pieczę nad wydarzeniem personelu, wprawiła mnie w zdumienie i nawet rodzaj zakłopotania. Jak bardzo można poświęcać się dla drugiej osoby?
Czy nie jest to wyraz miłości? Do osób w swojej pięknej wrażliwości, również na swój sposób bezbronnych, którym należy się bezinteresowna miłość, bo wtedy czują, że są zaopiekowani w owej, co tu kryć, bardzo często nieprzyjaznej i wręcz destruktywnej, społecznej dżungli. Azylem dobrej wrażliwości były zeszłoroczne święta w Centrum Seniora, która uczy jak bardzo można zbliżyć się do drugiego, aby jednocześnie nie przekraczać granic ani nie ranić drugiej osoby. Życzyłbym wszystkim takich świąt, takiego wsparcia, takiej opieki i bezinteresowności. To było ważne i budujące doświadczenie również dla mnie, który wciąż zmagam się z rekonstrukcją swojej rozbitej przez kryzysy psychiczne psychiki. Niewątpliwie doświadczyć owego budowania bezpośrednio – na przykładzie pracy profesjonalistów, jest czymś bardzo ważnym z punktu widzenia odzyskiwania zdrowia psychicznego. Dlatego tak ważna jest dla mnie praca biblioterapeuty – pozwala ona zbliżyć się do świata drugich, ale również zacząć lepiej i głębiej rozumieć swój świat. To miejsce, ten azyl, te chwile rozmów, śpiewów, miejscami ciszy – niby taka zwykła niezwykłość, jakby zwyczajność, tyle, że odświętna, aby móc zobaczyć i wypełnić to, co często umyka na co dzień – to prawdziwa sztuka, sztuka zdrowienia – dowartościowanie tego, co zwyczajne. Nauka bycia razem to dla osoby chorującej psychicznie najtrudniejsza ze sztuk, dlatego tak ważne były Święta w Centrum Seniora, które niejako poza oficjalnym regulaminem codziennych zajęć, radość bycia razem umacniały i stanowiły swoiste święto dla lokalnej wspólnoty.

czwartek, 22 lutego 2024

O nieuchronnej potrzebie kolekcji na podstawie zbiorów Kazimierza Wiśniaka Hieronima Sieńskiego oraz Macieja Rudego

    Kolekcjonować rozmaite rzeczy można z różnych przyczyn. Często idzie za tym głęboki sens nadania jakiegoś określonego kształtu swojej czasoprzestrzeni – zarówno tej wewnętrznej, jak i tej zewnętrznej. Kolekcjonuje się rzeczy niepotrzebne tylko z pozoru, w istocie kolekcjoner zawsze chce utrwalić to, co wcześniej było śladem, ale niewidzialnym – dzięki kolekcjonowaniu uzyskuje on widzialny, materialny kształt. Bo też kolekcja to swoiste królestwo materii, które jednak przenika określona, specyficzna pneuma danego, kolekcjonowanego zbioru. Dusza kolekcji innymi słowy określa to, co określamy tym mianem.

    Istnieją de facto dwie strategie kolekcjonerskie. Jedna jest rodzajem anty strategii, albo strategii negatywnej, gdy chcemy o kimś zapomnieć, na przykład o zdradliwej albo toksycznej miłości, wyrzucamy przez przysłowiowe okno, na bruk, wszystko, co z daną osobą było związane: kartki, pocztówki, widelce, talerze, łyżki, wszystko, co było związane z daną osobą i co nam ją przypomina. Również wizyty we wspólnych miejscach, czy odsłuchiwanie wspólnej kiedyś melodii piosenki, staje się swoistą traumą nie do przeżycia, którą można jedynie anihilować.
    Druga strategia jest rzecz jasna pozytywna oraz afirmująca, kolekcjonujemy po kimś rzeczy, ponieważ kogoś kochamy i chcemy tej osobie oddać należny hołd, wręcz ją jakoś uświęcić.
    Kolekcjonować można wszystko: od orzechów, kamieni, figurek porcelanowych, dzwonków, po wielkie dzieła sztuki, czy pięknie wydane książki – jak to robią zwykle bibliofile. Kolekcjonować to nie tyle żyć w zastępstwie, co żyć w ciągłym jakby odniesieniu, w linii nieustającej kontynuacji; kiedy dana osoba żyć przestanie, zostanie po niej istotny ślad materialny – zatem dzięki kolekcjom można niejako zyskać nadzieję na nieśmiertelność, czy choćby przedłużenie życia tej osobie, na której szczególnie nam zależy. Zatem istotna oś relacji, jaka by przebiegała przez to, czym jest kolekcja, byłaby rzecz jasna osią miłosną.
Kolekcjoner to ten, który kocha to, co kolekcjonuje, kocha swoją kolekcję nie tylko w sensie materialnym i widzialnym, ale również w tym niewidzialnym i niematerialnym sensie, kocha kogoś bądź coś, co za daną kolekcją stoi i co istotnie wprawia ją w ruch. Tym pierwszym, tajemniczym poruszycielem kolekcji, jest bliżej niezdefiniowany afekt kolekcjonera, dzięki któremu dana kolekcja może w ogóle powstać.
    Ze szczególnym rodzajem kolekcji mamy do czynienia w tej książce. Stoi za nią pozytywna strategia miłości, którą wcielili w życie Pan Hieronim Sieński i Pan Maciej Rudy.
To oni, systematycznie, z wielkim trudem, pasją oraz zaangażowaniem ocalają wszelkie trwałe formy, które pozostawił do tej pory po sobie wielki bohater tej kolekcji, bo wielki artysta i człowiek, Kazimierz Wiśniak.  
   Kolekcja Sieńskiego i Rudego to swoisty miszmasz i heterogeniczny konglomerat od wielkich dzieł sztuki, wspaniałych obrazów i scenografii Wiśniaka, przez jego rękopisy, książki, przeróżne bibeloty, aż po gromadzone pieczołowicie niedopałki papierosów, które Mistrz zostawia, paląc w Galerii na Ogrodowej, swoją ulubioną markę. Jak przyznaje Maciej Rudy: „Kolekcjonerstwo kosztuje, na tym się nie zarabia, ale nas to bawi, to jest nasza pasja, daje napęd i radość życia, przebywanie z twórczością Wiśniaka jest dla nas twórcze. Jeszcze wystawa w PAU się nie skończyła, a już są kolejne propozycje z Bydgoszczy. Wiśniak nie wie, co będzie zawierać dana wystawa, zawsze to dla niego jest niespodzianka. Tematyka jest bardzo bogata, zawsze czymś nowym daje się zaskoczyć. W kolekcji mamy pracę od najstarszej z 1948 roku, „Matka przy stole” do ostatniej pracy, z maja”. Pytany przeze mnie Maciej Rudy o to, co Wiśniakowa kolekcja zawiera, odpowiedział: „Filiżanki, okulary, „Kurier Lanckoroński”, tak jak oddawał do drukarni, małe słoiki dżemu, kieliszki, łyżeczki srebrne, karty do gry, niedopałki – będąc na Ogrodowej, Wiśniak pali papierosy, stąd potężna kolekcja niedopałków Wiśniaka. Praca „Widok z okna”, oprawiona w ramy okienne, widok z okna to autentyczny widok z okna. Rękopisy, Wiśniak nie ma komórki, maszyny do pisania, komputera, komórki. Robi wszystko jak dawniej, pisze rękopisy, które potem skleja i z tego powstają rulony, które są rozwijane podczas wystawy, wtedy każdy może zobaczyć jak Wiśniak pięknie kaligrafuje. Widokówki. Starsze obrazy, nawet „Piwonie” – na pierwszy rzut oka, prace jak nie Wiśniaka”. W dalszej części kolekcji, Maciej Rudy, wymienił, co następuje: Scenografia do Jasełek, szopka z Zagórza, prawdziwa scenografia do przedstawień szopkowych w styczniu. Dużo prac z Lanckorony, największy dział to Lanckorona.
Szereg rysunków do szopki z Zagórza, również bilety. Cykl rysunków Wiśniaka Znaki Zodiaku. Zbiory Kurierów Lanckorońskich, które przez ten czas cały czas się ukazywały. Rubryka zakrapiania oczu po operacji zaćmy jest również częścią kolekcji, ciekawostką, czymś śmiesznym, są też niedopałki papierosów, życiorys, indeks ukończenia Akademii Sztuk Pięknych. Pędzle Wiśniaka, paleta Wiśniaka, pędzle są zawsze wytarte, wszystko Wiśniak zużywa do końca, jest wzorem do naśladowania pod względem staranności, dokładności, oszczędności. Oprócz tego kolekcja zawiera również portret Daniela Mroza, rysownika z „Przekroju”, mentora Kazimierza Wiśniaka – pastel. Część rzeczy kupujemy do zbiorów.
W dalszej części kolekcji, jak mówi Rudy, zobaczyć możemy: bogaty zbiór widokówek z Lanckorony, obrazy jeszcze sprzed Akademii Sztuk Pięknych, w których Wiśniak szuka swojej kreski. Lanckorona robi się Wiśniakowa od strony użytkowej – np. kubki z rysunkami Kazimierza Wiśniaka z Cafe Pensjonat w Lanckoronie, kieszonki na łyżkę, nóż i widelec również zaprojektowane przez Wiśniaka. Przede wszystkim duża kolekcja książek Wiśniaka – zarówno jego, jako pisarza, jak i ilustratora. Zaprojektował kiedyś również wachlarz do Teatru Starego. Również dużo scenografii, kostiumów, programów teatralnych – większość zbiorów teatralnych jest na wystawie teraz w PAU. Podziękowanie od Krystyny i Andrzeja Wajdów – w podziękowaniu za trudny sezon teatralny i życzenia dobrego odpoczynku w Lanckoronie z 1978 roku. Podziękowanie od Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy za podarowanie swojego rysunku na licytację. Dużo podziękowań, dyplomów. Ostatnio Wiśniak ilustrował wiersze Sławomira Krzyśki. Kolekcjonowanie miało miejsce od dnia poznania Wiśniaka do dzisiaj. Zwraca uwagę różnorodność kolekcji, nie tylko prace, ale również rzeczy osobiste, niekoniecznie związane z twórczością.
    Przechadzając się po Galerii na Ogrodowej, rozmawiając z Maciejem Rudym, zobaczyłem także biedronkę, swoisty Wiśniakowy emblemat. Usłyszałem również o filmie Wojciecha Majewskiego pt. „Zaczarowany świat Kazimierza Wiśniaka”, w którym wybitny aktor Wojciech Pszoniak celnie puentuje, że w zeszłym wcieleniu był Wiśniak krasnoludkiem, gdyż wszystkie rzeczy, które robi, są malutkie. Maciej Rudy opowiadał mi również, że nie tylko wystawy przez nich organizowane są dla Mistrza niespodzianką, ale również urodziny, gdyż na swoje urodziny Wiśniak po prostu by nie przyszedł. Król lanckorońskich krasnoludków oraz honorowy obywatel Lanckorony, jak i pierwszy jej Anioł, prowadzi również dziennik, w którym zapisuje rozmaite obserwacje oraz wydarzenia, np. ostatnio śmierć królowej Wielkiej Brytanii. Dodam, że wesołe towarzystwo z Ogrodowej urządza również Panu Kazimierzowi wieczorki filmowe filmów z lat 50 tych, przed którymi starannie wcześniej przygotowany referat wygłasza przeważnie Hieronim Sieński.
   Kolekcjonuje się rzecz jasna nie dla siebie i swoich, nie dla samego kolekcjonowania, ale przede wszystkim dla ludzi, którzy później daną kolekcję mogą podziwiać. Zatem przedstawiam w chronologicznym oraz telegraficznym skrócie, listę wystaw dzieł Kazimierza Wiśniaka, które do tej pory udało się Panom Rudemu i Sieńskiemu, zrealizować:


