niedziela, 9 lutego 2014

Wróble na balkonie. Kilka uwag o pewnym tomiku poezji.

Dziwna sprawa, coraz mniej wróbli, właściwie już nie ma wróbli, przynajmniej ja ani w Tarnowie ani w Krakowie ich nie widzę. Może dlatego tomik poezji Romy Kuźby nosi tytuł "90 wróbli"? Czemu 90, trudno powiedzieć, może to liczba graniczna, poza którą nie ma już życia? Bo też tytułowe wróble symbolizują przecież życie, którego już nie ma, które kiedyś było, miało miejsce, tętniło, rozkwitało, zapraszało. Tom ten jest utrwaleniem minionego czasu, zdarzeń z dzieciństwa, czasem maleńkich, niewinnych drobiazgów i szczegółów, które kapryśna pamięć zapisała. Podmiot liryczny tych wierszy jest dojrzały, można powiedzieć: naznaczony wiekiem i doświadczeniem. Dlatego chyba, przez pierwsze strony książki, rodził się we mnie "młodzieńczy" bunt, kiedy bezpretensjonalność myliłem z banałem, oczywistością, myślową mielizną. Bo też tom nie ma wielkich walorów literackich, ale ma coś, co literaturą jest w sensie istotnym, prymarnym i pierwotnym: to znaczy narrację o swoim życiu, tym minionym i tym obecnym. Podmiot patrzy bowiem na swoją przeszłość, wspomina ojca i mamę, pierwsze miłości i zauroczenia, klasówki szkolne, tremę zauroczeń i zakochań, tłuste obiady w żyjącym ciepłą atmosferą domu, niezwykłą atmosferę świąt Bożego Narodzenia, w istocie; te reminiscencje mają niezwykły, familiarny urok, tchną życiem wspólnotowym, przywołują niezniszczalny i wieczny archetyp rodziny jako najważniejszego miejsca na ziemi i zarazem celu życiowej wędrówki. Perspektywa teraźniejsza dotyczy natomiast spokojnego, afirmatywnego wychowywania wnucząt, zabaw (nawet tych przy użyciu komputera), udzielanych porad życiowych swojemu dojrzałemu już synowi, wizyt w Klubu Seniora i odczytywania swoich wierszy publicznie. Owe peregrynacje są również nasycone sporym urokiem, ponieważ nie roszczą sobie pretensji, ani nie próbują zawładnąć i zawłaszczyć czytelnika; podmiot zdaje się być świadom, że jego perspektywa nie ma na nic wpływu, nieco zrezygnowanie przyznaje w autotematycznym wierszu "Czy trudno pisać wiersze?", że zapisywane te utwory "pomagają jedynie wyrażać poglądy i refleksje, z którymi nikt się później w życiu nie liczy". Starość przedstawiona w utworach jest w pewien sposób heroiczna, nie pozbawiona mądrej i spokojnej afirmacji i nie pozbawiona przy tym pierwiastków melancholijnej i łagodnej rezygnacji, jak w bardzo zgrabnym, ironicznym i przewrotnym, dowcipnym wierszu "W kolejce". Przytaczam go w całości:

"Nastałam się w życiu w kolejkach,
W komitetach stawiali mi kreski
Lub na dłoni pisali cyfry
Poślinionym ołówkiem niebieskim

Czy to były cytryny, czy buty,
Ochłap z kością, czy dla dziecka cukierek,
Oprócz kartki wydzielanej co miesiąc,
Miałam zapisany w kolejce numerek.

Więc ten obraz pozostał w pamięci
I po nocach, we śnie, wciąż powraca.
Stoję grzecznie w kolejce po czas,
Który mija i nigdy nie wraca.

Już minęło południe i wieczór,
Noc nastała i data nieznana.
A ja drżę, bo się boję ogromnie,
Czy też dzisiaj doczekam rana."

