Władysław
Broniewski urodził się 17 grudnia 1897 roku w Płocku rodzinie urzędniczej.
Ojciec jego zmarł bardzo szybko, w 1905 roku, kiedy mały Władek miał niespełna
5 lat. Matka, Zofia z Lubowidzkich Broniewska, zajmowała się nim, zmuszała go
do gry na fortepianie. Mały Władek w dzieciństwie, co ważne, bardzo dużo
czytał. Na początku chodził do gimnazjum w Płocku, gdzie nie przykładał się do
nauki, robił w trakcie lekcji różne figle i kawały kolegom, jak podaje jego
biograf Mariusz Urbanek, nauczyciele mówili o nim, że „nie miał ambicji
ubiegania się o czwórki”. W 1912 roku zmienił szkołę w Płocku na Gimnazjum
Kopczyńskiego w Warszawie. Poznawał wtedy twórczość Mickiewicza, Słowackiego,
Norwida, Wyspiańskiego oraz Żeromskiego-ten kanon literatury polskiej utrwali
mu się już na zawsze.
W 1914 roku, podczas szkolnych wakacji, wybuchła I wojna światowa. Jak podaje
Urbanek, w kwietniu 1915 roku, pojawia się w Płocku oficer, który obejmuje
komendę nad oddziałem strzelców. 7 kwietnia 1915 roku gimnazjaliści otrzymują
biało amarantowe opaski z napisem
Legiony Polskie 1 pułk oraz legionowy ekwipunek: pled, plecak, manierkę, kubek.
Broniewski od siebie dołożył jeszcze notes i ołówek, bo już w tym czasie zaczął
pisać bardzo dużo, w tym analizy polityczne. W lipcu 1917 roku, za odmowę
służenia Austrii i Niemcom, wraz z innymi legionistami trafił do obozu w
Szczypiornie pod Kaliszem. Spędził Broniewski w Szczypiornie pięć miesięcy,
potem został wypuszczony. 23 października 1918 roku zdaje egzamin maturalny
przed komisją egzaminacyjną Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia
Publicznego Królestwa Polskiego w Warszawie. Otrzymał jedną ocenę celującą: z
religii, natomiast z polskiego, niemieckiego, francuskiego, łaciny, historii,
matematyki, fizyki, noty dostateczne. Początkowo podjął studia filozoficzne na
Uniwersytecie Warszawskim. W tym czasie
cały czas jest na służbie Legionowej, nauką się raczej nie zajmował zbytnio.
Matka pokazuje mu artykuł z 6 kwietnia 1919 roku o wybitnych zasługach dla
Polski Władysława Broniewskiego. W tym
czasie dostaje też rozkaz wyjazdu do Wilna, jak później napisał w swoim
„Pamiętniku”, „w Wilnie jest byczo. Wynaleźliśmy sobie jakąś eksbolszewicką
kwaterę, ongi mieszkanie urzędnika rosyjskiego i wiedziemy tu żywot burżujski”.
Czyta tam między innymi Lwa Trockiego, ma niewiele służbowych zajęć. W tym
czasie wdaje się też w rozmaite flirty i romanse, plażował nad Wisłą, pił
wódkę, spotykał się również z prostytutkami. Mama przysyłała mu paczki z
żywnością: kawałek kiełbasy, odrobina cukru, węgierskie wino, buteleczka wódki
i stare, podarte, ale ciepłe skarpety). Matka martwiłą się o syna, marzyła dla
niego o przyszłości w dziedzinie nauki i wiedzy, ale to stawało się coraz mniej
realne. Pod koniec 1919 roku znów
zaczęła się służba, walki z bolszewikami. Latem 1920 roku Broniewski otrzymuje
order Virtuti Militari oraz trafia do „Złotej Księgi Bohaterów”, publikowanej
na łamach czasopisma „Wiarus”. Broniewski wiele lat po wojnie, opowiadał
Wojciechowi Żukrowskiemu, jak zasłużył na order, trafił na
plebanię, ksiądz zapalił świecę i wyciągnął gąsiorek z wódką. Wtem zaczęli ich
ostrzeliwać Kozacy. Broniewski złapał karabin a za nim wybiegli jego ludzie,
nie trzymał się dobrze na nogach, więc kazał się wieźć w kierunku Rosjan
taczką. Żołnierze krzyczeli: „Broniewski, Broniewski”, przy czym oni mogli
usłyszeć słowo „broniewik”, co znaczy auto pancerne, broń straszna, więc
przerażeni uciekli. Odpoczywa od służby w lutym 1921 roku, dostaje też w tym
roku awans na kapitana i wraca do Warszawy, pytał siebie, co dalej. Oddawał się
wtedy pijaństwu i grze w karty, wygrane sumy w karty przesyłał matce. Wdaje się
też w romanse, odwiedza także prostytutki. W październiku 1921 roku przechodzi
do cywila. Na karcie o przebiegu służby wojskowej otrzymał wzorową opinię:
„oficer o dużym poczuciu honoru, godności własnej i prawego charakteru. Jako
dowódca w boju bardzo odważny, o dużej samodzielności i inicjatywie. W najcięższych momentach cechowała go zimna
krew, szybka i świetna orientacja”. Ale
na końcu dopisek już mniej pochlebny: „wykazuje mało chęci do pracy w wojsku”.