                    1. „Mój świat - rysunki i obrazy Kazimierza Wiśniaka”

              Kraków (styczeń) 2009, Ośrodek „Zdrowie i Uroda” 

 

1.      „Kazimierz Wiśniak - Plakaty”

         Łódź (październik) 2013, Galeria Papieru i Druku w Centralnym Muzeum Włókiennictwa

 

2.      „Kazimierz Wiśniak - Mistrz detalu i precyzji”

Kraków (marzec) 2016, Biblioteka Główna AGH

 

3.      „Silva rerum”

Mińsk Mazowiecki (listopad) 2016, MDK wystawa w ramach 8 Festiwalu Piotra Skrzyneckiego

 

4.      „Kazimierz Wiśniak – Czarowanie kolorem”

Jarosław (maj) 2017, Zespół Szkół Plastycznych - Galeria Synagoga

 

5.      „Świat Kazimierza Wiśniaka”

Kraków (październik) 2018, LOŻA, Klub Aktora SPATiF

 

6.      „Jubileuszowy Wiśniak”

Kraków (grudzień) 2019, Wydawnictwo VANDRE otwarcie stałej Galerii K.W. z okazji 88 urodzin mistrza

 

7.      „Znaki Zodiaku”

Kraków (sierpień) 2020, Wydawnictwo VANDRE – Stała Galeria Kazimierza Wiśniaka

 

8.      „Ze zmierzchem przychodzą pokusy”

Kraków (czerwiec) 2021, Piwnica pod Baranami

 

9.      „Wiśniak w zVisie”

Kraków (wrzesień) 2021, Rynek Główny - Drink Bar Vis-à-vis

 

10.  „90x90” – 90 prac na 90 urodziny Kazimierza Wiśniaka

Kraków (grudzień) 2021, Galeria GLAJZERNIA wystawa w dniu 90 urodzin 11.XII.

 

11.  „90x90” – Kazimierz Wiśniak

Mińsk Mazowiecki (listopad) 2022, MDK wystawa w ramach 13 Festiwalu Piotra Skrzyneckiego.

 

12.  „Kazimierz Wiśniak – teatralny i piwniczny”

            Kraków (kwiecień) 2023, Archiwum Nauki PAN i PAU

    Ową listę wystaw, którą sporządził dla mnie Maciej Rudy, uważam za potrzebną, a nawet konieczną do przedstawienia, aby przede wszystkim unaocznić wielką pracę tych dwóch niestrudzonych poszukiwaczy zaginionych skarbów Wiśniakowego świata: Panów Rudego oraz Sieńskiego. Dodam, że wystawy owe cieszą się bardzo dużym zainteresowaniem oraz powodzeniem. Jak przyznał Maciej Rudy, być może przyczyna tkwi w tym, że ludzie zmęczeni są tym, czym jest życie, a bardzo często nie niesie ono wesołych przygód, a częściej choroby, utratę pracy, śmierć najbliższych osób, które kochaliśmy najbardziej - krajobraz Wiśniaka daje od tego odskocznię w świat bardzo radosny i bajkowy, przy którego oglądaniu możemy wypocząć i na nowo uwierzyć w cud życia, piękno otaczającego świata, a nawet na chwilę zapomnieć o codziennych znojach i udrękach oraz oddać się marzeniom.
     Panie Kazimierzu, Panie Macieju, Panie Hieronimie, dziękuję Wam za wszystko, za to, że dzięki Wam, choć przez chwilę mogłem zamienić się w krasnoludka przechadzającego się magicznymi uliczkami Lanckorony, nawet nie wiecie, a może wiecie, jak bardzo wielu ludziom pomogliście i pomagacie. A teraz po prostu pozwiedzajmy zaczarowany świat Kazimierza Wiśniaka.  



