Przeczytałem "Rozprawę o metodzie" Kartezjusza. Bardzo mnie ona pokrzepiła, spore światło i siła bije z tych fraz kartezjańskich. Potrzebne mi to teraz, nie ukrywam. Jako człowiek wewnętrznie zabałaganiony, niestety o usposobieniu artystyczno-poetycznym, jestem słabym mieszkańcem państwa Kartezjusza, a jednocześnie czuję się w nim znakomicie, zaopiekowany, mający poczucie stabilności i silnych struktur.
Przebywając jedynie w językach literackich, przebywając jedynie w tym jednym, specyficznym języku, z którym zmagam się od wielu lat i zmagań swych ciągle nie mogę sfinalizować, otóż przebywając w nim ciągle, czuję jak od środka rozpada się mój świat i Wszechświat, wewnętrzny Kosmos.
Najlepsze bowiem na permanentne poczucie nierzeczywistości, uczucie śnienia na jawie, częstego tworzenia fantazji, blagi i baśni, życia w obrazach i tak dalej, jest poczucie rzeczywistości, które nam daje ktoś inny, mnie akurat to poczucie, w niedzielne popołudnie podarował Kartezjusz.
Próby zreferowania tego, co powiedział, nie podejmę. Wydaje mi się jednak oczywiste, że wszyscy wiedzą, o czym Kartezjusz pisał i co mniej więcej "miał na myśli". On sam w posłowiu do "Rozprawy o metodzie" pisze, że boleje, że ci, którzy się pod jego sądami podpisują, nie potrafią ich porządnie przedstawić.
No, ale co mnie uderzyło w dziele Kartezjusza jako literaturoznawcę, to przede wszystkim piękna, filozoficzna opowieść, jej klarowność, siła, którą widać w stylu, jasność i precyzja, a w tym wszystkim spoczywają spore pokłady wiary i nadziei w człowieka i Boga. Tak. Kartezjusz to myśliciel, który bez wątpienia (moim zdaniem przynajmniej), nie poddaje się rozpaczy. Można sobie wyobrazić samotnego, silnego wewnętrznie człowieka, który spędzając samotny wieczór, oddaje się rozmyślaniom:
Oto jak brzmi pierwsze zdanie "Części Drugiej" (tłum: Wanda Wojciechowska):
"Przebywałem naówczas w Niemczech, dokąd udałem się z okazji wojen jeszcze tam trwających; w drodze powrotnej do armii z koronacji cesarza zatrzymała mnie rozpoczynająca się zima na kwaterze, gdzie żadne towarzystwo nie rozpraszało moich myśli i gdzie nie mając na szczęście żadnych trosk i namiętności, które by zakłócały mi spokój, spędzałem całe dnie samotnie w ogrzewanej komorze, mając dość wolnego czasu na rozmyślanie".
Wyłania się z tych słów nie obraz osobnika rozciapcianego, rozmemłanego, wewnętrznie pogubionego, ale prawdziwego mędrca, który poważnie podchodzi do zagadnienia nie tylko swojego życia, ale w ogóle życia. Więc tak. Kartezjusz pisze przede wszystkim o sobie i pisząc o sobie uprawia jednocześnie najprawdziwszą w sensie głębokim filozofię. Jego filozofowanie nie odrywa się przecież od "ja", owo "ja" bardzo uważnie bada, analizuje jego części (łącznie z częściami anatomicznymi). Myślę, że tutaj leży zagadka siły stylu Kartezjusza. Gdyby filozof nie pisał o sobie, to już by nie było takie "mocne" i "tego" nie dałoby się tak intensywnie doznać i poznać. W tym sensie za wzór można podać Kartezjusza jako filozofa, czyli dajmy na to poetę "nauki". O ile filozofię można w ogóle zdefiniować jako "naukę".
Więc powiedzmy inaczej: filozofia rozumiana jako nauka albo ćwiczenie intelektualnej pracy nad sobą. To już ma większy sens jak sądzę.
W niedzielne popołudnie czytałem Kartezjusza. Myślę, że w pewien sposób, dzięki tej lekturze, jestem bliżej Boga, być bliżej Boga bowiem, to w myśl znowuż tego, co napisałem we wcześniejszym poście, być bliżej ciała, czyli być bliżej rzeczywistości. Kiedy Bóg naprawdę mieszka w środku, w ciele i duszy, wtedy opowieść o sobie i świecie staje się możliwa dopiero i prawdziwa. Tak myślę.
Uporządkować siebie, taką mnie wskazówkę dał pewien profesor i ja za tą wskazówką podążam, a że bałagan artystyczny, że w pracy naukowej bajzel, niechlujstwo, nadziei brak? No cóż, ja próbuję się mimo wszystko nie łamać i nad tym jeszcze głębiej odrobinę popracować. Czytam więc popołudniami i wieczorami Kartezjusza w ogrzanym pokoju.
niedziela, 12 stycznia 2014
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Wyimek _ Poemat nowy _ cz. 2
Wieniu, kiedy będę umierał, powiem Tobie w zaufaniu: pamiętaj stary, najważniejsze jest lizanie gnata. Przegrać z Panem Bogiem to jak wygrać...
-
Wieniu, kiedy będę umierał, powiem Tobie w zaufaniu: pamiętaj stary, najważniejsze jest lizanie gnata. Przegrać z Panem Bogiem to jak wygrać...
-
Sadyzm jest osiową cechą kontaktów międzyludzkich. Dlaczego nie możemy być dla siebie po prostu dobrzy? Bo od dziecka krzywili nam ryje ci, ...
Oczywiście, że rozmowa, nie jakiś tam blog.
OdpowiedzUsuń