Jesienią 1921 roku wraca na Uniwersytet, co było trudne. Odzwyczaił się od
pracy umysłowej, trudno mu było się skupić, pisał, że wielu rzeczy nie rozumie
i że „przewyższają jego inteligencję, jak pisał w „Pamiętniku”. Studia
traktował mało zobowiązująco, był niesystematyczny: były dnie, kiedy spędzał
nad książkami po kilkanaście godzin, ale były i takie, podczas których nie mógł
się skupić i nic nie wchodziło mu do głowy. Zaprzyjaźnia się ze starszą o kilka
lat Izą Szwarc, pierwowzorem Heli Bertz z „Pożegnania Jesieni” Witkacego.
Zaprosiła go ta kobieta na kolację, ale ojciec zakazał przebywania w domu
młodych mężczyzn po godzinie 9 wieczorem. Broniewski postanowił udawać kobietę,
bo był delikatnej urody. Ubrany był w kapelusz i grube palto i jako panna
Władzia Broniewska został przedstawiony ojcu, w czasie kolacji odpowiadał na
pytana gospodarza półgębkiem. Udało się. Następnego dnia ojciec mówił do swojej
córki, że panna Władzia bardzo miło, ale że trudno będzie jej wyjść za mąż.
Izabela zaprotestowała mówiąc, że to urocza koleżanka, za którą uganiają się
chłopcy. Mówił: Czyś ty widziała jej stopy? Ona ma stopy jak saper, jak kapral,
jak sierżant. Nie, z takimi nogami nie uda się jej wyjść za mąż”.
W tym czasie Broniewski klepał biedę. Przestał dostawać oficerski żołd, został
oficerem objazdowym w Związku Strzeleckim, jeździł po całym kraju, zaniedbując
tym samym zajęcia na uczelni. Przeżywa rozczarowanie zastaną Polską, uważa, że
za dużo w niej nacjonalizmu i faszyzmu, dlatego wstępuje do Związku Niezależnej
Młodzieży Socjalistycznej, gdzie poznaje między innymi Aleksandra Wata, z
którym późnej złączą go losy. Do tego kręgu należała też między innymi Irena
Krzywicka, oni gromadzili się i dyskutowali o sztuce i rewolucji w Rosji.
Futuryści ówcześni byli najbardziej lewicujący, Broniewski do nich trochę
pasował, ze względu na liryzm swojej poezji pewnie do Skamandra. Skamandrytów
uważał za „dzieci”, on miał za sobą bohaterską służbą wojskową, jego wiersze
były proste jak rozkaz, , rytmiczne, twarde a tamtych miękkie, poetyckie.
Dzięki futurystom poznaje poezję rewolucyjną Jesienina i
Majakowskiego. Od Majakowskiego nauczy
się, co ważne będzie dla jego późniejszej twórczości, apoteozy rewolucji oraz
kultu mas. Wiąże się w tym czasie z pismem „Nowa Kultura”, gdzie zostaje
sekretarzem redakcji. Zaangażował się
również w działalność Uniwersytetu Ludowego, w ramach którego odbywały się
odczyty dla robotników, coraz bardziej zaostrzają się jego przekonania
komunistyczne. W drugiej połowie 1924 roku, Broniewski znajduje się za granicą,
pracował w polskim konsulacie w Pradze, zwiedził też Wiedeń i Drezno, odwiedził
też Włochy i Paryż.
W lutym 1925 roku, ukazuje się jego tom poetycki „Wiatraki”, złożony z 18
wierszy, który został dobrze przyjęty przez krytykę, pisano o pierwszorzędnym,
mocnym talencie, o objawieniu się prawdziwego poety, doszukiwano się również w
jego wierszach komunistycznych deklaracji.
Po „Wiatrakach” ukazał się tom „Trzy salwy”. Jesienią 1925 roku, poeta
zostaje sekretarzem, najważniejszego wówczas pisma literackiego w kraju,
„Wiadomości Literackich”, którego naczelnym jest Mieczysław Grydzewski. Od
czasu do czasu pisuje sporadyczne recenzje między innymi o Tuwimie,
Zegadłowiczu. Dużo tłumaczy, przekłada z rosyjskiego.
W maju 1926 roku dochodzi w Polsce do przewrotu majowego. Piłsudski, na czele
wiernych mu oddziałów, ruszył na stolicę, w mieście doszło do walki,
zaatakowano Belweder. Kapitan Orlik, czyli Broniewski, również poparł
Marszałka. Wierzył, że Piłsudski wcieli
w życie ideały rewolucyjne, w które wierzył. Dwa lata później, 1 maja 1928
roku, bierze udział Broniewski w antypiłsudczykowskiej demonstracji na Placu
Teatralnym.
Na wiosnę 1927 roku, ukazuje się trzeci tom Broniewskiego, „Dymy nad miastem”.