środa, 31 stycznia 2024

Wyimki, fragmenty, intuicje, błyski _ cz. 38

Przyszedł dzisiaj do mnie sam Michał Piętniewicz. Przywitałem się z nim kordialnie, a potem dałem plaskacza i naplułem w twarz.

Piętniewicz ostatnio dostał torsji. Zataczając się wypadł za burtę pijanego statku.

Niektórzy są zbyt delikatni na moje Wyimki, prawda Pani Marianno?

Czasem wydaje mi się, że Pan Bóg mówi do mnie jak do debila. Lecz, kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha. Bliskie jest Królestwo Boże.

Ten niby wariat, który to wszystko wypisuje, to w gruncie rzeczy cwaniak. Nie ufajcie mu.

Wstaję rano i przechodzi mi ogromna złość na świat. Z sercem skruszonym przyjmuję nowy komunikant dnia.

Świetnie sobie radzisz Piętniewicz. Zapytaj Jezusa lub Boga dlaczego…

Strategia przetrwania: nikomu się nie narzucać. Zgładzenie za „darmo” jest de facto niemożliwe, albowiem kat siłą rzeczy musiałby przyznać, że cokolwiek znaczysz.

Powszechna, ludzka strategia: kiedy nie wiedzą o co chodzi, napierdalają ile wlezie, ponieważ ich zdaniem, wiedzą o co chodzi.

Ciekawie się zrobi i prawdziwa przygoda się zacznie, kiedy już nie będę w stanie ruszyć ręką ani dupą.

Odeszła ode mnie chęć spisywania rzekomych odkryć o oczywistej marnocie tego świata i mizerocie ludzkich motywacji. Nawet wariaci walczą teraz po różnych szpitalach oraz oddziałach o palmę pierwszeństwa najbystrzejszego wariata, najbardziej zasłużonego wariata, przodownika pracy wśród wariatów czy wariata starca, pouczającego młodych wariatów. Zatem kończę ten koncert eunuszy, wybaczcie, że jakżeby inaczej, ale fałszywym dźwiękiem.




środa, 24 stycznia 2024

Wyimki, fragmenty, intuicje, błyski _ cz. 37

Zasadę: każdemu podług zasług, rzecz jasna wprowadziły podstępem na świat kobiety – już zresztą w rajskim ogrodzie to widać. Facet w swojej prostocie w ogóle by się nie zorientował, że robi coś za darmo. Stąd mamy to, co mamy, czyli arenę gladiatorów, miast stosunków przyjacielskich.

Nie wiem, czy jestem wielkim pisarzem. Bo jestem wielkim pisarzem.

O czym marzę? O tym, co zawsze. Efektownym samobóju przed nastaniem świtu, aby nie musieć już zadowalać głupszych ode mnie, czyli niemal wszystkich żyjących.

Nie robić rozmaitych, kretyńskich rzeczy tylko dlatego, że jest się na nie za mądrym? Być może tak migają się jedynie ludzie nie nazbyt zdolni.

Zakochaniem powoduje często nadmierna ambicja zakochanej bądź zakochanego, ergo jest to stan umysłu zawsze zdeformowany.

Kiedyś uklękniecie przede mną wszyscy, ale mnie już nie będzie na tym świecie.

Dzisiaj powiedziałem coś Ewelince, ale to nie zmieniło wiele: przebaczyłem jej, że mnie zabiła, ale nie jestem w stanie jej znów pokochać.

Te wszystkie psycholożki, terapeutki, są intelektualnie nazbyt żylaste, a ja zawsze wolę odrobinę więcej mięska, tłuszczyku, itp.

Zmieniaj się Piętniewicz, zmieniaj, uciekaj, syp piaskiem po oczach, myl tropy, ukrywaj się, rób miny i nigdy w jednej nie zastygaj i nie daj się proszę nigdy żadnej, przemądrzałej pindzie, a dla panien prostych, bądź zawsze miły, delikatny i wyrozumiały.

W nocy i nad ranem, pisząc te Wyimki, przeprowadzam na sobie operację, kroję się na żywca, boli jak chuj.

Zachowanie rozmaitych jegomości ze Zwisu, jest wobec mojej osoby skrajnie nieuczciwe, rzekłbym nawet: sadystyczne.

Najszlachetniejszą i najtrudniejszą sztuką, jaką wymyślono, jest sztuka konwersacji.

Umiejętność dopasowania swego wielorybiego cielska do rozmaitych sytuacji mikroskopijnych, jest nie lada sztuką.

Ćwiczę się w nowej umiejętności życiowej: bycia wariatem zawodowym. Wierzajcie mi, w obecnym świecie to wyjątkowo łatwe: wystarczy się do tego świata dostosować.

Zasadniczy konflikt w człowieku przez Boga obdarzonym, to konflikt między nieetycznym talentem a etyczną mądrością.

Jedynie starym, z dawno wygasłym seksem babom imponuje mądrość, młode zawsze podążą za talentem.

Dziś, żeby zdobyć młodą, zajebistą landrynę, nie wystarczy Nobel. Trzeba mieć jeszcze przynajmniej milion followersów na rozmaitych youtubach, instagramach oraz innych chamach.

Sztuczna Inteligencja żywo mnie interesuje. Być może uwolniłaby moją zbiedniałą do szczętu od choroby psychicznej duszę i mógłbym ze spokojem najebać się w Zwisie, nie myśląc z niepokojem o jutrze.

Nie bądź naiwny, nie uda Ci się, masz za mało czasu i za słabe zdrowie.

Wchodzisz bracie w jakieś pseudo uwodzenie słodkiej, debilnej a do tego bezczelnej, bez sumienia dziuni, a potem bracie żałujesz, że dałeś porwać się swojej naiwności.

Wielu buców, łącznie z Żurakowskim zresztą, próbowało mnie zdetronizować, ale wy – buce, pamiętajcie, król jest tylko jeden.

Piętniewicz jest bardzo kiepski, jeśli idzie o pierwszy impuls, za bardzo myśli sercem… Stąd jego fiasko totalne.

Jedyna, uczciwa walka o sławę, ma miejsce w psychiatryku.

Piszę to po to, aby wyczyścić swoje, prywatne rany, to bardzo boli… Ludzi innych nie wyczyszczę, są nazbyt skurwieni.

Brakuje talentu, porządku, woli, sił intelektualnych, w obecnym momencie brakuje wszystkiego, czas chyba pójść do infirmerii.

Co to jest czytanie? Czytanie to jest najpierw odrzucanie, a potem afirmowanie.

Większość zdecydowana moich ostatnich relacji damsko – męskich, to była zupełna katastrofa, która nie chce się skończyć.

Ludzie mnie zaiste gówno obchodzą, bo jakże może obchodzić coś, co tak przenikliwie rani? Trzeba być pierdolniętym, aby miłować zadających ból katów.

