czwartek, 18 kwietnia 2024

Wyimek _ Poemat nowy _ cz. 2

Wieniu, kiedy będę umierał, powiem Tobie w zaufaniu: pamiętaj stary, najważniejsze jest lizanie gnata.Przegrać z Panem Bogiem to jak wygrać z diabłem. Z ludem ciemnym gram w bardzo nieciekawą grę, najchętniej bym rozpierdolił to całe towarzystwo na cztery wiatry. Może mi ktoś wyjaśni, o co tutaj chodzi? Uważa, że jest większy od Chrystusa, całkowicie się pogubił, jest na wolności, a powinien być zapięty w szpitalne pasy. Jeśli uważasz, że środowisko wobec ciebie bracie, stosuje strategię gry, wysoce się mylisz, ono ciebie po prostu zlewa moczem ciepłym, dlatego sobie kompensujesz swoją szpitalną piżamkę rzekomą twoją mesjańskością, bo męskości w tobie na lekarstwo. Wielka, milcząca dziura świata, czekająca na moją śmierć jak na Paruzję, a naprzeciw niej ja z zapałką zamiast szabelki, jak myślisz drogi Watsonie, jaki będzie wynik tej zgoła niewinnej i nikomu nie szkodzącej potyczki? Walka o własną wybitność, kiedyś usłyszałem tę frazę – rzyg z ust pewnej, uczonej pani. Uśmierciłeś Mariolę draniu i znęcasz się notorycznie nad jej truchłem. Zobacz, to ten poeta – wariat, który gubi ciągle kapelusz jak głowę i uzdrawia w barach mlecznych panie bufetowe, znasz go? Oderwane zdania, myśli, a między nimi ścieżka cienia, kreska krwi. Bo królom był równy… Mogę nie pożyć już długo, żałowałem, że żyłem… „Życzę Ci, żebyś znalazł miłość”, mówiła do mnie ubiczowana, mokra od krwi Bernejo – obyś się nie myliła, Chrystusie. Panie Boże – Profesorze Bogusławie, wielkie mi razy zadajesz, trenujesz, ćwiczysz, glebisz, żeby ziarno w końcu w ziemię wrosło. Piętniewicz pokaż w końcu skrzydła, zarycz, a potem delikatnie osuń się na ziemię. Tak wykuwa się wielkość – Pomazańcowi Bożemu wiązać będą buty hufce anielskie. Tak bardzo chciałbym kochać – poczuć miąższ jej truskawkowych ust. Zakochiwałeś się zawsze w idei i zawsze miałeś rację, dopiero potem płakałeś zarzynany straszliwym bólem od środka. Gdyby o życiu literackim decydowali mężczyźni, nagrody zdobywałyby prawdziwe talenty, miast tych upudrowanych osłów z dużych ośrodków uniwersyteckich. Piszę krwią i gównem, padnijcie. Pierdolnę ci w twarz stara, przemądrzała, lewacka pizdo prawdą największą, bo Chrystusową, zesrasz się. Żadna mnie nie zechce, bo w życiu nie trzymałem młotka ani obcęgów w dłoni, pewnie dlatego, że mam je zaszyte w bandziochu, dlatego jestem, jaki jestem. Jestem prymitywem i brudasem, prymusów nie lubię. Bóg stworzył mnie do imentu pojebanym, ale Jemu ani mnie nie jest w związku z tym do śmiechu. Gdybym był zdrowy psychicznie, to by mnie w ogóle nie było, niczego bym nie stworzył. Moja relacja z Urbanowskim – wciąż sczytuje ze mnie swoją małość, dlatego notorycznie umniejsza mnie. Im więcej człowiek przeczytał, tym uważniej czyta ludzi i tym bardziej łaknie ciekawego towarzystwa – więcej takiego znajdziesz w dworcowych kiblach, parkach miejskich, poczekalniach, burdelach, spelunach, aniżeli na tych nie mających absolutnie niczego do powiedzenia uniwersytetach, czyli pralniach wysterylizowanej, wykastrowanej myśli – chór kastratów – pracownicy polonistyki UJ. Zanim Piętniewicz umrze, a już niedługo wykituje, to wam wszystkim wpierdoli, przysięgam. Zostanę pochowany w nikomu nieznanym miejscu pod jakimś drzewem, które osra pies – jedyny ślad mojej bytności tutaj. Zachowuj się, jesteś na przyjęciu u nobliwej Pani Profesor i podciągnij w końcu te gacie z dziurą na