Warto zwrócić uwagę na jego związek z Janiną Kunig, którą poznaje pod koniec
1924 roku w Warszawie, na zebraniu Związku Młodzieży Socjalistycznej. Zakochał
się w niej, pisał egzaltowane, w manierze młodopolskiej listy, co nie
przeszkodziło mu się wdać w romans z inną kobietą, Wandą, która zaszła z nim w
ciążę, a on kazał jej dziecko usunąć. Janina wiedziała o tym związku, ale
wybaczyła Broniewskiemu. Pobrali się w 1926 roku, 28 listopada w kościele
ewangelicko-augsburskim. Zamieszkali na Sandomierskiej 17, w pokoiku z
antresolą i kuchnią, która pełniła jednocześnie rolę łazienki. W ich
małżeństwie nie działo się najlepiej, Janina narzekała, że Władek jej nie
kocha. Ona pracowała jako nauczycielka, rano szła do pracy, do szkoły,
natomiast on jeszcze odsypiał nocne eskapady do Ziemiańskiej, Wróbla, spelunek
na Powiślu, pod most Poniatowskiego. Po południu natomiast mył się, golił,
odświeżał i szedł na dyżur do „Wiadomości Literackich”, kiedy ona ślęczała nad
poprawianiem zeszytów szkolnych albo szła do szkoły na wywiadówkę. Jak podaje
Urbanek, małżeństwo to żyło w dwóch różnych rytmach. Kiedy nocami zapił i długo nie wracał do domu,
przynosił Janinie białe wino i ananasa. Siadywali niekiedy razem przy stole i
Broniewski zawsze chwalił się nowym wierszem, który napisał w nocy. Był to dla
nich swoisty rytuał, który przetrwał rozwód, wojnę, dwa kolejne, poważne
związki Broniewskiego, do końca życia, kiedy dzwonił do Janki z nowym wierszem,
tak brzmiała formuła:
Mówił Władek: -Bo ja, jak ta kura…
Uzupełniała Janina: -gdy zniesie jajko, gdakaniem musi tę nowinę obwieścić…
-Tobie pierwszej, kończył Władek.
Borykali się z trudnościami finansowymi nieustannie. Zwłaszcza, kiedy Janina
zaszła w ciążę. Ich córka, Joanna Broniewska urodziła się 24 listopada 1929
roku, zwana przez ojca Anką, „córką-bzdurką”. Janka, była jeszcze bardziej
zaangażowana w komunizm niż mąż, ale nie okazywała tego po sobie. W 1933 roku
małżeństwo zaczęło się sypać, Broniewski wdał się w romans ze studentką prawa,
o 15 lat młodszą, Ireną Hellman. Anatol Hellman wyzwał Broniewskiego na
pojedynek, na białą broń, na szable. 16 listopada 1933 roku o 22.30 przy ulicy
Hożej, w lokalu sportowym, odbył się pojedynek. Broniewski otrzymał kilka
draśnięć na przedramieniu, jego rywal, brat Ireny otrzymał dwa lekkie cięcia na
głowie i jedno na ręce, lekarz orzekł, że Anatol Hellman nie może walki
prowadzić dalej, po pojedynku udali się spokojnie na popijawę.
Potem przyszła kolej na następny romans, z aktorką Marią Zarębińską, dlatego
wiosną 1938 roku Janina wyprowadziła się ostatecznie od Broniewskiego, choć
formalnie rozwiedli się dopiero w roku 1946 roku w Łodzi. Po wojnie Janina była
sekretarzem partii w Związku Literatów Polskich i stawała się coraz bardziej
dogmatyczną komunistką.
W tym też czasie, pomimo kłopotów finansowych oraz osobistych, Broniewski staje
się coraz ważniejszą postacią w polskiej literaturze, obok Staffa, Tuwima,
Irzykowskiego, Nałkowskiej, Boya Żeleńskiego.
W tym czasie też zaczął pracować w „Przeglądzie”, gdzie redagował między innymi
rubrykę satyryczną „Małpie zwierciadło”.
Potem przyszedł czas na pracę w mocno lewicującym „Miesięczniku Literackim”,
który zaczął ukazywać się w grudniu 1929. Pisał wtedy wiersze mocno
zaangażowane w komunizm. Ciekawie na ten aspekt liryki zapatrywał się
Aleksander Wat, który świadomość Broniewskiego nazwał wówczas świadomością
schizofreniczną, to znaczy z jednej strony wiersze-manifesty, a z drugiej
liryka, czysta poezja, dzięki tej schizofreniczności ocalała jego poezja, jak
uważał Wat.
Za to komunizowanie miał problemy Broniewski w Polsce międzywojennej, nawet
redaktorzy „Miesięcznika” zostali osadzeni w więzieniu, gdzie jednak dostatnie
im się żyło, regularnie przychodził prowiant od Wieniawy Długoszowskiego: dwa
litry wódki, wędzony łosoś, kawior oraz inne specjały z luksusowego sklepu
braci Hirszfeldów. Broniewski w celi palił bardzo dużo papierosów, czytał
Pasternaka, tłumaczył Gogola. Pobyt w więzieniu wspomina Broniewski w wierszu
„Magnitogorsk albo rozmowa z Janem” (chodzi oczywiście o Jana Hempla).
Pod koniec 1932 roku wychodzi kolejny tom poezji „Troska i pieśń”, który
otwiera płomienna„Elegia o śmierci Ludwika Waryńskiego”. Tom składał się w
głównie z wierszy rewolucyjnie zaangażowanych, gorących, zawierał również
poematy o Rimbaudzie oraz Bakuninie, oraz poetycką opowieść o uczniu krawieckim
z ulicy Pawiej na Muranowie, Icku Gutkindzie.
Krytyka, nawet ta, która nie podzielała poglądów politycznych autora, przyjęła
tom znakomicie, Karol Wiktor Zawodziński nazwał ten tom „najwspanialszym
dziełem poetyckim nie tylko ostatniego roku”. Radykalizuje się jego
zaangażowanie w komunizm coraz bardziej, odbywa podróż do Związku Radzieckiego
w 1934 roku, po którym pisze płomienny reportaż, pytany o głód na Ukrainie w
tym czasie, wzrusza ramionami, jest coraz bardziej przepojony wiarą w jedyną,
słuszną ideologię.