Ciągnij za język, ciągnij, a ci przypierdolę.

Sam się językiem stwarzasz, więc na co się kurwa obrażasz?

Mam wspaniałych przyjaciół – pisarzy, dla których mam prezent od serca: gilotynkę.

Mam dla Was wszystkich, koledzy, a przede wszystkim dla siebie, wspaniałą wiadomość: po śmierci już nie będę Michałem Piętniewiczem, wychujam was dokumentnie.

Nie ma na co się obrażać, weź się w garść i pokaż, że umiesz walczyć szablą, a nie patykiem.

Kiedyś pisałem wiersze; wielu obecnych, poetyckich poczciwców mnie rozczula, ale macham na to ręką.

Nie jestem Narcyzem, albowiem odbijam się zawsze niekorzystnie w świetle przez toksyczne opary mego mózgu wytworzonym, ergo nie mam dla siebie litości najmniejszej.

Funkcja państwa była, jest i będzie zawsze dewiacyjna. Jezus chciał to wszystko rozpierdolić, ale powstrzymano go, a potem pomalowali farbkami słodkiego Jezuska, do którego modlą rozmaite, egzaltowane panienki bądź zdewociałe, stare baby.

Nadzieje, wiary, filozofie, od zawsze oparte na instytucjach państwowych, są takie, jak owe instytucje: chujowe również.

Gubię się w krainie odbić rozmaitych, a tak bardzo zależy mi, aby w którymś lustrze w końcu odbić się mądrze.

Droga, którą idę, jest bardzo ciężka, bo de facto idę nią całkiem sam niemal… Towarzyszy mi kilku wariatów, to wszystko, jeszcze osiołek mojej choroby psychicznej, na którym dreptam w wysokich górach.

Rozświetlenie. Waldek prosi o wiersze. Niestety, panie i panowie terapeuci nie chcą, żebym pisał wiersze, wolą zdecydowanie, abym cierpiał, by mogli mnie leczyć.

Gdybym był nierozumiany, to byłoby jeszcze bardzo dobrze. Ale ja nie jestem nierozumiany, jestem glebiony i jebany.

Jak się robi dzieci? Wychodzi się z domu, poznaje (najczęściej w stanie zanietrzeźwionym), jakąś wredotę i tak dalej i tak dalej. Ja tego nie robię, ponieważ uważam, że to do szczęścia zbędne.

Ludzkość wymrze z powodu nadmiernego konformizmu oraz powtarzania do znudzenia tych samych, kretyńskich sloganów. W trupiarni owej przetrwają jedynie jednostki skrajnie nieprzystosowane.


środa, 17 stycznia 2024

Wyimki, fragmenty, intuicje, błyski _ cz. 36

Wieloryb w końcu odpoczął na plaży.

Człowiek przez całe życie walczy. Najbardziej waleczne są rzecz jasna kobity i permanentnie fingują czystość swoich chwytów, symulując to i owo. Trzeba żelaznego hartu ducha oraz oceanicznego dystansu, aby wytrwać i wygrać.

W każdym jest coś zarówno z krasnoluda jak i elfa. Kto chce być tylko krasnoludem albo tylko elfem, nie patrzy wystarczająco głęboko na otaczającą rzeczywistość.

Poezja nie bierze się z poczucia siły i kontroli, lecz z potrzeby zupełnej bezradności wobec świata, który zbyt dotkliwie rani, aby był możliwy inny plaster, aniżeli ten: plaster poetycki.

Im dłużej żyję, tym mniej wiem o co w życiu chodzi.

Nie ma się czym  generalnie zachwycać…

Na chwilę przeszyła mnie strzała miłości i umiłowania życia. Znów zacząłem kochać ludzi.

Pisaniem niszczysz Boże dary, przestań pisać.

Zrobią ze mnie świętego, ale dopiero po śmierci. Na razie nie mnie nie ma. Nigdzie.

Kto kocha się jedynie w języku, człowieka nie zobaczy nigdy.

Nigdy nie nauczy się władać szpadą ten, kto w połowie drogi swojej szpady nie złamie. Najważniejszą umiejętnością w życiu, jest umiejętność rezygnacji.

Moje wnętrze jest niezwykle młode, rozwibrowane, kapryśne, chimeryczne, dziecięce, zaś wiedza, którą posiadam, jedynie pozornie dodaje mi powagi.

Z gęby zaczynam przypominać moją śp. babkę Zośkę, nie mogę doczekać się, kiedy ją spotkam.

Kiedy pomyślę głębiej o życiu, trudno mi odpowiedzieć na pytanie, na ile piękne ono jest, a na ile dojmująco smutne i głęboko przerażające i kompletnie bez sensu.

Nauczyć się odpuszczać ludziom, albowiem wiele ich uchybień wobec Ciebie bracie, wynika, oprócz rzecz jasna spierdzielonego życia, zawiedzionych ambicji, utajonych kompleksów, ze zwykłej, ale i potężnej sklery.

Masz znikomy wpływ na to, jak Ciebie czytają inni, choćbyś nie wiem, co zrobił i nie wiadomo, jak się starał, tego nie zmienisz… A wszelka próba interwencji czy korekty swojej twarzy u tej, tamtej bądź tego czy tamtego, gorzej by jedynie o Tobie świadczyła.

Matki jedynaków to niestety zawsze były kwoki na grzędzie, wysiadujące rozmaite curiosa.

Te wszystkie nudne, infantylne podchody, gry salonowe, krakowskie gierki dobrze wykształconych kretynów, którzy niczego nie mają i nie mieli do powiedzenia.

Że jestem pacjentem psychiatrycznym. Tym samym, ale ciągle innym. Od 20 lat dźwigam jarzmo, grób i życie choroby.

Ludzie o wielkim talencie i nadwrażliwości, nagminnie nie przestrzegają reguł gry i notorycznie się podkładają. Interesuje ich bowiem sama istota konfliktu, a nie owe uwielbiane i hołubione przez wszystkich aktualia, które gwarantują skądinąd komfort, wygodę, bezpieczeństwo oraz higienę. A w naturach głębszych generują wielką tęsknotę za złączeniem.

Kobieta najtrudniej przyjmuje komplement od innej kobiety.

Osiągnąć sukces to skutecznie zamydlić oczy stojącym wyżej od ciebie… Prawda cię może wyzwolić, ale nie na tym świecie.

Ogrom manipulacji, jaki dokonuje się w każdej sferze życia społecznego, jest tak dojmujący i tak olbrzymie czyni spustoszenie na tym, co umownie jedynie zwiemy „prawdą”, że gdybym zaczął ową naprawdę głosić i karty swe odsłonił, podejrzewam, że nie zagrzałbym dłużej miejsca nawet w schronisku dla bezdomnych .

Są terapeutki głupie i terapeutki mądre. I tak naprawdę nie wiadomo, które są gorsze.

W zasadzie cała sztuka szczęśliwego życia w społeczeństwie polega na tym, jak umiejętnie traktować kobiety a jak mężczyzn. Większość jest zdecydowanie nieszczęśliwa, albowiem gdzieś, u zarania, robotę spierdolili oczywiście rodzice.

Najpoważniejszymi wrogami humanistów są psychologowie kliniczni. Ich język jest wężowy.

Moją umiejętnością jest strzelanie, a nie trafianie do celu. Gdybym trafił do celu, przestałbym strzelać.

Lata całe mówiłem, co różni kretyni chcieli ode mnie usłyszeć, zupełnie zaniedbując przy tym komfort wypowiedzi własnej.