dupie. Odbijałeś się zawsze w tych wszystkich, elitarnych potworach jak kawałek sproszkowanego gówna – teraz kiedy podłożyłeś bombę pod ten przybytek, możesz spokojnie umrzeć, albowiem ładunek wysadzi i ciebie bracie. Czemu się tak naprawdę sprzeciwiasz? Światu, którzy tworzą ludzie, którzy coś potrafią, gdy ty sam niczego nie potrafisz i czujesz tylko nienawiść. Jaki ty genialny jesteś – cóż to znowu za fenomenalna umiejętność, nie umieć dotknąć siebie samego? Jedyną zasługą Szyny jest to, że nie zwraca na siebie uwagi, albowiem zarzucił mi on ongiś, że ciągle ja na siebie chcę ową zwrócić. Jam jest On – Archanioł Gabriel a imię moje 40 i 4, strzegę bram Edeńskiego Gmachu. Nie daj się zwieść językowi, nie daj się zwieść odbiciu, wiele przebiegłych a zarazem poczciwych kurew, udupiło ciebie na amen. Motywacja włożona w język i to, co poza językiem, na co nie masz wpływu, wielu frajerów, wiele frajerek jest po prostu skończonych w obrębie języka, choć ich motywacja jest oceaniczna. Ludzi pokornych interesuje świat zewnętrzny, mnie dialektyka niewidzialnego, dlatego pokorny nie jestem – pisarz to ten, który pisze o tym, że włożył rano gacie do pralki, ale że nie ma dla kogo ich uprać. Moja samotność przybija co rano Panu Bogu piątkę. Z ludźmi utalentowanymi nie ma sensu gadać, mają za dużo Boga w sobie. Masz skończoną matkę, nie miej jej za złe tego, że jest normalna i uznaje potrzebę konwencji. Jest szansa, że nie doceniasz Kiernejo, gdybyś umiał czytać ludzi, a ty ciągle o miotaczu ognia. Bo masz wielu, zbyt wielu przeciwników, ale kiedy rozsadzi cię wielkość, znikniesz. Szedłem przez dolinę, dookoła mnie latały kule i noże, ale jednak uchyliłeś się, ukłoniłeś się, zdjąłeś kapelutek przed starszą panią. Michał nie odchodź, co robisz, Michał nie skacz… Za dużo wariatów wykoncypowanych, za mało tych prawdziwych. Jesteś taki młody – stwarzasz przyrodę, zielone drzewo, niebo, liście mokre od deszczu – czarodzieju – aniele. Dlaczego wszyscy cię zostawili, a jak myślisz? Dyskretnie położyli ci rękawicę, czekają aż podniesiesz, bo niestety tego, co robisz zaakceptować nie mogą, jest ich bardzo dużo, są potężni, ale z jakiegoś powodu nie podejmują walki, z jakiegoś powodu boją się. Jak pokonać kogoś językiem konwencjonalnym? Ale cóż to za walka? Nudna potyczka na patyki… Ta prawdziwa ma za przeciwnika kosmos. Jam jest Mesjasz, Syn Boży, imię moje 40 i 4. Jesteś totalnie zatopiony Piętniewicz, ale przynajmniej nauczyłeś się pływać pod wodą. Piętniewicz, ty urzędniku od poezji – solidny, rzetelny, uczciwy, sumienny, ma zawsze porządek w papierach, zawsze przygotowany pracownik poetyckiego biura, nie dziwota, że nikogo nie obchodzisz, świat potrzebuje luzu i zabawy, a ty masz kij w tyłku. Podobno jestem schizofrenikiem… Mogę być kimkolwiek zechcecie, mogę być gejem, lesbijką, baletnicą, obojnakiem i dziwką – zagram cokolwiek zechcecie, albowiem wpojono mi od dziecka posłuszeństwo. Co powinien posiadać krytyk literacki? Przydałby mu się jednodniowy zarost. Czemu wciąż jestem smutnym, samotnym ptakiem z podkulonym dziobem, z przemokłymi piórami, odpowiedz mi Panie Jezu?  Odpowiem ci: doceń to jak żyłeś do tej pory, a ja docenię Ciebie, na razie niczym się nie przejmuj, kochaj źródło zaranne, śpiew ptaka o poranku, pokochaj swoją przytulną norę, twoje rytuały, nawet swoje rany – i to jak ranią ciebie ci, którzy chcą ciebie zranić, nie odpowiadaj, nie walcz, idź wyprostowany i dumny, kocham Cię.