Warto też wspomnieć mimochodem o miłości poety do gór, do Tatr, gdzie często
się wyprawiał, chcąc trochę odpocząć od politycznej codzienności w Warszawie.
Tatrom poświęcił piękny wiersz „Hawrań i Murań”.
W 1938 roku, wiąże się Broniewski z tygodnikiem „Czarno na białym”, gdzie był
redaktorem technicznym, a oprócz tego przygotowywał kolumnę satyryczną, miał
również redagować dodatek literacki.
Na początku 1939 roku ukazuje się kolejny tom wierszy Broniewskiego „Krzyk
ostateczny”.
Były w tym tomie wiersze dedykowane Marii Zarębińskiej, oprócz tego
autobiograficzne, jak „Bar pod Zdechłym Psem”, czy „Ulica Miła”. Tom znowu
został przez krytykę entuzjastycznie przyjęty, pisano o porażającej szczerości
poety, o wrażliwość na skrzywdzonych i poniżonych,
o rewolucyjnym tonie tej poezji, z którym się można zgadzać lub nie, ale bez
wątpienia wiersze według na przykład Mariana Czuchnowskiego, „chwytają za
gardło”.
W kwietniu 1939 roku, na wieść o mającej wybuchnąć wojnie, ukazuje się w
tygodniku „Czarno na białym”, słynny wiersz Broniewskiego, „Bagnet na broń"..
Gdy wybuchła wojna, Broniewski chciał walczyć. Zgłosił się do wojska, wyciągnął
mundur z szafy i czekał na przydział, ale przydział dla 42 letniego kawalera orderu Virtuti Militari nie nadszedł.
W czasie wojny przebywa początkowo we Lwowie wraz z innymi literatami, gdzie
stara się jakoś zorganizować literackie życie, często chodzi również po tamtych
knajpach i upija się, trwa jego problem alkoholowy. 24 stycznia 1940 roku
zostaje zaproszony do Klubu Literatów na wieczór poezji, podczas którego swoje
wiersze czytali Pasternak, Wat, Peiper. Byli tam również Rosjanie, pijani,
doszło z nimi do awantury, Broniewski zostaje aresztowany. Zostaje wpierw
osadzony w areszcie śledczym na Zamarstynowie, który był więzieniem bardzo
ciężkim. Aleksander Wat, jak opisuje w „Moim wieku”, trafił do celi, w której
na 11.5 metra kwadratowych, zamknięto 28 więźniów. Broniewski pewne tkwił w
podobnych warunkach. Do tego dochodziły częste przesłuchania, rewizje, brak
spacerów. Jak podaje Urbanek, brakowało ruchu, snu, powietrza. Dokuczały wszy i
głód. Więźniowie dostawali kawę parzoną z cykorii, ciężki, gliniasty chleb i
gotowany pęczak z odrobiną soli. Do kąpieli prowadzono raz w miesiącu, do
klozetu dwa razy dziennie. W lutym i
marcu 1940 roku powstają dwa, przejmujące wiersze, adresowany do córki „List z
więzienia” oraz „Rozmowa z historią”. W czasie śledztwa poeta nie przyznał się
do stawianych mu zarzutów. Pytano go o odchylenia nacjonalistyczne, o
antyradziecką działalność, okazało się, że donieśli na niego koledzy literaci,
którzy zmyślili zeznania: Putrament, Borejsza, Piach. Wata, jak i
Broniewskiego, umieszczono w karcerze, była to piwniczna klitka w podziemiu z
drewnianą pryczą i wybita szybą, choć za oknem panował trzaskający mróz.
Każdego ranka dyżurny wylewał na posadzkę wiadro lodowatej wody. Zaśnięcie na
pryczy, jak podaje Urbanek, choćby na kilka godzin, groziło zamarznięciem. Sam Broniewski, niczego śledczym nie zdradził,
nie doniósł na nikogo, przez pięć dni karceru chodził żołnierskim krokiem od
ściany do ściany i śpiewał legionowe pieśni, pięć dób, jak podaje Wat, który
nie mógł wyjść z podziwu i przyznał po latach Miłoszowi w „Moim wieku”, że przy
Broniewskim czuł się jak inteligencki, nędzny wymoczek.
W maju 1940 roku Broniewski zostaje przewieziony z Lwowa do więzienia NKWD na
Łubiance w Moskwie. Tam trafili również Aleksander Wat oraz Tadeusz Peiper. Tam
przebywa rok, przyznaje poeta w swoich „Pamiętnikach”, że najbardziej mu
dokuczał brak papierosów, tam przeczytał, jak się chwalił, 300 książek. Siedział tam do VI 1941 roku. Potem zostaje
przewieziony do innego więzienia NKWD, na Butryki. Trafia do maleńkiej celi, za
ciasnej, żeby usiąść, spędzili tam więźniowie kilkanaście godzin stojąc obok
siebie. Stamtąd został ewakuowany do więzienia w Saratowie, które jest położone
nad Wołgą, na południu Rosji. Tam trafił
do wielkiej, wspólnej celi, w której zamknięto setki więźniów. Tam otrzymał
wyrok: 5 lat zesłania do Kazachstanu.