Gdybym znalazł miłość prawdziwą, prawdopodobnie przestałbym istnieć. Co więcej, świat rozpadłby się totalnie, gdyby ludzie, ci bądź tamci, kochali się naprawdę. Zjawisko nadejścia miłości zwiemy Paruzją. Ale najpierw ktoś musi mieć w tym interes, aby coś takiego powołać do życia, gdyż jak uczyli nas Mądrzy, nic nie dzieje się w społecznym życiu bezinteresownie, a to, co mamy, to właśnie to, jedynie to mamy do dyspozycji: mniej lub bardziej efektywne i zadowalające daną stronę spełnianie cudzego interesu.

Czy kobieta wybierająca samotność jest idealistką czy realistką? A może niczego nikomu nie chce wyjawić, co cechuje natury nieludzko wprost zdolne.

Czasem uwierzyć w danego człowieka, znaczy uwierzyć jedynie w świadomie konstruowaną przez niego poetykę własnego „ja”. Ci, którzy owej poetyki nie tkają, zwani są potocznie wariatami, czyli tymi, którym nie zależy na stylu, lecz na prawdzie. Nieświadomi są owi, że styl to inaczej prawda. Przynajmniej wszyscy przyjęli ten ogólnik za normę, prócz wariatów rzecz jasna.

Dzisiaj pracować znaczy podać satysfakcjonującą szefa informację. Obecnie praca stała się zaprzeczeniem myślenia. Przynależy ściśle do monofonicznej instytucji.

Rozmaici nadwrażliwcy, zaprzeczając sensowności językowego przedstawienia, w tym samym momencie zaprzeczają istocie życia, którą jest komunikacja; obojętnie, czy się bredzi czy nie mówi niczego. Co zresztą stałą się powszechnie przyjmowanym pewnikiem, że brak gadania jest dla podtrzymania danej sytuacji komunikacyjnej zbawienny.

Dzisiaj ludzie prawie w ogóle ze sobą się nie spotykają, albowiem ich lustra wirtualne są o wiele korzystniejsze dla nich od tych rzeczywistych. Co więcej: te pierwsze zaczynają istotnie stanowić o przebiegu tych drugich; żegnaj straumatyzowany życiem żywocie – nastał czas permanentnego pochlebstwa, ocalenia w jedynie słusznym odbiciu, którym jesteś ty sam, bracie.

Dzisiaj jedynie jakaś galopująca poczciwość, uczciwość i dobro, szuka kontaktu z kimś żywym. Jakże bowiem piękniejsze, pociągające bardziej są owe awatary, pseudonimy, maski oraz natrętne wyobrażenia o kobiecie, która kwitnie w sposób szczególny, będąc jednocześnie w bezpiecznej odległości od brudnych, prostackich łap, jakiegoś, tfu, mężczyzny.

Stawanie się pisarzem to nic innego jak krytyczne spojrzenie na to, co się napisało.

Dzisiaj ludzie bardzo dużo czytają, natomiast owi, za pisarzy się podający, narzekają, że ich ludzie nie czytają.

Czytanie może mieć skutek dwojaki: może ono ułatwić bycie normalnym, albo zablokować do bycia normalnym dostęp.  Niemniej oczywiste jest, że czytający zawsze będzie miał przewagę nad nieczytającym, choć z reguły jej nie ujawnia, bo zwykle czytają ludzie mądrzy. Stąd pewnie, wskutek wycofania, skromności oraz nijakości owego zajęcia, nie osiąga ono nigdy powszechnej popularności – zwykle bowiem uwaga ludzka skoncentrowana jest na wymiernych efektach naszego bytowania, co tych, którzy czytają, stawia w głębokim kącie życia społecznego.













środa, 3 stycznia 2024

Wyimki, fragmenty, intuicje, błyski _ cz. 35

Z Szustaka żaden prawdziwy artysta. Nie potrafi opowiedzieć żadnej, partykularnej historii, (a jeśli już, to świńską i nieciekawą), lecz chce stworzyć jakąś ogólną pan narrację, która objęłaby wszystkich. Tak się nie tworzy kina, tak się pragnie stworzyć jedynie sukces.

Życie jest tak bardzo nieciekawe i tak potworne, kiedy ma się niby jakiś potencjał, tyra się po nocach, a sukces, jakikolwiek, w ogóle nie przychodzi, jakbyś jebał tępym narzędziem w gruby mur.

Powinienem publicznie się ośmieszyć, wtedy być może wzbudziłbym zainteresowanie.
Ale co bystrzejsi zobaczyliby, że udaję.

Pobyć sam ze sobą i ze swoimi fantomami, cóż za rozkosz, tak właśnie skończy się świat, bezboleśnie…

Szlachetnie jest zawsze mówić o kimś, nieustająco od własnej osoby stroniąc. Niektórzy to jednak mylą z permanentną napierdalanką na tych, którzy z jakichś powodów są im niewygodni.

Co robiłem przez całe życie? Próbowałem łapać język, mając wyjebane na wszystko, co nim nie jest.

Czy jestem pyszałkiem? Oczywiście, że jestem, ale ukrytym, mam bowiem świadomość tego, że pyszałkowatość jest gestem samobójczym, z którego mało kto sobie zdaje sprawę, na pyszałka święcie się oburzając, miast mu dozgonnie współczuć.

Kiedy przebywam w pasji tworzenia, zapominam o ludziach, duży błąd.

Wygrają ci, którzy pierdolą jakikolwiek sukces, albowiem prawie cała populacja obecna do sukcesu dąży tak silnie, że niedługo nie stanie odbiorców i klakierów.

Czym jest prawdziwy talent? Jest on za duży, żeby gdziekolwiek się zmieścić, dlatego nigdzie go nie ma i nikt go nie zauważa.

Realność jest dziedziną najtrudniejszą, bo najłatwiej poddającą się manipulacji, wiedzą o tym guru rozmaitych sekt. Wystarczy byle jakiemu pasibrzuchowi, powiedzieć, że jest bogiem, kiedy tamten odda owym połowę majątku i już mamy odpowiednią, usankcjonowaną religijnie strukturę.

Świat obecny tak bardzo nastaje na bezgraniczną różnorodność i tolerancję, nie zdając sobie sprawy, że jest to gwóźdź do trumny tego świata.
Rozmaici cwaniacy, manipulatorzy, ergo autorzy nowego porządku, zdają sobie doskonale sprawę, że najłatwiej manipulować ludzką dobrocią, otwartością oraz naiwnością. Dlaczego? Ponieważ człowiek od zarania najbardziej kochał samego siebie, dlatego by lepszym sam sobie się wydać i od własnej, rzeczywistej potworności uciec, notorycznie czyni dobro, by własne odbicie uczynić znośniejszym.

Uwaga o trosce: Zapytaj się bracie i siostro, czy troszczysz się o mnie, czy może bardziej o to, abym Ciebie siostro i bracie, przypadkiem nie przerósł i nie spuścił Tobie i Tobie, solidnego lania za to wszystko, co we mnie uczyniliście w tamtym, przeklętym czasie.

Co jest najpaskudniejszego, co tylko można sobie wyobrazić? Odpowiedź jest oczywista: relacje na uniwersytecie.

Wszystko w Polsce jest kwestią tak naprawdę dwóch rzeczy: polityki kadrowej i lojalności wobec kadry, o nic więcej nie chodzi. Dlatego nie jest to kraj przeznaczony do tego, aby wypłynęła w nim prawda.