Cóż znaczy słowo miłość? Niektórzy, głównie ci intelektualni, mylą ją niestety z konwencją, formą, językiem i tymi podobnymi chujowiznami a miłość jest czynem zawsze. Nie umiem zbyt dobrze zdefiniować słowa lewak ani prawak – zdaje się chodzi o to, że jedni drugim zarzucają tę samą toksynę. Kiedy obecna władza wsadzi mnie do pierdla, poczytam to sobie za zaszczyt, nie cierpię durniów, co to rzekomą szlachetnością intencji, pokrywają śmierdzące jajo własnego interesu, ohydę, gówno, okazuje się, również można upudrować. Pewnego dnia jakiś idiota, ergo politycznie poprawny gentleman, przyfasoli mi w mordę za „lewacką pizdę”, będzie święcie oburzony i dumny, że broni jedynie słusznej sprawy. Przestańcie w końcu kneblować sobie gęby, bracia moi, siostry moje, słowo najbardziej rani, kiedy strzelają nim rzekomi uzdrawiacze – bardzo biegli, do tego zakłamani do imentu snajperzy. O co chodzi w tak zwanym władaniu bronią języka? Jedni powiadają: nie miej zaufania, słowa kłamią, to pretensjonalne osły. Drudzy z kolei szepczą cichutko: pisz, co ci na sercu leży: to poczciwi głupcy. Zawsze bowiem chodzi o to, by dla dobra tzw. artystycznej sprawy wbić kij w mrowisko, celowo, może nieładnie sprowokować, a potem kopczyk ów pieczołowicie poskładać, by zadowolić mądrych i łzy u niewiast wywołać. Po cóż zdobywać kobietę? Czyń to bracie ze zwykłej ciekawości poznawczej, nie musisz tej sztuki nawet dobrze opanować, po prostu bądź ciekaw, to wystarczy. Nosa nie wyściubisz ze swojej nory, a jeśli już wyściubisz, to obrywasz i się obsrywasz, coś tu musi być ewidentnie diabłem podszyte, jeśli nie ty, to kto? Sufler: nie gadaj, milcz najczęściej, opanujesz srakę, kiedy sraka w relacjach dominuje (a najczęściej ona jest ową nicią przerwaną). Nie jestem naukowcem, szans nie mam wśród naukowców, oni mi zaraz, że to nie falsyfikowalne, a ja, że nie wiem, nie znam się, jedynie obserwacje poczynam. Mój rozpisany na wiele części (zamierzenie), wyimkowy poemat, będzie miał dużo momentów słabych i nazbyt rozwlekłych, ale w nich właśnie upatruję szansy na arcydzieło. Kto pisze lepiej niż Piętniewicz? Nikt nie pisze lepiej niż Piętniewicz, bo Piętniewicz wcale dobrze nie pisze, on pisze jedynie w sposób niemożliwy do podrobienia. Ów Piętniewicz zbyt dobrze zna mechanizmy komunikacji i nazbyt rozwiniętą ma intuicję międzyludzką, abyście go po prostu zwykłym megalomanem ogłosili. Jakie to w sumie banalne i pretensjonalne, mówić o sobie w trzeciej osobie i jeszcze używając do tego nazwiska. Tyleż w sobie mam mieszkańców, taką armią dowodzę, ale w ogóle nie zwyciężam, gdyż do boju nie idę, jestem notorycznym pacyfistą, poza tym nie lubię tłoku. Najtrudniejszy był dla mnie zawsze język relacji międzyludzkich, gdyż od początku język skonwencjonalizowany nie tyle trudność mi sprawiał, co przyjemność. Byli tacy goście i są oni dalej, co się w pokoju zamykają i podobno piszą, ale oni nie piszą, oni przepisują. Co nie znaczy, że literatura odkryciem jakimkolwiek bądź jest, opisem czy terapią, drogą życia, czy pisaniem samym, czymś nawet, co pomaga żyć – ona winna być miłością. Pamiętam: najbardziej przejmujący był dla mnie zawsze płacz Ewelinki: jej łzy na mój mrok spadały, a ja osuwałem się w ten mrok. Lewy żartowniś Urbanowski, co riposty żadnej nie potrafi wystosować , w gruncie rzeczy nieciekawa postać, albowiem poczciwość jego niby, ma zawsze posmak kwaskowaty mocno i nieco mdlący. Wyuczył się jadu używać, bytując wśród samych gadów. Owo naprawianie świata, które tutaj czynię – w gruncie rzeczy nie wiem po co to czynię, gdyż ciężko siebie za wzór czegokolwiek postawić. Jest jeszcze szansa, że zostanę świętym, albowiem ci zacni mężowie, nie tyle z Panem Bogiem całe życie rozmawiali, co z diabłem walczyli. Pragnienie sukcesu za wszelką cenę jest do cna kretyniczne, ale ono jest właśnie wpisane w moją naturę. Moja propozycja: przestańcie udawać, że nie chce wam się pierdzieć, pierdnijcie, bądźcie naturalni, a język wasz i opowieść wasza ożyją. Nieskończoność, którą w sobie dźwigasz, służy ci jako narzędzie do różnych popisów, czym wkurwiać możesz, ale z drugiej strony nie twoja wina, że ją dźwigasz, dlatego zawsze będziesz cierpieć i ty bracie i ci, co towarzyszą tobie. Ci, którzy opanowali sztukę władania językiem na jego wielu poziomach, najczęściej wypowiadają zdania kretyńskie i proste, z czego rozmówcy wyrobieni literacko, doskonale zdają sobie sprawą – przyjmując cios jak podarunek. Masa opanowała ograniczoną ilość schematów i kalek komunikacyjnych, ale nie wie ona dwóch rzeczy: po pierwsze jak tym skutecznie ukłuć, a po drugie, co ich ukuło, a pierwsze jest zwykle wynikiem drugiego, stąd milczą, obrażają się, wycofują, co bardziej sfrustrowani spuszczają wpierdol, a ci delikatniejsi w obyciu lądują w szpitalach psychiatrycznych. Kobiety zawsze najbardziej kochały siłę, bowiem tylko siła jest w stanie wyprowadzić na świat potwora, którego zawsze będzie kochać bezgranicznie i chronić – to jedyny cel siły – jej słabość.


