Spotyka się w tomie "90 wróbli" również tony elegijne i żałobne, pewne wersy, zwłaszcza ostatnie wiersze nie są pozbawione elementów cierpienia, kiedy podmiot dzieli się z czytelnikiem diagnozą o nieuleczalnej chorobie, o "nie dającym się odwrócić wyroku", by przypomnieć wersy Czesława Miłosza z wiersza "To".
I w ten sposób, dzięki wprowadzeniu owego elementu cierpienia, tom nabiera cech poważnych, cech serio, staje się poważną opowieścią o życiu i chorobie, ale dodajmy: tym, jednym, partykularnym życiu, któremu dane zostało pisemne świadectwo, zapis pamięci, który jednak nie jest ani hermetyczny ani idiosynkratyczny, ile raczej dzieli się swoimi przemyśleniami, refleksjami, zaprasza do dialogu i wymiany myśli oraz wspólnej podróży przez długie życie. Pojawia się w tym kontekście starożytny topos puer senex, to znaczy podmiotu, który jest jednocześnie starcem i młodzieńcem, w wypadku tomu "90 wróbli", podmiot jest jednocześnie "staruszką", co małą dziewczynką, która z lękiem, ale i nadzieją patrzy na swoją przeszłość i szuka w niej ocalenia. W wierszu "Senne zmartwienie", czytelnik trafia na takie, ciekawe wyznanie:

"We śnie byłam płaczącą dziewczynką,
Która zgubiła kokardkę z jednego warkocza.
Było to zmartwienie poważne, najważniejsze,
No, bo jakże tak się pokazać innym dziewczynkom?

(...)

Przecież jeszcze przed chwilą je miałam,
Bo mama starannie je zaplotła.
Więc wstałam mimo ciemnej nocy
I poszłam się przejrzeć w starym lustrze.

Byłam niemal zdziwiona,
Że zza lustrzanej szyby patrzy na mnie
Ktoś siwy i przygarbiony, w nocnej koszuli,
I karci mnie surowym spojrzeniem".

W wierszu "Poranne odkrycie", podmiot wiersza zwierza się: "nie chwycę za rękę mamy, która obroni mnie przed całym złem i niesprawiedliwością". Owe powroty do głębokiej przeszłości, do rodziców i domu rodzinnego niosą chyba ze sobą pragnienie bezpieczeństwa i ocalenia przed światem, który wydaje się inny, obcy, dziwny i niezrozumiały. Ojciec z kolei bowiem jawi się jako osoba nie pozbawiona narracyjnego talentu, ale też mężczyzna, który potrafi obronić rodzinę przed niebezpieczeństwem:

"Siadywał na ławce rozklekotanej,
A ja na jego kolanach.
Słuchałam o menażce,
O widelcu z łyżką składaną,
O manierce otulonej zielenią,
I o prawdziwej czapce
Z orzełkiem w koronie.
Było też o mocnym rzemiennym pasie,
Oficerskich butach i szabli,
Którą chciał obronić mnie i mamę".

Podmiot wydaje się lepiej bowiem czuć w przeszłości, otoczony opieką rodziców i ciepłem domowego ogniska, świątecznych wypieków,"keksów, rodzynek, cytrusów", "kiedy kochana babcia razem z moją mamą, kładły na obrus opłatek, a pod obrus siano". Przeszłość jest zatem w tomie "90 wróbli" zdecydowanie waloryzowana dodatnio, natomiast teraźniejszość nie jest pozbawiona ambiwalencji i wahań. Z jednej strony wnuki, syn, radość, który wynika z możliwości dzielenia się swoim doświadczeniem z rodziną, lecz z drugiej przecież pustka, opuszczenie, samotność, choroba i jakaś niezrozumiałość, dziwność, wynikająca z obcości i nieprzystawalności tego, co było do tego, co jest, współczesności i przeszłości.
W wierszu "Co jest za szybą? mamy nawet do czynienia z rodzajem skargi albo lamentu:

"Jakże zmienił się świat
I nasza młodzież.
Nie szanuje się już bowiem niczego.