Jedno w Polsce zupełnie nie popłaca: bycie skromnym i jednoczesne bycie utalentowanym.
To sprzeczność, przez którą lądujesz w ciemnej piwnicy. Jak jesteś skromny, wiadomo, że nie masz czym się pochwalić. Jak jesteś pewny siebie, ufają, że masz ogromny talent, bo inaczej nie byłbyś pewny siebie. Wniosek: ziemię moją zamieszkują kretyni, ale to prawda nienowa.

Czy można mieć na swoim koncie spore nawet czasem sukcesy i jednocześnie być nieśmiałym i wycofanym? Ależ można, naprawdę kurwa można, lecz rozmaitej maści bęcwały tego nie pojmą.

Cóż to jest prawdziwy świat? To taki, w którym realnie słuchają cię, oglądają i czytają ludzie, sporo ludzi, a nie garsteczka obłąkańców, którzy może nawet czasem nie rozumieją do końca o czym mówisz i co piszesz. Po latach jednak okazać się może, że nisza, w której tkwiłeś od zawsze, przez wszystkie lata, okazała się dla ciebie zbawienna.

Moją słabością zawsze była naiwna ufność wobec ludzi, którą wyniosłem z domu, bo skoro tam mnie kochali to i tu, na zewnątrz,  na pewno mnie będą kochać. Jakież było moje zdziwienie, zdziwienie osiołka, konfuzja straszliwa, która mnie doprowadziła do pomieszania zmysłów, że tu, na zewnątrz, jest całkowicie inaczej niż w domu: kłamią, manipulują, oczerniają, konfabulują, rzucają kłody pod nogi, zazdroszczą do entej potęgi i tak dalej i tak dalej. Słowem, dla nich byłoby lepiej, abyś nie żył. Co za klawi ludzie, doprawdy.

Czym jest prowokacja? Prowokacja jest celową hiperbolizacją pewnych zjawisk społecznych, aby unaocznić realny problem, tym bardziej przykry najczęściej, że prawie nigdy niewypowiadany. Służyłaby ona próbie oczyszczenia atmosfery z toksyn.

Co mnie spotkało na uniwersytecie? Lepsza atmosfera jest chyba w sali tortur.

Coś, co treściowo jest absurdem, językowo broni się świetnie. To zasadnicza i niestety w sensie psychicznym, dla ludzi uczciwych a obdarzonych talentem literackim, koszmarna sprzeczność, która wprawia w ruch wehikuł literatury.

Mam już 40 lat i dalej nie wiem o co mi chodzi. Może dlatego, że moje ja zostało dwa razy w życiu doszczętnie rozbite i pogruchotane na kawałki. Scalenie tego jest strasznie trudne, mozolne, bolesne, nie wiem nawet, czy nie niemożliwe…

Jeśli chodzi o grupę terapeutyczną, którą polubiłem, to ja, który najlepiej z nich funkcjonuję, jestem jednocześnie najpoważniej z nich chory.

Co utrzymuje mnie w jako takim stanie, to poczucie czy wyczucie kolekcji. Owa tworzy pewne bezpieczne ramy dla mojego rozwoju.

Moje pisanie było, jest i prawdopodobnie będzie, zawsze pisaniem przez siebie. Być może wpływ na to miała moja relacja z matką, która uczyniła mnie na zawsze młodym poetą.

Moja pasja wiedzy miała na celu jedynie nazywanie tego, czego w sobie nie rozumiałem, a co we mnie było od zawsze.

Tym samym być może moje zajęcie krytycznoliterackie jest jedynie pozorne i fingowane, bo czy ja naprawdę myślę o tym, co jest w książce?

Ojciec mój, o ogromnym wyczuciu humanistycznym, wielkiej wiedzy, może jednak pewnych rzeczy nie rozumieć. Jest politologiem z wykształcenia, ergo jego optyka ufundowana jest na świecie widzialnym, powstającym w wyniku pewnych procesów historycznych. Nie dzieli on włosa na czworo, choć z delektacją niekiedy śledzi owe procesy podziału, podejrzewam, że dla jego sposobu działania niedostępnych jako forma pewnej umiejętności analitycznej.

Z mamą moją zawsze przednio mi się rozmawiało o tym, co zwiemy interpretacją świata.
Choć różnimy się bardzo w strukturach naszych osobowości i percepcji, mamy jednak zbliżone tory myślenia na temat pewnych zjawisk, co wynika zapewne z uwarunkowań wychowania – moja mama również była jedynaczką. Ojciec też.

Grupa terapeutyczna spełnia funkcję pierwszorzędną. Pozwala na parę chwil odejść od własnej, ksobnej opowieści i empatyzować z opowieścią cudzą, albowiem nie ma chyba piękniejszego stanu, aniżeli życie na zewnątrz siebie, dlatego tak zawistny jestem wobec naukowców.

Moją słabością jest to, że najbardziej lubię chodzić na randki z mądrzejszymi od siebie, rozmaitymi profesorami, itp. Jestem ambitny, a poza tym uwielbiam się uczyć.

Z czego wynika moje napięcie? Może jestem nazbyt zdolny, aby być rozumny i mądry prawdziwie? Zazdroszczę ludziom mądrym harmonii i wewnętrznego spokoju, ja niestety byłem, jestem i prawdopodobnie pozostanę głupkiem.











wtorek, 2 stycznia 2024

Wyimki, fragmenty, intuicje, błyski _ cz. 34

Czym jest wysokie, jak najwyższe trzymanie gardy? Jest odruchem o nacechowaniu głęboko higienicznym. Niestety, ludzie o dobrym sercu, jak również dobrze wychowani, spuszczają często gardę, narażając się na ciosy, co skutkuje mniejszym bądź większym zabrudzeniem.

Kiedyś, dość dawno temu, walczyłem przez trzy lata, z bardzo nieładną wewnętrznie, choć piękną zewnętrznie kobietą. Walkę tę przegrałem na tamten czas. Teraz, po dziesięciu ponad latach, najmniejsze choćby widmo powtórnego wejścia w tamtą sytuację, wywołuje u mnie obrzydzenie, lęk i wewnętrzne torsje. Musiałem lekko opuścić gardę, Mamusia jej tak na mnie napierała, że wręcz nie wypadało leciutko się odsłonić. 

Całe moje życie nocne a czasami dzienne, składa się z odczucia totalnej napierdalanki na moją osobę ze strony nieżyczliwych mi osób.

Bartula ma rację, książki serwują światy nieprawdziwe, dlatego tak mało ich napisał, siedząc przeważnie w Zwisie i prowadząc tam, jak powiada, prawdziwe zajęcia z filozofii.

Nie wiem czemu, jestem tak bardzo teraz głęboko atakowany przez Annę… Raczej przez jej złowieszczy śmiech czarnej wiedźmy.

Znać język, to widzieć również zagrożenia w nim istniejące… Jestem zbyt lekkomyślny, albo zbyt ufny we własne siły… Są lepsi szermierze, wierzcie mi, stare baby przeważnie są mi bardzo przychylne, dlatego z rozkoszą, zamiast uczyć mnie fechtunku, podsyłają rozmaite cukierki, pomadki, słodycze, żebym najlepiej spasł się jak świnia i zapomniał w ogóle, w której ręce trzymać rapier.

Najgorsze zapasy, jakie wymyślono, to zmaganie z babą.