Pod koniec lipca przewieziono go do stolicy Kazachstanu, Ałma Aty,
natomiast 20 VIII 1941 roku trafia do Moskwy. Próbuje dowiedzieć się, co z jego
ukochaną, Marią Zarębińską, ma wieści, że trafiła do Oświęcimia. 18 września
1941 roku powstaje jego jeden z najsłynniejszych wierszy „Droga”.
21 marca 1942 roku, na rozkaz Władysława Andersa, zostaje przydzielony Do Batalionu
Szkolnego 6 Dywizji Piechoty. Ma stawić się
w sztabie armii w Szachrisabz w południowym Uzbekistanie. W czerwcu 1942
roku, pisze wiersz „Co mi tam troski”.
W lipcu 1942 roku zostaje mianowany dowódcą kompanii w 16 pułku 6 Dywizji
Piechoty, która później została ewakuowana do Iraku. W sztabie Andersa,
Broniewski pisze wiersz „Hymn żołnierza polskiego na pustyni”, w pułku pisze
fraszki, w tym jedną, nieprzychylną na generała Michała
Karaszewicza-Tokarzewskiego, który tępił słabość poety do alkoholu.
Fraszka brzmiała tak:
"Wolę mieć na dupie czyrak
wolę zamieszkiwać Irak
wolę przegrać w każdym robrze
wolę z dwójką mieć niedobrze
wolę w wacie nosić wała
Niż za wodza mieć Michała"
W sztabie zarzucano Broniewskiemu brak patriotyzmu, szerzenie komunizmu, poza
tym bardzo dużo pił. Anders wysłał go na urlop 1 lutego 1943 roku, miał zostać
zamiast tego redaktorem technicznym dwumiesięcznika literacko-politycznego „W
drodze”, wydawanego od 1942 roku w Jerozolimie, dokąd wyruszył z Marianem
Czuchnowskim.
Jerozolimę, jak podaje jego biograf Urbanek, Broniewski polubił. Zdawał w
swoich listach relację swojej córce, Ance, z pobytu tam, z odwiedzin grobu
Chrystusa, Ściany Płaczu, dał relację znad Morza Martwego. Podziwiał Hajfę. Na tamtych terenach, powstało sporo wierszy o tematyce poruszającej cechy
krajobrazu, który obserwował. Chodził tam po knajpach i przedstawiał się nowo
poznanym Polakom: „Broniewski jestem. Polak, katolik, alkoholik”. Pił bardzo
dużo wódki.
Oprócz tego czytał. Głównie Biblię w przekładzie Jakuba Wujka, by, jak podaje
Urbanek, lepiej zrozumieć Żydów. Na wieczory autorskie Broniewskiego
przychodzili młodzi Żydzi, którzy podziwiali zaangażowanie rewolucyjne poety.
Jednak wtedy Broniewski jakby miał mniej złudzeń co do sowieckiej Rosji, zaważyło
zapewne nad tym więzienie. Kiedy rozmawiał z młodymi Żydami o komunizmie w
Rosji, powiedział im, żeby ich z miejsca wszystkich aresztowali za
drobnomieszczańskie poglądy, tryb życia, za szerzenie kontrrewolucji. W liście
do czytelniczki pisał Broniewski tak o Związku Sowieckim: „Sądzę, że ten kraj
przestał być nosicielem idei socrealizmu. Jest to państwo rządzone terrorem i
despotyzmem, zaprzeczające wszelkiej wolności, a w pierwszym rzędzie wolności
sumienia”.
Jako redaktorowi w „W drodze”, finansowo wiodło się Broniewskiemu nieźle,
pracował cztery dni w miesiącu, miał już bardzo duże doświadczenie redakcyjne,
zaczerpnięte w Międzywojniu. Zarabiał co prawda nieźle, ale wszystko przepijał
w knajpach, miał też długi karciane, wdał się też w romans z Krystyną Domańską,
która była malarką i szefową wojskowej kantyny z herbatą w Jerozolimie. Miał 46
lat, był od niej starszy o 18 lat. Wiosną 1945 roku Domańska wyjechała do
Rzymu. Wiosną 1946 roku bierze ślub z Gustawem Herlingiem Grudzińskim.
Natomiast w listopadzie 1952 roku popełniła samobójstwo.
Sam Broniewski dalej pisze i wydaje. W VI 1943 roku ukazuje się jego pierwszy
tom wojenny, „Bagnet na broń”, w 1945 natomiast tom „Drzewo rozpaczające”.
Natomiast w maju 1944 roku zaczyna pisać Broniewski poemat, w zamierzeniu, na
miarę „Pana Tadeusza”, „Bania z poezją”, blisko „Kwiatów polskich” Tuwima. W
lipcu została opublikowana w dwutygodniku „W drodze” I sza część „Bani”, która
wzbudziła zachwyt, pisano o tym dziele jako o poetyckim klejnocie, utworze o
szerokim oddechu i wielkiej formie. Broniewski zasiadł do kolejnej części, ale
nie dokończył, w listach do córki donosi, że jest „rozklekotany psychicznie, że
pisze dużo, ale że nie lubi tego, co pisze”. Poza tym otrzymuje wiadomość, jak
się później, okazuje, o śmierci swojej ukochanej, Marii Zarębińskiej, w
Oświęcimiu, wpada w coraz gorsze pijaństwo.