czwartek, 11 kwietnia 2024

Wyimek _ Poemat nowy

To dziwne, nawet nie zdajemy sobie sprawy, że każdy, dosłownie każdy dzień jest prezentem od Boga i może on być ostatnim nie tylko dla nas, to pal licho, mała strata, ale dla naszych bliskich, dla tych, których naprawdę kochamy. Kobiety żyją dłużej niż mężczyźni, są twarde i elastyczne, mężczyźni są z reguły o wiele bardziej delikatni, poza tym to kobiety są odpowiedzialne za cały ten cyrk, który mamy. To im zawdzięczamy świat ów. Niektórzy mówią o życiu, jak o wspaniałej przygodzie. Ale cóż to za przygoda, która prawie zawsze kończy się albo mniejszym albo większym rozczarowaniem. Jedyne jeszcze, co uratować może, to wakacje i świecące słońce, ale i ono nie pomoże, kiedy baba opuściła i pozostaje jedynie jeżdżenie co roku do Kątów Rybackich na samotny wojaż.Księża, zakonnicy, nie daj Boże biskupi, prezebiterzy, diakoni i cała reszta – z tego urzędu mają specjalny przywilej, aby mówić, co Bóg lubi jeść na śniadanie, co na obiad a co na kolację i o której godzinie chodzi spać – skrzętni i skrupulatni biografowie Absolutu. Zastanawiam się, ile ten z punktu widzenia logicznego, nie bójmy się powiedzieć, wielki absurd, jeszcze potrwa. Najpoważniejsza w tym wszystkim rzecz: uwierzyć w zmartwychwstanie Chrystusa i czytać ciągle Pismo św. i przestać słuchać tej całej klechowni.Podobno jest taka cierpienia granica, za którą się szczęście wielkie zaczyna, ale od czego to zależy, Bóg jeden wie, prawdopodobnie od naszej pracy, która przeważnie nie zostaje doceniona. Nic bardziej nie powoduje we mnie odruchu wymiotnego, aniżeli polityka, ale to właśnie przez tych, co się ową zajmują, jestem najbardziej lubiany… Być może dlatego, że gdyby tylko tacy jak ja żyli na tej planecie pełnej łez i krwi, mielibyśmy raj. Znam jednego wybitnie utalentowanego profesora, który schronił się do pewnej placówki i udaje debila, uznał, że to najlepsze rozwiązanie, biorąc pod uwagę okoliczności powyższe. Trwa walka kobiet z mężczyznami, wynik jest z góry przesądzony, babony są nie do zdarcia, nawet po śmierci. Po kilkudziesięciu latach nieudanego pożycia małżeńskiego (bo udane pożycie małżeńskie nie istnieje), prof. W złożył mi w sposób zaowalowany propozycję homoseksualną, którą rzecz jasna zignorowałem. Wobec mojej osoby mogą być stosowane strategie albo zupełnego otwarcia i spowiedzi albo milczenia: obie są w gruncie rzeczy podyktowane tym samym odruchem zaufania. Piętniewicz, może i jesteś pojebany, ale w gruncie rzeczy jesteś najnormalniejszy z tej całej wycieczki w wesołym autobusie. Chuj, że nikt Ciebie nie zauważył, najpierw była to Ewelinka, która kopnęła Ciebie w dupę, potem był to alkoholik – jąkała Waldek, więc w rzeczy samej możesz o sobie mówić, jako o człowieku sukcesu i bić sobie brawo, najlepiej bijąc konia… Będę miał wesoły żywot z Kiernejo: wszędzie kotki, pieski, papużki, wesoły żywot szalonego naukowca. Dla jakiejś garsteczki to, co robię, jest ważne, ale marzenie o pociągnięciu ze sobą milionów jest nierealne, albowiem miliony nie myślą, tylko podążają za tłumem. Smutno mi kurwa po śmierci Żurakowskiego, to był jedyny mądry człowiek, jakiego znałem. A już minęło kilka lat, rozjebał mi się związek, przestałem pić, odchodzą ludzie z mojej przestrzeni, nie przybywa nowych. Dlaczego wiersze swe za bezcen oddaję na pchlim targu? Albowiem uwielbiam ostentację, która dodam, nikogo już ani grzeje ni ziębi. Jestem zbyt dowcipny na to, aby posiadać prawdziwe poczucie humoru. Piętniewicza nikt nie lubi, bo większość tych pierdół i safanduł pozbawiona jest talentu. Gdybym nazywał się Kopkiewicz, byłbym  jedynie bardzo zdolnym, na wskroś polskim i na wskroś zlewaczałym literaturoznawcą. Nazwisko Piętniewicz niesie ze sobą zbawienny gwarant nieistnienia, gdyż albo od wszystkich głupszy jestem albo od wszystkich mądrzejszy, albo jedno i drugie naraz, co jest możliwe jedynie u poety. Nazwisko Kunz z kolei to świetne, wybitne wręcz nazwisko dla uczonego. W momencie, kiedy w kimś się odbijasz i odbicie owo stawia ciebie w rzekomej prawdzie, najczęściej podyktowanej przez rzekome prawidła tego, obiektywne, pierdol takie odbicie, bo tamte panie i tamci panowie, nigdy tobie nie pozwolą być sobą, albowiem na gębach mają jeden tylko postulat: różnorodności, co oznacza zawsze de facto zastygnięcie w jednej, osądzającej, wyższościowej pozie. Stanowczo zbyt wiele zawodów doświadczyłem i nazbyt wiele ran mi zadano, abym teraz mógł być zdrowy. Mam jakąś skurwysyńską intuicję co do ludzi i towarzyszącą jej, równie skurwysyńską słabość, która najczęściej czyni mnie biernym bądź wydurniającym się.Od momentu katastrofy życiowej, czyli rozstania z Ewelinką, skazany jestem na Waldka, który najprawdopodobniej ze swoim, równie ściemniającym co on, kolegą Andrzejem, dawno nie żyją. Zresztą wielu w Zwisie jest takich – wyglądających pojebanie młodo jak na swój bardzo niekiedy zaawansowany wiek. Jak któryś z tego przyczółku diabła uczciwie umrze, wystawiają mu huczny pogrzeb, okraszony równie huczną stypą. Waldek do dzisiaj robi mi różne psikusy, jestem wobec nich bezradny, bo ja stety czy niestety, żyję jednak i cholera, zmieniam się  w czasie, starzeję, co nie może zabić jednak we mnie wewnętrznego, zmasakrowanego zresztą przez różne okoliczności życiowe, dziecka. Czymże jest mądrość, którą tak kocham i której tak potrzebuję, jeśli nie wyrastaniem wprost z ziemi albo trudem cierpliwego oracza? Moja żywotność, obawiam się, wyrasta wprost z nieba, dlatego jedynie mogę mniej lub bardziej udolnie naśladować mędrców trud, ale nigdy nie będę tacy jak oni, albowiem nie w mojej naturze leży bycie mędrcem. Nigdy za ziemią prawdziwie nie tęskniłem, nigdy ziemi prawdziwie nie kochałem, ziemi jedynie pragnąłem i uparcie, notorycznie jej pożądałem, mając w siebie wpisaną tęsknotę najistotniejszą: za prawdziwym niebem, za prawdziwą miłością, która jednak, co tu nie kryć, aby być prawdziwą, musi z ziemi stety czy niestety wyrosnąć. To mój błąd podstawowy: że w życiu ziemskim wektor chcę odwrócić, co jest niemożliwością i kretynizmem, dlatego zapewne na drodze swej spotkałem wielu figlarzy, którym w smak taka zabawa, wypełniająca ich realną nudę. Powiedzieć, że człowiek drugi jest tajemnicą, to nic nie powiedzieć, powiedzieć, że czegoś nie ujawnia, to niczego nie ujawnić, powiedzieć, że ktoś się dobrze czuje w tym bądź tamtym towarzystwie, to minimalnie przybliżyć się do jego sytuacji. Prowadzić rozmowy głębokie? Nie od dziś wiadomo, że pisarz ma gębę zamkniętą na kłódkę i może jedynie tam czarodziejski pyłek rozsiać, bądź tam kwiatuszka zasadzić, czy gdzieindziej wyprowadzić pieska na spacer, tyle może, więcej nie może, bo mu regulamin jego powołania, służby, pracy zabraniają, albowiem mając czarny pas w komunikacji, najlepiej zrobi, gdy nic nie będzie robił. Między ludźmi rzecz jasna, bo w swojej celi i burdeliku swym zacisznym, niech gusła swe odprawia, ku pokrzepieniu choćby jednego, zdruzgotanego serca. Pisarze spotykają się głównie po to, aby się nie spotkać, rozmawiają w tym w celu, aby się nie rozmówić. Pisarz żyje w pierdlu swej nadświadomości językowej – bardziej zsocjalizowani są więźniowie, którzy zamieszkują rzeczywiste pierdle. Nie dziwi mnie w ogóle słaba, społeczna obecność literatury – zrozumcie w końcu wy infantylni moi koledzy po piórze, zakochani w sobie egocentrycy, że ludzie potrzebują normalnej, żywej rozmowy, normalnego życia, a nie waszych wydumanych dziwaczności, ułomności waszej, nawet gdyby była genialnością, cóż to szczęśliwemu człowiekowi pomoże? Świat jest do kochania, a nie do zastanawiania się nad nim, nad myśleniem w tą czy w tamtą, kto kocha prawdziwie, nie napisał nigdy ani strony – spójrzcie na Sokratesa, spójrzcie na Jezusa, przestańcie oczekiwać od ludzi, że będą podziwiali waszą nienawiść, wasze zgorzknienie, waszą infantylną, żałosną, roszczeniową postawę przerośniętych dzieci.() A jednak to powiem: świat bez literatury jest kompletnie pozbawiony głębi i do szczętu skretyniały, jest płytki, pusty, płaski jak naleśnik, bezmyślny, idiotyczny. Mnie, który to widzi, pozostaje jedynie prowokacja albo w jedną albo w drugą stronę, która i tak w niczym nie pomoże ani niczego nie zmieni, albowiem rozmowa ze ślepym o kolorach wymaga bardzo dużej wyobraźni (ks. Twardowski to potrafił robić). Ja tego czynić nie potrafię tak dobrze, jak on o ile w ogóle, dlatego temu wbiję szpilkę, tamtemu podłożę pinezkę, tamtego ukąszę, tego ugryzę, ot, nieudolne naśladowanie Sokratesa, albowiem on naprawdę miał coś do powiedzenia, ja jedynie wyrażam własne opinie i sądy, a to potrafi każdy byle dureń. Te wszystkie wycieczki z Ewelinką, do Szczawnicy, do wąwozu Homole, nie mówiąc o wielu wycieczkach zagranicznych, Grecja, Włochy, to powoduje między innymi pomieszanie zmysłów, pytanie, jaki był cel w tym wszystkim, dlaczego tyle pracy poszło na marne, coś jak moje prawo jazdy zresztą, dlaczego tak nie szanuję swojej wydatkowanej energii, dlaczego nie mam żadnych pretensji do nikogo, dlaczego mnie opuściła? Maciek, a propos Pań W i W, czy lizałeś im dupy, że ciągle o nich napierdalasz? Jebani, od początku mieliście mój kompleks, niechże was sprawiedliwe piekło niebytu pochłonie, bo od początku waszego bytu w czterech murach tego polonistycznego pierdolnika, nie powiedzieliście ani jednej, ciekawej rzeczy. A teraz niechże Wam pokażę mój ubrudzony śmiertelną toksyną język, gówno możecie mi zrobić, albowiem mój diagnosta orzekł ongiś wyraźnie: ten człowiek jest poważnie chory. Piętniewicz, Ciebie zdecydowana większość notorycznie unika, im więcej robisz, im lepiej to robisz, tym większa ze strony tzw. środowiska obojętność i permanentne dymanie Ciebie. Z wszędobylskiego gówna we mnie walę samymi kryształami, nie dajcie się zwieść, że nie są czyste, nawet jeśli są obsrane. Moje outsiderstwo jest totalne, ale zaprawdę powiadam Wam, kiedyś Was rozwalę, gdybym miał miotacz ognia… Nie zgłębisz tajemnicy życia, jeśli wpierw nie podasz dłoni Chrystusowi. Nauczcie się nowego języka tępole, albowiem język, który dał Jezus, wiecznie będzie nowy. Nie bać się gówna, które masz w sobie, po prostu wysraj je, stań w prawdzie swojego gównianego oblicza. Jezus podetrze Ci dupę. Kiedyś byłem genialnym poetą, co Bóg zresztą słusznie mi odebrał, teraz mam zadatki na genialnego klechę. Nie ma sztuki słowa głębszej aniżeli poezja, wszelkie inne formy są słowne są mniej lub bardziej zakamuflowaną irytacją, mniej lub bardziej zakamuflowanym wkurwieniem maskującym brak czegoś prawdziwego do powiedzenia. Nigdy się grafomanie nie usprawiedliwiaj z tego, co napisałeś, jak masz dać w gębę, daj w gębę i odejdź, najwyżej nazajutrz obudzisz się w tym bądź innym pierdlu, ale nie żałuj. Moja udawana, teatralna megalomania, jest żałosna, Piętniewicz wciąż jawi się jako taki, smaki, owaki, duży, wielki, największy, wszystko to prof. Pimko dawno już pokazał. Co jest najłatwiejsze? Wskoczenie na cudzą słabość. Czemu nigdy tego nie robiłem?

Bo się sam wystawiałem na ciosy i tęgo obrywałem. Język debaty publicznej jest totalnie do dupy, ale najpierw trzeba się go nauczyć, aby móc nim walczyć. Kochając bracie jedynie prawdę i zdrowy rozsądek, nie masz szans na karierę w obecnym świecie. „Jak bardzo skurwisz się, by sprzedać swą piosenkę?” Wiedzą to ci wszyscy, którym brakuje smaku. Jestem samotnym, smutnym Panem Bogiem z ul. Gurgacza 7/37, założę się, że żadna panna do mnie nie przyjdzie bez makijażu, panny nie lubią nieudacznych, smutnych, samotnych Panów Bogów, którzy nie masują czorta tego świata po dupie. Te wszystkie wasze obłudne pojęcia i spory, sprawiły, że zapomnieliście o tym, kim jesteście, wy już nie jesteście ludźmi, śmiem twierdzić, że jesteście buce przeklęte gorsi od małp. Rasista, homofob, gej i pizda – dzisiejszy świat w czterech słowach. Co jest ważniejsze? Uznanie ze strony ludzi, czy ludzie, to mi się zawsze niestety kiełbasiło, idź już spać Piętniewicz, oddaj Bogu swój sen. Kochać ludzi, nawet kiedy nie głaszczą twojej pizdy? Najtrudniejsza ze sztuk dla infantylisty, czyli niemal każdego artysty. Mężczyzna jest przeważnie zafiksowany na punkcie swojego dzieła, kobiet natomiast na punkcie życia, ale w mężczyźnie zawsze najbardziej podziwia jego dzieło. To są prawidła odwieczne, które nigdy się nie zmienią, dopóty trwać będzie postać tego świata. Mężczyzna zabiegający o kobietę jest idiotą. Czym staje się sztuka konwersacji w wieku późniejszym? Sztuką szermierki. Przynajmniej teraz, w skretyniałych do imentu czasach. W życiu zawsze lepiej odnajdzie się postmodernista aniżeli esencjalista, choć to esencjaliści są bliżej życia – postmodernistów albowiem bardziej zajmuje kolor spodni, aniżeli ich krój, fason. Pokonać Lamprechta jest tak bardzo prosto, bo on nie umie, nie umie, nie umie, nie potrafi, ale jest księdzem. Pamiętaj siostro i bracie, zanim zaczniesz osądzać, mądrzyć się, wybrzydzać, że Graal to prosty, nieatrakcyjny, zwykły, skromny, drewniany kielich. Taki kielich wybrał Bóg, lecz ty skurwielu wybierasz zawsze taki, który lepiej wygląda, bo nie ów kielich jest ważny, ale ty. Jestem w tej szczęśliwej sytuacji (kretyna), że nikogo nie zawiodłem, albowiem jak może zawieść ten, kogo nigdzie nie ma i w niczym nie jest decyzyjny?  Tak chcę żyć, tak kocham wolności, tak nie znoszę przymusu. Im starszy jestem, a niestety jestem już staruchem, zrozumiałem, że wszelkie odniesienie, negatywne może przede wszystkim, bo te pozytywne to często pozór, cwaniactwo, grzeczność wystudiowana, jest wielkim wyróżnieniem. Albowiem prawdziwy podziw wynika najczęściej z zazdrości – tak stworzone jest już to biedne pisklę człowiecze. Czymże zatem jest odniesienia brak całkowity? Byłby że on niczym innym, aniżeli domysłem, hipotezą, czymś nie falsyfikowalnym, nie mającym potwierdzenia w empirii, ergo nie noszącym znamion twardego dowodu naukowego, stąd nie mającym podstaw  bytu społecznego. Być może zamiast narzekać, że cię nigdzie nie ma, ciesz się, że nie istniejesz. Ileż językiem można spierdolić, trwa wielka bitwa bracie. Na dzisiejszym spotkaniu Pan D wypowiedział wiele sądów naiwnych i de facto powinien on wiedzieć, że dylemat, co było pierwsze: jajko czy kura, język czy rzeczywistości, jest de facto nierozstrzygalny. Pismo słusznie uczy, iż słowo było na Początku, albowiem wszelka sytuacja międzyludzka jest najpierw komunikacyjna. Najbardziej lubiani są rzecz jasna artyści, czyli durnie, którzy dysponują skończonym i fajnym repertuarem środków, a to, że niczego z tego świata nie rozumieją, jest bez znaczenia dla ich odbiorców, bo są po prostu fajni. Ludzie, którzy wybrali ludzi, zamiast języka, najczęściej nie rozumieją ludzi, którzy język wybrali zamiast ludzi. Ileż pretensjonalnej poczciwości wśród poetów różnych, laureatów mało znaczących nagród  ogólnopolskich, w katastrofalnych sądach, że język oszukuje, kłamie, itp., co świadczy jedynie o ich indolencji w rozumieniu w tego, co czytają.










czwartek, 4 kwietnia 2024

Azyl dobrej wrażliwości

Wigilia w Centrum Seniora dla osób chorujących psychicznie, która miała miejsce 22 grudnia 2023 roku, poprzedzona była Mikołajkami dnia 6 grudnia 2023 roku. Oba te wydarzenia były pełne radości a uczestnicy zajęć nie kryli swojego zadowolenia. Zwraca uwagę bezinteresowna chęć bycia razem wśród uczestników zajęć. Mikołaj, za którego przebrał się bardzo popularny wśród innych seniorów, Pan Mieczysław, był bardzo towarzyski, ekstrawertyczny, dowcipny i pełen humoru. Chwilami miałem skojarzenia z Piotrem Skrzyneckim z Piwnicy pod Baranami, obserwując Pana Mieczysława. W trakcie Mikołajków, każdy senior podchodził do Mikołaja i po uprzednim zaśpiewaniu fragmentu kolędy, otrzymywał prezent. Ze swojego prezentu byłem niezwykle uradowany – był to „Człowiek w poszukiwaniu” sensu wybitnego psychiatry i filozofa, Wiktora Frankla. Kiedy uczestniczyłem w Mikołajkach, nie chciałem, aby się kończyły, chciałem długo, bardzo długo być z seniorami, poniekąd i „moimi” seniorami. Czułem bowiem atmosferę przyjaźni i niezafałszowanej sztucznymi konwenansami wspólnoty. Wszyscy zachowali się bardzo przyzwoicie i elegancko, a przede wszystkim wrażliwie. Bo nasz Senior to przede wszystkim człowiek o głębokiej wrażliwości.
  Zaproszenie na Wigilię w Centrum Seniora, było dla mnie nie lada zaszczytem i wyróżnieniem. Usiadłem blisko prof. Cechnickiego, który obecnie jest dla mnie rodzajem przewodnika i mentora po zawiłych meandrach badania ludzkiej psychiki, ergo mówienia o własnej chorobie w taki sposób, aby przestała być ona społecznie napiętnowana. W trakcie Wigilii śpiewaliśmy kolędy, jedliśmy wyśmienite potrawy na bardzo elegancko, bogato i obficie zastawionym stole. Ta dbałość niemal o każdy szczegół wśród sprawującego pieczę nad wydarzeniem personelu, wprawiła mnie w zdumienie i nawet rodzaj zakłopotania. Jak bardzo można poświęcać się dla drugiej osoby?
Czy nie jest to wyraz miłości? Do osób w swojej pięknej wrażliwości, również na swój sposób bezbronnych, którym należy się bezinteresowna miłość, bo wtedy czują, że są zaopiekowani w owej, co tu kryć, bardzo często nieprzyjaznej i wręcz destruktywnej, społecznej dżungli. Azylem dobrej wrażliwości były zeszłoroczne święta w Centrum Seniora, która uczy jak bardzo można zbliżyć się do drugiego, aby jednocześnie nie przekraczać granic ani nie ranić drugiej osoby. Życzyłbym wszystkim takich świąt, takiego wsparcia, takiej opieki i bezinteresowności. To było ważne i budujące doświadczenie również dla mnie, który wciąż zmagam się z rekonstrukcją swojej rozbitej przez kryzysy psychiczne psychiki. Niewątpliwie doświadczyć owego budowania bezpośrednio – na przykładzie pracy profesjonalistów, jest czymś bardzo ważnym z punktu widzenia odzyskiwania zdrowia psychicznego. Dlatego tak ważna jest dla mnie praca biblioterapeuty – pozwala ona zbliżyć się do świata drugich, ale również zacząć lepiej i głębiej rozumieć swój świat. To miejsce, ten azyl, te chwile rozmów, śpiewów, miejscami ciszy – niby taka zwykła niezwykłość, jakby zwyczajność, tyle, że odświętna, aby móc zobaczyć i wypełnić to, co często umyka na co dzień – to prawdziwa sztuka, sztuka zdrowienia – dowartościowanie tego, co zwyczajne. Nauka bycia razem to dla osoby chorującej psychicznie najtrudniejsza ze sztuk, dlatego tak ważne były Święta w Centrum Seniora, które niejako poza oficjalnym regulaminem codziennych zajęć, radość bycia razem umacniały i stanowiły swoiste święto dla lokalnej wspólnoty.

Wyimek _ Poemat nowy _ cz. 2

Wieniu, kiedy będę umierał, powiem Tobie w zaufaniu: pamiętaj stary, najważniejsze jest lizanie gnata. Przegrać z Panem Bogiem to jak wygrać...