Moja ufność i nabożność wobec matek przeróżnych, wiąże się z faktem, że jestem ulubieńcem starszych pań, w związku z czym, jestem przekonany święcie, że od owych, nic złego mnie spotkać nie może – żaden gorszy kawałek szyneczki. Otóż nie, chłoptasiu, tak nie jest zawsze, są takie matule bowiem, które by cię utopiły najchętniej w twojej ulubionej łyżeczce herbacianej, a ty puszyściejesz coraz bardziej i coraz bardziej księżyciejesz na widok matki jakiejkolwiek, czujesz złudne bezpieczeństwo.

Szustak oczywiście ma rację, że kobieta właściwa to taka, która jest godnym przeciwnikiem.
Niestety, czasem nie ma innej możliwości aniżeli topór kata.

Jestem idealistą, sorry Piślu, albo się kocha, albo chce się ubić interes…

Chodziłem kiedyś do bardzo głupiej i bardzo poczciwej jednocześnie terapeutki, to najgorsze połączenie z możliwych.

Odzyskiwać siebie to widzieć ciut więcej…

Dlaczego pierdolnęło mną drugi raz? Za mocno kochałem…

Najpiękniej zawsze wygląda kobieta przegrana.

Cieszę się, że mam immunitet jebniętego, utrzymanie z tego tytułu i mogę pisać do woli, co mi się podoba, reszta niech spierdala i niech się zarzyga swoimi pożal się Boże, włożonymi w mundur taki czy inny, krotochwilami.

Otworzyłem lufcik, przez który wdziera się morowe powietrze. Ja tego nie potrafię już zalepić, Pan Bóg będzie potrafił na pewno.

Życie to w sumie bardzo ciekawy proces, jeżeli choć ciutkę jest się inteligentnym i ciutkę choć pracowitym.

Jestem niestety już na takim etapie, że jedynie garsteczka obłąkańców zachowuje się wobec mojej osoby uczciwie. Reszta tego nie robi w ogóle, albo stwarza mdłe do wyrzygania się pozory.

Jak osiągnąć sukces? Kup poradnik i stosuj się do przepisów. Osiągniesz sukces.

Być może, w przypływie desperacji, owa matka do mnie kiedyś zadzwoni… Niestety, będę jej musiał przypierdolić…

Jak osiągnąć sukces? Naucz się wreszcie czegoś, to gówno tutaj do niczego się nie nadaje.

Słabością człowieka i zarazem siłą, która pozwala mu przetrwać, jest poczucie, że cokolwiek o czymkolwiek wie. A tymczasem gówno wie; jedynie zmienia się w czasie, obrastając w kolejne, cebulaste warstwy, przykrywające puste niestety jądro.

Fakt, że nazywam się Michał Piętniewicz i z byle powodu ów przywołuję, może, w obecnej sytuacji, wcale nie przysporzyć mi chluby.

Zawsze przeskakuję jeden fragment, dlatego nudzę się generalnie w towarzystwie, które zwykło czytać po Bożemu, linijka za linijką.

W uśpieniu jest łatwiej (pozornie), wykonywać swoje obowiązki, ale debilem pozostajesz, nic nie poradzisz bracie na to, że dzięki twojemu kretynizmowi, kolejni terapeuci oraz inni „euci” i „ogowie”, mają ciepłe posadki.

Strategią, którą już od kilku lat stosuję, jest ujawnić wszystko, ale w ten sposób, by niczego nie ujawnić, co w dzisiejszych czasach jest dziecinnie proste, albowiem nikogo bracie, twoja historia tak naprawdę nie obchodzi.

Prędzej czy później mnie nafaszerują jakimś gównem i zrobią za mnie totalne warzywko, albowiem za bardzo w tych bądź owych napierdalam.

Chcecie, żebym był schizofrenikiem? Będę schizofrenikiem. Chcecie, żebym był profesorem? Będę profesorem. Ten dostanie jabłuszko, tamten pomarańczkę i wszyscy będą zadowoleni, prócz tego, kto się jabłuszka i pomarańczki pozbawił, ku ich, tak ku ich, uciesznej zabawie.

Spór o politykę, jest tak naprawdę sporem o język i jego estetykę, kto tego nie kuma, ten kiep.

Gest naśmiewania się ze swojego munduru, czy jego lekceważenia, jest już mocno anachroniczny, który żadnej wesołości wśród młodzieży nie budzi. Czas przeobrazić się w społeczeństwo plazmoidalne, albo w społeczeństwo ukrytych tożsamości, z których wieje ziejąca, rozpaczliwa nicość, bo nienowa to prawda, kochana młodzieży, że aby stać się nikim, najpierw trzeba być kimś. Wbrew pozorom, osiągnięcie statusu bycia nikim, to sztuka najtrudniejsza. Albowiem najpierw niestety trzeba nauczyć się szermować w mundurze.

Po czym poznać znakomitego szermierza? Po tym, że w ogóle nie macha szablą. On ma pokonać armię, a nie jakichś przygodnych bidoków.

Wygląda na to, z perspektywy psychiatrów oraz walniętych psychologów, że choroba psychiczna jest czymś za karę, albowiem już do końca życia musisz chodzić pozbawiony korony, obojętnie, czyś król Anglii, czy profesor Harvardu, epizodzik był? No to jesteś plebsem, trudno.

Z drugiej strony tzw. chorowanie, uczy pokory, dystansu a nawet poczucia humoru w stosunku do własnej osoby… Niemniej pozostaje pytanie, jak rzecz wyważyć i dla własnej, bardzo ciężko przez lata wypracowywanej pozycji, mieć jednak choć rudymentarny szacunek? Niemniej bracie, musisz mieć świadomość tego, że epizodziki, są wywoływane zawsze przez nadmierną ambicję, pychę, ufność w swoje możliwości bez ograniczeń… Uważaj bracie na skrajności.

Co umożliwia słuch językowy? Działanie neuronów lustrzanych, ergo możliwość przetrwania. Stąd większość rzeczy ukrywam, ale czasem mi się omsknie i ludzie wycofują się ze mnie wtedy…

Umiesz sypać piaskiem po oczach? Strategia ta jest mi dość odległa, albowiem wymaga pustego środka i dużych umiejętności intelektualnych – stąd nuda i jałowość owego przedsięwzięcia.

Powtarzając nieustannie i wszystkim, których napotykam, że nazywam się Michał Piętniewicz, jednocześnie zapominam, że nie ma to dla mnie najmniejszego znaczenia.
















niedziela, 31 grudnia 2023

Wyimki, fragmenty, intuicje, błyski _ cz. 33

Piszę przez siebie, stwarzam niewidzialne piekło, którego nie można dotknąć, jest to bezpieczne, bo tego nie ma, nie było nigdy, nigdy tego nie będzie.

Powiedzieć do jakiegoś ważniaka, publicznie: pierdol się bucu. No dobra, ale co to zmieni, ważniak dostanie zawału albo ważniaczka, może i lepiej, jednego chuja mniej.

Jeśli nie piszesz jajami, to lepiej zrobisz dla siebie i pisania, jeśli pójdziesz się wysikać i przestaniesz pisać.

W tym świecie dobrze bawi się jedynie kilku, do znudzenia przewidywalnych despotów.
Reszta, aby przetrwać, musi udawać, że z nabożną czcią słucha ich brzmiącego jak kataryna pierdolenia.

Ludzie wewnętrznie uporządkowani, często posiadają głęboką wrażliwość. Problem w tym, że nie da się z nimi gadać.

Celowo przeginam w tych Wyimkach w nadziei, że dotrę z tym przesłaniem do tych wszystkich do głębi dotkniętych i oburzonych imbecyli.