Ani języka, ani ojczyzny,
Ani historii, ani słowa,
Ani nawet nauczyciela

Więc albo mam zepsuty telewizor
Albo sama zatrzymałam się
W rozwoju i patrzę, zdumiona światem".

Zdumienie to warunek sine qua non filozoficznego poznania, w tym jednak wypadku chodziłoby raczej o rodzaj poznania negatywnego, podmiot co prawda stara się usilnie zrozumieć współczesność, ale częściej spotyka się w tych wierszach postawę mądrej, pogodnej rezygnacji, swego rodzaju afirmatywnej melancholii wynikającej z przemijalności i śmiertelności człowieka, mieszkańca ziemi i swojej ojczyzny.
Tom nie jest również pozbawiony odniesień religijnych ("Wieczorna modlitwa") oraz aluzji obyczajowo-politycznych (jak w dowcipnym, przekornym wierszu "Moje moherowe myśli"). Dla podmiotu tych wierszy bowiem Pan Bóg i Jego opieka, Opatrzność są podstawowe dla kształtowania się człowieka najpierw jako uczennicy, podlotka, który często zakochuje się w różnych chłopcach, potem dojrzałej, pełnej miłości do męża kobiety, a na końcu seniorki rodu, która dzieli się swoim doświadczeniem z członkami rodziny.
Tom poetycki Romy Kuźby, "90 wróbli" jest niewątpliwie wart przeczytania i choć drażnią czasami pewne poetyckie nierówności, częste ześlizgiwanie się w rodzaj dość oczywistych, banalnych konstatacji (wygłaszanych czasem z "mocą", jakby to były prawdy objawione), nie jest jednak pozbawiony zwyczajnego, ludzkiego ciepła i uroku. Niewątpliwie jest i będzie on ważny nie tylko dla autorki i dla jej rodziny, ale również dla pewnych, społecznych grup, być może zapoczątkuje swego rodzaju "modę" na pisarstwo senilne, kiedy czując zbliżający się kres, pisarz, poeta, człowiek, który przebył już długą, życiową drogę, zaczyna "wyrażać poglądy i refleksje", aby "ocalić przed zapomnieniem", jak mawiał poeta.
Wróbli już nie spotykam ani w Tarnowie ani w Krakowie. Z pewnością lepsza realizacja literacka, poetycka tomu "90 wróbli" mogłaby mi o nich przypomnieć w sposób bardziej intensywny i dogłębny. Niemniej i tak przypomniała, że życie czasem najprawdziwsze jest w tym, co uciekło, przeminęło, lecz nie zostało całkiem rozwiane, a teraźniejszość trzeba mimo wszystko traktować jako swoisty i szczególny prezent od losu, jak pisze zresztą sama poetka w wierszu "Prezent" komentując swoje życie: "dzisiaj wiem, że to jest prezent od losu i staram się na nie zasłużyć". Brzmi to pewnie dość blado, może nawet banalnie, niemniej wartość istotna wierszy pomieszczonych w tym tomie tkwi chyba w gdzieś głęboko spoczywającej, życiowej mądrości, z którą poetka Roma Kuźba, odważnie i bez większych pretensji postanowiła się z nami, czytelnikami poezji podzielić. "Moje wiersze są jak wróble, które stołują się na mym balkonie", pisze poetka w ostatnim wierszu pomieszczonym w tomie, a czytelnikowi pozostaje nadzieja, że żadna szkoda ani zło się nie stanie tym malutkim, szarym wróbelkom.
Moja babcia też karmi na balkonie sikorki słoninką w zimie i karmiła również wróbelki w czasach tęgiego mrozu i zimowej zawieruchy. Co niedzielę chodzę do mojej babci na obiad.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wyimek _ Poemat nowy _ cz. 2

Wieniu, kiedy będę umierał, powiem Tobie w zaufaniu: pamiętaj stary, najważniejsze jest lizanie gnata. Przegrać z Panem Bogiem to jak wygrać...