W 1945 roku coraz więcej osób zaczęło wyjeżdżać z Palestyny, najczęściej do
Europy, do Londynu, Broniewski czuł się osamotniony, również chciał wyjechać.
Decyduje się, co nieco zaskakujące, na powrót do Polski, rządzonej wtedy przez
komunistów, do którego stracił entuzjazm, jednak liczył, że w ojczyźnie będzie
mógł żyć, pracować, pisać.
Na wiadomość o śmierci Marii Zarębińskiej, wpada w rozpacz, chce popełnić
samobójstwo, ale okazuje się jednak, że Maria żyje. Maria miała córkę Majkę,
Broniewski traktował ją jak przybraną córkę, nazywał wróblem na nitce, a ona
jego starym niedźwiedziem. Maria i Władek poznali się w czerwcu 1938 roku,
przed wojną często spotykali się razem, nawet zamieszkali wszyscy w willi przy
Czarnieckiego 80. Na górze Janina Broniewska, Anka i Romuald Gadomski. Na dole
poeta z Marią, Majką i ojcem aktorki, sędzią Pawłem Zarębińskim. Poeta pił
wtedy, Marię to bardzo bolało, zaklinała Władka, żeby przestał pić.
Wojna ich rozdzieliła na kilka długich lat, Maria trafiła do Oświęcimia,
skierowano ją na blok karny, wysyłano do najcięższych robót. Pisała w
Oświęcimiu opowiadania o tym, co widziała, potem te opowiadania doceniono w
powojennej Polsce.
Broniewski wraca do Polski w XI 1945 roku, w dniu imienin swojej córki Anki.
Na lotnisku w Warszawie odbiera go Maria. Zamieszkują na parterze Łódzkiego
Domu Literatów, w służbowym mieszkaniu Janiny Broniewskiej. Rychło jednak
okazało się, że Maria, wskutek przeżyć oświęcimskich, jest bardzo chora. Poeta
załatwia jej leczenie w Klinice Hirslanden w Zurychu. Tam spędza czas między
sierpniem 1946 a lipcem 1947, tam też Broniewski i Maria wzięli symboliczny
ślub, gdyż poeta wiedział, że choroba żony jest śmiertelna. Maria bowiem zmarła 5 lipca 1947 roku w
klinice Hirslanden w Szwajcarii. Broniewski, po śmierci Marii, staczał się w
coraz cięższy i mroczniejszy alkoholizm.
Teraz powrót do Polski, kilka słów trzeba poświęcić temu. Otóż Broniewski był w
Polsce komunistycznej niesłychanie czczony, miano go za barda rewolucji,
bohatera, pisano, że jest równy Mickiewiczowi, ogłoszono następcą narodowych
wieszczów. Czytał na rozmaitych spotkaniach i wiecach przede wszystkim wiersze
rewolucyjne, musiał przemilczeć na przykład wiersze takie jak „List z
więzienia” czy „Rozmowy z Historią”. Miał świadczyć o tym, że Polska ludowa
jest wolna, sprawiedliwa i demokratyczna. Jak podaje jego biograf, Mariusz
Urbanek, został „jednym z najbardziej skłamanych poetów Peerelu. Jeździł na wiece, otwierał mosty, popierał z
całych sił ówczesną władzę. Bardzo dużo ludzi chciało go słuchać, na przykład
przekonał się o tym podczas pierwszego wieczoru autorskiego w Łodzi, zebrało
się wtedy kilkuset ludzi, by go zobaczyć i posłuchać. W Polsce „wolnej i
demokratycznej” bardzo dużo pił, rozpaczał po stracie Marii. Dostał od władz
mieszkanie w Warszawie, w Alei Róż, gdzie mieszkał również Gałczyński, z którym
Broniewski się zaprzyjaźnił. Trzecia żona poety, Wanda Broniewska, wspomina, że
łazienki obu mieszkań sąsiadowały przez ścianę i gdy jeden z poetów zaczął
śpiewać, drugi się przyłączał, koncertowali razem.
Broniewski, jak podaje Urbanek, „był najważniejszym poetą proletariackiej
Polski”, był, „jedną z wizytówek nowej władzy”. Jednak Broniewski nie chciał
pisać wyłącznie wierszy zaangażowanych ideologicznie, ciągnęło go stronę
liryzmu, z czego zwierzał się swojej córce Ance.
Dawał spotkaniach w wielkich halach, w świetlicach wielkich fabryk, na które
przychodziło czasem po kilka tysięcy ludzi. Wzbudzał wielkie zainteresowanie,
zwłaszcza wśród robotników, którzy poniekąd utożsamiali się z jego wierszami.
Wiosną 1948 roku Broniewski bierze ślub ze swoją trzecią żoną, Wandą Burawską.
Jak wspomina krytyk Ryszard Matuszewski, autor książki o twórczości poety,
„Wanda była opiekuńcza, ale dość ostra”. Nie tolerowała przyjaciół
Broniewskiego, jak podaje Urbanek, winiła ich za alkoholizm poety. Opiekowała
się nim i pilnowała go. To ona zadbała o to, żeby utworzono Muzeum im.
Władysława Broniewskiego, którego była kustoszem aż do śmierci w 1991 roku.
W 1949 roku napisał „Słowo o Stalinie”, poemat, który będzie mu wypominany do
końca życia. Oto cytat:
„Pędzi pociąg historii,
błyska stulecia semafor,
Rewolucji nie trzeba glorii,
nie trzeba szumnych metafor,
potrzebny jest maszynista,
którym jest On:
towarzysz, wódz, komunista-
Stalin-słowo jak dzwon!