Rano zapewne obudzę się z poczuciem, że coś solidnego przeskrobałem… W nocy wszystko olewam, bo nigdy nie dowierzam, że Pan Bóg jeszcze zechce mój zrezygnowany do szczętu łeb kolejny raz  podnieść.

Mam bardziej pojemne serce niż Marian Stala. Gorzej z inteligencją krytycznoliteracką, ale coś za coś, to sercem zbawisz ten świat, nie rozumem.

Od dwudziestu lat mieszkam w szpitalu psychiatrycznym, wierzcie mi, to nic przyjemnego.

Kiedy rozmawiałem z Marianem Stalą o moich Wyimkach, wydał mi się krytykiem o dobrym sercu, jakoś życzliwym w stosunku do mnie. Ciekawe, co by Błoński powiedział.

Teraz, jak dostosować ten bezpośredni, Wyimkowy język do języka konwencjonalnej, napuszonej gawędy słownej. Nie obronię się nigdy. Poproszę mojego przyjaciela Mirka, żeby mi zawczasu zbudował gilotynkę na własny tylko użytek.

Nie ma niczego bardziej nudnego i konserwatywnego aniżeli awangarda, dlatego jako z koziej dupy trąba krytyk, zajmuję się tzw. poetami awangardowymi.

Wejść tak w gorset konwencji, aby nie uwierał, poczuć miłość do gorsetu i być luzakiem.
To prawdziwa miłość, za którą idą ludzie.
Ci którzy się o mnie troszczą, przeważnie mnie nie rozumieją. Reszcie służę jako obiekt do badań.

Żyję w tak do cna przeżartym zawodowym egoizmem bańkach świecie, że nic, zupełnie nic mi z żadnej strony nie grozi. Pisz se Pan, ile wlezie, i tak Cię nigdzie nie ma.

Wierzę w Boga, w Wyimki nie. Świat przez Niego stworzony jest mądrzejszy, aniżeli ta dłubanina tutaj.

Kiedy przychodzą prawdziwe obowiązki, znika wszelkie napięcie.

Wejść w coś od środka jest o wiele ciekawiej, aniżeli fanzolenie na zewnątrz tego. Dlatego terapia, choć przeważnie nudna, jest jednak o wiele ciekawsza, aniżeli wszelakie teorie, które wokół niej powstały.

Rozmowa między ludźmi? Dzisiaj nie istnieje.

Niechaj emotikony i profile przychodzą na spotkania autorskie, szkoda sobie zawracać głowę czymś tak błahym, jak owa, symulowana rzeczywistość życia literackiego, symulacrum jest prawdziwsze w tych czasach, nieliczne grupki żywych kryją swoje rzekome przewagi w bardzo zamkniętych kręgach, udając, że nic nie wiedzą o profilach i emotikanach, to strategia wygodna, ale możliwa.

Jakże często geniusz mylony jest dzisiaj z nieludzką inteligencją. To znak choroby tych czasów. Przemożne pragnienie siły.

Czy wierzę w obietnicę rajskiej szczęśliwości? Wierzę. Wszak niebyt jest w rzeczy samej rajski.

Znałem kiedyś pracownicę kultury, bardzo złośliwą i peplającą na prawo i lewo o cudzych intymnościach, o mentalności baby z targu, teraz, kiedy ona pojawia się w lokalu, ja z niego znikam.

Odbijam się w Urbanowskim jak idiota, osiołek. To jest to niby głębokie, „prawicowe” patrzenie, niesłychanie powierzchowne i do tego przemocowe.

Zostałem wydany na świat wskutek aktu przemocowego i teraz muszę napierdalać się ze wszystkimi, którzy tej przemocy są nauczeni – ja jestem na tego myślenia antypodach.

Po rozmowie z Lamprechtem, całą noc chodziłem nagi i pijany po klasztornych ogrodach, w nadziei, że spotkam katów, szpiclów i tchórzy, którzy mnie zaaresztują.

Lamprecht chciał mnie wpuścić w maliny. Jego zdaniem mu się to udało.

Pozwolić patrzeć innym na ciebie ich oczami. To właśnie owa nagość, na którą im pozwalasz, jakbyś chodził nieustająco z chujem na wierzchu.

Umiem genialnie bić się w ringu. Poza ringiem jestem uśpiony nieco i wszystkiego zapominam, bo tam już, poza ringiem, panuje wolna amerykanka.

Szukasz przyjaciół wśród pisarzy? Prędzej ich znajdziesz wśród płatnych morderców.

Przychodzi Lamprecht, „wielki dekonstruktor” i jako alternatywę mojego pisania tutaj, daje mi klatkę z kanarkami. To ciągle klatka, co z tego, że są w niej kanarki?

Jeśli czegoś nie rozumiemy, albo coś zgoła jest dla nas niewygodne, odkładamy to do klatki z napisem choroba psychiczna. I uspokojeni, wcale nie speszeni, wracamy do swoich obowiązków. Zbyt dufni jesteśmy bowiem we własne siły, aby czemuś należytą i należną uwagę poświęcić.

Przegrałem. Czas się napierdolić.

Nie ma schizofrenii ten, który zna z czego składa się materia życia. Schizofrenicy mają to do siebie, że przyspieszają zejście swoje z tego łez padołu i już zawczasu bujają po niebieskich łąkach, najczęściej z kim tam popadnie.

Rozszczepienie mojej duszy, a zarazem moja śmierć za życia, łatwe to nie jest, ale broni przed wszystkim, jak umarłemu zadać możesz śmierć? Nie możesz.

Podobne rozszczepienie obserwuję w życiu społecznym. Ludzie wolą sobie walnąć fotę z kimś, aniżeli z tym kimś pobyć, tym samym wybierają śmierć na starej fotografii, aniżeli ulotne carpe diem.

Odkąd moim zawodem stało się bycie pacjentem psychiatrycznym, muszę się do tego zawodu dostosować i udawać pierdolniętego. Gorzej, kiedy pozostali członkowie rozmaitych grup, w żadne rolę nie wchodzą, ale są, nazwijmy to, autentyczni; to wyjątkowo męczące, trzeba mieć do tego zdrowie.

Zapytaj o to, jakich masz przyjaciół, gdy coś ci się w końcu uda.

Ludzie najczęściej oburzają się, kiedy im ktoś powie, że głupio się bawią; czy to w spisek na swoje życie, czy w bycie Mesjaszem, czy w cokolwiek innego… Podobno dojrzały człowiek ma dystans do zabawy, niedojrzały nie… Ale ci niedojrzali właśnie z zabawy owej czerpią wielką radość. Czy radość ową odbierać jest czymś naprawdę moralnym?

Artyści ze swej natury, zawsze skrajnie infantylnej, dążą w swoim, przeważnie nędznym i marnym żywocie, do dwóch rzeczy: sukcesu, oby był wielki i niespodzianki, oby była cudowna. Sęk w tym, że dramat zaczyna się w momencie, kiedy stan nieustającego, wielkiego sukcesu i nieustającej, cudownej niespodzianki, nie trwa permanentnie. Wtedy ten i ów, najczęściej sięga po to, co ów stan może imitować: alkohol, towarzystwo, śpiewy, tańce, do rana. Dziecko w artyście domaga się nieustającej uwagi oraz nieustannej pieszczoty, dziewuchy spierdalajcie od takich jak najdalej.














Wyimek _ Poemat nowy _ cz. 2

Wieniu, kiedy będę umierał, powiem Tobie w zaufaniu: pamiętaj stary, najważniejsze jest lizanie gnata. Przegrać z Panem Bogiem to jak wygrać...