Humaniści określają mianem poszukiwania prawdy to, co psychologowie nazywają emocjonalną labilnością.
Drogi różne na wiele lat się rozchodzą, by potem nagle i nieoczekiwanie się
zejść.
Niby banalne i proste, a jednak zawiera się w tym jakaś przygoda, coś, co czyni
życie ciekawym, może nawet znośnym.
Życie to niebywale męczący proces, po którym nie następuje żadnego gratyfikacja
a podczas owego życia rzadko udaje się osiągnąć coś naprawdę
satysfakcjonującego.
Cóż za komfort rzekomej prawdy, kiedy duchowni opowiadają o kimś, kogo nie ma.
Sztuka (wielka) nie od Boga pochodzi, ale z genitaliów.
Cały paradoks i całe okrucieństwo stworzenia w tym się zawiera.
Znałem kiedyś gościa, który na tym świecie trochę pożył, a potem na własną rękę
postanowił go opuścić. W chwili śmierci jednak bardzo żałował swojej decyzji.
Najszczęśliwsi są ci, którzy nigdy nie narodzili się.
Nie przeżyli nigdy żadnego zranienia, dramatu, rozdarcia, konfliktu, tragedii,
zdrady ani opuszczenia. Pływają w metafizycznej zupie niebytu, są błogo
nieświadomi.
Dziadek Freud był wyjątkowo bezwzględny, ale wygląda na to, że miał rację.
Żeby być zadowolonym z życia, czy cieszyć się życiem, trzeba być jednak choć
trochę prymitywnym. Zauważcie Państwo, że najweselsza grupa społeczna to ci,
którzy interesują się sportem.
Najgłupsze co można powiedzieć do smutnego człowieka, to ciesz się bracie
życiem, życie jest piękne, akurat uwierzy, że czarne jest białe.
Tak na dobrą sprawę, to nie mam kompletnie z kim porozmawiać, dlatego głównie
rozmawiam ze sobą.
Ludziom szczerym powinny uchodzić płazem nawet złość czy niezręczność, ponieważ
przeważnie mają do wyrażenia jakąś prawdę.
Reszta udaje albo nadyma się albo jedno i drugie.
Dowartościować świat pozoru, masek, ról, konwenansów?
Ależ to właśnie czynią wariaci, często przepraszając resztę gawiedzi za to, że
mają nieco głębsze dusze.
Życie w swojej najgłębszej istocie jest proste jak budowa cepa, dlatego wymaga
prostych i zdecydowanych rozwiązań.
Niestety natury subtelne zupełnie nie odnajdują się w tego rodzaju strukturze.
Dostojewski najwnikliwiej przedstawił wyższość wierności nad prawdą.
Niestety ludzie wierni mają najmniej przyjaciół, albowiem cenieni są przede
wszystkim specjaliści od prawdy, którzy grupują się w pseudo przyjacielskie
grona wierności nie wobec siebie, ale wobec idei. Szczerze?
Pierdolić ideę.
Kiedy będę miał syna, powiem mu: synu nie martw się nigdy, jeśli ktoś do ciebie
odnosi się, choćby krytycznie… Najbardziej wulgarnym i zmasowanym atakiem
pogardy jest obojętność.
Sam dobrze wiem, ile odniosłem ran na tej wojnie.
Teraz odwracam się od ludzkiego mrowiska, siedzę samotnie w swoim centrum
dowodzenia i knuję. Obmyślam strategię.
Zdejmijcie w końcu te błazeńskie maski i przebrania.
Wyjdźcie z gołymi siurkami i pipkami na rynek.
Zgromadzenie wariatów zwie się często happeningiem i nikomu nic się nie dzieje.
Samotny wariat, który wcześniej wpadł na ten sam pomysł i realizuje go, najczęściej
kończy zamknięty w psychiatryku.
Moja strategia polegająca na ograniczeniu kontaktów międzyludzkich do minimum,
jest w zasadzie najbardziej higieniczna.
Zastanawiam się, czy znowu wchodzić w picie czy nie.
Kiedy znów wejdę w picie, otworzy się możliwość rozmowy, przebywania, itp.
Bez tego, najczęściej się żremy, albo nie mamy sobie niczego do
powiedzenia, przynajmniej my Polacy.
Wyobrażacie sobie spędzić z kimś na trzeźwo parę godzin, o ile nie jest to
sytuacja np. w pracy, czy jakiejś innej sytuacji przymusowej, ewentualnie
wspólnego oglądania czegoś ciekawego?