Wielu literatów miało mu to później za złe, między innymi Marian Hemar, Gustaw
Herling Grudziński. Ciekawie pisze o tym Mieroszewski w „Kulturze”.
„Lokomotywa dziejów, którą opiewał, to nie był tak naprawdę jego pojazd.
Broniewski był czystej krwi lirykiem, wielkim poetą lirycznym”, pisał
Mieroszewski, a dalej: „O polityce, materializmie historycznym, Marksie,
Engelsie, Leninie-Broniewski nie miał pojęcia, urzeczony mitem rewolucji”.
Kilka słów trzeba poświęcić córce poety, Ance, którą on nazywał córką-bzdurką,
z którą miał kontakt przez cały czas do jej tragicznej śmierci 1 IX 1954 roku.
Znaleziono ją martwą w mieszkaniu, na tapczanie, w kuchence odkręcony był gaz.
Woli się o tym mówić bardziej jak o tragicznym wypadku, niż o samobójstwie.
Pogrzeb Anki odbył się 4 września, na tym pogrzebie Broniewski szlochał, wył,
rwał włosy, chciał rzucić się za Anką do grobu.
Anka, gdy miała 18 lat, wyszła za byłego powstańca, Stefana Kozickiego, rok
później urodziła córkę Ewę. Pracowała wtedy w Przedsiębiorstwie „Film Polski”.
Po śmierci Anki Broniewski załamał się zupełnie, zaczął koszmarnie pić, znikał
na całe noce w warszawskich knajpach, a kiedy trzeźwiał, pogrążał się w
zupełnej apatii. Jak wspomina jego kolega, Lesław Bartelski, „godzinami leżał
na tapczanie, z twarzą odwróconą do ściany”.
Po śmierci córki, powstał tom wierszy „Anka”, od stycznia 1955 do stycznia 1956
ten tom powstawał, w ciągu jednego roku. Wiersze te są wzruszające, do głębi
przejmujące. Poeta miał życzenie, żeby Ankę ekshumować i z nim w jednym grobie
pochować, ale nie spełniono jego życzenia.
Po śmierci Anki, trafia 7 września 1954 roku do Sanatorium dla Nerwowo Chorych w
Kościanie na przymusowe leczenie psychiatryczne. Dostał jednoosobowy pokój z
radiem, a przez 24 godziny na dobę czuwało przy nim ośmioro sanitariuszy. Jak
podaje Urbanek, wtedy poeta „prawie nie sypiał, bardzo dużo palił, niewiele
jadł, czytał i często wspominał Ankę”.
Broniewskiemu bardzo się w Kościanie nie podobało, narzekał na stałą obecność
sanitariuszy, dlatego podejmuje głodówkę na znak protestu, która trwała od 27
września o 3 października. Na skutek głodówki, został ze szpitala wypuszczony
do domu.
W 1950 roku, obchodzono 25 lecie twórczości Broniewskiego jak święto państwowe.
Hołd w imieniu poezji polskiej złożył mu Julian Tuwim. Dostał od władz zegarek,
Krzyż Komandorski z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski oraz willę. Jak podaje
Urbanek, wybrał dużą działkę na Mokotowie przy ulicy Jarosława Dąbrowskiego 51.
Zamieszkał w willi z żoną Wandą. Do Domu często przychodzili goście, z którymi
Broniewski pił. Dla młodych literatów był bogiem i idolem, miał 60 lat, kiedy
stanął z młodym literatami w szranki sportowe (Konwicki, Czeszko, Bartelski).
Zarządził zawody, kto stanie na rękach, wspierając się jedynie na krawędzi
stołu. Żaden nie potrafił z nich. Jedynie Broniewski złapał za krawędź stołu i
bez wysiłku stanął na rękach wyprostowany jak świeca. Broniewski potrafił, jak
podaje Urbanek, pić przez całą noc, by potem, bez snu, prezentować się rześko,
w świeżej koszuli, z krawatem. Bardzo dużo też palił, w zasadzie cały czas, na
zdjęciach ciągle jest z papierosem. Grywał też dużo w karty i dużo pieniędzy
tam przegrywał, przepijał i przepalał.
Interesowali się nim młodzi studenci
polonistyki, najważniejsza z nich, Feliksa Lichodziejewska, która przygotowała
cztery tomy jego poezji, najpełniejszy wybór, wydany w jego rodzinnym Płocku.
Czasem podróżował za granicę. Na przykład latem 1956 roku odwiedza Karlowe Vary
w Czechach, by leczyć zniszczoną przez alkohol wątrobę.
Był również w Paryżu z żoną Wandą.
Lubił też spacerować samotnie wzdłuż Wisły i nie cierpiał, kiedy ktoś mu
przeszkadza w trakcie spacerów. Odwiedził swój rodzinny Płock. Pod koniec życia
pił coraz mniej, jak podaje Urbanek.
Chociaż zdarzały mu się skandale na przyjęciach, na przykład kiedyś zwymiotował
na Wisławę Szymborską, która siedziała z nim przy stoliku. Miał dużo takich
wybryków i dlatego był traktowany z lekkim przymrużeniem oka, już pod koniec.
Albo wyjazd do Związku Radzieckiego, kolejne faux pas. Na lotnisku w Moskwie
delegacja, na czele której Wiktor Woroszylski, Broniewski pijany idzie sztywnym
krokiem, jeden Rosjan zaproponował: „Towarzyszu Broniewski może usiądziemy na
chwilę?”,
Broniewski zareagował natychmiast:
-Ja już tu u was siedziałem”.
Zresztą tego rodzaju „numerów”, nieprawomyślnych i niepoprawnych politycznie
było o wiele więcej, na przykład uwidocznienie swojego przywiązania do Legionów
i Marszałka podczas któregoś ze spotkań, władza jednak przymykała na to oko.
Pod koniec życia miał również zwyczaj dzwonić po nocach do swoich przyjaciół i
czytać im wiersze.
Mówił do Lesława Bartelskiego, którego ściągał czasem do siebie w nocy,
opowiadając mu swoje wspomnienia wojenne, że poeta może pisać wiersze tylko
między jedną depresją a drugą.
Pod koniec IX 1961 roku, trafia do szpitala ze stwierdzeniem obrzmienia jednego
z płatów płucnych. W szpitalu, nad wierszami, pracował do końca swoich dni,
rano dzwonił do swojej żony Wandy, żeby podyktować jej wiersz, który ułożył w
nocy.
18 X 1961 roku, poeta pisze jeden ze swoich ostatnich wierszy, „Dąb”. Oto cytat
z wiersza:
„Idę sobie zamaszyście
i opada ze mnie życie jak jesienne liście.
Jakie liście?- dębu, brzozy, topoli,
ale to boli”.
Wychodził ze szpitala do domu na przepustki, tam przyjmował przyjaciół, z
którymi się żegnał, między innymi z nielicznymi już towarzyszami z Legionów. W
Sylwestra jego dom wypełnił się ludźmi, czytał im wiersze, „Magnitogorsk”,
„Elegia o śmierci Ludwika Waryńskiego”, „Troska i pieśń”. Przy ostatniej wizycie Feliksy
Lichodziejewskiej, do końca trzymał fason, mówił liczne anegdoty ze swojego
życia, tryskał humorem, potem kobieta ta napisze: „Wróciłam do domu z
przeświadczeniem, że choroba nieszybko pokona niespożyty organizm poety”.
W sobotę, 10 lutego 1962 roku, był już znowu w Klinice, w towarzystwie swojej
żony, Wandy,
prosił, żeby czytała mu wiersze, chciał się z nimi pożegnać, mówił też żonie,
co w nich zmienić, nie zdołał doprowadzić redakcji do końca, zmarł o trzeciej
po południu.
Broniewski do dzisiaj wpływa na XXI wiecznych poetów. Przyciąga szczerością
swoich wierszy, ich niezwykłym, wzruszającym liryzmem. Do powinowactw
artystycznych z poetą przyznaje się między innymi Marcin Świetlicki, który
wyrecytował kiedyś z zespołem Świetliki wiersz „Bagnet na broń”. Oprócz tego Muniek
Staszczyk, Pidżama Porno, czyli Grabaż. W trakcie ustawy dekomunizacyjnej,
złożonej przez PIS, aby zniknęły nazwy miejscowości, ulic i placów,
gloryfikujących komunizm, to właśnie Broniewski ocalał, wraz z Tuwimem i
Brzechwą, ponieważ: „Ustawa nie obejmie nazw i przedmiotów upamiętniających
wybitnych twórców, którzy w dłuższym czy krótszym okresie życia ulegali
komunistycznym mirażom, jeśli dana nazwa bądź dany przedmiot nie wyraża
pochwały komunizmu”.
Na uwagę jeszcze zasługuje wywiad, jaki Mariusz Urbanek, autor pełnej biografii
Broniewskiego, „Miłość, wódka, polityka”, przeprowadził z Marią Broniewską
Pijanowską, córką Marii Zarębińskiej. Wspomina tam ojca przede wszystkim jako
człowieka, który dbał o staranne wychowane córek, poza tym czuł się, jak
powiada Broniewska Pijanowska, do końca życia socjalistą i piłsudczykiem, w
domu o Związku Radzieckim w ogóle się nie rozmawiało. Na przykład, na
imieninach, po śmierci Stalina, na których obecny był Mieczysław Lepecki, zwany
Lepą, Broniewski zawołał do Lepy: „Lepa, baczność, pijemy zdrowie naszego
marszałka Józefa…”, zawiesił głos, a córka bała się, że powie „Stalina”, a on potem
strzelił obcasami i zawołał: „Piłsudskiego”.
Na uwagę zasługuje jeszcze jedna anegdota, zaproponował Bierut Broniewskiemu,
żeby napisał nowy Hymn Polski. Broniewski żachnął się, stanowczo odmówił, „ja
hymnu narodowego nie będę zmieniał. Nie będę, bo nie mogę! Bo nie chcę! Bo to
tak, jakbym orłowi polskiemu urwał głowę”.
Niezwykła była biografia tego poety i niezwykłe wiersze po sobie pozostawił,
gdzie słychać wybijany miarowo rytm żołnierskich butów. Wiersze pełne werwy,
przy tym niezwykle liryczne, często obrazowe i gęste, bez zbędnego gadulstwa,
proste jak żołnierski rozkaz, a jednocześnie, gdzieś w środku, czułe, ale bez
tkliwości, liryczne czystym liryzmem, na jaki tylko stać poezję polską, to
zostawił po sobie poeta Władysław Broniewski.