Ja tak nie potrafię.
Alkohol jest jak muzyka, łączy ludzi.
Teoretycznie i fikcyjnie oraz iluzorycznie, mam dookoła siebie pełno ludzi.
W rzeczywistości mam dwie towarzyszki, którym naprawdę ufam i które mnie nie
zawodzą: są to książka oraz flaszka.
Jest jeszcze jeden mój przyjaciel: lek przeciwpsychotyczny rispolept, który
mnie umacnia, dlatego żyję, piję i biorę prochy.
Wczoraj wypiłem samotnie całą flaszkę ruskiego szampana, którego trzymałem od obrony doktoratu. Uwaliłem się
słuchając swojej ulubionej muzyki.
Z drugiej strony jednak zdaję sobie sprawę, że jak będę chlał znowu, to znów
mnie to zaprowadzi do psychiatryka, a tego wolałbym uniknąć.
Przeniknąłem kobiety i dlatego one wszystkie kochają mnie, ale na odległość,
dla własnego bezpieczeństwa.
Życie nieprawdopodobnie deformuje człowieka, dlatego wszyscy jesteśmy
potworami, ergo kochamy się, kiedy nas muzyka alkoholu ulula.
Bóg musiał umrzeć na krzyżu, więc nie dziwmy się temu, że jest tak a nie
inaczej, bo nigdy dobrze nie będzie.
Na ludzi, poza tymi, którzy nas naprawdę kochają (czyli mama i tata), trzeba po
prostu bardzo uważać. Ta uważność na ludzi to nic innego jak uważanie na ludzi,
dzisiaj to widać bardzo mocno, mało kto ma w sobie na tyle dystansu i poczucia
humoru, żeby tak beztrosko bywać tam i ówdzie.
Wszelkie próby uzdrowienia tego świata czy wprowadzania tzw. miłości, kończyły
się zawsze krwawą hucpą. A to dlatego, że istota ludzka bardziej niż życie
kocha grę w to życie.
Ergo tzw. miłość była wprowadzana na ten świat w mundurze.
Co ma wspólnego miłość z mundurem?
Nic. Tyle co Pan Bóg z biskupim ciuszkiem.
Wielu ludzi nie potrafi porzucić swojej skóry i spróbować wejść w skórę cudzą,
stąd tyle ran, konfliktów, nieporozumień.
Najcieńsze włókno duszy to Ewelinka, najgrubsza warstwa duszy to mama.
Być może przez to, że tak mocno krwawię, że tak mocno się wykrwawiam,
uczestniczę w męce Chrystusa.
Najważniejszy jest dla mnie krzyż Chrystusowy.
Wierzymy, że był ktoś taki jak Jezus, który jako Jedyny był absolutnie w
porządku.
W życiu literackim nie ma przyjaźni.
Są interesy, plemiona, obozy, kliki, tzw. środowiska, które łączy jakaś
iluzoryczna wspólnota celów przeciwstawionych z pozoru innym celom.
Czego bym chciał uniknąć, to skończenia w roli jeszcze jednego gadającego o
swojej poezji poety, nabzdyczonego własną, domniemaną potęgą.
Obecna pan narracja, aby każdego jednakowo kochać, czyni może ów padół łez
nieco mniej toksycznym, ale z drugiej strony nudnym, jałowym, przewidywalnym,
bez odpowiedniego pieprzu i prztyczka w nos dla tych, którzy na niego
ewidentnie zasługują, choćby przez połączenie z jednej strony pychy a z drugiej
ignorancji.
Wskutek love przede wszystkim dla debili, debile przyjęły miłość z całym
dobrodziejstwem inwentarza i stali się owi niepodzielnymi władcami aktualnego
świata.
Cham otrzymał królewskie berło za darmo i jeszcze na kolanach, więc mamy co
mamy panowie pięknoduchy.
Jestem już nieprawdopodobnie zmęczony rolą idioty, która niesie ze sobą
możliwość przetrwania w tym szambie zwanym podobno krajem, moim krajem.
To, że samych siebie będziemy określać, nawet w relacji z kimś, jako Boga,
Jezusa, Mozarta, Salieriego, czy Johnego Deepa, niewiele tak naprawdę znaczy…
Bo słowa są najsłabszym tak naprawdę wehikułem sensów.
Określa nas wyłącznie nasza postawa wobec
rzeczywistości i podejmowane wybory, które mogą wkurzać bądź
onieśmielać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz